Było już po północy, a Si leżał już od trzech kwadransów pilnując równomiernego oddychania, by jak najlepiej symulować głęboki sen. Wreszcie usłyszał jak Shancai wstaje cichutko z łóżka i powoli idzie do drzwi. Kiedy kliknęła klamka przy zamykaniu, otworzył oczy i usiadł na łóżku. Od wczorajszego popołudnia miał przeczucie, ze coś dzieje się poza nim. Shancai nie umiała kłamać i kombinować. Zacisnął usta, wstał i ubrał bluzę. Była ciepła noc, więc nie zadał sobie trudu przebierania spodni od piżamy. Wyszedł z pokoju i zszedł po schodach na dół. Po wyjściu z budynku westchnął i rozejrzał się wokół. Zdecydował pójść w prawo. Nie musiał daleko szukać, wkrótce zobaczył dwie sylwetki – jedną wysoką, drugą niską, siedzące bardzo blisko siebie na ławce. Był to Lei i Shancai. W Si zagotował się gniew. Stanął w pewnym oddaleniu obserwując ich przez chwilę, pielęgnując swoją wściekłość, a palce obu rąk bolały go od zaciskania w pięści. Para pochylona ku sobie rozmawiała cicho, aż Shancai zaśmiała się cicho i radośnie. Wtedy Si nie wytrzymał, w kilku krokach znalazł się za ich placami i krzyknął „A więc to tak!" Shancai odwróciła się w jego stronę błyskawicznie, a na jej twarzy malował się strach. Lei odwrócił się powoli z miną która nie wyrażała nic. Si stał patrząc na nich pytająco, wyraźnie zadowolony z wrażenia jakie wywołało jego niespodziewane pojawienie. Shancai z popłochem w oczach zerwała się z ławki i krzyknęła piskliwie „Daoming Si, co ty tutaj robisz!", jednocześnie podając coś Leiowi. Nie uszło to uwagi Si, który obszedł ławkę naokoło i stanął na wprost przyjaciela. „Zdrada!" krzyknął, wyrwał mu z ręki plastikowe pudełko i zajrzał do niego z bliska. „Kimchi! Pikle!" Spojrzał na Shancai, która całą swoją postawą wyrażała poczucie winy. Przeniósł wzrok na Leia „Od dziś nie jesteś już moim przyjacielem" wysyczał, rzucił na ziemię pudełko, aż zawartość chlusnęła obryzgując im nogawki, a potem chwycił dziewczynę za sweter na karku. Pochylił się nad nią aż ich nosy prawie się zetknęły. „Jak mogłaś, Shancai?" zapytał z wyrzutem, a ona odzyskawszy wreszcie rezon odepchnęła go jedną ręką. „A co ty sobie myślisz?! Że oszukasz naturę? To zupełnie normalne i nie możesz mi zabronić!" krzyknęła. Si udał zdziwionego: „Nie mogę? Od jutra non stop będzie towarzyszył ci ochroniarz. Skoro brak ci silnej woli i nie mogę ci ufać…" Shancai zamknęła na chwilę oczy i westchnęła głęboko: „Daoming Si, pani Yu powiedziała, że ochota na kwaśne w ciąży oznacza narodziny chłopca, ale to nie ma żadnych podstaw naukowych! Wierz mi, jestem dyplomowanym dietetykiem. A ty - masz doktorat z ekonomii, jesteś podobno najbardziej wpływowym człowiekiem biznesu w Azji i wierzysz w przesądy?" Si zmarszczył brwi i spojrzał na nią srogo. "Marsz do łóżka!" dodał i zaczął prowadzić ją z powrotem do domu.
Lei przyglądał się jak odchodzili i przez chwilę słyszał jeszcze monolog przyjaciela: „… jak możesz tak knuć za moimi plecami! I to znowu z Leiem! Jutro zawiozę cię rano do Króliczej Nory i możesz tam jeść co tylko chcesz. Właściwie to kupiłem ją dla ciebie. Auu! Ty brutalna kobieto! Nie wymachuj tak, bo się zmęczysz i będę cię musiał wnosić po schodach, a jesteś gruba jak beczka! Auu!..."
Gdy sylwetka Si niosącego żonę na rękach zniknęła w drzwiach domu, Lei odwrócił się i zaczął kontemplować niebo. Spodziewał się, że w zależności od tego jak przyjaciel rozwiąże sprawę pilnowania żony, jutro odwiedzi go albo Si snując opowieść o systemie dyskretnego śledzenia, albo Shancai z żądaniem, żeby zeznał na sprawie rozwodowej o obsesyjnym nękaniu przez męża. Zatem musi iść do domu się wyspać.
