Trzy lata, dwadzieścia jeden dni i czternaście godzin.
Dokładnie tyle czasu upłynęło odkąd umarł Kurt Hummel. Prawdziwy pogrzeb nigdy się nie odbył, bo nie było również prawdziwej śmierci. Kurt Hummel odszedł w sposób cichy, bez fajerwerków. Nikt nie zauważył jego zniknięcia. Zresztą, wszyscy jego przyjaciele i rodzina byli przekonani, że chłopiec ten wciąż żyje i ma się dobrze - wzorowy student pnący się powoli po drabinie sukcesu.
Nie wiedzieli jednej rzeczy. Kurt Hummel nigdy nie postawił nogi na pierwszym jej szczeblu.
Widzicie, świat miał wiele do zaoferowania Kurtowi. Jednakże jeszcze więcej miał do zaoferowania Roxanne - tak przynajmniej się Kurtowi wydawało.
Nie zrozumcie mnie źle, Kurt Hummel nigdy nie był dumny z tego, czym się zajmował. Nie mniej jednak, w jakiś pokrętny sposób lubił swoją pracę. Seks nigdy dla niego wiele nie znaczył, ale lubił czuć się pożądany. Czyż nie tego pragnął przez całe swoje nastoletnie życie?
Nie. Wszystko to gówno prawda. Tak naprawdę Kurt Hummel nienawidził Roxanne. Nienawidził Roxanne nawet bardziej niż tego chłopaka, który zmusił go do robienia TYCH rzeczy w TAMTEJ toalecie. Tego, tych, tamtej. Kurt roześmiałby się słysząc to określenia. Życie nauczyło go wyzbywania się eufemizmów, podobnie jak nauczyło go, że niewinność nie jest cechą, która przyda mu się w wykonywanym zawodzie.
Kurt nauczył się również rozdzielać pewne rzeczy. Potrafił być czułym kochankiem, jeżeli wymagał tego klient, aby w momencie kiedy zamykały się za nim drzwi zapomnieć, że kiedykolwiek tam był i zimno wykreślić kolejne nazwisko z listy. Kurt był profesjonalistą. Żadne uczucia nie mogły wchodzić w grę. Kurt wierzył zresztą, że seks nie ma nic wspólnego z miłością. Nie, nie Kurt. Roxanne.
Kurt był dziwką, niczym więcej. Kiedyś lubił przekonywać się, że jest inaczej, na samym początku. Wtedy seks jeszcze coś znaczył. Wtedy nie traktował tego jako pracę. Jednakże już dawno przyzwyczaił się do myśli, że rozłożyłby nogi przed każdym, kto nie byłby Kubą Rozpruwaczem i miałby trochę dollarów w kieszeni.
A'propos pieniędzy. Kurt nie zarabiał wiele jak na prostytutkę, choć był dobry w swojej pracy. Może była to sprawa tego, że był w złej agencji, a może po prostu mu nie zależało. A może po części jednego i drugiego.
Kurt wiedział jednak, że jest dobry. Był dobry już od samego początku. Klientom podobał się jego niewinny wygląd, piękny głos. Jeden z nich nazwał go kiedyś nawet aniołem. Ale Kurtowi nie spodobał się ten pseudonim. Wolał Roxanne. Choć skrzydła Roxanne były zgoła inne od anielich. Ale czy aby na pewno?
Kurt nie myślał o tym wiele. Czasem chciałby żyć bez wczoraj. Bez świadomości, że gdzieś z tyłu znajduje się coś tak błahego jak przeszłość. Widzicie, Kurt nie pamiętał swojego pierwszego klienta. Tak przynajmniej sobie wmawiał, w końcu kiedy robimy coś po raz pierwszy, mimowolnie utrwala nam się to w pamięci. Ale Kurt nie chciał pamiętać. Nie chciał myśleć. Ignorował również tę cichą myśl w głowie, że gdyby faktycznie tak bardzo nie dbał, o to co robi, nie starałby się tak bardzo wymazać tego, co złe. W zasadzie od czasu, kiedy po raz pierwszy przespał się z kimś za pieniądze, Kurt ignorował wiele rzeczy.
Na początku Kurt nie pracował dla żadnej agencji. Działał na własną rękę wykorzystując seks jako sposób na dodatkowy zarobek. Nie pamiętał dokładnie momentu, ani konkretnego powodu, dla którego zrobił to po raz pierwszy. W jego pamięci wszystko to było tylko ciągiem przypadkowych i chaotycznych wydarzeń.
Nie oceniajcie Kurta zbyt pochopnie. To nie tak, że porzucił swoje marzenia. To nie tak, że nie próbował. Widzicie, Kurt wciąż studiował. W końcu jego rodzice przeznaczali mnóstwo ciężko zarobionych pieniędzy, żeby zapewnić jemu i jego przyszywanemu bratu przyszłość. Kurt mógł być zaledwie cieniem dawnego siebie, ale wciąż mu na nich zależało. I nie mógł, po prostu nie mógł wykorzystać sytuacji.
Oczywiście, gdzieś w głębi wciąż marzył o Broadwayu, aktorstwie, wszystkich cudownych maskach, które mógłby przybrać. Ostatecznie jednak nie poszedł w tym kierunku. Może nigdy tak naprawdę nie było to spełnieniem jego marzeń, a może po prostu się bał. Tak czy inaczej, skończył na dziennikarstwie. Częściowo miał nadzieję, że będzie mógł w ten sposób spełnić się w swojej drugiej pasji, jaką była moda. Jednakże Kurt utracił wiarę w siebie jeszcze w liceum. Studia rzucił już po roku, czuł się jednak zobowiązany poinformować o tym rodzinę. Powiedział, że musi zrozumieć, kim tak naprawdę chce być i co chce osiągnąć. Tylko częściowo było to kłamstwo.
Po porzuceniu studiów Kurt przestał stwarzać pozory dbania o siebie i dał się pochłonąć najprostszej rzeczy, jakiej mógł – dekadencji. Było to również jeden z powodów, przez które zarabiał tak mało. Powinien szanować swoje ciało (O ile można o tym mówić zważywszy na jego profesję) chociaż na tyle, aby nie odstraszać klientów. Wciąż to słyszał. Tymczasem ciało Kurta było wrakiem i nie miał siły o to dbać.
Kurt był chudy. Przeraźliwie chudy. W połączeniu z jego bladą skórą dawało to naprawdę przerażający efekt. Jego włosy były matowe, usta wiecznie spierzchnięte. Czasem zapominał o posiłkach – mimo ciągłych problemów finansowych, czasy, kiedy nie było go na nie stać szczęśliwie pożegnał – stopniowo zaczął je zastępować alkoholem. W najlepszym wypadku.
Inną rzeczą było, że Kurt praktycznie nie sypiał. Gdyby się zastanowić, nie spał w zasadzie od trzech lat. Niemożliwe? Kurt przestał w to wierzyć po pierwszym roku, kiedy to uświadomił sobie, że w jego wypadku sen oznacza jedynie leżenie z zamkniętymi powiekami. Czasem jednak miał szczęście i udawało mu się śnić. Nieprawdziwie. Mózg Kurta był jak telewizja, która po pewnej godzinie zaczynała nadawać powtórki. Urządzał mu projekcję dawnych wspomnień, szczęśliwych lub nie. Koszmarem były te piękne, ukojenie niosły tragiczne. Czasem sam nie wiedział, co wydarzyło się naprawdę, a co było wytworem jego chorego umysłu.

***
Kurt płacze, płacze bardzo gorzko. Zdaje sobie sprawę, że Blaine coś do niego mówi, ale słowa wręcz odbijają się od jego uszu. Jakie to ma znaczenie? Na pewno próbuje go pocieszyć. Tak. Czuje tę znajomą dłoń głaszczącą go czule po plecach, próbującą uspokoić. W końcu coś zaczyna do niego docierać.
-…i wiesz, że nie ma to dla mnie wielkiego znaczenia. Kocham cię i nie potrzebuję od ciebie… takiego rodzaju zapewnień. Przecież…
„Przestań, Blaine", chce powiedzieć. Tak się wygłupił. I na pewno go zawiódł. Jest okropnym chłopakiem, nie zasługuje na Blaine'a. Tak bardzo chciał dać mu coś od siebie. Nawet nie wiedział, dlaczego tak zareagował. Przecież kochał Blaine'a. Przecież mu ufał. I był taki pewny, że jest gotów. Wciąż miał tę pewność, kiedy czuł jak palce Blaine'a niezręcznie rozpinają guziki jego swetra. Przecież się nie wahał. Jednakże łzy spływające po jego policzkach świadczyły o czymś zupełnie przeciwnym.
- Przepraszam, jeżeli zrobiłem coś, co zmusiło cię do… - Blaine urywa. – Wiesz, że nigdy nie zrobiłbym tego świadomie.
Kurt nie wytrzymuje.
- Możesz przestać? – słyszy swój wysoki głos.
Blaine spogląda na niego ze zdezorientowaniem. Wydaje się być nieco zraniony.
- Przestać co?
- Być tak cholernie idealny i czuły, kiedy ja… - braknie mu słów. – Nie wierzę, że wciąż chcesz na mnie patrzeć. Jestem brzydki. Zawiodłem cię. I możesz mówić, że seks nie ma znaczenia, ale obydwaj wiemy, że to nieprawda. Błagam się w duchu, żebyś mnie nie znienawidził, a ty tymczasem bierzesz całą winę na siebie i to takie…
Blaine przerywa mu całując delikatnie. Jego wargi ledwie muskają wargi Kurta wiedząc, jak bardzo są wrażliwe. Przesuwa delikatnie ręką, po jego policzku, a następnie śmieje się cicho i znów się odzywa zapinając z dokładnością guziki kurtowego swetra:
- Widocznie obydwaj mieliśmy dużo szczęścia, że siebie znaleźliśmy.

Kurt otworzył oczy.
Nic nie czuł, choć w głębi ducha wiedział, że powinien. Czasy, kiedy wspomnienia o Blainie sprawiały ból odeszły wraz z końcem liceum. Teraz nie myślał o nim wiele, z wyjątkiem tych momentów, kiedy Blaine gościł w jego snach. A i wtedy przyjmował je na zimno.
Tym razem jednak coś nie pozwoliło mu wstać z łóżka i zapomnieć jak zwykle. Wciąż myślał o swoim śnie, a raczej wspomnieniu, tak odległym, że wydawało mu się z poprzedniego życia. „Nie, Kurt. Zapomnij."
Zerwał się szybko i ruszył pod prysznic, co okazało się jednak nie najlepszym pomysłem. Myjąc głowę znów usłyszał cichy głos w swojej głowie, głos, którego istnienie tak bardzo starał się ignorować.
„Może gdyby tamten wieczór przebiegł nieco inaczej… Może gdyby to Blaine był tym pierwszym, a nie bezimienny chłopak... Może wtedy twoje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Może jeszcze coś by się udało uratować."
Potrząsnął głową. Nie. Nie czas było na takie rozmyślania. Śmieszyły go takie rzeczy, zresztą, nie był już tamtym chłopcem, nie mógł też cofnąć czasu. Myślenie o tym niczego mu nie przyniesie.
Kurt wyszedł spod prysznica krytycznie przyglądając się bliznom i siniakom pokrywającym całe jego drobne ciało. Cóż. W końcu klientów się nie wybiera. Kurt nie lubił przeglądać się w lustrze (Przestał to robić, kiedy po raz pierwszy zauważył, że może policzyć każdą ze swoich kości), a widok swojego odbicia tak go wystraszył, że momentalnie odwrócił wzrok. Po chwili usłyszał dobiegający z pokoju dźwięk telefonu. Szybkimi ruchami wytarł całe swoje ciało, włożył ubranie i wyszedł z łazienki.
Mieszkanie Kurta było bardzo małe i ciasne, ale mimo wszystko Kurt je uwielbiał – było w końcu jedyną namiastką domu, jaka mu jeszcze pozostała (Choć biorąc pod uwagę wysokość czynszu, nie był pewien na jak długo). Okolica nie należała do tych najgorszych, jednakże po zmroku nie było tu najbezpieczniej. Stąd też Kurt nie przyjmował tu swoich klientów, a nawet jeżeli, to zdarzało się to bardzo rzadko. Ponadto Kurt cenił sobie swoją prywatność, wolał więc nie łączyć pracy z codziennym życiem.
W mieszkaniu panował pedantyczny wręcz porządek, więc znalezienie komórki nie potrwało długo. Kurt szybkim ruchem odebrał połączenie. Zanim zdążył choćby powiedzieć "Tak?", usłyszał znajomy głos:
- Student, lat dwadzieścia, żadnych specjalnych wymagań. Wchodzisz?
Kurt westchnął z lekkim rozdrażnieniem.
- Mam wyjście?
- Niespecjalnie - Arlette przerwała na moment. - Hej, rozchmurz się, w końcu coś zarobisz, Roxanne. Nawiasem mówiąc, mógłbyś zmienić swój pseudonim. Tłumaczenie wszystkim klientom, że nie jesteś kobietą zaczyna mnie męczyć.
Kurt pokręcił głową, choć kobieta po drugiej stronie słuchawki nie mogła tego zobaczyć.
- Pseudonim zostaje – powiedział stanowczo. Był pewien, że Arlette wywróciła oczami.
- Jak zwykle tak cholernie spięty… No nic. Podaję ci adres.
Kurt zapisał sobie wszystkie dane na niewielkiej kartce, którą akurat miał pod ręką, rozłączył się i z cichym westchnieniem zapatrzył się w dal. Przedstawienie czas zacząć.