Choć ostatni płomyk nadziei już dawno zgasł, Starscream i tak uparcie wertował wszystkie - i zarchiwizowane, i przed chwilą przysłane - raporty. Łudząc się, że tym razem wyłapie "to coś", analizował każdy szczegół, każdy opisany manewr, każdą przytoczoną wypowiedź... Jednak słowa i liczby nie kłamały - ostatnie starcie z Autobotami było kolejną o jedną za dużo porażką. Nie znalazł nic, co mogłoby temu zaprzeczyć, lub chociaż pozwolić to zrozumieć.
- Lordzie Starscream...
- Czego? - warknął Decepticom, niechętnie odrywając wzrok od monitora. W drzwiach pomieszczenia dostrzegł jednego z Vehiconów (nie miał pojęcia, którego, nigdy nie potrafił - czy, mówiąc szczerze, chyba nawet nie próbował - spamiętać ich imion).
- Melduję wykonanie powierzonego mi zadania - zasalutować żołnierz - udało mi się nakłonić doktora Knock Outa do dalszego reperowania rannych - choć nie obyło się bez konfiskaty polerki...
- Świetnie, dwa problemy rozwiązane za jednym zamachem - mruknął Starscream, uśmiechając się złośliwie. Vehicon zamruczał niemrawo, od komentarza się powstrzymał.
- Czy coś jeszcze mam zrobić? - spytał tylko.
- Nie, to na razie wszystko... Chociaż nie, zaczekaj chwilę! Mam jedno pytanie...
- Słucham, panie.
- Potrzebne mi jest świeże spojrzenie na pewne sprawy, więc odpowiedz choć umiarkowanie szczerze - zaznaczył Decepticon. - Czy twoim zdaniem jest coś, jakiś czynnik, który mógłby dawać Autobotom przewagę nad nami?
Vehicon zawachał się.
- Nie jestem pewien, czy dobrze rozumiem pytanie... - zaczął niepewnie - ale na ich korzyść na pewno działa fakt, że mają w ekipie medyka z prawdziwego zdarzenia, a nie, jak my, rozwydrzoną kosmetyczkę.
