Oryginalny tytuł: Let's Glow in the Dark
Autor: Croik
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Długość: 16 rozdziałów
Rating: 18+
Ostrzeżenia: Duża różnica wieku, wielki penis, seks z Hulkiem
Uwagi: Jest to druga część Serii: Radioaktywni kochankowie
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: PersianWitch
Link: /works/726752/chapters/1348847
Radioaktywni kochankowie część 2: Niech pojawi się światło w ciemności
Prolog
Nieczęsto słynny Thunderbolt Ross uczestniczył w bitwie bez munduru.
Negocjacje nie były jego mocną stroną. Wolałby, żeby spotkanie odbyło się na jego własnych warunkach, na jego terytorium, z pełną budzącą grozę siłą oliwkowego stroju i piersią przybraną mosiężnymi orderami, wzmacniającymi go. Jego przyszły przeciwnik nie budził strachu, ale spodziewał się oporu i niewielkiej ilości idiotyzmu. W lepszych czasach byłby ponad nim. Ale lepsze czasy Rossa były już za nim i nie miał wielkiego wyboru, jak tylko wkroczyć do federalnego wiezienia w grafitowym garniturze, mając na sobie jedynie proste oznaczenia oficera.
Strażnik spotkał się z nim tuż za punktem kontrolnym, a po nużącej wymianie uprzejmości kontynuowali wizytę w skrzydle odwiedzin. Pokój prywatny został przygotowany zgodnie z prośbą Rossa. Znajdował się w nim stół, dwa krzesła i telefon komórkowy. Z czekającym na zewnątrz strażnikiem, Ross zajął miejsce, a kiedy tylko drzwi się zamknęły, podniósł telefon i wybrał numer.
Po drugim dzwonku usłyszał szorstki głos mężczyzny.
— Tak?
— To ja — powiedział Ross. — Jestem na miejscu. Mam nadzieję, że jesteś tego pewien, Osborn. Wiesz, co myślę o traceniu czasu.
— Nie mam żadnej innej opcji — odpowiedział Norman Osborn. Brzmiał jeszcze gorzej niż ostatnio, kiedy rozmawiali dzień wcześniej. Jego oddech wydawał się syczeć przy każdym oddechu. — Podobnie jak ty, więc jeśli nie masz jakieś alternatywy, to nie widzę, żebyśmy mieli jakiś inny wybór.
Ross nienawidził przyznawać mu racji i oszczędzono go przed głośną zgodą na to, dzięki otwarciu się drzwi. Strażnik wszedł do środka prowadząc umundurowanego więźnia, który być może był ostatnim człowiekiem, do jakiego generał Ross miał się kiedykolwiek udać po pomoc. Po tym, jak strażnik zaproponował, że przykuje skazańca do krzesła i Ross odmówił, zostali sami.
— Hammer — powitał go Ross, nie próbując ukryć irytacji. — Kopę lat.
Ten czas nie był dobry dla Justina Hammera. Ilekroć pojawiał się na sali sądowej przy kolejnej apelacji, udawało mu się stworzyć przedstawienie dla widowni, ale nie ukryło to utraty wagi widocznej pod pomarańczowym więziennym mundurem ani cieni pod oczami i szarości we włosach. Przez kilka chwil wpatrywał się w szoku w Rossa, nie przypominając w ogóle smarkatego, małego dupka, z którym Ross wstydził się kiedykolwiek pracować. To mogła być poprawa.
— Generał Ross. — Hammer zebrał się do kupy i usiadł. Wyglądał na zaskoczonego, a Rossowi się to podobało. — Cóż, gdybym wiedział, że przyjdziesz to schłodziłbym szampana.
Uśmiech Rossa był w większości drwiący.
— Wiesz, że piję tylko whisky. — Ustawił telefon komórkowy na głośnik i umieścił aparat na stole między nimi. — Poza tym, rozmawiamy teraz o interesach.
— Interesach. — Hammer zaśmiał się krótko, a potem spojrzał na telefon, jakby był pytonem. — Zabawne. Interesy z kim?
— Witaj, Hammer — skrzeczący głos wydobył się z aparatu. — Tutaj Norman Osborn.
Hammer wzdrygnął się i znów się roześmiał.
— Sam Norman Osborn, hm? Cóż za okazja. — Odprężył się na krześle z gorzkim uśmiechem. — Ale szczekasz na niewłaściwe drzewa. Musisz szukać głowy Hammer Industries, przez co rozumiem, nie mnie.
— Jeśli mógłby mi pomóc, to uwierz mi, nie byłoby mnie tutaj. — Ross sięgnął do kurtki i wyjął złożoną kartkę papieru, aby przesunąć ją po stole. Hammer na początku nie wykonał żadnego ruchu, ale kiedy Ross kontynuował, niechętnie rozłożył kartkę. — W ciągu kilku tygodni, Oskorp będzie właścicielem wszystkiego, co pozostało z Hammer Industries i jest warte zakupu — powiedział Ross. — Pomiędzy negocjacjami a toczącym się procesem, byliśmy wstanie uzyskać bardzo obszerną listę twoich aktywów i transakcji. Wśród nich jest co najmniej jeden przedmiot, którego nie rozliczono. Został w 2009 roku przeniesiony z głównego zakładu Hammer Industries do magazynu, a teraz go nie ma.
Hammer wyjął okulary zza kołnierza bluzy i włożył je, czytając raport. Kiedy dotarł do przedmiotu, który podkreślił Ross, uniósł brwi.
— Komora promieni Vita.
— Czy jest prawdziwa?
Hammer spojrzał nad okularami na niego. Coś kliknęło w jego mózgu wielkości ziarnka grochu i Ross wiedział, że Hammer trzymał go w szachu. W rzeczywistości, nie miało to znaczenia. Pogodził się z tym, co musiał zrobić, zanim wszedł do więzienia.
— Zajęło ci to znacznie dłużej, niż myślałem — stwierdził Hammer. Odłożył papier. — Generał Ross, ścigający małe zielone ludziki, cały czas szukający amerykańskiego snu, i nigdy nie pomyślałeś o odtworzeniu dokładnych okoliczności.
— Czy jest ona prawdziwa? — zapytał ponownie Ross.
Hammer starał się bardzo powstrzymać uśmiech. Po roku spędzonym w zapomnieniu, każdy człowiek rzuciłby się na szansę zastania królem, choćby na kilka minut w więziennym pokoju odwiedzin.
— Och, jest prawdziwa — powiedział, a cała jego wcześniejsza nerwowość została zastąpiona samozadowoleniem. — Wszyscy twierdzili, że została rozmontowana w latach pięćdziesiątych. Bo, jak sam widzisz, była gorsza niż bezużyteczna… Promienie Vita są paskudną sprawą. Bez odpowiedniej surowicy, powodują u ludzi raka … — Przybrał współczujący wyraz twarzy i pokręcił głową.
— Wiem o tym wszystkim — powiedział niecierpliwie Ross.
— W takim razie, jestem pewien, że wiesz, ile lat Howie Stark ukrywał ją przed rządem — ciągnął Hammer, a Ross przysłuchiwał mu się uważniej. — Mieli zmusić go do zepsucia jej. Wiesz, powodowanie raka u ludzi. Ale była taka piękna, że nie mógł się z nią rozstać. Stworzył replikę i umieścił prawdziwą komorę głęboko w magazynie. — Westchnął ciężko. — Oczywiście musiał później zginąć, a firma była w totalnym gównie, więc Stane zaczął sprzedawać swoje bibeloty. Mój stary kupił od niego komorę Vita na jakieś podziemnej aukcji w… — Zmarszczył brwi. — Dziewięćdziesiątym czwartym? Dziewięćdziesiątym piątym? — Wzruszył ramionami. — Nie znajdziesz żadnych dokumentów. Cholerna rzecz nie posiada żadnych dokumentów, ale tak, tata posiadał ulubione rozczarowanie Starka. To kawałek amerykańskiej historii.
Brzmiał tak jakby wiedział o czym mówi, ale nigdy łatwo nie było tego stwierdzić w przypadku Hammera. Ross już wcześniej się sparzył, ale nie miał wyboru i każdy z ich trójki o tym wiedział. Dlatego też zapytał:
— Gdzie jest teraz?
— W piwnicy — odpowiedział Hammer. — W obiekcie należącym do firmy, którą posiadam. Wciąż jestem właścicielem. — Jego samozadowolenie osiągnęło niemożliwy poziom. — Przynajmniej jestem całkiem pewien, że gdyby federalni uporali się całą tą biurokracją, to przyszliby o tym powiedzieć. Ta piwnica posiada więcej niż relikwie z II wojny światowej. — Wykrzywił złowrogo palce. Ross skrzywił się, ale zanim zdążył zadać następne pytanie, Hammer kontynuował: — Wiem teraz, czym ty się interesujesz — powiedział. — Chociaż jestem zaskoczony, że pozwalają ci cokolwiek robić w tym temacie. Ale co z naszym przyjacielem Normanem? — Stuknął w telefon, który milczał zbyt długo. — Wciąż tam jesteś? Powiedz mi, że Oscorp nie kupuje wszystkiego ode mnie tylko po to, by spuszczono to w toalecie przez kapitana harcerza 2.0.
— Wciąż tu jestem — powiedział zmęczony Osborn. — Jestem zainteresowany nabywaniem nieruchomości, które potencjalnie mogłyby należeć do mnie.
Hammer spojrzał na Rossa z miną mówiącą: „Możesz uwierzyć w tego gościa?".
— Jesteś na tym samym wózku z Thunderboltem Rossem, odwiedzając mnie. Czy obiecał ci dać super żołnierza na kolejny pokaz Oscorp? Dalej, Norman, obaj wiemy, że równie dobrze mógł obiecać ci księżyc. Coś się tu dzieje. Ach! — Pochylił się nad stołem. — Chodzi o tą pajęczą sprawę pokazywaną w wiadomościach.
Ross przesunął językiem po zębach.
— Co sprawiło, że myślisz, iż ma to coś wspólnego?
Wargi Hammera cofnęły się, gdy uśmiechnął się drapieżnie.
— Wydobędziesz mnie z tego więzienia — powiedział rzeczowo. — Jesteś w garniturze, a sam pierdolony Norman Osborn jest na linii, trzy dni po tym, jak pajęczy potwór miał walkę godną Godzilli z twoim nie ulubieńcem. Coś się dzieje… To są negocjacje i chcę, żeby wszystkie karty były na stole.
Ross odwzajemnił uśmiech Hammera gorzkim skrzywieniem warg. Kiedy był nowym rekrutem, jego starszy sierżant powtarzał, że nawet najmniejszy, najgłupszy termit może zjeść się z domem, jeśli będzie wystarczająco głodny. To stwierdzenie nigdy nie przestało być prawdziwe.
— Co wiesz o pająkach?
— Wiem, że spowodowali kłopoty dla mojego starego przyjaciela Normana. — Hammer pstryknął w telefon i patrzył, jak kręci się na blacie. — Ten w spandeksie i nie. Wiesz, co się dzieje w sieci? Tak, mamy tu Internet. Wszyscy twierdzą, że Oscorp jest fabryką potworów, a kiedy Spider-Man włamał się, żeby to wszystko ujawnić, zaatakowała go bestia z ośmioma nogami.
— Ta rzecz nie pochodziła z Oscorpu — burknął Osborn.
— Och, racja. Wolicie jaszczurki.
— Spider-Man ukradł coś ode mnie. — Ross miał ochotę ostrzec Osborna, żeby nie ujawniał Hammerowi informacji, ale nie lubił mężczyzny i trzymał się od tego z daleka. — Jest złodziejem i szerzy zniesławiające moją firmę plotki. Nie mieliśmy nic wspólnego z tym stworzeniem.
— Czyli był jednym z twoich? — Hammer spojrzał na Rossa. — Czyżby Harlem nie wystarczył?
— Miałeś rację za pierwszym razem — przyznał niechętnie Ross. — Jestem wyłączony z projektu surowicy. To nie pochodziło ode mnie.
Hammer zabębnił palcami o stół. Zmrużył w rozbawieniu oczy.
— Raczej nie sądzisz, że to moje?
— Gdzie jest komora? — zapytał ponownie Ross.
— Jest bezpieczna. Naprawdę. Ten piekarnik nie upiekł nawet szarlotki odkąd go kupiliśmy. Tak na poważnie. — Hammer wywrócił oczami. — Tak, jak powiedziałem. Gdyby ktoś naruszył ten obiekt, już bym o tym wiedział.
Ross miał wrażenie, że cokolwiek ukrywał Hammer nie może go zaskoczyć, ale nie mógł powstrzymać ciekawości. Postanowił podjąć ryzyko.
— Kiedy przeczytałem raport, założyłem, że to dzieło Oscorp — powiedział spokojnie. — Mieli wszystkie wstępne formuły doktora Connersa. Osborn sądził, że to ja i serum super żołnierza, a także interwencja Spider-Mana oraz… — Drgnął. — Hulka. Oba nasze przypuszczenia były uzasadnione. Kiedy się spotkaliśmy, aby omówić sprawę, Osborn ujawnił mi to, czego dowiedział się o komorze promieni Vita, która była w twoim posiadaniu. Zawarliśmy układ. — Zobaczył, jak oczy Hammera błyszczą. Jego głos stał się poważniejszy, aby jego ton dostosował się do tego. — Dostanę komorę, jeśli dostarczy serum.
Hammer przeklął.
— Jeśli umieścisz w niej jaszczurkę, to po prostu dostanie ona raka.
— Nie ta surowica. Surowica Erskine'a… Moja surowica.
— Chcesz, żeby… hm. — Hammer zmarszczył brwi, zastanawiając się, a potem jego grymas pogłębił się. — Coś przegapiłem?
Ross przyciągnął bliżej telefon.
— Wyślij zdjęcie.
Chwilę później zabrzmiał sygnał telefoniczny oznaczający przyjście wiadomości. Ross otworzył ją, by pokazać Hammerowi.
— Zakładam, że widziałeś go dużo podczas incydentu w Nowym Jorku.
Hammer zmrużył oczy patrząc na zdjęcie Kapitana Ameryki pośród grupy nowojorskich policjantów.
— Tak, widziałem go… chwila. — Zaśmiał się. — Nie twierdzisz chyba, że jest prawdziwy.
— Kilka tygodni temu na odległej północy został odnaleziony nazistowski samolot — wyjaśnił Ross. — Odkrycie tego nie trafiło na moje biurko, a teraz mamy Kapitana Amerykę i z tego, co widzieliśmy, jego umiejętności są porównywalne z tym, jakie były podczas wojny. — Udało mu się nie dopuścić, by jego opinia na ten temat odzwierciedliła się w jego głosie. — Albo ożywili siedemdziesięcioletnie zwłoki albo pozyskali z niego oryginalną formułę Erskine'a.
— Myślisz, że z tego pojawił się pająk?
— Surowica, nad którą pracował mój wydział wciąż jest niezdatna do użytku i jeśli Osborn twierdzi, że to nie jest jego, to jest tylko jedna możliwość.
Hammer ponownie stuknął w telefon.
— Wierzysz mu?
— Umieram — powiedział Osborn i przez chwilę cała wyniosłość znikła w nieobecnym spojrzeniu Hammera. — Jeśli istnieje formuła Erskine'a, to muszę ją mieć i potrzebuję razem z nią komory. Jeśli kiedykolwiek zechcesz znów zobaczyć się poza więziennymi murami, to dasz mi to, czego potrzebuję, bo możemy zniszczyć cię tak samo łatwo jak uwolnić. Wiesz o tym.
Hammer milczał przez długą chwilę. Ross dostrzegł w nim, że negocjacje się skończyły. Hammer zrobiłby wszystko, by uciec. Mimo całej swojej brawury drżał, kiedy wchodził do pokoju, a ciężar żelaznych prętów spoczywały na jego barkach. Człowiek taki jak on nie wytrzyma długo, nawet w łagodnym wiezieniu. Już wygrali.
Ale wtedy Hammer wziął głęboki oddech i podniósł głowę.
— Również jestem potrzebny do tego byś dostał surowicę.
Ross zadrwił:
— Teraz jesteś…
— Gdybyś mógł się dostać do tego faceta przez wojsko, już byś go miał. Oscorp ma swoje sposoby, ale jeśli Norman potrzebuje go tak bardzo, jak mi się wydaje, również już miałby go w swoim posiadaniu. A potem negocjowałby ze mną przez jakiegoś goryla zamiast uhonorowanego medalami generała. — Kiedy Ross miał zamiar przerwać, Hammer kontynuował: — Tu nie chodzi o to, żeby mnie stąd wydostać, tylko o to, by zmusić do znalezienia tego dupka, a potem wsadzić mnie z powrotem za kratki… Wszyscy tutaj jesteśmy pieprzonymi skurwielami, ale ja jestem tym, który zajmował się małymi pistoletami dla terrorystów i właśnie tego potrzebujesz: kontaktów. Racja? Więc kto tutaj ma kogo w szachu?
Hammer odchylił się do tyłu. Jego wyższość wyostrzyła się, przekształcając się w coś śmiertelnego. Ross nie mógł się powstrzymać od śmiechu ujawniającego zęby.
— Więzienie zmieniło cię, Justin — powiedział generał. — To prawdziwa poprawa.
Hammer oblizał wargi i nagle znów był biznesmenem.
— Wszyscy tutaj chcemy czegoś — powiedział, stukając palcami. — Komora, surowica. — Machnął w niejasnym geście ręką. — Szansa na życie. I Thunderbolt Ross, jestem pewien, że nie miałbyś nic przeciwko szansie na odzyskanie twojego, jak byś to nazwał, utraconego honoru? W końcu otrzymasz cholerne serum do pracy? Ten stół ma teraz wiele do zaoferowania, ale myślę, że możemy zwiększyć nieco pulę, na wypadek, gdyby któryś z was chciał dodać coś do zakładu.
— Spider-Man — powiedział natychmiast Osborn. — Chcę Spider-Mana.
Hammer wskazał na telefon.
— Widzisz, Spider-Man jest na stole… Między nim, Kapitanem Ameryką, a tym co nazwałeś zielonym, już wypowiedziałeś wojnę bohaterom tego kraju. To dużo większe nim moje wyjście z więzienia.
— W porządku. — Ross potrząsnął głową, jakby starał się zaprzeczyć, że był pod wrażeniem. — Po prostu powiedz, czego chcesz.
— Głowę Starka — Krew niemal wrzała pod skórą Hammera ze wściekłości. — Najlepiej nabitą na pal.
Ross roześmiał się. Powinien się domyśleć.
— I z tym, myślę, że nasza pula jest pełna.
— To są moje warunki — powiedział Hammer, wzruszając ramionami. — I wszyscy wiemy, że przyjmiesz je, więc uściśniesz moją cholerną rękę. — Hammer wyciągnął dłoń nad stołem. — Dalej, Thaddeus. Powiedz, że nie chcesz jego głowy na kiju tak bardzo jak ja tego pragnę.
Ross nie chciał tego robić, ale uścisnął dłoń Hammera.
— Jeśli twoja technika byłaby w połowie tak dobra jak twój język, wybrałbym cię zamiast Starkiem lata temu — skłamał. — Więc gdzie jest komora?
Hammer odchylił do tyłu i ku rozdrażnieniu Rossa wytarł rękę o koszulę.
— Och, daj spokój. Wiesz jak to działa. Nic nie powiem, dopóki nie będę wolny.
— To zajmie trochę czasu — zaprotestował Osborn. — Nie mam go.
— W takim razie, co? — Hammer wskazał na telefon i przewrócił oczami, jakby chciał się podzielić z nim prywatnym żartem. — Nie ma znaczenia, czy kopniesz w kalendarz zanim wyjdę. Jestem tutaj po prostu uczciwy. Jesteś najmniej ważną częścią tego. Zdajesz chyba sobie z tego sprawę?
— Nie masz nic — warknął Osborn. — Żadnej firmy, pieniędzy. I Ross ma władzę nie wartą złamanego grosza. Jeśli…
Ross wyciągnął rękę i wyciszył telefon.
— Niedługo twoi prawnicy się skontaktują z tobą — powiedział Hammerowi. — To zajmie trochę czasu, ale gwarantuje, że będziesz na wolności w ciągu dwóch miesięcy, więc lepiej zapakuj dla mnie ten pakunek.
— Z kokardą — zgodził się Hammer. Rozsiadł się, gdy Ross nacisnął przycisk na stole, sygnalizujący koniec ich wizyty. — Pozdrów ode mnie twoją ukochaną córkę.
Ross skrzywił się i cudem udało mu się nie uderzyć pięścią w gardło Hammera. Na szczęście strażnik wrócił i eskortował mężczyznę. Ross nie odszedł od razu. Przystawił telefon do ucha i przywrócił normalny dźwięk.
— Wiedzieliśmy, że nie odda tego tak łatwo — powiedział. — Jest ostrzejszy niż pamiętałem, ale działamy dokładnie tak, jak to zaplanowaliśmy.
— Są inne sposoby, by uzyskać od niego lokalizacje tego miejsca — burknął Osborn.
Ross zadrwił:
— Jeśli chcesz zapłacić strażnikom federalnego więzienia, aby go torturowali, bądź moim gościem, ale wciąż potrzebujemy tego żołnierza i kimkolwiek jest, jest jednym z Avengers Fury'ego. Lepiej żeby to Hammer się z nimi bawił i otrzymał wszystkie ciosy. — Słyszał, jak Osborn mruczy pod nosem i dodał: — Będziesz musiał na razie pracować z tym, co masz. Lub nie. Pomimo wszystko, Hammer miał rację… Jest mnóstwo osób, do których mogę się zwrócić.
— Możesz wysuszyć żołnierza z krwi, a to nie pomoże ci w niczym bez naukowców, więc jeśli nie chcesz zadzwonić do swojego starego przyjaciela, doktora Bannera, to nadal mnie potrzebujesz, generale — warknął. — A może on również jest na stole?
W lepszych czasach, generał Thaddeus Ross nie marnowałby swojego czasu z żadnym z tych ludzi. Nikt nie kwestionowałby jego wartości ani autorytetu bez względu na przyczynę lub misję. Ale lepsze czasy Rossa były daleko za nim.
— Tak jak powiedziałem. Dwa miesiące i Hammer wyjdzie na wolność, a później idziemy na wojnę.
Ross rozłączył się i wyszedł.
