TERMINATOR: THE ERICA WILLIAMS MEMOIRS

PROLOG

- Jak szczury. – Usłyszałam. Spojrzałam kątem oka na mojego towarzysza.

Victor wetknął w usta sfatygowanego papierosa i zapalił go od zapałki, przesłaniając dłonią, w której brakowało małego palca, lichy płomień.

- Jesteśmy jak szczury. – Wydmuchał białawy dym.

Milczałam, nerwowo obejmując lufę karabinu laserowego.

- Jemy resztki, skradamy się po kanałach, wyłazimy tylko w nocy i parzymy się, gdzie popadnie i kiedy popadnie. – Uśmiechnął się pod nosem, zaciągając się. Blizna na jego policzku rozciągnęła się nieprzyjemnie.

Spojrzałam na niego uważniej. Kiedy palił, miał taki błogi wyraz twarzy, niemal szczęśliwy. Znowu wydmuchał dym. Nagle coś zatrzeszczało w naszych słuchawkach. Usłyszałam tylko strzępki słów, z których nic nie zrozumiałam. Victor poklepał swoją tak, jakby to miało coś pomóc.

- Przeklęte cholerstwo! – mruknął, gasząc peta o podłogę. – Pewnie znowu nawaliło. Idziemy.

Wstał, poprawiając karabin. Podniosłam się i otrzepałam spodnie z pyłu; ruszyłam za mężczyzną. Powiodłam spojrzeniem po spalonych resztkach kanapy i foteli; pomieszczenie było kiedyś z pewnością czymś w rodzaju salonu. Szłam za Victorem. Nagle zatrzymał się w progu.

- Uciekaj – szepnął.

Nie zawahałam się. Odskoczyłam w głąb pokoju dokładnie w momencie, kiedy ciało mojego towarzysza i ścianę podziurawiły kule. Nie mieliśmy szans z terminatorem tylko we dwójkę. Victor poświęcił własne życie, żebym przynajmniej ja mogła uciec. Nie miałam zamiaru z tego nie skorzystać. Ścisnęłam mocniej pasek od karabinu, żeby go nie zgubić i wyskoczyłam przez okno.

Twardo wylądowałam na ziemi i pobiegłam przed siebie. Adrenalina krążyła w moich żyłach. Serce biło jak szalone. Szczur został właśnie wykryty. Pytanie: przez ile kotów?

Biegłam najszybciej jak mogłam, ponieważ ścigała mnie sama śmierć. Z chipem w głowie i zmechanizowanym ciałem.

Płuca paliły mnie żywym ogniem, pulsowało mi w skroniach, ale nadal żyłam i byłam już daleko. W głowie pojawił się rozkaz: ukryj się!, ale go zignorowałam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się pod ziemią. Szyb ósmy był chyba najbliżej. Wzięłam zakręt i nagle uderzyłam w ścianę. Upadłam na plecy.

Ścianę?!, krzyczał mój mózg. Tu nie powinno być ściany!

Podniosłam oczy. Terminator-kobieta. Patrzyła na mnie tymi wypranymi z emocji, martwymi oczami. Bok jej głowy był nadpalony; przez syntetyczną skórę błyszczał metal.

Strach sparaliżował mnie na zbyt długo. Czułam karabin pod plecami, ale wiedziałam, że nie mam już szans. Blaszak wpatrywał się we mnie, przechylając głowę jak ciekawy świata szczeniak. Nagle zrobił krok w moją stronę. Coś było z nim nie tak. Dlaczego nadal żyłam?!

Uciekaj! Nie myśl!, powtarzał mój mózg.

Pojawił się płomyk nadziei. Wsparłam się na łokciach, nie odrywając wzroku od śmiercionośnej maszyny. Jeden ruch nogi, celne kopnięcie i mogłabym uciec.

Nagle terminator podniósł stopę, nakierował ją na moje kolano i postawił. Zanim poczułam ból, usłyszałam trzask miażdżonych na żwir kości. Wrzasnęłam. Po chwili zalała mnie kolejna fala bólu, kiedy nadepnął na moje drugie kolano. Odezwał się we mnie zwierzęcy instynkt przetrwania. Wyszarpnęłam spod siebie karabin. Mój kat jednak wykopał mi broń z ręki. Nadepnął na mój nadgarstek, który pękł jak szklana buteleczka. Kości przebiły skórę, pojawiła się krew.

Wrzeszczałam na zmianę z błaganiem o śmierć. Byłam bólem, byłam rozpaczą. Byłam szczurem w sidłach krwiożerczego kota.

Mechaniczna kobieta schyliła się i otarła łzy, które obficie płynęły po moich policzkach, a potem przysunęła dłoń do mojego oka. Poczułam ciepło, a po chwili gorąco. Czułam, jak moja gałka oczna się pali, jak się topi. Krzyczałam z bólu i bezsilności.

I wtedy błysnęły lasery. Terminator rozejrzał się, a potem ruszył na atakujących, jak kazał mu program. Ja nie byłam już dla niego zagrożeniem. Nigdy nie byłam. I pewnie już nigdy nie będę.

Nie czułam nic. Dziś jednak nie ucieknę śmierci tak, jak to mi się udawało przez siedemnaście lat mojego nędznego, szczurzego życia.

Patrzyłam jednym okiem w zasnute ciemnymi chmurami niebo. Wkrótce zacznie świtać. Doczekam ranka?...

Nagle ktoś znalazł się obok mnie; poczułam dłonie na piersiach.

Cholera, może jednak nie umrę jako dziewica?, podsunął mi mózg. Wątpiłam w to.

- Erica Williams. Zgadza się? – Spojrzałam na poharataną dłoń, trzymającą mój nieśmiertelnik.

Kiwnęłam powoli głową, próbując skupić uwagę na twarzy właściciela ostrego, ale przyjemnie brzmiącego, silnego głosu.

Tak poznałam Johna Connora. Tego dnia zmieniło się całe moje życie. Już wkrótce ze szczura miałam stać się kotem. A nawet czymś więcej. Panterą. Potężną i nieujarzmioną.