Mrok Północy
Rozdział pierwszy
Witamy w Hogwarcie
Pociąg mknął po torach, z jednakową prędkością mijając odległe mugolskie wioski, rozległe zielone pastwiska i krystaliczne jeziora. W tle słychać było donośne śmiechy i radosny gwar rozmów.
- Naprawdę nie rozumiem, jak można jeść słodycze z tak ponurą miną. - głos Rona uświadomił Harry'emu, jak okropnie musi wyglądać. Nie czuł się dobrze, ale chciał chociaż stwarzać pozory zadowolonego z powrotu do szkoły. Jak widać - bez oczekiwanych efektów.
Leniwie przeżuwał kolejny kęs czekoladowej żaby, w końcu spoglądając na Rona. Sprawiał wrażenie zmartwionego, kiedy ponownie się odezwał.
- Stary, co się dzieje? Nie mów, że tęsknisz za Dursleyami.
Harry prychnął krótkim, niewymuszonym śmiechem. Miałoby mu brakować tych trzech okropnych osób, których jedynym priorytetem od zawsze zdawało się być uprzykrzanie mu życia? Może i dawno nie słyszał kilkugodzinnego gderania ciotki Petunii, gdy ta plotkowała z przyjaciółką przez telefon na temat nudnych sąsiadów zamieszkujących osiedle Privet Drive. Nie miał też okazji otrzymywać kolejnych zgryźliwych komentarzy na temat jego osoby od wuja Vernona, ani zastanawiać się, ile ton waży gigantyczne prosię nazywane przez rodziców Dudleyem. Z całego serca dziękował Hagridowi za ten wyjątkowy dzień, kiedy to dwa lata temu oświadczył przy wszystkich wspomnianych, że chuda sierota z dziwną blizną na czole jest czarodziejem i najbliższe lata w większości spędzi w Hogwarcie. Uwielbiał spędzać wakacje z poznaną dzięki odkryciu nowego życia maga wspaniałą rodziną Weasleyów. Dzięki temu odczuwał szczęście, którego niegdyś próbowano pozbawić go za wszelką cenę. Cały miesiąc w niedużej chatce, pełnej rodzinnej i ciepłej atmosfery, mógł nazwać spełnieniem marzeń. Traktowano go jakby był czyimś bliskim krewnym, a on sam postrzegał tak każdego właściciela rudej czupryny. Mimo wszystko jego głowę zaprzątały natrętne i nieprzyjemne myśli. Spotkanie z Voldemortem na pierwszym roku, starcie z Tomem Riddlem na drugim roku... Czy jako trzecioroczniak powinien spodziewać się kolejnych konfrontacji? Poczuł dreszcze i skurcz w okolicach żołądka, a chwilę później przerwał nerwowe oczekiwanie przyjaciół.
- Wiecie, wciąż zdarzają mi się okropne sny i nie chcę, aby któryś się spełnił.
Hermiona chciała dodać mu otuchy, gdy przemówiła, jednocześnie kładąc ciepłą dłoń na jego ramieniu.
- Nie musisz się bać, w Hogwarcie nic ci nie grozi. - zapewniła równie ciepłym tonem.
- Nie boję się! - odparł z lekko oburzoną miną, niestety trochę mijając się z prawdą. Nie chciał, żeby jego najbliżsi uznali go za tchórza. Nie potrzebował litości.
- Oczywiście. W każdym razie, będzie w porządku, zobaczysz. - uśmiechnęła się i zmusiła Harry'ego do tego samego.
Miał wrażenie, że traktuje go jak przewrażliwione na punkcie swojej dorosłości dziecko, przyznając mu rację z czystej grzeczności. Wolał nie wdawać się w niepotrzebną dyskusję, więc przemilczał, połykając resztę smakołyku. Chwilę później zmienił temat.
- Co czytasz? - wskazał dłonią na gruby tom w skórzanej oprawie, leżący na jej kolanach.
Oczy dziewczyny jakby zaświeciły blaskiem fascynacji. Ucieszyło ją zainteresowanie lekturą.
- "Kły, pazury i kopyta - poznaj wszelkie legendarne spojrzenia, jakie widział nasz świat". Czyli innymi słowem wszystko o chochlikach, elfach, gnomach, centaurach, wampirach, wilkołakach i innych. - wyrecytowała szybko, jednocześnie dbając o doskonałą dykcję. Brzmiała podobnie do rzeczowej i surowej profesor McGonagall, która tym tonem przemawiała właściwie zawsze.
Harry po cichu ucieszył się, że Granger pochwyciła wątek nauki.
- Wszystko opisane tu jest fantastyczne, a przeczytałam dopiero sto pięćdziesiąt osiem stron. - westchnęła.
- Brzmi ciekawie. Będziemy o tym uczyć się na lekcjach? - zapytał Ron i chwilę później zrobił wyjątkowo dziwną minę. Jadł fasolki Bertiego Botta i akurat trafił na cytrynową, która wręcz wykrzywiła mu twarz. Czarnowłosy przyjaciel zaśmiał się cicho, niby przypadkiem zakrywając usta dłonią.
- Przejrzałam podręcznik i rzeczywiście są tam interesujące tematy, ale naprawdę niewielkie, w porównaniu z wartościowym materiałem, jaki został umieszczony w mojej księdze.
- Na przykład? - odezwał się Harry, biorąc od Rona zielony cukierek, który okazał się mieć smak soczystego jabłuszka.
- Wzmianki o likantropii, oczywiste fakty o wampiryzmie, rozpoznawanie leśnych stworów… Nic fascynującego. - ponownie westchnęła - Mam nadzieję, że nowy profesor obrony przed czarną magią będzie dzielił się z nami prawdziwą pasją i niebanalnymi ciekawostkami spoza tych kilku stron.
- Ostatni dwaj profesorowie zostali wylani… Na co w pełni zasłużyli, swoją drogą. Ciekawe, czy kolejny podzieli ich los. - z nutą pesymizmu mruknął Weasley.
Lokomotywa zwolniła, a uczniowie byli gotowi do opuszczenia wagonów. Hermiona oczyszczała zaklęciem swoją szkolną szatę, ponieważ perfekcjonizm nie pozwolił jej na zignorowanie niezauważalnego dla pozostałych osób kurzu.
...
Wielka Sala wyglądała całkiem zwyczajnie. Bajeczne sklepienie przedstawiało zachmurzone niebo, a pięć długich stołów prawie uginało się pod ciężarem potraw. Przerażone twarze jedenastolatków jakby się rozjaśniły, gdy każdy otrzymał swój przydział, jednak prawie wszyscy podskoczyli w miejscu, kiedy ogromny i zarośnięty człowiek upadł na ziemię z donośnym trzaskiem w tle. Fred i George śmiali się głośno, zauważając specyficzny grymas na zniszczonej przez czas twarzy woźnego. Filch niebawem załatwił Hagridowi nowe krzesło, a gajowy nerwowo uśmiechając się do zebranych, kontynuował zajadanie się pieczonymi żeberkami.
Uczta powitalna dobiegła końca, więc nadszedł czas na wystąpienie dyrektora. Wysoki i stary czarodziej, z srebrzystą brodą sięgającą pasa, uśmiechał się szeroko.
- Witajcie, moi drodzy! Doskonale wiem, jak bardzo chcecie iść do swoich dormitoriów, więc nie mam zamiaru specjalnie przedłużać. Jest jednak kilka spraw, na które muszę zwrócić szczególną uwagę.
Harry nie dojrzał nowych twarzy przy stole grona pedagogicznego. Właściwie nie zmieniło się prawie nic, po prostu brakowało niekwestionowanego mistrza wśród amantów, jakim jeszcze rok temu nazywano Gilderoy'a Lockharta. Miejsce profesora obrony pozostawało puste.
Dumbledore mówił i mówił, starając się krótko opisać każdą istotną sprawę. Ogłosił pojawienie się dwóch nowych profesorów. Ciche ożywienie i szepty wypełniły pomieszczenie. Ze względu na odejście na emeryturę dotychczasowego wykładowcy przedmiotu, gajowy Hagrid został ogłoszony nowym nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami. Radosne brawa dochodzące ze stołów trzech domów - poza Slytherinem - zmusiły Albusa do chwilowej przerwy.
Dyrektor kontynuował przemówienie, jakby nie zwracając uwagi na zbyt głośne komentarze Ślizgonów. Karcące spojrzenie ich oziębłego opiekuna, profesora Snape'a, podziałało w trybie natychmiastowym. Milczeli cierpliwie i w pozornym spokoju czekali, aż będą mogli wyjść.
- Uprzejmie proszę o powitanie nowego profesora obrony przed czarną magią z należytym szacunkiem i - tu dyrektor spojrzał na Freda i George'a - nie zasypywanie go setkami niegrzecznych pytań. - uśmiechnął się nieznacznie, ocieplając swój nadzwyczajnie ostry ton.
Szum szeptów prawie zagłuszył Dumbledore'a, gdy ten życzył wszystkim miłej nocy i zlecił prefektom odprowadzenie do dormitoriów nowych uczniów.
- O co może chodzić? - powiedział Ron, oczekując od Hermiony odpowiedzi.
- Zapewne przekonamy się w ciągu następnych dni. - odrzekła krótko.
Harry wymienił z przyjacielem porozumiewawcze spojrzenia. Nie zdążył powiedzieć czegokolwiek, bo Weasley wpadł na patrona Domu Węża, Krwawego Barona. Ron poczuł na całym ciele przenikliwy chłód, jakby nagle wlazł do lodowatej wody. Duch zmierzył go zimnym spojrzeniem w charakterystyczny, pełen grozy sposób, a chłopak uciekł ile sił w nogach, nie chcąc narażać się na ewentualny wylew złości. Inni uczniowie dołączyli do niego.
- To jakiś koszmar. - jęknęła Hermiona, oddychając płytko, dosłownie moment wcześniej wyłaniając się zza rogu. Reszta zdążyła przybiec pod portret z Grubą Damą. Przewrażliwiony Neville widział przypadkiem całą sytuację, co chyba wywarło na nim jeszcze większe wrażenie, niż na samym uczestniku zdarzenia.
- Nie wyglądasz aż tak źle, nie przesadzaj. - zażartował Ron, nagle w zaskakująco dobrym humorze.
Pożegnali się w pokoju wspólnym. Pilnie potrzebowali snu, więc pewnie ruszyli do swoich komnat, po drodze ziewając raz po razie.
'W końcu w domu', pomyślał czarnowłosy Gryfon, odkładając na drewniany stolik nocny swoją różdżkę i okulary z okrągłymi oprawkami. Rudy przyjaciel mruknął niewyraźnie 'Witamy w Hogwarcie, stary', a dosłownie minutę później zapadł w sen głęboki i spokojny. Harry'emu udało się zasnąć dopiero kwadrans po północy.
