A/N: Na potrzeby fanfika przeniosłam ich o jakąś dekadę w przód. To są czasy w których żyję i które znam najlepiej :) post-Hogwarts; Draco's POV; częściowe EWE; główne postacie mogą być odrobinkę OOC, ale sporo Was lubi TAKIEGO Pottera, więc nie powstrzymywałam się ;)
Jeśli coś takiego już buło - sorki, ja się nie spotkałam.
01
Lucjusz siedział w swoim ulubionym fotelu. Narcyza krzątała się, poprawiając stojące na półkach i stolikach antyki i bibeloty. Po twarzy spłynęła jej jedna łza, która wymsknęła się nieposłusznie. Otarła ją, niby ukradkiem, choć nie umknęło to uwadze ani jej męża, ani syna.
Draco poprawił się w krześle. Mówił cicho i spokojnie.
-Minął rok. Nie zamierzam dłużej tego tolerować. Przykro mi. – Sięgnął po kieliszek i upił łyk słodkiego wina.
Ojciec go rozumiał. Obaj mieli zakaz pracy w Ministerstwie Magii. Jedyne konsekwencje, jakie poniosła ich rodzina. Jeśli nie liczyć powszechnej społecznej pogardy. Matka egoistycznie chlipała nad rzekomą utratą syna, dla którego tyle przecież ryzykowała.
-Wrócę – kontynuował Draco. – Wrócę, gdy będę na to gotowy. Ale teraz nie wytrzymam już dłużej.
-Dobrze – wyszeptała w końcu Narcyza.
Lucjusz skinął tylko głową, uważnie go obserwując.
#
Kiedy zgłosił się do Wydziału Nieruchomości w Departamencie ds. Mugoli w gazetach zahuczało. W Proroku artykuł o nim dostał się aż na trzecią stronę, a wielkie zdjęcie zajmowało chyba czwartą jej część. Zarządał dużego apartamentu w starej, cichej dzielnicy niezbyt dużego miasta. Poszukiwania odpowiedniego lokum wydawały się trwać wieczność, aż w końcu zmęczony arystokratycznym klientem konsultant zaproponował wykupienie całego piętra w stuletniej kamienicy i przebudowanie go zgodnie z potrzebami Draco. Zgodził się gdy tylko ujrzał okolicę.
#
W mieszkaniu, które kupił trwały prace budowlane. Ekipa mugoli w brudnych, poszarpanych ubraniach i z twardymi czapkami na głowach wyburzała ściany robiąc przy tym mnóstwo chałasu i pyłu. W tym pyle biegał czarodziej czuwając nad tym, by dach się nie zawalił, ale szczęśliwie nie miał wiele do roboty. Draco znikał na całe dnie, włócząc się po okolicy. Kilkaset metrów od kamienicy był duży park. Szedł właśnie jedną z alejek z przedziwnym wynalazkiem, jakim był lód na patyku, w ręce i szukał wolnej ławki. Było lato, więc korzystał z faktu, że lody i zimne napoje sprzedawano na ulicy. Nie odważył się jeszcze wejść do żadnego ze sklepów. Słuchał ich rozmów zastanawiając się czy to jeszcze jest angielski, czy już jakiś inny język.
Czekało go jeszcze urządzenie apartamentu i przeniesienie najpotrzebniejszych rzeczy. Dopiero wtedy mógł zacząć swoją samotną przygodę w nowym świecie.
Rodzice wydali mu się w tej sprawie wyjątkowo wyrozumiali. Wprawdzie wiele się zmieniło od upadku Czarnego Pana. Byli zdruzgotani. Nie potrafili się z tego cieszyć. On sam odczuwał jedynie wielką ulgę. Zmienili się. Wszystkich zmieniły te wydarzenia, ale Malfoyowie nie wrócili do swojego poprzedniego życia. Nie mieli do czego wracać i się poddali. Nie mógł na to dłużej patrzeć.
#
Prace były już na ukończeniu. Wnoszono już ostatnie meble, w kominku palił się malutki płomień, żeby sprawdzić czy komin jest drożny i Draco znów uciekł od spojrzeń obecnych tu czarodziejów. Zamknął za sobą drzwi i schodził po schodach, gdy usłyszał stłumione "och".
Jego oczom ukazała się młoda kobieta, w okolicach dwudziestki. Miała na sobie zwiewną sukienkę podkreślającą figurę i krótkie, fantazyjnie obcięte włosy. Uśmiechała się życzliwie.
-Ty jesteś nowym lokatorem z siódemki? – zapytała.
-Właściwie… Z siódemki, ósemki i dziewiątki – uściślił.
-Kupiłeś całe piętro? Łał, to musiało sporo kosztować.
Zlustrowała go, skupiając się na najwyższej jakości ubraniach i drogich butach.
-Strych zawsze ma mniej miejsca niż piętro – wyjaśnił. – W rzeczywistości nadal jest tam dość ciasno.
-Wierzę na słowo – zachichotała.
-Znasz gdzieś w pobliżu miejsce, gdzie można wypić dobrą kawę?
-Och – wymsknęło się jej po raz kolejny – znam świetny lokal. Właśnie tam idę. Jestem Jenny Austen, a ty?
Wstrzymał oddech. Dziewczyna dużo mówiła, już zaczęła się spoufalać, a on nie zdecydował jeszcze jak ma się tutaj nazywać. Potrzebował jednak kogoś 'stąd'.
-Draco Malfoy – odpowiedział.
Na wypadek, gdyby ktoś na mnie wpadł w tej dziurze, pomyślał.
-O kurczę. Skąd to imię?
-Rodzina mojej matki się upierała – wymyślił niechętnie.
Nigdy wcześniej nikogo ono nie dziwiło i nigdy właściwie nie musiał się przedstawiać. Poza jednym przypadkiem, dawno temu.
-Chodźmy więc.
Ruszył za nią. Wyszli z kamienicy i przeszli na drugą stronę ulicy.
-Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Jenny. – Mam nadzieję, że lubisz nastrojowe miejsca?
Weszli do kawiarni i Draco uniósł brwi zaskoczony. Opanował się przypominając sobie radę szefa Departamentu ds. Mugoli.
Niczemu się nie dziwić, udawać że wszystko to się zna. Obserwować i wyciągać wnioski.
Ściany pomalowane na ciemnozielone pionowe pasy, na przemian błyszczące i matowe wyglądały jak tapeta. Sporo półek i regałów z ciemnego, hebanowego drewna, kilka różnych kształtów i wysokości stolików z kompletnie niedopasowanymi fotelami obitymi w czarne materiały o różnych fakturach oraz marmurowy kominek na jednej ze ścian sprawiały, że czuł się jak w domu. Albo w Pokoju Wspólnym Slytherinu, choć na to było tutaj za jasno.
-I jak? Podoba się?
-Wygląda jak mój salonik w rodzinnej posiadłości. Chociaż fotele były raczej jednakowe.
-Och, arystokrata? – przywitała się z ekspedientką i zamówiła dwie kawy. – Czarna?
Draco kiwnął głową.
-Z cukrem – dodał jeszcze.
Siedli przy wolnym stoliku.
-To by tłumaczyło twoje imię. Nie obraź się, ale bogaci zawsze muszą być inni – naburmuszyła się. – Zupełnie tego nie rozumiem. Te ich fanaberie. Jakby im nie wystarczyło to, że są bogaci.
Uśmiechnął się lekko, może po raz pierwszy od długiego czasu.
-Złe wspomnienia?
-Były narzeczony – odpowiedziała, ale wyczuł, że nie chce o tym rozmawiać.
-Czym się zajmujesz? – zmieniła temat po chwili ciszy.
Draco nie odpowiedział od razu.
-Właściwie to… Niczym. Na razie.
Oderwała wzrok od kawy i wlepiła w niego błękitne spojrzenie.
-Dużo forsy, nowe mieszkanie, nieznajoma okolica i smętne spojrzenie. Niech zgadnę: zaczynasz od nowa?
-Można tak powiedzieć – westchnął.
-Ale nie jesteś uciekającym przed wymiarem sprawiedliwości mordercą, co?
Ułaskawionym, dziewczyno, ale mordercą. Nie mogłaś lepiej trafić.
-Bez obaw. Jeśli przed czymś uciekam, to przed ludźmi.
-Norma. Ilu jest takich na świecie? Sama też zamierzałam kiedyś wyjechać, ale uświadomiłam sobie, że kocham to miejsce, a ten bogaty dupek i tak nie pofatyguje tu swej świty, żeby mnie dręczyć. Przecież to prowincja, czyli poniżej jego godności. Wybacz – dodała po chwili.
Zaśmiał się krótko.
-Lubisz czytać książki? – znów szybko zmieniła temat.
Zaczynał być ciekawy do czego go to wszystko doprowadzi, więc brnął dalej. Było nie pytać o kawę, stwierdził. Mam za swoje.
-Tak. Czytam całkiem sporo.
-Och, a w jakich gatunkach gustujesz? W tej kawiarni co tydzień organizujemy spotkania klubu czytelniczego. Przyjdź. W sobotę o szesnastej. I przynieś ze sobą swoją ulubioną książkę. Może się dowiemy czegoś o tobie?
-Przyjdę – odpowiedział po chwili wahania. – Może nie w najbliższą sobotę, może nie w następną, ale przyjdę – obiecał.
-Okej. Trzymam cię za słowo.
#
Draco opanował chęć teatralnego przełknięcia śliny. Ta dziewczyna go przytłaczała. Czy raczej, przytłaczała go świadomość jak jej osobowość sprawiła, że podczas jednego, krótkiego spotkania wciąga go w swoje życie. Krok po kroczku.
#
Apartament był już gotowy. Przeszedł się po pomieszczeniach z krytycznym spojrzeniem, ale wszystko wyglądało tak jak powinno.
Tuż przy wejściu była kuchnia z najnowszymi bajerami z mugolskiego świata, stylizowana na starą, z frontami jak z siedemnastowiecznych mebli. Sprzęty, których nie wiedział nawet jak używać pochowane były w szafkach i zabudowane. Wszędzie widać było ciemnomiodowe drewno i żółte, zielone i czerwone dodatki. Była jasna i przyjemna i nawet Draco stwierdził, że ciekawie mogłoby być spróbować przyrządzić coś mugolskiego. W obliczu jego permamentnego przygnębienia było to zdecydowanie pocieszające.
Tuż obok była jadalnia, a później duży, przestronny salon, mogący pomieścić kilkanaście osób. Draco nie zamierzał zapraszać gości, w szczególności w takiej liczbie, ale duży salon to było coś, bez czego nie potrafił się obejść. Tak jak i mały salonik po drugiej stronie apartamentu. Mały Salon był ciemny. Nie było w nim elektryczności i oświecały go tylko świece. Miał małe okienko, które wychodziło na północ. Wielki, kamienny kominek podłączony był do sieci Fiuu. Za regałem ze starymi książkami było przejście do malutkiego pokoiku bez okien, w którym schowane były magiczne księgi i przedmioty, które wziął ze sobą. Do pomieszczenia prowadziło też drugie przejście z gabinetu Draco. To był jedyny kącik, w którym magia występowała w skupieniu zdolnym zakłócić pracę mugolskich sprzętów.
Apartament posiadał także niewielką sypialnię, garderobę i wspomniany gabinet, łazienkę, pokój gościnny i pusty, niewykorzystany pokój. Część jednego ze skrajnych mieszkań pozbawiono dachu i ścian, budując oranżerię i taras. Skrzat, którego matka poleciła mu wziąć ze sobą dostał niewielką komórkę pod sporą szafką w Małym Salonie i był bardzo zadowolony z kwatery.
Nie chciał brać ze sobą Kostka, ale nie miał wyboru. Nie wyobrażał sobie by jakiś mugol krzątał się po jego mieszkaniu z miotłą. Polecił skrzatowi jak ma się zachowywać i tyle go widział.
Nowe życie czas zacząć.
A zacząć postanowił od kupienia jakiejś książki.
