— Nieprawda! Oni są o wiele bardziej uroczy!
— Chrzanisz! To przecież oczywiste, że Destiel jest lepszy od Sabriela! To prawie kanon! KANON!
— No właśnie! Prawie! Sabriel ma takie samo prawo istnienia, jak Destiel!
Drużyna Wolnej Woli patrzyła zaciekawiona na grupkę ludzi, którzy kłócili się o jakieś niezrozumiałe dla nich rzeczy. Sabriel? Destiel? Czym to, do diabła, miało być?
— Czyż to nie oczywiste? — powiedział głos za nimi. — Kłócą się, która para jest lepsza.
Gabriel, mówiąc to, wyglądał na rozbawionego.
— Para? — Cas sprawiał wrażenie bardziej zagubionego niż zwykle.
— Ty i Dean kontra ja i Sam, czaisz? — zaśmiał się Gabe, a w jego oczach Sam dostrzegł dziwny błysk.
Dean słysząc to, oddalił się szybkim krokiem mrucząc coś o tym, że musi się napić. Castiel ruszył za nim uśmiechając się do nich przepraszająco i rzucając tylko, że zobaczą się później.
Tymczasem kłótnia pomiędzy fanami stawała się coraz bardziej zażarta, aż w końcu przyszła jakaś dziewczyna i weszła między ludzi krzycząc:
— To nie jest żaden konkurs. Oba pairing są dobre. Jeśli nie potraficie tego uszanować, to wynoście się stąd. — Wyglądała na naprawdę złą, kiedy to mówiła. — A teraz rozejść się, bo ogarami poszczuję. A jak jeszcze raz zobaczę, że się o to kłócicie, to z pewnością dostaniecie zakaz wstępu na panel z Chuckiem.
Grupka rozchodząc się pomarudziła jeszcze trochę, powoli znajdując sobie nowe powody do rozmów. Gabe ruszył w stronę baru, a Sam bez słowa podążył za nim.
— Jak mogli się kłócić o coś takiego? — spytał go potem, opierając się o blat baru i zamawiając wodę. Chciałby wypić teraz coś mocniejszego, ale miał przeczucie, że Dean nie poprzestanie na jednej szklance, a on naprawdę bardzo chciałby już stąd jechać.
— No wiesz, najwyraźniej dla nich to ważne. Ale wiesz co? — Archanioł uśmiechnął się filuternie i uszczypnął go w pośladek. — Gdyby to był konkurs, z pewnością byśmy wygrali.
