Rozdział pierwszy: Sygnał alarmowy
- Dean, trafiłem na coś! – zawołał Sam znad swojego laptopa.
- Jakiś trop odnośnie taty? – Dean podszedł do brata, zaglądając mu przez ramię. – Co to jest? – spytał się, gdy zamiast artykułu, który mógłby posłużyć im do odnalezienia ich ojca, Dean zobaczył szereg artykułów z jednej miejscowej gazety opisujących różne porwania, jakie miały miejsce na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy.
- Siedemnaście zaginionych nastolatek. – zaczął Sam, odwracając się do brata. – Wszystkie zostały zamordowane w rytualnych ofiarach. Ich ciała znajdowano góra trzy dni po zaginięciu.
- I sądzisz, że tata tam będzie? – dociekał Dean. Sam westchnął przeciągle, chowając twarz w dłoniach.
- Dean… jesteśmy łowcami. – powiedział. – To nasza praca. Sam mi to mówiłeś. A te dziewczyny… będzie więcej ofiar. Jestem tego pewien.
- Naszym priorytetem jest teraz tata, Sammy. – przerwał mu Dean hardym tonem głosu. – Nie będziemy marnować czasu na coś, co pewnie okaże się zwykłymi wygłupami bandy skretyniałych nastolatków.
- Mówimy tu o nastolatkach, które giną w niewyjaśnionych, najprawdopodobniej nadprzyrodzonych okolicznościach. – odparł Sam, starając się zachować spokój. – Naprawdę chcesz odpuścić sobie tę sprawę, Dean? Przecież właśnie do tego tata nas szkolił; aby pomagać innym. Tym, którzy nie są w stanie walczyć z nadprzyrodzonymi siłami.
Dean westchnął przeciągle, wznosząc teatralnie spojrzenie ku sufitowi.
- Niech ci będzie, Sammy. – mruknął w końcu Dean, wstając ociężale z krzesła. – Ale jeśli okaże się, że mordercami są jacyś narwańcy, którzy naczytali się tych pierdoł o New Age i satanizmie, to jak pragnę zdrowia, samodzielnie zrobię im z tyłków jesień średniowiecza.
Sam uśmiechnął się triumfalnie, podnosząc mały woreczek z namalowanym na przedzie pogańskim symbolem.
- A nie mówiłem? Czarownice. – powiedział, rzucając woreczek w stronę Deana. Ten złapał go w locie, a następnie przysunął blisko siebie, dokładnie go oglądając ze wszystkich stron.
- Cholera… nie cierpię czarownic. – mruknął Dean, odkładając przedmiot ostrożnie na ladę kuchenną. – To jedne z najgorszych istot, na jakie można trafić. Z dwojga złego wolałbym już ponowne spotkanie z wendigo.
- Dean… – mruknął Sam, podchodząc szybko do okna pokoju i wyglądając przez nie ostrożnie. – Chyba trafiłem na coś ciekawego.
- Co? – Dean podszedł do brata, po czym także wyjrzał przez okno. – Nie widzę nic ciekawego.
- Tam. – Sam wskazał na tłum gapiów zebranych pod domem ofiary. – Widzisz tę dziewczynę w zielonej bluzie?
- No widzę. – odpowiedział Dean, przyglądając się wskazanej przez Sama osobie. Dziewczyna nie wyglądała na więcej niż siedemnaście, góra osiemnaście lat. Włosy miała zaczesane w prosty, luźny kucyk, i ubrana była na sportowo – bluza dresowa i spodnie dresowe, a do tego buty do biegania. Nie wyglądała mu na ani trochę podejrzaną. – I co w związku z nią? Przeczuwasz coś złego, czy co? – zażartował Dean.
- Niezupełnie. – odparł młodszy z braci. – Ale mógłbym przysiąc, że przed chwilą widziałem, jak coś mamrotała do siebie, obracając przy tym coś w dłoniach.
- Sądzisz, że to jedna z czarownic? Chcesz, żebyśmy ją śledzili?
- Może. – Sam odszedł do okna i zasłonił je dokładnie zasłoną. – Ale najpierw sprawdźmy, kim właściwie ona jest. Jeśli naprawdę jest czarownicą, to na pewno nie jest w swoim sabacie kimś ważnym. Jest przecież jeszcze dzieckiem. – W tej chwili Dean spojrzał się pobłażliwie na Sama, śmiejąc się cicho pod nosem.
- Dzieckiem, Sam? Serio? Widziałeś ją? Laska pewnie kończy już tu edukację. A kto wie, może i nawet jest już pełnoletnia. Jak dla mnie ani trochę nie wyglądała na dziecko.
- Ale wygląda młodo. – przerwał mu Sam. – Ale takie jak ona raczej rzadko okazują się liderkami klanów.
- No nie wiem, Sammy… pozory mylą.
- Dlatego musimy się o niej dowiedzieć jak najwięcej, Dean. – Sam odsłonił jeszcze raz zasłonę na krótką chwilę, aby przyjrzeć się swojej podejrzanej. Wciąż stała tam w tłumie, i wciąż wyglądała równie niewinnie co wcześniej. Sam był jednak pewien, że może ona ich doprowadzić do czegoś ważnego. – Zaczniemy od wyszukania jej w bazie danych. Może wciąż jest uczennicą w którejś ze szkół. Potem weźmiemy się za śledzenie jej.
- Juliette Aisling… ciekawe imię. – mruknął Dean, zerkając ponad ramieniem Sama na ekran laptopa. – To ta nasza laska z ranka?
- Aha. – odpowiedział Sam. – Ma osiemnaście lat i mieszka tu od pięciu lat. Ukończyła tutejszą szkołę średnią, ale nie poszła na żadne studia. Pracuje w lokalnym sklepie ze zdrową żywnością. – Dean w tej chwili zacmokał z dezaprobatą.
- Sklep ze zdrową żywnością… na bank czarownica. Tylko one mogą wytrzymać pracę w takim miejscu.
- Albo ludzie, którzy po prostu cenią własne zdrowie. – zaoponował Sam.
- Sugerujesz teraz, że jednak nie jest czarownicą? Sammy, zdecyduj się w końcu, czy mamy ją śledzić, czy nie. – Dean rozsiadł się na sąsiednim krześle.
- Nic takiego nie powiedziałem. – odparł Sam. – Dalej zajmujemy się tym tropem. Mówię ci, Dean… jestem pewien, że ta dziewczyna gdzieś nas doprowadzi.
- To jaki mamy plan? – spytał się Dean, odchylając się nieco w krześle. – Po prostu będziemy ją śledzić, czy jak?
- Tak… chyba na razie to nasze jedyne wyjście. – odpowiedział Sam. – Nie możemy przecież jej porwać i zacząć przesłuchiwać.
- Ona jest przynętą sabatu. Jestem tego pewien. – warknął Dean, wpatrując się nienawistnie w zdjęcie Juliette. – Zbiera kolejnych naiwnych, a następnie oddaje ich swoim. Trzeba ją szybko zatłuc. Wtedy czarownice staną się słabsze.
- Dean… mówisz na poważnie? – Sam spojrzał się ze strachem na starszego brata. – Nie przesadzasz czasem trochę? To jeszcze dziecko… no dobra, nastolatka wkraczająca w dorosłe życie, ale… nadal jest młoda. Być może używają jej zdolności wbrew jej woli. No i nie wiemy nawet, czy ten trop faktycznie jest prawdziwy. Może to tylko zbieg okoliczności. Być może ta Juliette nie jest z tym w ogóle związana.
- Tak czy siak musimy ją przydusić. Może okaże się, że wie coś pożytecznego.
Sam i Dean śledzili Juliette przez całą resztę dnia. Dziewczyna większość dnia spędziła w sklepie ze zdrową żywnością – najpierw za ladą, a potem pomagając jeszcze drugiej zmianie. Wyszła ze sklepu dopiero późnym popołudniem, gdy już zaczynało się ściemniać.
- Teraz? – syknął Dean do Sama, trzymając kurczowo klamkę od drzwi kierowcy. Chciał już złapać tę małą czarownicę i wydusić z niej wszystkie tajemnice jej sabatu. Im szybciej się tym zajmą, tym lepiej.
Sam westchnął ciężko. To będzie trudna orka, pomyślał, niechętnie kiwając głową.
- Tak, teraz. – odpowiedział. Więcej Deanowi nie trzeba było mówić. Wyskoczył z Impali jak oparzony, po czym od razu ruszył śladem nastolatki. Sam, chcąc nie chcąc, musiał pójść za nim.
Dziewczyna skręciła w boczną alejkę wiodącą między dwoma wysokimi budynkami. Dean uśmiechnął się sam do siebie, zadowolony, że Juliette poszła właśnie tą drogą. W tych zaułkach będzie im łatwiej ją złapać bez przyciągania niepotrzebnej uwagi.
Sam i Dean wyszli z zaułka dokładnie w tej samej chwili, w której nastolatka już znajdowała się przy końcu małego placu za jednym z budynków. Gdy tylko się na nim pojawili, Juliette zatrzymała się nagle, po czym obróciła się ku nim przodem.
- Uważaj, Sammy. – powiedział Dean, zatrzymując się gwałtownie i zmuszając swojego brata, aby zrobił to samo. – Może zaraz zechcieć na nas rzucić jakąś klątwę.
- Spokojnie, panie Winchester. – odezwała się Juliette, uśmiechając się łagodnie. Dean otworzył szerzej oczy, zaskoczony tym, że dziewczyna go zna z nazwiska. – Nie zamierzam was atakować. Prawdę mówiąc, liczyłam na to, że za mną pójdziecie. Potrzebuję waszej pomocy.
- Ty? Naszej pomocy? – zakpił Dean. Zerknął szybko na Sama, który przyglądał się dziewczynie z dezorientacją. – Jesteś czarownicą, kochana. A to czyni cię naszym wrogiem.
- Gdybym była waszym wrogiem, już byście nie żyli. – zauważyła nastolatka. – Potrzebuję waszej pomocy, bo chcę uciec z sabatu.
- Dlaczego chciałabyś to zrobić? – spytał się Sam, nim Dean zdołał ponownie odciąć się dziewczynie.
Juliette uśmiechnęła się gorzko po usłyszeniu tego pytania.
- Jestem jedną z nich. – zaczęła, patrząc się na łowców stojących kilka metrów od niej. – Uważają mnie za jedną z najbardziej utalentowanych członkiń swojego sabatu. Ale to jakoś nie zmienia faktu, że chcą zrobić ze mnie swoją kolejną ofiarę.
- Chcą cię złożyć w ofierze? – zdziwił się Sam. Juliette przytaknęła pojedynczym skinieniem głowy. – Jak? – nastolatka tylko wzruszyła ramionami.
- A bo ja wiem? – odpowiedziała. – Raczej takich informacji nie udzielają osobom, które mają zabić.
- Wiesz, jakoś nie chce mi się w to uwierzyć. – powiedział Dean. Juliette tylko spojrzała się na niego pobłażliwie, ale w żaden sposób mu się nie odcięła.
- Dean, pomyśl trochę. – Sam odciągnął go delikatnie na stronę, przez cały ten czas nie spuszczając jednak wzroku z nastolatki. – To czarownica. Sama się przyznała. Do tego chce nam pomóc. Nawet jeśli jest ich przynętą, to może się nam przydać. Jeśli kłamie, to dzięki niej zdobędziemy wiele przydatnych informacji na temat jej sabatu. A jeśli nie kłamie, wtedy ocalimy czyjeś życie.
- Niech ci będzie. – burknął Dean. Wciąż cała ta sprawa wydawała mu się mocno podejrzana. – Ale jeśli ta dziewczynka-czarownica okaże się być faktyczną przynętą, i przez twoją decyzję wpadniemy w kłopoty… to nie licz na to, że przyjmę twoje przeprosiny, jeśli jakimś cudem wyjdziemy z tego cało.
No i mamy pierwszy prequel "Deux Ex Machina". Tak jak już kiedyś gdzieś zapowiadałam, nie będzie on długi - jedynie siedem rozdziałów. Po tym, jak opublikowany zostanie ostatni rozdział tego prequela, pojawi się drugi, którego tytułu i fabuły jeszcze na razie nie zdradzę (ciut za dużo spoilerów odnośnie zakończenia tego).
Rozdział głównego opowiadania powinien pojawić się już niedługo.
