Thor i ojciec winchesterów strzelają się po lesie - to zdanie natchnęło nas do napisana niniejszej historii. Od razu ostrzegam że jest mega długa i mogę jej w tym wcieleniu nie zdążyć spisać (samo streszczenie ma 5 stron). Enjoy anyway.

Zmierzchało już, gdy czarny Chevrolet Impala rocznik '67, wzorowy przykład amerykańskiej myśli technicznej, minął znak drogowy oznajmiający, że zarówno ona, jak i jej kierowca znaleźli się w mieście Winchthor w stanie Nevada, oraz że owo miasteczko „wita z uśmiechem przybyłych gości" (z kolejnego znaku, z roznegliżowaną panią puszczającą oczko w kierunku nadjeżdżających, można było dowiedzieć się, gdzie taki gość może znaleźć rozrywkę). Ulica tonęła w deszczu, co nie jest wcale metaforą – samochód do połowy opon broczył w wodzie. Winchester, ojciec dwóch synów Winchesterów, poczuł zimną wodę wlewającą mu się do buta. Deszczówka powoli wdzierała się do kabiny. Przeklął pod nosem, modląc się w duchu by jak najszybciej dotrzeć do jakiegoś motelu (położonego na górce), bo jego maszyna, choć porządna, nie była żółtai przystosowana do rejsów podwodnych.

Kilka kilometrów dalej ktoś na górze najwyraźniej odebrał wiadomość i tata Winchester znalazł niewielki zajazd z niemalże suchym parkingiem. Niemalże nie moknąc udało mu się dotrzeć do drzwi przybytku. Podszedł do kobiety siedzącej przy kontuarze czytającej gazetę. Starsza pani spojrzała na niemalże młodego, niemalże przystojnego mężczyznę, który najwyraźniej przed chwilą wziął prysznic, będąc nadal w ubraniu i uśmiechnęła się krzywo. W jej motelu rzadko bywają goście, choć dzięki panującej od tygodnia burzy trafiło się kilku naiwniak… przybyłych. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i poinformował ją, że chce się zameldować. William F. Gibbonsii, jak przeczytała kobieta z wpisu do księgi gości, znów uśmiechnął się do niej nieśmiało. To poprawiło jej nieco humor, w końcu facet jest niczego sobie.

- Ale ulewa. – zaczął uprzejmie – taka ilość deszczu chyba nie jest normalna o tej porze roku?

- Ano nie. – na twarz kobiety znów spłynął standardowy, pełen pogardy wyraz. „O pogodzie mu się zachciało gadać." – Pioruny walą jak pierun, nawet kilka osób trzasnęło. W oknach gromniceiii postawiłam, ot co.

- Rozumiem. – w oczach faceta zapłonęły wesołe ogarki. Mimo wszystko ta rozmowa coraz bardziej podobała się pani portierce. – Zna się pani na odstraszaniu piorunów. Takiej burzy nie było od dawna, co? Nie wydaje się to pani nieco dziwne? … a może słyszała pani o czymś jeszcze dziwniejszym? Jakieś niecodzienne wydarzenia albo ludzie?

- Złociutki, tu się różne męty kręcą. Ostatnio jakiś menel wlazł do monopolowego i wypił całą wódkę. Wyobrażasz pan to sobie? Musiał mieć ze dwadzieścia promili jak nic. – zaśmiała się rechotliwie. – A co to za takie wypytywanie?

- Pracuję dla gazety… no cóż, magazynu. O niezwykłych zjawiskach. Piszemy o legendach, UFO i takich tam, niezwykłych zdarzeniach z całego kraju. Płacimy za informacje, ludzie lubią czytać takie rzeczy. – puścił kobiecie oczko.

- Nie znam się na burzach – portierka nachyliła się nad kontuarem. – ale mogę ci poopowiadać co nieco o tych świeczkach co stoją na parapecie… nad szklaneczką… piwa (już chciała powiedzieć koniaku, ale nie przesadzajmy).

Papa Winchester wytrzeszczył oczy. – To bardzo miłe z pani strony, ale jestem nieco zmęczony po podróży… poza tym muszę zacząć pisać swój artykuł. – ścisnął kluczyk w dłoni, skinął głową na pożegnanie i prawie pobiegł po schodach do znajdującego się na piętrze najętego pokoju.

- Jeszcze tu wrócisz – mruknęła do siebie. – Taki co ledwo przestał srać w pieluchy doświadczonej kobiecie wyzwolonej się nie oprze.

Winchester rzeczywiście nie próżnował w swoim pokoju – wyjął z torby podróżnej kilka książek, gazet kupionych w kiosku w sąsiedniej miejscowości i swój notatnik. Jak na razie nie miał pojęcia, co może powodować burze, więc został mu jeden logiczny krok – sprawdzić ciała porażonych przez pioruny, oraz odwiedzić miejskie archiwum w poszukiwaniu wzmianek o podobnych zdarzeniach w przeszłości. Z tymi myślami udał się do snu, który jednak w środku nocy został brutalnie przerwany.

- MACIE W TEJ KARCZMIE JADŁO? – zagrzmiał czyjś głos.

W odpowiedzi dało się usłyszeć ciche i pełne zaskoczenia „tak" portierki.

- MACIE NAPITEK?

„Tak" było teraz spokojniejsze, jak i głośniejsze.

- A POSŁANIE?

Podirytowane „tak".

- PRYNIEŚCIE MI ZATEM NAJLEPSZEGO WINA I MIĘSIWA JAKIE MACIE, PANI.

Portierka znowu coś odpowiedziała, z nieskrywaną irytacją w głosie.

- NIE POSIADAM WASZEJ MIDGARDZKIEJ WALUTY. WSZAK JESTEM SYNEM BOGÓW I NIE MUSZĘ OFIAROWAĆ ZAPŁATY ZA POSŁUGĘ, KOBIETO.

Winchester, słysząc słowo „Midgard" doznał olśnienia. Wyskoczył z łóżka i cicho opuścił pokój. Ostrożnie zszedł parę stopni w dół i spojrzał w stronę kontuaru. Zobaczył rosłego mężczyznę o blond z rudymi refleksamiiv długich włosach, z pokaźniej wielkości młotem w prawej ręce. M… Ma…? Mo…? Mju…? Mjujtujkiem. Nie. Mju… Nie, nie Mjujtujkiem, debilu! Jak to leciało? Teraz mi będzie chodziło po głowie!

- Panie, piłeś coś? To nie miejsce dla menelstwa! Won!

- NIE PODOBA MI SIĘ TEN TON, PANI. NIE NALEŻĘ TEŻ DO RASY „MENELSTWA", JESTEM ASGARDCZYKIEM!

- Możesz nawet być z Honolulu, bez różnicy! Płać albo wynocha!

- KOBIETO, JEŚLI ODMAWIASZ POSŁUGI, WEZMĘ JĄ SOBIE SAM!

- Hej, L'Oreal!

Ojciec Winchesterów w końcu wyłonił się zza rogu. Nie bardzo wiedział co ma teraz zrobić, ale przynajmniej tymczasowo powstrzymał pogańskiego boga w obróceniu okolicy w perz.

Thor spojrzał na niego zaskoczony. – CO POWIEDZIAŁEŚ, MIDGARDCZYKU?

- Że to śmieszne jak pogański bożek daje się obrażać starej babie.

Mężczyzna o budowie ciała, która sprawiała, że ludzie widząc go uciekali na drugi koniec ulicy, spojrzał na szatyna w zwyczajnej koszuli w kratę i dżinsach z mieszanką złości i niedowierzania.

- JAKIŚ CHŁYSTEK NIE BĘDZIE SIĘ ZE MNIE NAŚMIEWAŁ! SZYKUJ SIĘ DO POJEDYNKU!

Papa Winchester przygotował się – do ucieczki. Ile tylko sił w nogach wpadł na drzwi wyjściowe zajazdu, przeprawił się na środek jeziora, które kiedyś było parkingiem i wsiadł do samochodu. Obrażanie boga błyskawic nie było najmądrzejszym posunięciem w jego życiu. Wepchnął kluczyk do stacyjki i przekręcił go. Samochód zawarczał chwilę, ale zgasł. Spróbował odpalić jeszcze raz. Nic z tego. Pewnie zalało gaźnik. Nagle rozległ się trzask pękającego szkła. Thor rozbił szybę samochodu i wyciągnął przez okno wystraszonego Winchestera. Biedak wpadł całą masą do wody, ale pozwoliło mu to wymknąć się z rąk giganta. Zaczął biec, czując przewracający go na kolana opór wody. Thor stał nadal w miejscu, wywinął swym młotem kilka kółek w powietrzu i rzucił w kierunku niezdolnego do obrony człowieka. Na szczęście w tym samym momencie Winchester potknął się i znów zanurkował; młot minął czubek jego głowy zaledwie o kilka centymetrów. Podniósł się, tym razem trzymając w ręku rzecz w kształcie kija, o którą się potknął. Co mu to mogło pomóc? Raczej nic, ale tonący chwyta się nawet…

Miecza. Winchester odkrył z niemałym zdumieniem, że dzierży w dłoni długi miecz o bogatej, ozdobionej szafirami rękojeści, ukryty w pochwie z zamszowego, mocno ubrudzonego materiału. Spojrzał przed siebie. Thor, dostrzegając to, pobladł i cofnął się o kilka kroków. Szatyn poczuł w tym swoją szansę – nieważne czym i co tu robi ten miecz, wyglądało na to, że Thor się go bał.

- NIE WAŻ SIĘ, MIDGARDCZYKU, JEŚLI CI ŻYCIE MIŁE!

Głos boga piorunów nie był już tak pewny siebie. Winchester chwycił za rękojeść i z całej siły i pociągnął. Oślepił go rozbłysk mlecznobiałego światła. Potem była tylko ciemność.


i Yellow Submarine, The Beatles

ii Billy Gibbons, członek ZZ Top

iii Świeczki, których babcie używają co by w dom nie walnął piorun; taka świeca co ją się pali na komunię też. Słowiańskie gusło, ta pani jest z Polski :D

iv W komiksie Thor jest blond, a w mitologii rudy. Poszłyśmy na kompromis.