Dlaczego chcesz zbawić cały świat? Czemu mnie w tym planie pomijasz? Naprawdę aż tak wstrętna jestem? Aż taką napawam Cię odrazą? Proszę! Otwórz swoje serce i na mnie! Nie pozwól mi się czuć samotną! Ujrzyj wreszcie moje prawdziwe oblicze! Że nie jestem naprawdę silna, że potrzebuję cię! Jak możesz być tak okrutnym? Tak bez serca, że tego nie dostrzegasz! Że nie chcesz zaakceptować moich uczuć! Nie widzisz, że nie mam już sił tak gonić? Jak długo tak można żyć? Odpychanym przez najukochańszą osobę?
Łatwo Ci mówić nie. Zakrywać wszystko za tym pustym, nic nieznaczącym uśmiechem?
Oparłam się o zamknięte drzwi i bezwładnie opadłam na ziemię. Oplotłam kolana dłońmi i schowałam w nich głowę. Z moich oczu płynęły łzy, których nikt nie powinien zobaczyć. Jestem silną dziewczyną, wywijającą nożem w obronie brata. Jak więc mając taki wizerunek mogłam pozwolić sobie na to, by ktokolwiek mógł zobaczyć mnie w takim stanie, w jakim się teraz znajdowałam? Siedzącą nieporadnie na ganku domu swego brata, wtulając głowę we własne kolana?
Byłam bezsilna wobec odpychającego mnie od siebie brata. Chciał się ze wszystkimi stawać jednością oprócz mnie. Nie docierały do niego moje uczucia, przerażały go. Czy on nie może zrozumieć, że ktoś go może kochać? Że boli mnie to jego odrzucenie i że nie mam już siły z nim walczyć? Ze pragnę by choć raz mnie przytulił?
- Wszystko w porządku?
Przede mną pojawiła się najbardziej znienawidzona przeze mnie osoba. Głupie pytanie. Czy wszystko w porządku? Kurwa, przecież widać, że wszystko jest w porządku. Po prostu ukochany braciszek jak zwykle nie chce mnie widzieć!
Nim jednak zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, poczułam jak coś ciężkiego upada obok mnie. I nie mam pojęcia jak długo siedzieliśmy tak w milczeniu. Będąc jednocześnie tak blisko i daleko zarazem od siebie.
- Idź już sobie. Braciszek może cię potrzebować – to, że zachowuję się jak psychopatka, nie znaczy, że nie umiem racjonalnie myśleć. Doskonale zdaję sobie sprawę, że ten typek obok mnie, to ulubiony podwładny mojego braciszka. Tak więc, by go uszczęśliwić, muszę odesłać tego gnojka do domu.
Mówiąc to, spojrzałam na niego wymownie. Na mojej twarzy nie było już śladu łez. Wyglądałam jak zwykle. W przeciwieństwie do nieproszonego gościa, który z miną zbitego psa, gwałtownie złapał mnie za rękę. I po raz pierwszy o dziwo nie miałam ochoty połamać mu wszystkich palców
- No już spadaj – warknęłam, wyrywając swoją dłoń. Z rękawa wyciągnęłam nóż.
On jednak nadal siedział na swoim miejscu
- Nie mogę. Bez ciebie tam nie wrócę – mówi to nagle i widzę, że żałuje, że nie ugryzł się w język – przepraszam – dodaje po chwili, odwracając wzrok.
Dotarło do mnie, że tak naprawdę jesteśmy tacy sami. Oboje beznadziejnie zakochani. Z tą różnicą, że mój brat boi się mnie i kocha tylko jak siostrę, podczas gdy ja siedzącego obok mnie osobnika nienawidzę? Właściwie to odkąd nie zaczął kręcić się obok mojego braciszka, zaczął mi przeszkadzać. Co było wcześniej? Nie pamiętam.
- Nic nie mogę ci obiecać – tym razem to ja łapię go za rękę. Zdziwiony odwraca głowę a moją stronę. W oczach widzę szczęście. Nie, nie widzisz, nie dostrzegasz, że robię to z czysto egoistycznych pobudek. Bo chcę tym zwrócić uwagę brata, odbić sobie jego odpychający stosunek do mnie. Ale co by to dało, gdybym ci o tym powiedziała? I tak byś to zrobił. Zakochany wariacie…
