(STAN NA 02.09.2017) PIERWSZY ROZDZIAŁ POPRAWIONY, RESZTA NIEBAWEM.


Tydzień po Pucharze Zimowym wszystko zaczynało powracać do normy. Adrenalina, ból i niewyobrażający stres ustąpiły miejsca rutynie, a rozpacz po przegranej przeszła w zwykły smutek po nieudanym, choć jednocześnie owocnym w skutkach meczu. Owocnym, bo choć starali się ze wszystkich sił i ostatecznie przegrali, wielu z nich przekroczyło bariery własnych umiejętności i odkryło nowe. Ten konkretny mecz odmienił ich wszystkich i myśl o porażce, choć momentami stawała się nie do zniesienia, dawała im nową siłę.

Mimo przeszywającego smutku z tyłu głów czaiła się myśl, że to tylko początek i że każda wygrana oraz przegrana w jakimś stopniu przybliżała ich do sukcesu. Do bycia najlepszą drużyną w kraju. I ich trener nie pozwalała tej myśli uciec, swoimi działaniami i typową dla siebie, trenerską manierą pielęgnowała ją, planując ich czas na treningach co do minuty, usiłując zmusić ich, żeby przestali zadręczać się głupotami, podnieśli głowy i spojrzeli w przyszłość.

Czas płynął nieubłaganie, powoli zabliźniając rany... ale pozostała jeszcze jedna sprawa o której większość zapomniała.

- Musimy uczcić debiut Furihaty!

...Który właśnie pociągał łyk z butelki tylko po to, żeby puścić go przez nos, zakrztusić się i opryskać wodą najbliżej siedzące osoby. Kiyoshi, autor tego śmiałego oświadczenia, niezrażony gwałtowną reakcją wyciągnął ramię i poklepał go kilkukrotnie po plecach, uśmiechnięty od ucha do ucha. Furihata parsknął i wytrzeszczył na niego załzawione oczy.

- Co powiedziałeś? - wykrztusił w końcu, zastanawiając się w międzyczasie, czy oby na pewno się nie przesłyszał.

Kiyoshiemu od czasu do czasu zdarzało się mówić różne dziwactwa, które wprawiały w osłupienie resztę drużyny. Obdarowywał wszystkich nadmierną ufnością, bratał się z wrogiem, kleił się do każdego, czasem wszystko docierało do niego z opóźnieniem... ale to już było lekkie przegięcie. Furihata skrzywił się, gdy poczuł oplatające go za szyję ramię, które zdecydowanym ruchem przyciągnęło go do umięśnionej klatki piersiowej. Głową dotykał gardła Kiyoshiego i czuł mocne drgania przechodzące przez nie, kiedy mówił.

- Mimo tego, że przegraliśmy... - ciągnął uroczystym tonem, zwracając na siebie uwagę całej drużyny - Furihata stoczył osobistą walkę i wyszedł z niej zwycięsko. Trzeba to uczcić. - zaznaczył i wybuchnął śmiechem tak gromkim, że Kouki wierzgnął rozpaczliwie w jego uścisku, próbując się wyswobodzić.

- Ten pomysł... byłby dobry - przyznał ostrożnie Hyuuga, patrząc z politowaniem na zakłopotanego, pobladłego Furihatę. - gdyby nie to, że padł srogo po fakcie, jakbyś jeszcze tego nie odnotował.

Teppei oparł podbródek na brązowej czuprynie i uśmiech na krótką chwilę zniknął z jego twarzy, zastąpiony przez autentyczną konsternację. Gdy wstępne przetwarzanie danych zostało zakończone, uśmiech wrócił, nawet szerszy niż przedtem.

- Jak to "po fakcie"? - zdziwił się.

- Minęły już trzy tygodnie, baranie.

- Więc koniecznie trzeba to nadrobić!

- N-Nie trzeba! - Furihata zająknął się i potrząsnął gwałtownie głową, odsuwając się na tyle, na ile pozwalała luka między obejmującymi go ramionami. - Nie ma potrzeby, żeby ktokolwiek harował dla kogoś takiego jak j...

- Brak ci wiary w siebie, Furihata!- skarcił go Kiyoshi. Zamachnął się i klepnął go niby przyjacielsko w plecy, wyduszając resztki powietrza z płuc. - Nie ma, że nie! Każdy z nas miał swój debiut, który wspomina z dumą, coś takiego trzeba uczcić! Kagami się wszystkim zajmie, nie masz się czym martwi...

- Co? - Kagami, który dotychczas był skupiony na sobie, machinalnie podniósł głowę znad ręcznika, gdy tylko usłyszał swoje imię. Widząc zbyt szeroki nawet jak na Kiyoshiego uśmiech zmarszczył brwi, przyglądając im się podejrzliwie. - Co ja?

- Czyli wszystko ustalone! - stwierdził z wielkim uśmiechem Teppei, puszczając Furihatę i przechodząc płynnie na drugi koniec ławki. - Kagami o wszystko się zatroszczy... - poczochrał go po włosach ze śmiechem, ignorując zdezorientowany, przechodzący w złość wyraz - ...Prawda, Kagami?

- Ty...- Taiga zamachnął się wściekle, jednak on sprawnie uniknął jego ataku, robiąc przy tym coś w rodzaju piruetu. - Nie! - zaprotestował, zaciskając pięści. - Nie ma mowy żebym się na coś takiego zg...

- Czyli wszystko ustalone! - powtórzył Kiyoshi, zagłuszając jego protest. Ostentacyjnie zerknął na zegar i skinął na resztę, przy okazji zagarniając Furihatę, który wyraźnie chciał stanąć w obronie Kagamiego, ale był zbyt zakłopotany, żeby cokolwiek z siebie wydusić. - Robi się późno, czas się zbierać... Naprawdę jesteśmy wdzięczni, Kagami, że postanowiłeś coś takiego bezinteresownie zorganizować!

- Ale...

- Wpadniemy o dziewiątej!

- Lepiej się postaraj, idioto.

- Kagami-kun będzie miał sporo do roboty.

- Liczymy na ciebie, Kagami!

Kagami zastygł w miejscu z wyciągniętą przed siebie ręką. Stał jeszcze przez chwilę w bezruchu i niemo poruszając ustami, wpatrywał się w drzwi sali za którymi przed chwilą zniknęli jego koledzy.


Kagami otarł czoło ze zgromadzonego na nim potu i spojrzał z dumą na swoją pracę. Miał przed sobą cztery ciasta, które na pierwszy rzut oka, jeszcze przed ozdobieniem, wyglądały tak, jakby przed chwilą zostały wyniesione z jakiejś cukierni. Pomyślał, że przy tak krótkim czasie powinien ograniczyć się tylko do przygotowania deseru, bo skoro miało to być przyjęcie z jakiejś okazji to wręcz wypadałoby przygotować na nie coś słodkiego. Wszystkie te ciasta poza jednym, waniliowym, robił po raz pierwszy, ale miał pewność, że będą im smakować.

Gdy skończył wszystko dekorować, usłyszał dzwonek do drzwi. Szybko przeniósł ciasta z kuchni do salonu, zerwał rękawice z dłoni i ostrożnie, bez rzutu za trzy, odłożył pustą szprycownicę na brzeg zlewu, zanim poszedł im otworzyć. Powitały go ryki śmiechu.

- Cześć, Kagami! - pierwszy odezwał się Koganeji, parskając śmiechem. - Nie spodziewałeś się, że jednak przyjdziemy?

- Bardzo zabawne...- mruknął pod nosem, nerwowo wycierając dłonie w biały fartuch. - Odpłacicie mi się za to później.

- To my się rozgościmy... właźcie, chłopaki.

Przeszli obok niego, witając się z osobna i weszli do salonu. Machnął krótko na Furihatę, każąc mu zjeżdżać i zaryglował drzwi, od razu podążając za nimi. Słyszał śmiechy i przejęte głosy, dobiegające z salonu. Chyba im się spodobało - pomyślał z zadowoleniem, w nieco lepszym humorze wchodząc do pokoju.

-...Pfhahaha! Zrobił to, naprawdę to zrobił!

- No zrobiłem, przecież zwaliliście wszystko na moją głowę... - wymamrotał, zdziwiony ich reakcją.

Wszyscy spojrzeli po sobie. Hyuuga zakręcił łyżką.

- Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się tego, ale skoro jednak jest...

- Dobra robota, Kagami! - zawołał Kiyoshi, klaszcząc energicznie.

- Wy durnie! - ryknął Kagami, a śmiechy stały się głośniejsze. - Ja się naharowałem, a wam po prostu żartów się zachciało, co, wy...

- Spokojnie, Kagami-kun.- powiedział Kuroko. Zignorował wrzask, będący typową, zwykłą reakcją na jego osobę i bez obaw poklepał wyższego po ramieniu. Mimo, że twarz zastygła w obojętnym wyrazie to rozbawienie jasno błyszczało w lazurowych oczach. - Przynajmniej miałeś zajęcie na resztę popołudnia.

- Sugerujesz, że nie miałem nic lepszego do roboty?! – ryknął na niego sprawiając, że kąciki ust drgnęły, a następnie wygięły się w uśmiech. Kuroko zaśmiał się cicho, przykładając dłoń do twarzy. Kagami puścił i odsunął się od niego, wytrzeszczając oczy ze zdziwienia.

- Twoja praca nie poszła na marne, patrz, rozśmieszyłeś Kuroko.

- Powinieneś uśmiechać się częściej!

- ...Przynajmniej tyle dobrego.- burknął Kagami, natychmiast się odwracając, żeby ukryć poczerwieniałe policzki.


- Kagami, wiedziałem, że potrafisz gotować i w ogóle...ale nie myślałem, że tak! I to w dodatku słodycze! Ciasta!

Ze stołu większość rzeczy zdążyła już poznikać, ale po samych resztkach było widać, że Kagami był dobrym kucharzem. Jego ciasta były nie tylko dobre, ale i wyglądem prezentowały się niesamowicie, co, było do przewidzenia, wywoływało wśród członków drużyny zdziwienie i szczery podziw, że ktoś o takich łapskach jak on mógł stworzyć coś takiego.

- Cieszę się, że wam smakują... - wymamrotał z nieśmiałym uśmiechem, pocierając kark z zakłopotaniem.

- Kagami, jest jeszcze to? - zapytał Izuki, wskazując na ostatni kawałek truskawkowego ciasta z bitą śmietaną.

- W kuchni jest jeszcze kilka kawałków z każdego rodzaju, zostawiłem je tam na wszelki wypadek, gdyby zabrakło. Drugi pokój po lewej. - wskazał, a oni z zadowolonymi uśmiechami wzięli talerze i poszli z nimi do kuchni. - Kuroko, a dlaczego ty nie jesz? - zapytał, widząc pusty talerz.

- Już zjadłem swój kawałek, tego waniliowego z wiórkami białej czekolady. Było przepyszne. - powiedział, ocierając chusteczką usta.

Wymamrotał ciche podziękowania i spuścił głowę na kolana, dziwiąc się przy tym, że Kuroko zjadł i w dodatku pochwalił jego ciasto. Siedzieli przez chwilę w milczeniu, wsłuchując się w odgłosy dobiegające z kuchni. Cisza między nimi była na tyle niezręczna, że szybko zagarnął kawałek ciasta i zaczął jeść, chcąc zająć ręce i myśli.

- Byłbyś dobrą żoną, Kagami-kun.

Kagami zakrztusił się przeżuwanym właśnie ciastem z galaretką. Kuroko patrzył na niego, spokojnie dopijając malinowy sok, a kiedy skończył, odłożył szklankę na blat i rąbnął go w plecy. Czerwonowłosy rozkaszlał się, ale i przestał się dławić. Miejsce w które został uderzony pulsowało teraz tępym bólem... Takie małe, a jakie silne!

- Przestań w końcu wyskakiwać z tymi dziwactwami. - warknął w końcu, rumieniąc się wściekle. Otarł kąciki ust z resztek galeretki. - Która część mnie niby zgadza się z tym stwierdzeniem?

- Poza gotowaniem to żadna. - odparł spokojnie. - Bez tego byłbyś bezużyteczny.

- Ty mały...- jego zamiary przerwał dzwonek do drzwi. Nie kryjąc zdziwienia, machinalnie odwrócił się w ich kierunku. Zmarszczył brwi i podrapał się po głowie. Nie przypominał sobie, żeby którykolwiek z nich spóźnił się na przyjęcie, a Riko przebywała w Stanach, więc nie było możliwości, żeby...

Westchnął i rzucił Kuroko groźne spojrzenie, które jasno mówiło, że dokończą to za chwilę, a on odpowiedział na to zaledwie lekkim uniesieniem brwi. Kagami bez słowa wstał z kanapy i wyszedł z pokoju, mijając się z kolegami z drużyny.

- Dokąd poszedł Kagami? - zapytał Kiyoshi, ostrożnie kładąc talerze z ciastem na stole.

- Otworzyć drzwi.

- Spodziewamy się jeszcze kogoś?

- Zdaje mi się, że nie, ale mogę się mylić.

- Kto się spodziewa, ten się spodziewa... może to listonosz?

- O tej porze?

- Cicho! Słuchajcie!

Zamarli, nasłuchując. Przez chwilę nic się nie działo, a potem usłyszeli wyraźnie poddenerwowany głos Kagamiego, dochodzący z przedpokoju.

- A ty tu czego?!

Spojrzeli po sobie. Jak jeden mąż wstali z miejsc i jeden za drugim, ruszyli w jego kierunku. Rozmowa stawała się coraz głośniejsza, a słowa z każdym krokiem nabierały sensu.

- ...Że jak? Nie przypominam sobie bym rozsyłał zaproszenia na prawo i lewo. Zwłaszcza komuś z Rakuzana.