Lupin wtargnął do mieszkania, pełen frustracji, złości i bezradnego oszołomienia.
– Remus, skarbie... – zaczął Snape i złożył gazetę, którą czytał – co się stało?
– Mam osobowość borderline...
– Połóż się, może porozmawiamy? Zrobić ci herbatki? Ciasta, kanapkę? A może ziółka? Wymasować ci stopy?
– No i to rozumiem, a nie jak Tonks: pieprzysz, chłopie, idź wyrzuć śmieci. – odparł dufnie Lupin i położył się na kanapie.
Severus podszedł do nowoczesnego gramofonu.
– Lato, jesień, zima, wiosna? – spytał.
– Daj zimę... w końcu czuję się, jakby mnie przygniotła wielka zaspa śniegu.
Snape posłusznie puścił Zimę Vivaldiego, wkładając płytę do gramofonu i lokując na niej igłę. Gdy pierwsze nuty zabrzmiały, spojrzenia mężczyzn spotkały się. Przeszły ich ciarki katharsis. Uwielbiali muzykę klasyczną i... uwielbiali siebie nawzajem. Szata nietoperza załopotała, gdy siadał na stołku obok kanapy, na której bez życia i wyczerpany legł Remus.
– A więc opowiadaj! Co się stało, co tobą wstrząsnęło, kochany?
Lupin podrapał się w wąsy i mlasnął ustami, aby zacząć...
– Zaczekaj...! – Snape w ostatniej chwili sobie przypomniał, żeby wyjąć z szuflady toaletki notes – notował wszystkie sesje ze swym kochankiem, a może i ukochanym.
– Och... – żachnął się Remus. – Może chociaż tym razem darujmy sobie spisywanie moich uczuć i wspomnień. Wiem, że cię to raja, stary nietoperzu, ale mnie to, muszę przyznać, odrobinkę już irytuje.
Severus ściągnął okulary, które przed chwilą nałożył na nos. Odłożył potulnie notes i pióro.
– Cieszę się, że jesteśmy ze sobą szczerzy – rzekł, jednak z jakimś głęboko zakorzenionym chłodem. Chyba został urażony, choć usilnie starał się, aby kochanek tego nie zauważył, nawet nieźle mu szło maskowanie emocji, co było poniekąd sprzeczne z ich umową o całkowitej szczerości.
Zapadła chwila ciszy, lecz nie niezręcznej. Była to niezbędna Cisza Inicjacyjna kumulująca w sobie przestrzeń na dawkę emocji, które zaraz miały wypłynąć z ust wilkołaka.
– Poszedłem dziś do pubu... – zaczął Remus.
– Do pubu? – zdziwił się Snape. – Nic mi o tym nie mówiłeś!
– Och, a co ja jestem przedszkolakiem, żeby spowiadać się tobie zawsze, gdzie i z kim idę?!
– Dobrze, tylko spokojnie, bo pęknie ci żyłka... pamiętaj, co mówił lekarz!
Lupin wziął kilka głębokich oddechów, żeby osiągnąć ład ducha. Tym razem mlasnął ustami Snape, aby coś powiedzieć.
– Przedszkolakiem nie jesteś, ale czy to nie oczywiste, że interesuje mnie, dokąd kierują się twoje wilkołacze łapy? W związku ludzie nie powinni mieć tajemnic.
– A tam, sranie w banie! Chromolę taki związek, już wyjść nie można bez twojego pozwolenia i...
– Spokojnie! Oddychaj głęboko! Masz rację, nie umawialiśmy się, że będziemy zdawać raporty z naszych osobnych wyjść na miasto – skapitulował wreszcie Severus, choć w głębi duszy bardzo by pragnął, aby Lupin zwierzał mu się z każdego wyjścia. Tak jak wilkołak wiedział, że Severus prowadzi dziennik dotyczący jego stanów emocjonalnych i przeżyć, tak nie zdawał sobie sprawy, że nietoperz prowadzi pamiętnik, w którym opisuje z najdrobniejszymi szczegółami o wszystkich poczynaniach Lupina, w tym zdaje raporty o jego samotnych wyjściach na miasto, o których rozmawiają. Czemu to czynił? Taką miał miłosną fiksację i tyle.
Nozdrza Remusa załopotały, uspokoił się wyjątkowo szybko. Przeszedł do opowiedzenia wydarzeń dzisiejszego wieczora.
– No więc... jeśli już mogę opowiadać i nikt mi nie przeszkodzi... – spojrzał znacząco na kochanka. – Więc poszedłem do pubu. Na początku wszystko szło jak zwykle... trochę pogadałem z laseczkami i przystojniaczkami. Trochę się napiłem, parę drinków dosłownie, jutro wcześnie wstaje, więc nie chciałem szaleć za ostro. No i na kogo się tam natknąłem, zgadnij... na Slughorna! Na tego, tego... pierdolonego patafiana!
– Spokojnie, Remus... – Snape położył z czułością dłoń na rozdygotanej piersi partnera.
Lupin doszedł do siebie po krótkiej hiperwentylacji i wrócił do opowiastki.
– Slughorn... usiadł w kącie i patrzył na mnie tak, tak... wyzywająco! Siorbał drinka przez słomkę, tak mocno, że aż mu policzki wsysały się do środka i patrzył na mnie nieustannie. Nie wiem, co mną powodowało, ale postanowiłem zapomnieć o naszych zwadach i pogadać z nim choć chwilę. No to siadam. Przez chwilę sączył dalej drina, jakby nie miał mi nic do powiedzenia. Gdy opróżnił naczynie, odetchnął z ulgą smakosza drinków. Spojrzał na mnie, ale tak, tak... jak nigdy na mnie wcześniej nie patrzył, całe oczy mu lśniły! Uśmiechnął się zalotnie i powiedział do mnie: Niebrzydki jesteś, robaczku. No i... ja wtedy go pocałowałem!
Snape zachmurzył się.
– Wiesz co sądzę o twoich przelotnych romansach – nietoperz pokręcił głową z dezaprobatą.
– A gdzie tam romans! Ja go nienawidzę!
– To czemuś go pocałował?
– Właśnie w tym cały dinks! Mam osobowość borderline!
– Mógłbyś to nieco bardziej naświetlić, bo nie rozumiem.
– Och, sam wiesz, jak nie cierpię Slughorna! Pocałowałem go tylko dlatego, że bałem się odrzucenia! A wyczytałem, że osoby z osobowością z pogranicza właśnie takie lęki mają! Często nieuzasadnione, z dupy wzięte, tak jak w moim przypadku! Wszak ja nawet nie chcę być z Horacym, a już boję się odrzucenia! To jest chore!
– Nie... wcale nie jesteś chory psychik, już samo to, że sam się definiujesz jako osoba chora, odsuwa podejrzenia o dysfunkcję umysłu.
– Ale co ty pieprzysz?! Na pewno jestem chory!
Snape ułożył z gracją dłoń na dłoni na swoich udach.
– Widzisz, mój drogi Remusie, jak sam wspomniałeś nienawidzisz Horacego. Jest to potężna dawka emocjonalna. Często gęsto miłość idzie w parze z nienawiścią. Ty, moim skromnym zdaniem, podskórnie pałasz do niego dawnym uczuciem, które maskujesz właśnie nienawiścią. Co oczywiście godzi we mnie, jako twojego obecnego partnera. A to co odczuwasz jako lęk przed porzuceniem, to nic innego jak maska na potężne pożądanie. Widzisz? Wszystko da się logicznie wyjaśnić. Bez mącenia o jakiejś osobowości z pogranicza.
– Psycholog się znalazł... – mruknął nienawistnie Lupin, wstał agresywnie z kanapy i nalał sobie whisky z karafki w kształcie czaszki.
Severus westchnął.
– Biorąc pod uwagę twoje emocjonalne rozterki oraz to, że właściwie średnio raz na dwa tygodnie mnie z kimś zdradzasz, doradzałbym abyśmy udali się na terapię dla par.
Lupin wypluł alkohol na dywan.
– I to bezzwłocznie – dodał.
– Jakoś do tej pory ci nie przeszkadzało, że czasem sobie przygarnę do łóżka jakiegoś przystojniaczka.
– Przeszkadzało. – Snape wyjaśnił krótko. Był białą dziurą i emitował materię chłodu i zimnej kalkulacji jak subwoofer emituje niskie tony. – Nie podoba mi się także, że nadal jesteś w związku małżeńskim z Nimfadorą i że regularnie korzystasz, za przeproszeniem, z jej waginy.
Remus przepłukał gardło whisky.
– Co ja ci poradzę, koleś... mam swoje potrzeby!
Snape zaśmiał się ironicznie.
– Koleś? To wczoraj wrzeszczałeś w łóżku moje imię jak w amoku, a teraz jestem dla ciebie tylko koleś...?
Lupin odstawił niedopitą szklaneczkę na szklany stolik. Szkło dźwięcznie zabrzęczało.
– Och, nie siej już fermentu i pomasuj mi stopy na zgodę!
Remus znów usiadł na kanapce i podstawił pod nos Severusa swoje śmierdzące stopy w skarpetkach. Snape fuknął nosem, ale posłusznie zdjął mu skarpety, ulokował delikatnie jego odnóża na kanapie i zaczął powolny, relaksujący, intymny masaż stóp.
W każdym, powtarzam, w każdym związku jedna ze stron musi w końcu odpuścić. Ale to nietoperz odpuszczał za często, to on był tym, który się częściej poświęcał. Może taką już miał naturę, a może... gromadził w sobie te wszystkie niewypowiedziane emocje i rozterki, aby pewnego dnia oszaleć i zamordować gołymi rękoma Remusa. Któż to może przewidzieć...
– Czy dobra intensywność ucisków? – Severus upewnił się z troską w postaci zmarszczek na czole, czy jego masaż nie jest może zbyt natarczywy.
– Mmm, wprost znakomita – Lupin pozwolił sobie na błogi uśmieszek.
Czuł się jak jednorożec opłukiwany tęczowym wodospadem rozkoszy. Ileż dobra może wprowadzić odrobina masażu w życiu czarodzieja.
