Ruiny
Niegdyś miasto tętniące życiem, teraz przedstawiało jedynie obraz bólu i rozpaczy. Dały się
słyszeć jeszcze głośne piski dzieci.
Tak wyglądało miejsce, które odwiedził Acknologia
Jeszcze tam był. Ryczał tryumfalnie. Śmiał się z udręki i śmierci tych robaków zwanych ludźmi. Nigdy nie było mu ich szkoda. Według niego tylko zaśmiecali, i tak śmierdzący świat, zwany Earthland. Musiał jeszcze dokończyć zadanie. Dobić ich. Śmierć małych dzieci bawiła go najbardziej. Jak patrzyły na niego swoimi małymi ślepkami pełnymi nadziei, jak przełykały łzy i szeptały ciche prośby o litość. Tak, zdecydowanie mu się to podobało. Szczególnie po tym, jak zlikwidował tych naiwniaków-Fulgura i Cantarię. Już nikt nie stanie mu na drodze...
Miażdżąc zgliszcza budynków podszedł pod jeszcze całą ścianę. Nabrał powietrza i wystarczyłaby chwila, a po mieście pozostałby ledwie krater. Jednak, wtem zobaczył coś, co sprawiło, że serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi.
Dziesięcioletnia dziewczynka stała cichutko na wzgórzu nieopodal. Charakterystyczne spiczaste uszy wystawały zza kasztanowych włosów, a białe kły błyszczały w wesołym, szczerym uśmieszku, w jej dłoni spoczywała perłowe berło o połowę wyższe od niej, z kilkoma łańczuszkami i dzwoneczkami, które wbiła w ziemię. Acknologia widział ją już kiedyś. Tam, gdzie nie chciał udać się już nigdy. Brązowowłosa przyłożyła do ust błyszczący srebrny flet i zaczęły wydobywać się z niego dźwięki zaczarowane. Wabiły smoka do siebie. Kilka minut później dziewczynka odjęła flet od ust i dla odmiany zaczęła śpiewać...
Pod koniec sztucznego Raju
Głęboko, głęboko we wnętrzu Ziemi
Jestem skazana śpiewać modlitwy...
Całkowicie sama Z przeszłości niemającej gdzie pójść
Splatam słowa w kółko, i w kółko
Na skraju powtarzającej się historii
Poświęcam się losowi. Nie wiedząc nic o tym, co śpiewałam
Przez całe moje życie
Piosenka o słońcu, o wietrze
Delikatne requiem...
Na końcu drogi do Raju
Które nie mogły mnie dosięgnąć.
Wtem potrząsnęła berłem, dzwoneczki zakołysały się i inne głosy wydobyły
się z niego, by wtórować jej śpiewu.
Śpiewać na zawsze... Na zniekształconym dnie zniszczonego świata
Jestem skazana na śpiewanie modlitw
Z łagodnymi głosami śpiącymi w mej przeszłości
Gdy zamieniam rozpacz w uśmiech,
Tonę w morzu własnych łez. Pod koniec sztucznego Raju
Szukam zaginionego głosu
Jestem skazany na podróż
Z ulicy na ulicę, dalej i dalej Cień zamkniętej historii
Tęsknię za skradzionymi dniami
Głos, który rozbrzmiewa w mym sercu niesie ból i cierpienie
Moje życzenie nie dociera do wiecznego Raju
Staje się zniekształconym głosem - trzymany z daleka, zanika. Chcę się upewnić, że to dźwięk twego ciepła z moich rąk
To wahająca się krzywdaBędę walczyć Wezmę ryczący głos życia
Pozwól mu spać i pisać do końca świata
Jeśli nie mogę cię dosięgnąć po rozpuszczeniu światła
Wtedy skończę z tym fałszywym Rajem
Gołymi rękoma Proszę, śpiewaj...Modlę się o ochronę tego jasnego świata
Gdzie każdy może się uśmiechnąć
(I walczyć, aby położyć kres Widokowi płaczącej ciebie) Piosenka o nadziei na światło jutra
Dając jej swe życie, mam siłę, by śpiewać
Niech mój głos niesie wiatr, dopóki nie umrę
(Pieśń rozpaczy i cienia, by pogrzebać przeszłość
Twoje istnienie skradzione ode mnie,
lecz twój głos powoduje
Niekończący się deszcz, dopóki nie umrę...) Wszystkie głosy spotkają światło i prowadzą do cienia
Jak powtarzająca się historia Bębniący dźwięk nieskończonego światu rozbrzmiewa
Aby zapowiedzieć koniec
Wszystkie istoty umierają i się odradzająNiech również do Raju światła i cienia
Dotrze me życzenie*
W przerwach między zwrotkami przygrywała sobie na flecie...
Acknologia, mimo protestów i próby ucieczki, nie mógł oprzeć się sile melodii, i delikatnemu niczym zefir głosu dziewczynki. Sprawiał on, że poczuł się błogo i nie mógł wykonać żadnego ruchu. Swoimi strasznymi, błękitnymi ślepiami obserwował szatynkę. Mała i uśmiechnięta, już mu się niedobrze robiło na jej widok. Jednak odwrócił się, gdy skończyła śpiewać, po czym przekręcił głowę i fuknął na nią, aż para wydostała się z dziurek jego nosa.
-Konban wa... Acknologia-sama, miło mi cię spotkać-wyszeptała wesoło.
Jej głos, choć cichy, miliony razy zduplikowany, niczym wędrujący dźwięk ogranął całe ruiny.
Smok zaryczał zdenerwowany, machnął łeb, tupnął łapą i wyjąc przerażająco wystawił swój łeb tuż przed twarz brązowowłosej.
Ona zaś, zachichotała radośnie i wyciągnęła drobną rączkę, by pogłaskać go po nosie. Gdy tylko jej dłoń dotknęła czarnej skóry Smoka z Księgi Apokalipsy, coś szarpnęło go w piersi, a łuska w tym miejscu stała się biała. Jaszczura rozwścieczyło to jeszcze bardziej. Rozjuszył się, niczym przerażony koń. Tupał nogami i ryczał przerażająco. Nabrał już energii do pyska i zarzucił łbem. W takiej chwili każdy pewnie by się przeraził, ale dziesięciolatka nadal stała tak, jak wcześniej i uśmiechała się radośnie. Było już za późno. Promień mrocznej energii uderzyła nią, niszcząc wszystko po drodze. Acknologia uśmiechnął się kpiąco.
O jednego robaka mniej-myślał.
Jednak z chmury pyłu wyłoniła się śmiejąca się brązowowłosa otoczona białą, świecącą poświatą, stała sobie spokojnie w głębokim kraterze.. Machała do niego bladą rączką.
Zaryczał gniewnie, widząc ją.
Odwrócił się wściekły. Machnął ogonem o mało co nie uderzając w nią. Tupnął nogą i zafuczał gniewnie. Następnie łbem wskazał jej, by za nim poszła.
-Mam za panem iść?-Spytała cicho, zaskoczona.
Nic nie odpowiedział tylko odszedł kilka dużych kroków.
Dziewczynka wpadła w stan prawdziwej euforii. Wydobyła z ziemi berło i szybko ruszyła za smokiem. Acknologia, swoim wyczulonym słuchem, dobrze słyszał, jak potykała się, upadła i koziołkowała podążając za nim. Biegła niczym na złamanie karku, lecz byle tylko go dogonić. Odwrócił głowę na chwilę, a wtedy jego oczy spotkały się z turkusowymi ślepiami dziewczynki. Nie mógł w to uwierzyć, nie dało się odróżnić tęczówki od źrenicy. Szatynka widocznie domyśliła się, o co mu chodzi, lecz uśmiechnęła się i powiedziała z lekką nutką smutku:
-Przepraszam, jeśli będę ciężarem, ale ja, nie widzę zbyt dobrze... Mój świat ogarnia cień...
Jakby od razu wszystkiemu wokoło zrobiło się smutno. Świat ogarnął smutek... Ucichł płacz ostatnich żyjących dzieci, zawiał zimy wiatr grozy.
Acknologia nic nie odpowiedział. Nie myśląc więcej o tych słowach, odszedł.
-Mogę z panem iść, naprawdę?
Ryknął głośno, tak że pewnie słychać było go we wszystkich zakątkach świata. Brązowowłosa podbiegła do niego i przytuliła się do jego monstrualnie dużej łapy.
-Oto-san-szepnęła, a w jej oczach stanęły łzy.-Nareszcie cię znalazłam...
Acknologia machnął nogą, próbując ją strącić. Ryknął i tupnął łapą, majtnął gwałtownie głową, używając Smoczego Oddechu. Odsunęła się od niego i z wielkim uśmiechem pobiegła przed siebie podskakując ze zwykłego dziecięcego szczęścia, co jakiś czas odwracała się, by sprawdzić, czy za nią idzie. Chcąc nie chcąc poszedł dalej, by kontynuować, swoje destrukcyjne życie.
