Autor: Lampira
Beta: Hebi22
Ostrzeżenia: Creature Fick (w pewnym sensie), non-canon. Akcja dzieje się, gdy Harry ma czternaście lat, więc będzie to lemon (bez scen graficznych, będą jak Harry podrośnie). Zignorowałam pewne fakty, by dostosować historię do mego wyobrażenia.
Rozdział 1
Dwóch mężczyzn przedzierało się przez las. Ich krokom nie towarzyszył żaden niepotrzebny dźwięk. W mroku nadchodzącej nocy, ich oczy świeciły żółtym blaskiem. Zwierzęta, które panowały w tym buszu, schodziły im z drogi. Instynktownie wiedziały, że ci obcy są okrutnymi drapieżnikami, które bez wahania pozbawiłyby ich życia, gdyby uznały to za konieczne.
Z czasem las zaczął się przerzedzać i można było ujrzeć polanę. Młodszy mężczyzna przystanął na chwilę, unosząc głowę — węszył. Zmrużył oczy, rozpoznając woń, która stawała się coraz intensywniejsza, gdy zbliżali się do celu.
— Cmentarz, Alfo? — zapytał.
— Tak — odwarknął drugi mężczyzna. Nie zatrzymał się, ale zwolnił na tyle, by jego towarzysz mógł go dogonić.
— Po co tam idziemy?
— Kwestionujesz moje przywództwo? — Mężczyzna odwrócił się do niego gwałtownie, unosząc górną wargę.
— Nie, Alfo. — Uniósł głowę obnażając gardło. — Nigdy bym tego nie zrobił — powiedział, nie patrząc na przywódcę.
— Dobrze. Idziemy. — Przewodził mu. Nie musiał tłumaczyć swoich decyzji reszcie watahy.
Zbliżał się do granicy lasu, a kiedy do niej dotarł, zatrzymał się. Obserwował wydarzenia rozgrywające się na cmentarzu. Jego szpieg nie mylił się. Naprawdę dzisiaj było wielkie wydarzenie dla Śmierciożerców. Cały Wewnętrzny Krąg zebrał się na polanie i z niecierpliwością oczekiwał tego, co miało się wydarzyć. Po chwili, naprzód wystąpił obrzydliwy szczur, w swojej ludzkiej postaci. Trzymał w ramionach mały pakunek owinięty w czarną szatę. Jednak to nie on zainteresował mężczyznę, a chłopak, który został przyciągnięty na polanę i przywiązany do nagrobka przez kilku Śmierciożerców.
Uniósł głowę i przechylił ją na bok, wzdychając głęboko. Tak, czuł ten zapach. Kuszący, wzywający niczym syreni śpiew marynarzy. Można by się w nim zatracić. Byłby piękniejszy, gdyby nie był zmącony przez strach, ból i krew.
Mężczyzna warknął gardłowo, otwierając oczy. Sceneria już się zmieniła. Mógł zauważyć Voldemorta stojącego nad chłopakiem i mierzącego w niego różdżką. Nie mógł czekać. Nie, kiedy znalazł tego, który od dawna był już legendą.
— Idziemy — warknął do drugiego mężczyzny.
OoO
— Ponownie się spotykamy, Potter. Miejmy nadzieję, że po raz ostatni. — Czarny Pan uśmiechnął się okrutnie, wymawiając kolejne słowo — Crucio!
Czerwony promień zmierzał w stronę leżącego na ziemi nastolatka. Jednak nim go dosięgnął, na drodze klątwy stanął mężczyzna. Nieznajomy tylko się otrząsnął, nie odczuwając żadnego skutku klątwy.
— Fenrir! — zasyczał Voldemort, ujrzawszy swojego poplecznika. — Co ty tu robisz? — Wzmocnił uścisk na różdżce. Nie był zadowolony, że w takim momencie pojawił się przywódca wilkołaków.
— To ważne wydarzenie. Dzień, w którym odzyskałeś swoje ciało. Jako alfa, nie mogłem tego ominąć. Dziwię się, że nikt oficjalnie mnie o tym nie poinformował. Czyżbyś lekceważył wilkołaki? — Pochylił się lekko do przodu, spoglądając na Czarnego Pana spod strzechy srebrzystoszarych włosów.
— To było niefortunne niedopatrzenie moich Śmierciożerców — odparł, patrząc na Harry'ego ukrytego za wilkołakiem. Chłopak powoli dochodził do siebie i zaczął rozglądać się dookoła, szukając drogi ucieczki. — Odłożymy tę dyskusję na później, teraz muszę zająć się pewnym szkodnikiem. — Wskazał różdżką na chłopca, który już podniósł się na nogi i szykował się do ucieczki.
— Nie.
Fenrir chwycił czternastolatka za ramię, popychając go w stronę drugiego wilkołaka, który dołączył do nich przed chwilą. Mężczyzna przytrzymywał wierzgającego nastolatka, ale przez to, jego twarz znalazła się w zagłębieniu szyi Potter'a. Czując jego zapach, zmrużył oczy i otworzył usta, by wgryźć się w młode ciało. Jednak, gdy usłyszał ostrzegawcze warknięcie swego alfę szarpnął się do tyłu, by odsunąć się jak najbardziej od czarodzieja, wciąż przytrzymując go w miejscu.
— Nie? — Voldemort zmrużył oczy. Nie był przyzwyczajony do odmowy.
— Nie — powtórzył alfa.
Nie przejął się szmerem, który przetoczył się przez grupę Śmierciożerców, gdy z ich mistrza zaczęła wyciekać magia. Na wilkołaki to nie działało, ale młody czarodziej jęknął cicho chwytając się za czoło. Fenrir powstrzymał się przed warknięciem. Powinien jak najszybciej się stąd wynieść i umieścić chłopca wśród stada.
— Wyjaśnij swoje powody. — Voldemort tracił powoli cierpliwość, ale nie mógł zareagować zbyt gwałtownie. Wilkołaki były cennymi sojusznikami. Barbarzyńskimi, ale świetnymi wojownikami.
— Ten chłopak to Gysu.
Większość czarodziei nie znało tego terminu. Spoglądali na Gryfona tak, jakby był jakimś nowym, nieznanym gatunkiem i zaraz miałyby wyrosnąć mu skrzydła lub ogon. Wydawało się, że jedynie Voldemort wie, co znaczy ta nazwa.
— Jesteś pewien? To tylko zwykły dzieciak. – Słysząc to, Harry prychnął.
— Tak. Dzieciak, który pokonał cię parokrotnie — mruknął tak cicho, że tylko wilkołaki mogły go usłyszeć. Fenrir uśmiechnął się na ten komentarz. Chłopak miał charakterek.
— Tak. Zgodnie z naszymi prawami żądam, byś oddał mi tego chłopaka — powiedział głośno.
— Nie mogę się na to zgodzić. — Doskonale wiedział, że ta odpowiedź nie spodoba się wilkołakowi. Nie musiał słyszeć jego warczenia i widzieć sylwetki gotowej do ataku.
— On jest Gysu. Mam prawo go zabrać. Nie możesz mi go odebrać.
— Weź innych, ilu tylko chcesz, ale ten chłopak jest mój. Należy do mnie.
Harry'emu nie podobało się, że mówią o nim, jak o jakiejś rzeczy, lecz kiedy chciał coś powiedzieć, trzymający go mężczyzna zakrył mu usta dłonią. Spojrzał na niego wściekle, zastanawiając się, czy przypadkiem nie ugryźć go, ale wilkołak chyba się tego spodziewał, ponieważ pochylił się nad nim szepcząc.
— Nawet o tym nie myśl. Za jedno twoje ugryzienie, odpłacę się dziesięciokrotnie, a wierz mi, nie chcesz bym to zrobił. — Potter nie chciał się spierać z tym argumentem, dlatego też z powrotem zwrócił swoją uwagę, na rozgrywającą się dyskusję.
— On nie należy ani do ciebie, ani do żadnego z was. On jest Gysu, jego miejsce jest wśród wilkołaków, a jeśli tego nie rozumiesz to znaczy, że jesteś jak każdy inny czarodziej. Nie pojmujesz naszych praw i zwyczajów. Uważasz nas za gorszych. Jeśli nam go nie oddasz, przymierze zostanie zerwane.
— Nikt nie będzie mi groził. Crucio! — krzyknął, mierząc różdżką w wilkołaka. Ten tylko się zaśmiał, gdy zaklęcie go uderzyło.
— Czyżbyś zapomniał, że na nas nie działają takie zaklęcia? Przyjmuję to, jako twoją odpowiedź. Brian, wracamy.
— Tak, Alfo — odpowiedział drugi wilkołak, chwytając nastolatka. Harry krzyknął zaskoczony na taki niespodziewany brak gruntu pod nogami i instynktownie oplótł ramionami kark mężczyzny.
— Pożałujesz tego — stwierdził Voldemort, gdy jego wilkołak wraz z jego niedoszłą ofiarą biegł w stronę lasu. — Za nimi. Macie ich zabić, tylko Potter ma być cały. On jest mój.
Fenrir nie zwracał uwagi na mijające go zaklęcia. Instynktownie uchylał się przed nimi. Większość klątw, których używali czarodzieje nie działały na wilkołaki, ale niektóre tak. Zwłaszcza te, które nie skupiały się na cierpieniach psychicznych połączonych z bólem tak jak Cruciatus. Najgroźniejsze były te, powodujące rany, które można było uzyskać za pomocą zwykłych narzędzi. Dlatego, od małego każdy wilkołak był uczony, że lepiej omijać zaklęcia, niż narażać się na bezpośrednie ich działanie, licząc na to, że klątwa nie będzie miała na nich wpływu. Jednak czarodziei było za dużo, a oni znajdowali się na otwartej przestrzeni. Las był jeszcze daleko, a Brian nie potrafił się aportować. Musiał zostać z tyłu i odwrócić uwagę śmierciożerców, by dać mu szansę schronienia się wśród drzew z ich najnowszym nabytkiem.
Dlatego Fenrir trzymał się z tyłu i udawał, że nie może biec szybciej, by czarodzieje na nim skupili swoją uwagę. I tak chcieliby się go pozbyć na początku. Wszyscy znali jego historię. Nawet, gdy nie było pełni, potrafił zaatakować z całą gwałtownością wilkołaka.
Kilka metrów przed granicą lasu poczuł, jak w jego plecy uderza klątwa tnąca. Lepka i ciepła krew zaczęła spływać w dół. Każdy krok sprawiał mu ból, ale to było nic, w porównaniu z agonią przemiany. Widząc, że Brian wraz z chłopcem ukryli się już w lesie, przyśpieszył omijając kolejne klątwy. Jeszcze tylko kilka sekund i znalazł się przy drugim wilkołaku. Chwycił go mocno i przygarniając go do piersi, tak by nic nie widział i nie słyszał, aportował ich.
Znaleźli się na leśnej polanie. Otaczające ich drzewa były wielkie i przerażające. Te w Zakazanym Lesie, wyglądały przy nich jak najzwyklejsze krzaczki na zadbanych podwórkach. Co rusz, można było usłyszeć w oddali wycie lub dźwięk łamanej gałęzi pod łapą dzikiego zwierzęcia. Było to straszne miejsce, które stało się jeszcze bardziej niepokojące, gdy na polanę wkroczyło trzech postawnych mężczyzn ubranych w futra.
— Zwiad się udał, Alfo? — odezwał się jeden z nich, o czarnych włosach i lodowatym spojrzeniu.
— Można tak rzec —odpowiedział, odsuwając Briana.
Młody wilkołak trząsł się. Nigdy nie lubił aportacji i Fenrir starał się go do niej przyzwyczaić. Nigdy nie wiadomo, kiedy ta umiejętność się przyda. Wydaje się jednak, że nie tylko wilkołak nie lubił tej metody podróżowania. Nastolatek w jego ramionach stracił przytomność, ale oprócz krwawiącej rany na nadgarstku nie miał żadnych poważnych fizycznych obrażeń.
— Kto to jest? — zapytał jego zastępca, wskazując na czarodzieja.
— Użyj swoich zmysłów — nakazał mu. Mężczyzna wziął głęboki oddech, a jego źrenice rozszerzyły się, gdy poznał odpowiedź.
— Gysu.
— Tak. Trzeba go zabrać w bezpieczne miejsce. Niech opatrzą mu rękę i niech nikt niepowołany się do niego nie zbliża — wydał rozkaz.
— Dobrze. Keran, zabierz go do Sary.
Blond włosy mężczyzna z bliznami na twarzy kiwnął głową i odebrał chłopaka od Briana. Inny zajął się młodym wilkołakiem, który jeszcze nie doszedł do siebie. Na polanie został tylko Alfa i jego zastępca.
— Alfo, wyczuwam krew — powiedział robiąc krok w stronę Greyback'a.
— Nic mi nie jest – warknął. Wilkołaki stawały się agresywne, gdy były ranne.
— Nie chcę zagrozić twojej pozycji. Chcę tylko cię opatrzyć. — Beta obnażył swoje gardło, pokazując, że ma pokojowe zamiary.
Fenrir skinął głową i w tym samym momencie zachwiał się, szybko odzyskując równowagę. Drugi wilkołak nie poruszył się. Wiedział, że nie lubił pokazywać swojej słabości, dlatego też, gdy Grayback ruszył powoli do kryjówki, nie oferował pomocy, a jedynie szedł obok tak, by w każdej chwili mógł go chwycić, gdy ten straciłby przytomność.
