Kensi Blye od rana miała zły humor. Deeks wyszedł wcześniej, ponieważ chciał jeszcze posurfować przed pracą. Znów jakaś paniusia zablokowała jej samochód, przez co agentka spóźniła się do biura. W związku z czym nie zdążyła rano potrenować i wyrzucić z siebie złych emocji. Na biurku czekała na nią góra papierkowej roboty. A rana, której nabawiła się kilka tygodni wcześniej znów dała o sobie znać, przy wbieganiu po schodach. Myśląc, że ten straszny dzień dobiegł końca, została uświadomiona, przez swojego partnera, że są zaproszeni na elegancką kolację z okazji rocznicy poznania ich matek.
-Poważnie? Nasze mamy pamiętają kiedy po raz pierwszy się spotkały? – spytała
-Najwyraźniej. – odpowiedział Deeks, mocując się z krawatem
-Niesamowite. – podsumowała i zniknęła w łazience
Wychodząc z niej piętnaście minut póżniej ze zgrozą stwierdziła, że właśnie wrzuciła swój telefon razem ze spodniami do pralki. Nie wytrzymała jednak i zaklęła głośno, gdy okazało się, że sukienka, którą miała zamiar ubrać, ma zepsuty zamek. Stanęła przed lustrem i zawołała partnera.
- Przyjrzyj mi się. – nakazała, poprawiając rozczochrane włosy – Gdybyś mógł zmienić we mnie jedną rzecz, co by to było?
Deeks zmrużył oczy i spytał:
- Szczerze?
Skinęła głową.
-Jedyne, co bym w Tobie zmienił, to nazwisko. – odparł, obejmując ją w pasie i kładąc głowę na jej ramieniu –Na moje.
Za to go kochała. Za to, ze sprawiał, że zły humor znikł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
