OD AUTORA:
Cóż mogę powiedzieć o tym… Przydługawym opowiadaniu, oprócz tego, że będzie jeszcze dłuższe? No cóż… Może opowiem co nieco o jego losach? Pomysł powstał, gdy dwoje otaku – ja i moja przyjaciółka, pod wpływem maniakalnego oglądania Bleacha, zamarzyli sobie, jakby to było, gdybyśmy byli Shinigami. Potem poszło jak z górki. Własne postacie i zaczynamy pisać.
A po chwili dowiadujemy się, że wpadliśmy na ten sam pomysł. No cóż, tak się zdarza… Żeby owa historia była nieco… inna, wpadliśmy na pomysł, by nasze oddzielne prace były połączone fabułą, opowiadaną z perspektywy dwóch osób. Szło nieźle. Ale czytać to… Mimo fajnego pomysłu, skutecznie zniechęcały powtarzające się partie fabuły.
No i tak powstało to. Fuzja obu naszych dzieł z dodatkowymi scenami. Ostrzegam: to jest długie. Sam już ten fragment. Mam nadzieję, że mimo wszystko dotrwacie do końca.
Korzystając z okazji. Dziękuję:
- owej wspomnianej wcześniej przyjaciółce, za wspaniały pomysł, wspieranie mnie w trakcie pisania, a czasem nawet przymuszania mnie, gdy opanowywało mnie lenistwo. Chwała jej za to!
- kolejnej przyjaciółce, która mimo całkowitej nieznajomości Bleacha, przebrnęła przez poniższy fragment. Trochę czasu zajęło mi tłumaczenie jej, co jest co, ale opłacało się.
- i jeszcze kolejnej przyjaciółce, która zawsze wspiera moje mniej lub bardziej udane prace literackie.
- koledze, którego namówiłem do oglądania Bleacha, a teraz czeka niecierpliwie na następne części opowiadania.
To już koniec mojej nudnej, przydługawej przemowy. Just enjoy the show…
Kroniki Shinigami
Baraki 1-ego Oddziału, południe
Wolnym krokiem szła w stronę baraków 1 Oddziału. Nienawidziła tam przebywać, ale w końcu musiała się tam udać. Kiedy wszystko poszło zgodnie z planem, Aizen, Ichimaru i Tousen zostali uznani za zdrajców i wybyli do Hueco Mundo, potrzeba było nowych kapitanów. A kto mógłby być lepszym kapitanem 3-ego Oddziału, niż jego porucznik? Szczególnie po rekomendacji na to stanowisko przez Ukitake. Ziewnęła. Miała nadzieję, że nie każą jej pokazywać ostatecznej formy jej Bankai, bo rozwali im baraki. Po krótkim zastanowieniu stwierdziła jednak, że to i tak niewielka strata. Weszła do sali egzaminacyjnej, notabene będącej też salą spotkań kapitanów i ukłoniła się.
- Kapitanie Dowódco Yamamoto, kapitan Unohana, kapitanie Kyouraku, kapitanie Ukitake…
Yamamoto skinął laską, pokazując jej, żeby weszła. Usiadła na przygotowanej dla niej poduszce.
- Kitashiro Kiremono, egzamin na kapitana uważam za otwarty.
Kilka godzin później, kwatery 3-ego Oddziału
- Hej, wszystkim!
Shinigami zgromadzeni na placu kwatery głównej 3 Oddziału milczeli, nie wiedząc, jak się do niej zwrócić.
- No co jest, nie poznajecie swojego porucznika? Byłego porucznika?
- Byłego? - ośmielił się wychylić Kira Izuru.
- A tak, byłego, mój trzeci Oficerze… A raczej były trzeci Oficerze, ale nominacja na porucznika idzie za mną, więc… Od dzisiaj jestem waszym kapitanem, a nie porucznikiem, ale nie musicie mnie traktować jakoś specjalnie inaczej. Zajmuję się dokładnie tym samym, co za panowania… Ichimaru i paroma takimi bardziej reprezentatywnymi funkcjami, więc jak będzie jakiś problem, to wpadacie do mnie. Albo do Izuru, jak już wolicie.
Kira wciąż wpatrywał się osłupiały w jej twarz.
- P-porucznika?
- A tak… Chyba przeszło ci przez myśl, że będę potrzebowała porucznika? Masz wystarczająco dużo siły, żeby podołać temu zadaniu.
- O-oczywiście, Kitashiro-taichou!
- No i bardzo dobrze. Idź sobie gdzieś usiądź i poczekaj, zaraz dwóch poruczników przyjdzie do ciebie z nominacją - poprawiła broszę na szyi.
- Kitashiro-taichou! Czy to znaczy, że od teraz będziesz nosiła bardziej zabudowany strój? - zapytał jeden z Oficerów, wzbudzając ogólną wesołość.
Roześmiała się.
- Na całe szczęście dostałam haori, na specjalną prośbę Nanao-chan z długimi rękawami i obi, patrzcie…
Wyciągnęła z paczki długie haori z lazurowym podbiciem i ciemnozielonym obi, po czym założyła wszystko na siebie.
- Wyobrażacie sobie minę jakiegoś wroga, gdy podczas walki nagle zaczynam się rozbierać, żeby uwolnić Bankai? Jakie to kłopotliwe… A teraz wybaczcie, muszę skoczyć na oficjalne zapoznanie z kapitanami!
Pomachała zebranym i używając shunpo błyskawicznie zniknęła z ich pola widzenia.
Chwila później, baraki 1-ego Oddziału
Weszła do sali, rozglądając się niepewnie. Zawiesiła wzrok na pustych miejscach w szeregu i przełknęła ślinę.
- Można?
Kyouraku poprawił haori i uśmiechnął się.
- Oczywiście, Cytryneczko! Nie musisz się pytać, jesteś kapitanem.
Usłyszała ciche chrząknięcie za plecami. Stał tam Kapitan Dowódca.
- Właśnie. Jesteś kapitanem. Dlatego nie zastawiaj mi przejścia i stań tam, gdzie twoje miejsce.
Ukłoniła się przepraszająco i w tempie błyskawicznym stanęła obok Komamury.
- Wcześniej nie miałem wrażenia, że jesteś taka nieśmiała- mruknął do niej Sajin.
- Bo nie jestem… Ale tak mam, jak wchodzę gdzieś, gdzie już wszyscy się znają… - wzruszyła ramionami.
- Pomyśl, jak ja się czułem.
Roześmiali się cicho i po chwili zamilkli, czując na sobie wzrok Unohany.
- Skoro wszyscy są już na miejscu… Rozpocznijmy zebranie!
Późny wieczór, baraki 9-ego Oddziału
- No więc, Rangiku, od dzisiaj proszę się do mnie zwracać należycie! - powiedziała dobitne Kiremono, stojąc na środku kwatery Shuuheia. Ściągnęła haori i rzuciła mu nim w twarz - Łap Shuuhei! A teraz jesteśmy znów kumplami i pijemy sake - powiedziała, wyciągając zza pleców butelkę.
- I to mi się w tobie podoba! - roześmiała się Matsumoto, stawiając drugą na stole.
Kiremono usiadła obok Hisagiego, obejmując go ramieniem.
- I jak się czujesz z tym, że twoja przyjaciółka z klasy jest kapitanem, a ty puchem marnym, porucznikiem?
- Cytrynko, jeszcze są dwa miejsca wolne, mogę mieć które chcę!
- A masz Bankai, chłoptasiu?
- A idź ty - mruknął, wyswobadzając się z jej uścisku i podając jej czarkę.
Upiła trochę.
- To co, Rangiku, jutro lecimy na zakupy i do ciepłych źródeł? Musimy uczcić jakoś moje mianowanie! I nie Shuuhei, nie możesz iść z nami do ciepłych źródeł, nawet nie pytaj.
Hisagi zamilkł speszony, ale po chwili został przytulony przez oba już lekko wcięte rudzielce.
- Nie martw się! Po prostu musisz dłużej pogadać z Kazeshinim - oznajmiła Kiremono, owiewając go ciepłym oddechem, pachnącym sake - I musisz być silniejszy od niego.
- Ale z nim się NIE DA rozmawiać - powiedział zdołowany, rozkładając bezradnie ręce - On jest taki złośliwy, bezduszny i tylko by chciał zabijać…
- Co prawda to prawda - powiedziała zamyślona Rangiku, odklejając się od niego - Haineko jest strasznie samolubna, niepoważna i ciągle gada!
- No wiecie, ja nie twierdzę, że Tsuyatsuya Raikou jest idealny, ciągle stroi sobie ze mnie żarty, jest zarozumiały, dużo gada i wykorzystuje swój wygląd przeciwko mnie… Ale jakoś się dogadujemy. Serio, wystarczy trochę dobrych chęci!
Wypiła całe sake z czarki i dolała sobie.
- Jak myślicie, czy Hitsugaya-taichou i Hyourinmaru w ogóle rozmawiają? - spytała Matsumoto, wskazując, żeby jej też dolać.
- Ja myślę, że oni na siebie patrzą i to wystarczy - odpowiedział całkowicie poważnie Hisagi.
- MATSUMOTOOO!
Gdzieś niedaleko rozległ się wrzask wściekłego Toushirou.
- Schowajcie mnie gdzieś! - pisnęła, dopijając na szybko sake.
- Ale tu nie ma gdzie! - odpowiedziała Kiremono, rozglądając się gorączkowo.
- Ja go…
- MATSUMOTO! - drzwi rozsunęły się z trzaskiem, stanął w nich wściekły Hitsugaya - Nie mogę cię zostawić na parę minut samej, bo już się upijasz!
- Dobry wieczór, Toushirou.
- Dobry wieczór, Kire… Jestem Hitsugaya-taichou - wycedził przez zęby.
- To ja w takim razie jestem Kitashiro-taichou.
Toushirou zarumienił się lekko, ale po chwili wrócił do poprzedniego stanu.
- Nie jestem tu, żeby o tym dyskutować. Matsumoto, możesz mi wyjaśnić, co robi ta sterta dokumentów pod kanapą? Miałaś się nimi zająć!
- Oj, kapitanie... Cytrynka została kapitanem, musiałyśmy to oblać… Może byś się do nas dołączył?
- Nie wyprowadzaj mnie z równowagi! Idziemy!
Widząc, jak Rangiku nieporadnie próbuje się podnieść podszedł do niej, pomógł jej wstać i przerzucił jej ramię przez swoje plecy.
- Dobranoc Hisagi, Kiremono.
- Dobranoc, Toushirou.
Kiwnął głową i zniknął, używając shunpo.
- No to zostaliśmy sami - mruknął Shuuhei, dopijając do końca swoje sake.
Kiremono napełniła czarki i w zamyśleniu bujała butelką.
- Dziwnie się czuję… Jeszcze wczoraj byłam tylko porucznikiem… A teraz nagle jestem kapitanem.
- Gdyby Urahara-san o tym wiedział, na pewno byłby z ciebie dumny.
Uśmiechnęła się, przekręcając pierścionek na palcu.
- Może, z nim nigdy nic nie wiadomo. Ej, za mało tak pić w dwie osoby… Chodź do moich baraków, obudzimy Kirę!
Baraki 3-ego Oddziału, rano
Z jękiem usiadła na macie. Obok, na podłodze, jedynie głowami oparci o poduszki do siedzenia, które do siebie przygarnęła, leżeli Kira i Hisagi. Starając się ich nie obudzić, cofnęła się od poduszek jak najdelikatniej umiała i poszła do łazienki. Po pół godzinie wyszła stamtąd kompletnie ubrana, mrużąc oczy przed zbyt jaskrawym światłem. Kira i Hisagi już wstali i siedzieli pod ścianą, nie odzywając się w ogóle.
- Co jest chłopcy? Jest cudowny poranek dnia następnego, wstawać, wstawać, obudzić się! - wrzasnęła, nie przejmując się zupełnie, że jej własny krzyk nasila jej ból głowy.
- Zamilcz, kobieto - mruknął Shuuhei, chwytając się jej nogi by wstać. Skutkowało to tym, że przewrócił ją na siebie.
- Wygnieciesz mi haori! - wrzasnęła jeszcze głośniej i podniosła się, podając mu rękę - Kira, wstawaj, do łazienki i zabierasz się za papiery!
- Jesteś nieludzka - mruknął.
- Nie mrucz mi tu pod nosem na swojego kapitana – parsknęła - Poza tym nie ma tego dużo, starałam się wypełniać je na bieżąco. Ja mam na dziś ważniejsze sprawy na głowie.
- Zakupy z Rangiku? - spytał kąśliwie Hisagi.
- Między innymi. Zbierajcie się, jak tu wrócę, ma tu być porządek!
Miesiąc później, Seireitei
Zaczynał się kolejny, słoneczny i ciepły dzień, budząc do życia całe Seireitei. Ten dzień był jednak ważniejszy od innych, dziś bowiem miał zostać wybrany w końcu kapitan 5 Oddziału.
Wiał lekki, chłodny wietrzyk, mierzwiąc czarne, wesoło sterczące na wszystkie strony kosmyki włosów śpieszącego gdzieś mężczyzny. Właściciel niesfornej czupryny, mimo szybkiego tempa kroków, pogwizdywał wesoło, z rękami zaplecionymi z tyłu głowy. Na oko miał z dwadzieścia lat, był wysoki, szczupły, lecz dobrze zbudowany i przystojny. Uśmiechał się zawadiacko i wesoło spoglądał na drogę swoimi czarnymi oczami. Ciekawie kontrastowały, wraz z włosami z jego dość jasną karnacją.
Nieznajomy zatrzymał się przy jakimś budynku. To tu miał odbyć się egzamin. Było to też zresztą miejsce zebrań wszystkich kapitanów, którzy zostaną zwołani na ceremonię inauguracyjną.
- Jakie to męczące… - westchnął, po czym wkroczył do środka. Szedł chwilę korytarzem, po czym zatrzymał się, znów westchnął i otworzył drzwi. Czekali już w środku.
- Kapitan Dowódca Yamamoto, kapitan Hitsugaya, kapitan Zaraki, kapitan Ukitake – skłonił głowę z szacunkiem, czekając aż staruszek się odezwie.
Najstarszy z nich, Kapitan Dowódca Yamamoto, był łysym staruszkiem z długą, siwą brodą i gęstymi, równie siwymi brwiami. Podpierał się laską, w której znajdowało się jego Zanpakutou.
Hitsugaya Toushirou, Kapitan Dziesiątego Oddziału, był zupełnym przeciwieństwem staruszka. Młody, zaledwie dwunastoletni, dość niski, noszący swój miecz na plecach, bo najprawdopodobniej w innym przypadku szurałby nim po ziemi. Był jednak nad wyraz dojrzały, jak na swój wiek, co jednak nie przeszkadzało mu wybuchać z błahych powodów, takich jak mówienie do niego po imieniu.
Zaraki Kenpachi, Kapitan Jedenastego Oddziału, to natomiast potwór żądny walki. Jego łatwo namówić na egzaminowanie nowych kapitanów, bo to dla niego świetna zabawa. Długie, czarne, ułożone w kolczasty okrąg z lekkim zagięciem do tyłu włosy, z dzwoneczkami na ich końcach oraz opaska na prawym oku, wraz z krwiożerczym uśmieszkiem to znaki rozpoznawcze. No, nie zapominajmy o różowowłosej Kusajishi Yachiru, zwisającej mu z reguły z pleców.
Ostatni z obecnych, Ukitake Juushirou, Kapitan Trzynastego Oddziału, Shinigami o spokojnym, miłym usposobieniu i łagodnym uśmiechu, o długich, rozpuszczonych, białych włosach był bardzo słabego zdrowia. Wiele czasu spędzał kurując się w barakach Trzynastego Oddziału.
- Spóźniłeś się, Okanashii Bushou, trzeci oficerze Siódmego Oddziału – odezwał się staruszek – Wejdź i rozpocznijmy egzamin.
Kilka godzin później, sala zebrań kapitanów, Seireitei
Wszyscy kapitanowie, prócz Kapitana Dowódcy, byli już obecni. Rozmawiali cicho między sobą, komentując najświeższe wydarzenia.
- To dobry chłopak – powiedział Komamura – Odpowiedzialny, chociaż leniwy.
- Jest silny – prychnął Kenpachi – I jedynie to się liczy.
Ukitake westchnął cichutko. Ten ciągle to samo.
- Shunsui, spodoba ci się – powiedział, uśmiechając się lekko.
- To znaczy? – zapytał Kyouraku.
Hitsugaya skrzywił się lekko i niedbale powiedział:
- Jest jak twoja kopia. No, może tylko nie podrywa wszystkiego co się rusza.
Nagle drwi otworzyły się i do środka wszedł nie kto inny, niż Okanashii. Spojrzał na zebranych, uśmiechnął się, zaplótł ręce z tyłu głowy i powiedział:
- Witajcie i dzień dobry wszystkim!
Poszukał wzrokiem Komamury, po czym stanął koło niego. Cóż, nie było trudno dostrzec tego kapitana. O twarzy i rękach lisa dość mocno wyróżniał się z tłumu. Wcześniej nosił maskę, ukrywając oblicze, jednak od pewnego czasu przestał jakby wstydzić się swojego wyglądu. Sajin powiedział cicho:
- Gratulacje, wierzyłem w ciebie, Bushou.
- Dziękuję kapitanie Komamura – powiedział i beztrosko się uśmiechnął. W ogóle nie czuł napięcia całą tą sytuacją. To był taki maleńki dar: Niezależnie od sytuacji był wyluzowany i uśmiechnięty. No, była granica… Ale nieczęsto ją przekraczał.
- Teraz, skoro również jesteś kapitanem, możesz mówić mi po imieniu – powiedział cicho Komamura. Okanashii wzdrygnął się lekko i odpowiedział:
- Trochę ciężko jest mi tak mówić do mojego byłego kapitana… Sajin.
Komamura spojrzał na niego swoimi ślepiami, ale nie powiedział już nic. Wszystkie rozmowy zresztą przycichły, wszyscy obserwowali nowego kapitana. Kyouraku uśmiechnął się pod nosem i powiedział cicho do Hitsuyagi:
- Już wiem, co miałeś na myśli, Toushirou.
Bushou spojrzał z ukosa na stojącą obok kapitan. Niska, przynajmniej przy nim, mierzącym metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu, szczupła, ubrana dość wyzywająco, o bladej, bardziej nawet niż jego cerze, z podobnym do jego, zawadiackim uśmieszku. Skądś ja kojarzył… Wpatrywał się w nią uporczywie, próbując sobie przypomnieć. Spostrzegła to. Przyzwyczajona do tego, że od kiedy była całkiem mała spojrzenia zatrzymywały się na niej, jako księżniczce rodu Kitashiro, przez jakiś czas zupełnie nie zwracała uwagi. Po chwili zerknęła na stojącego obok kapitana. Był niebotycznie wysoki, na oko w wieku Byakuyi, jego fryzura bardzo przypominała jej fryzurę Kaiena, byłego porucznika trzynastego Oddziału. Miał czarne włosy, czarne oczy i był niesamowicie blady. Chociaż nie miał aż tak jasnej karnacji jak ona. Wpatrywał się w nią bezczelnie, lekkim uśmieszkiem maskując fakt, że bardzo poważnie się nad czymś zastanawiał. Posłała mu swój zwykły uśmiech.
- Czegoś chcesz, wampirku?
- Odezwała się, ta czarnoskóra – prychnął zezłoszczony. Kiremono była ciekawa, co odpowie, więc wpatrywała się w niego z uniesioną kpiąco brwią. „Wampirku, też coś. Zaraz, czekaj! Wampirku?" – pomyślał Bushou.
- Hej, wiem! – odezwał się, przypomniawszy sobie, skąd ją zna – Jesteś przyjaciółką Hisagiego i tej walniętej rudej erotomanki, Rangiku. Jak ci było na imię? Już wiem! Kiremono! Kitashiro Kiremono!
- Walniętej rudej erotomanki? – zapytała chichocząc cicho – Musisz być Bushou, Okanashii Bushou. Leniwiec! – dodała po chwili – I dobrze ci pasuje!
- Cicho, Cytrynko – odgryzł się. Nie lubił swojego przezwiska, mimo że ponoć dobrze pasowało – Bycie leniwcem jest zbyt męczące…
„Trafiłam w czuły punkt!" – pomyślała, powstrzymując się od chichotu.
- Widzę, że wszyscy są już na miejscu – przemówił Yamamoto, który wszedł niespodziewanie do sali – Nowy kapitan też jest już na miejscu. Rozpocznijmy zebranie!
Kiremono jak zwykle na zebraniu roznosiło. Jako, że twarze innych kapitanów i ich zachowania znała już niemal na pamięć, wlepiła wzrok w Bushou. Dziadek Yamamoto stał obok niej, więc nie mogła aż tak ostentacyjnie, jak by chciała go obserwować, ani też choćby kołysać się na stopach, więc udając, że słucha uważnie obserwowała, jak mężczyzna niemal w ostatniej chwili się powstrzymuje, żeby założyć ręce za głowę. Po chwili poczuła na sobie inny wzrok. Przeniosła spojrzenie na Byakuyę i widząc jego karcący wzrok spuściła oczy. Prawdę mówiąc jego ekspresja aktualnie nie była bogata, gdy był dzieckiem, był o wiele przystępniejszy, milszy i częściej okazywał swoje emocje. Westchnęła cicho. Zapewne po zebraniu czekała ją pogadanka, że nie zachowuje się jak przystało na księżniczkę. Niemal wzruszyła ramionami, i szybko podniosła wzrok, żeby sprawdzić, czy Byakuya to zauważył. Ten jednak zajęty był już dyskusją z Yamamoto. Całe szczęście.
Godzina później, późne popołudnie, sala zebrań Piątego Oddziału, Seireitei
- Pani porucznik! Pani porucznik Hinamori! – z tłumu wyskoczył jakiś mężczyzna – A może pani wie, kim będzie nasz nowy kapitan?
- A, ja? – zapytała nieśmiało Hinamori – Nic mi o tym nie wiadomo, przepraszam.
Wszyscy rozmawiali ze sobą, niepewni dalszych wydarzeń i lekko podenerwowani. Czekali już dość długo, a kapitan wciąż się nie pojawiał.
- Ale nie powinniśmy już długo czekać, uspokójcie się – dodała cicho i jakoś bez przekonania. Czekali już jakieś pół godziny.
Wreszcie drzwi otwarły się. Zebranych dobiegły odgłosy kończonej rozmowy:
- A idź, ruda cholero! – powiedział męski głos – Mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż picie z tobą i Hisagim sake. Choć to takie męczące… - dodał po chwili.
- Wpadnij więc potem, Leniwcu – powiedział kobiecy głos, który Hinamori bez problemu rozpoznała jako głos Matsumoto Rangiku.
- Teraz jestem kapitanem, więc skończ z tą błazenadą – głos męski był lekko wkurzony – Nie jestem żadnym Leniwcem!
Przez drzwi przeszedł mężczyzna, który na sam widok wywołał westchnienie kobiecej części oddziału. Wypchnął delikatnie wciskającą się za nim Rangiku i zamknął drzwi.
- Jejku, jejku, jakie to męczące – westchnął, po czym natychmiast uśmiechnął się, zaplótł ręce z tyłu głowy i powiedział do zgromadzonych:
- Witajcie, jestem Okanashii Bushou, wasz nowy kapitan. Dziękuję za zgromadzenie się tutaj. Zakładam, że jesteś porucznikiem, tak? – tu zwrócił się do Hinamori.
- Tak, Okanashii-taichou – bąknęła cicho. Czuła się jeszcze drobniejsza i krucha niż zwykle. Przytłaczał ją swoim wzrostem, a tak właściwie to całym sobą… Z tym uśmiechem, łagodnym głosem i wyglądem kojarzył jej się z Aizenem.
- Powtórzysz głośniej? – uśmiechnął się Bushou – Nie dosłyszałem…
- Tak, Okanashii-taichou! – powiedziała głośniej, ale tak samo niepewnie.
Spojrzał na nią z zainteresowaniem. Dziwna dziewczyna. Taka delikatna i nieśmiała. I nosi w sobie ból po utracie kogoś dla niej ważnego… Jak dobrze to sam zna… I wtedy chwycił go ten dziwny stan. Oczy utraciły blask i wypełniły się bezsilnym żalem, a twarz wykrzywił grymas żalu i rozpaczy…
- Okanashii-taichou? Okanashii-taichou? Co się stało? – zapytała przerażona Hinamori – Coś panu jest?
Słowa powoli zaczęły do niego docierać, spojrzał na jej przerażoną twarz i wykrztusił:
- Nic się nie stało…
- Ale na pewno? – Hinamori mimo uczucia strachu, postanowiła pomóc jakoś nowemu kapitanowi.
– Czasami tak mi się zdarza, to nic takiego… - powiedział już normalnym tonem - …jak właściwie się nazywasz?
- Hinamori Momo, Okanashii-taichou – pisnęła cicho.
Bushou westchnął cicho, lekko zmęczony ciągłym „Okanashii-taichou", po czym zwrócił się do zgromadzonych:
- Myślę, że nie mielibyście nic przeciwko temu, abyśmy zakończyli to zgromadzenie i spotkali się podczas kolacji, nie prawdaż?
Wszyscy zaczęli się rozchodzić i po chwili na placu zostali tylko Bushou i wpatrująca się w niego Momo. Kapitan odwrócił się w jej kierunku i zaplótłszy tradycyjnie ręce za głową zapytał:
- Chciałaś coś, Hinamori?
- Nie, nie, nic nie chciałam, Okanashii-taichou – odpowiedziała szybko, mimowolnie lekko się rumieniąc. Ten znów westchnął i powiedział:
- Nie musisz za każdym razem mówić do mnie Okanashii-taichou. Krępuje mnie to… I jest takie męczące…
- Dobrze, Okana… Przepraszam!
- Za co przepraszasz? – zapytał zdziwiony – Wybacz mi, ale muszę się udać na, eee, ważne spotkanie… Do zobaczenia potem!
Odwrócił się i zniknął, używając shunpo, zostawiając Hinamori w dość opłakanym stanie. Biedna dziewczyna nie wiedziała, co myśleć o nowym Kapitanie, mając jeszcze w pamięci starego. Nowy był milszy, bardziej uśmiechnięty, wyraźnie ją lubił i był przystojny. Ale to coś, ten stan, w który wpadł, przerażał ją. Naprawdę nie wiedziała, co myśleć…
Kwadrans później, kwatera Matsumoto Rangiku, Seireitei
- Leniwiec kapitanem… - powiedziała Matsumoto – Dalej nie mogę uwierzyć…
- To dość dziwne, nie powiem – dodał Hisagi – To już druga osoba z grona moich przyjaciół, która została kapitanem…
Matsumoto Rangiku, Porucznik Dziesiątego Oddziału, miała długie, rude włosy, niebieskie oczy i wyjątkowo duże piersi, które powodowały westchnienia męskiej części Shinigami. A przynajmniej jej większości. Sama jednak nie cierpiała facetów, którzy widzieli w niej jedynie biust. Kochała zakupy, plotkowanie i picie sake w towarzystwie, tak jak to aktualnie czyniła.
Hisagi Shuuhei, Porucznik Dziewiątego Oddziału, był równie pogodny jak i Rangiku. Miał rozczochrane, czarne włosy, długie trzy blizny od ciosu Hollowa, przebiegające od łuku brwiowego do policzka. Na drugim policzku wytatuowane miał dwie liczby, sześć i dziewięć, a pod okiem miał coś, żartobliwie nazywane taśmą izolacyjną.
- Chyba się nie załamiecie z tego powodu? – zapytał ich Okanashii, popijając sake. Jak można się domyślić, był na „ważnym spotkaniu". W praktyce oznaczało to picie sake z Rangiku i Shuuheiem, a czasem i z Izuru lub kimś innym, jedyna niemęcząca rzecz.
- Ależ tak! Czemu muszę pełnić obowiązki kapitana, a nie mogę nim zostać? – wyżalił się Hisagi – To nie jest sprawiedliwe!
- Ależ jest! – powiedziała Matsumoto – Nie ma Bankai, nie ma kapitana!
Okanashii wybuchł śmiechem. Po chwili śmiali się już w trójkę, rżąc niczym konie. Dopiero po chwili uspokoili się na tyle, by nie można było ich posądzić o zły stan zdrowia psychicznego.
- A Kenpachi nie ma nawet Shikai – wyżalił się raz jeszcze Hisagi.
- Niby prawda – powiedział Okanashii, sięgając po butelkę, by dolać sobie jeszcze trochę sake – Hej! – wykrzyknął nagle – Nie ma już sake…
To była wiadomość, która poruszyła wszystkich. Matsumoto wpadła w panikę a Hisagi powiedział tylko: „Ale jak to…" i zrobił smutną minę. Rangiku odnalazła kolejne butelki i ze zwycięską miną postawiła na głównym miejscu, zmiatając drugą ręką już puste. Powitane to zostało pochwalnym okrzykiem i Hisagi wraz z Bushou już zaczęli nalewać sobie sake.
Tę sielankową atmosferę przerwał nagle wrzask:
- MATSUMOTO! Co to ma być? – to był Hitsugaya, wściekły.
- Nic, kapitanie… - powiedziała niewinnie Matsumoto i czknęła – Ups… Pijemy sobie sake tylko…
- Tylko? – zapytał rozdygotanym głosem Hitsugaya – A te pijackie okrzyki?
Spojrzeli po sobie niewinnym wzrokiem. Jakie okrzyki? Przecież oni tu tylko grzecznie piją i to z powodu specjalnej okazji… Już nie wolno?
Nagle zza ramy drzwi wyglądnęła głowa z burzą rudych włosów i odezwała się:
- Hej, Shuuhei, co to za picie beze mnie?
- A, Cytrynka, witaj! – powiedział Hisagi – Rangiku mnie jakoś tak ściągnęła nagle… Nie miałem czasu…
- Okej, nic się nie stało – powiedziała wesoło Kitashiro i weszła do środka – Co to za okazja?
Rozsiadła się obok Hisagiego, opierając się plecami o jego ramię i zabierając mu czarkę z sake. W końcu coś jej się należało za tyle czasu szukania go. Upiła trochę. Hitsugaya był bliski kolejnemu wybuchowi. Nie cierpiał, gdy go ignorowano.
- A, świętujemy mianowanie Leniwca kapitanem! – odpowiedziała za Hisagiego Matsumoto, ponieważ ten zrobił minę dziecka, któremu zabrano ukochaną zabawkę. Kiremono już mu chciała oddać czarkę, gdyż ta mina ruszyła ją za serce, gdy kapitan 10-ego Oddziału nie wytrzymał.
- MATSUMOTO! – wrzasnął po raz kolejny Hitsugaya – Co tu się wyprawia? Ja męczę się z papierami, a ty sobie pijesz sake!
- Toushirou, przyłącz się do nas – powiedziała Matsumoto – Na papiery będzie czas później…
- Nie denerwuj mnie!
Podczas gdy Matsumoto i Hitsugaya się kłócili, Okanashii powiedział do Hisagiego:
- Ech, ja się już ulotnię… Czekają mnie obowiązki, choć to takie męczące…
- Nie będę cię zatrzymywać – powiedział Hisagi – Więcej sake dla mnie!
Bushou spojrzał jeszcze na Kiremono, po czym wyszedł cicho, by nie zauważył go rozzłoszczony Hitsugaya. Ten jednak był zbyt zajęty kłótnią z Matsumoto, by zauważyć cokolwiek innego.
Shuuhei i Kiremono zostali całkiem sami z czterema butelkami. Kiremono uśmiechnęła się i oddała Hisagiemu czarkę.
- Myślisz, że powinniśmy siedzieć w barakach innego Oddziału ot tak sobie? - spytał Shuuhei.
- Tak, przynajmniej dopóki nie wypijemy całego sake! Za Stowarzyszenie Mężczyzn Shinigami! Oby nigdy nie dostało funduszy.
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne…
Następny dzień, wczesny poranek, biuro Piątego Oddziału, Seireitei
- Jejku, jejku – westchnął Bushou – Jakie to męczące…
Nie spał za wiele, złapał tylko kilka godzin snu, jednak w zupełności mu to wystarczało. On po prostu lubił leniuchować i spać do późnych godzin. Posada kapitana to jednak obowiązki, więc chcąc nie chcąc od świtania czytał akta członków oddziału. Z tego co widział, Piąty Oddział nie był zbyt aktywny w Gotem 13, jednak miał zamiar to zmienić. Mimo ciągłego narzekania i skłonności do lenistwa nie lubił, gdy nic lub niewiele się działo. Czemu? Bo to było męczące…
Zdążył przeglądnąć większą część akt, miał już pogląd na temat siły oddziału i plany, co do przyszłości oddziału.
Ktoś zastukał do drzwi i dało się usłyszeć cichy głos:
- Mogę wejść, Okanashii-taichou?
Ten głos należał do Hinamori. Jak widać, nie była to tak wczesna pora dla Piątego Oddziału.
- Wejdź, Hinamori – powiedział Bushou.
Drzwi otworzyły się i do wnętrza weszła Hinamori taszcząca wielką stertę papierów. Bushou wytrzeszczył oczy, zerwał się na nogi i powiedział drżącym głosem:
- Cz-cz-czy t-to tyl-tylko n-na dzi-dziś?
- Nie, nie! – sprostowała szybko Hinamori – To z całego tygodnia, uzbierało się.
Postawiła papiery na skraju doszczętnie zawalonego już aktami i zbierała się do wyjścia, gdy Bushou odzyskał głos:
- Momo-chan, chyba nie zostawisz mnie tak z tym wszystkim – powiedział z paniką w głosie – Utonę w tych papierach i nigdy stąd nie wyjdę!
Hinamori stanęła w drzwiach i odwróciła się. Spojrzała na spanikowanego Okanashiiego, po czym weszła powrotem do pokoju
- Pomogę ci, Okanashii-taichou – powiedziała.
Tymczasem w barakach 3-ego Oddziału
- Izuru! – wrzasnęła Kiremono.
- Tak? – zapytał słabym głosem Kira, wykrzywiając twarz w grymasie panicznego strachu.
- Powiedz mi, czy ty za dużo przebywasz z Matsumoto może? Mam ci wydać rozkaz siedzenia w barakach po służbie i szorowania podłogi w sali treningowej? - patrząc na jego minę, miała wrażenie, że zaraz wybuchnie śmiechem.
- J-ja… Bo na sali treningowej moi uczniowie mieli wypadek, w wolnych chwilach uczę w Duchowej Akademii, no i nie mogłem tego tak zostawić… - zaczął się gorączkowo tłumaczyć, aż w końcu powiedział - Przepraszam.
Westchnęła.
- Kira… Ile my właściwie lat się znamy? – zapytała rzeczowo.
- Około 20 – odpowiedział niepewnie, jakby nie wiedząc, do czego to wszystko zmierza.
- Ile razy piłeś ze mną sake?
Uśmiechnął się nieśmiało.
- Dużo.
- To co ci, do cholery, daje prawo trząść się przede mną, jak osika na wietrze? Już zapomniałeś, jak mi robiłeś kawały z Hisagim na Arenie Kidou? Uspokój się, wyciągnij papiery, podziel na pół, siadaj za biurkiem i piszemy!
- T-tak Kiremono-tai… - zająknął się.
- Izuru, nie grab sobie – ostrzegła go.
- Tak, Cytrynko.
Baraki 6-ego Oddziału, po południu
- Ale Byakuya… - zaczęła Kiremono.
- Kiremono, mówiłem ci już coś na ten temat – zaczął są tradycyjną, umoralniającą gadkę Kuchiki - Księżniczka jednego z czterech szlacheckich rodów Seireitei nie powinna się zachowywać tak, jak ty się zachowujesz.
- To nie moja wina, że nie potrafię wytrzymać, jak Dziadek Yama coś ględzi – odpowiedziała, z miną dziecka, któremu czyniona jest wielka niesprawiedliwość - Mogę się tego wszystkiego dowiedzieć na wiele innych bardziej interesujących sposobów i nie jestem skrępowana etykietą. Poza tym nie potrafię chodzić ciągle z jednym wyrazem twarzy, tak jak ty, Byaku… Ej, no, uśmiechnij się! Pamiętasz jak byłam mała i przychodziłam do dworu Kuchiki? Jak się nie uśmiechniesz, to zabiorę ci szalik i mnie nie dogonisz już! – zagroziła mu, uśmiechając się.
Zgromił ją spojrzeniem, więc spuściła wzrok.
- Czy ty kiedykolwiek spoważniejesz?
- Ale po co? Mam w najszczęśliwszym i w najsmutniejszym momencie mojego życia wyglądać cały czas tak samo? Nie jestem tobą… - podbiegła i zerwała mu szalik z szyi, a po chwili była na dachu baraku - A nie mówiłam!
Poczuła lekkie dotknięcie na plecach i omal nie spadła z dachu. W ostatniej chwili ktoś chwycił ją za rękę.
- Byakuya, ty się nie umiesz bawić - zaperzyła się, pomagając sobie jego ręką przy wejściu z powrotem na dach. Osiągnęła zamierzony efekt, na jego twarzy widać było lekkie rozbawienie.
- A teraz oddaj szalik - powiedział.
Uśmiechnęła się i puszczając jego rękę przeskoczyła dalej.
- Nie ma mowy, najpierw musisz mnie złapać! – krzyknęła.
Tymczasem nie tak daleko stąd, a może całkiem blisko, uliczką spacerował sobie świeżo upieczony kapitan.
- Jejku, jejku – westchnął Okanashii – Jakie to męczące… Ta cała praca kapitana…
Wreszcie udało mu się opanować stosy papierów, zresztą z niemałą pomocą Momo. To nie w porządku! Bycie kapitanem wydawało mu się całkiem fajne, nie musiał słuchać niczyich rozkazów, prócz rozkazów staruszka. Wydawało mu się, że będzie mógł się lenić cały dzień, a tu już w pierwszy mało nie utonął w papierach…
- Ech – powiedział cicho do siebie – Mam nadzieję, że to nie zawsze tak…
Ani spojrzał, a już w swoim spacerze dotarł w pobliże kwater Szóstego Oddziału. Spojrzał w niebo, uśmiechnął się szeroko i zaplótł ręce w tradycyjnym geście, za głową.
- A, co tam! – powiedział wesoło – Życie jest jednak piękne!
Ledwo skończył, gdy nagle coś zeskoczyło na niego z dachu. Dostał łokciem w oko, a stopą w goleń. Przewrócił się na ziemię, a postać na niego. Szybko się pozbierała, a on zaklął, spoglądając, kim był napastnik. To była Cytrynka, z szalikiem Byakuyi.
- Przepraszam, postawię ci za to sakee! - wrzasnęła, odwróciła głowę z powrotem do kierunku biegu i stanęła jak zamurowana. Przed nią znowu była głowa rodziny Kuchiki. Tym razem na jego twarzy rozbawienie mieszało się ze złością - Ups…
Wyrwał jej szalik z ręki i założył go z powrotem, perfekcyjnie owijając wokół szyi. „Ech, kiedy on się tak zmienił" – pomyślał Bushou, podchodząc do Kiremono – „Dawniej był taki żywy, przyjacielski… Był z niego świetny kumpel".
- Brakuje ci jeszcze z 80 lat, żeby być tak dobrą w shunpo jak ja - powiedział, czochrając jej włosy.
Prychnęła i poprawiła haori.
- Gdzie jest Rukia? - spytała podejrzliwie.
- Zniknęła wczoraj. Pewnie znowu ją wysłali do świata żywych. Nigdy mi o niczym nie mówi.
- Bo traktujesz ją z góry – powiedziała nieco oskarżycielsko.
Wzruszył ramionami.
- Może…
Bushou nie przysłuchiwał się rozmowie, zajęty bardziej własnym stanem, niż wymianą zdań miedzy Kuchiki a Cytrynką.
- Szlag! – mruknął cicho, dotykając oka. Puchło nadspodziewanie szybko. Położył sprawczyni rękę na ramieniu. Obróciła się gwałtownie.
- Wisisz mi dużo więcej, niż sake - powiedział, rzucając jej złowrogie spojrzenie.
Kuchiki spojrzał na niego i skrzywił się prawie niezauważalnie. Bushou również spojrzał na niego niechętnie i powiedział:
- Witaj, Byakuya. Dawno się nie widzieliśmy. Lub inaczej, od dawna nie chciałeś mnie widzieć.
- A to nie ty nie miałeś ochoty ze mną rozmawiać? – powiedział bezbarwnym tonem Byakuya.
- Czy to ważne? – prychnął Bushou – Zobaczymy się potem – te słowa skierował już do Kiremono, której oczy latały od jednego do drugiego. Odwrócił się i użył shunpo, by nikt nie widział jego podbitego oka. Kiremono chwyciła za rękę Byakuyę, nie pozwalając mu odejść.
- O co, do diabła, chodziło? – zapytała, z dozą ciekawości, ale i zaniepokojenia w głosie.
Zerknął na nią znad ramienia. Już nie miał swojego zwykłego wyrazu twarzy, już nie patrzył na nią tak, jak na starą przyjaciółkę, przypominającą mu dobre czasy.
- Nie twoja sprawa – uciął krótko.
Westchnęła.
- Potrenujemy trochę jutro? – zmieniła temat, widząc że nic od niego nie wyciągnie. Przynajmniej teraz.
Cień uśmiechu przemknął przez jego twarz.
- Zastanowię się nad tym – stwierdził krótko, jak to miał w swoim zwyczaju, jednak po chwili zawahał się i dodał - Aha… Cytrynko, jakbyś naprawdę chciała mi uciec, to byś używała shunpo.
Uśmiechnęła się figlarnie.
- Tylko się droczyłam, wiesz o tym – zaśmiała się cichutko.
- Wiem. Do zobaczenia.
I zniknął z jej pola widzenia. Spuściła wzrok i zamyśliła się. Nagle dobiegł ją dziwnie znajomy głos:
- Cytrynko! Hej, Cytrynko!
Odwróciła się, przywołując na twarz szeroki uśmiech.
- Hej, Shuuhei! – powitała go radośnie - Co tu robisz?
- Usłyszałem twój słodki głosik i przyszedłem. Komu wisisz sake? – zapytał nagle.
Zachichotała.
- Podbiłam oko Leniwcowi – wypaliła.
- Żartujesz? – zapytał z niedowierzaniem.
- Nie. To tak całkiem przypadkiem, zaskoczyłam z dachu, a on był pod spodem i… - rozłożyła bezradnie ramiona.
Wybuchli śmiechem. Hisagi, po chwili ocierając łzy z oczu położył jej dłoń na ramieniu i zniżył swoją twarz do jej poziomu.
- Ja bym się bał na twoim miejscu, zwykłe sake nie załatwi sprawy.
Udała naprawdę przerażoną.
- Ale że co… Myślisz, że na mnie… Naziewa?
Hisagi parsknął śmiechem.
- Jesteś niepoprawna!
- Może troszeczkę. Wybieram się zaraz do moich rodziców. Pójdziesz ze mną?
Shuuhei cofnął się o dwa kroki.
- Wolałbym…
- Dzięki!
Chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.
Piętnaście minut później, kwatera kapitana Piątego Oddziału, Seireitei
- Szlag, szlag, szlag! – pieklił się Bushou – Jak to wygląda!
Spoglądał w lustro wiszące na ścianie. Oko nie zachwycało. Strasznie zapuchło. Jak ma się gdziekolwiek pokazać z tak głupim urazem?
- Cholera! – wrzasnął – Lód, potrzebuję lód!
Rozglądnął się po pokoju. Nie było tu ani lodu, ani nic zimnego. Zaraz, zaraz! A metal? Wyciągnął Zanpakutou z pochwy i przyłożył do opuchniętego oka. Odetchnął z ulgą i usiadł po turecku na podłodze. Zamknął drugie oko i odprężył się. Nie dosłyszał dźwięku rozsuwanych drzwi, jednak wrzask Hinamori był doskonale słyszalny:
- Okanashii-taichou!
Zerwał się przestraszony i spojrzał na nią. Spoglądała na niego z przerażeniem. „O co jej może chodzić?" – pomyślał. Doszedł do wniosku, ze wyciągnięty miecz tuż przy szyi może wydawać się trochę dziwny, jakby próbował pozbawić się życia, więc schował go do pochwy i powiedział groźnie:
- Głupia! Jeśli myślisz, że tak łatwo pozbędziesz się kapitana, to jesteś w dużym błędzie!
Tym razem popatrzyła na niego z dozą zdziwienia i niezrozumienia.
- Ech – westchnął, zasmucony nieudanym żartem – Mam limo pod okiem, a w okolicy lodu nie było.
- Ach – wreszcie zrozumiała, a po krótkiej chwilo powiedział z łzami w oczach – Przestraszyłeś mnie, Okanashii-taichou!
- Hej, hej, spokojnie! – powiedział szybko, tym razem on przestraszony – Nie płacz mi tutaj, nic się przecież nie stało! – z braku lepszego pomysłu przytulił ją delikatnie, na co ona zareagowała jeszcze większym płaczem, wtulając mu mocno głowę w pierś. „Nigdy nie zrozumiem do końca kobiet" – pomyślał, gładząc ją po plecach i mówiąc cicho:
- No, nie płacz już, Momo-chan…
Wieczór, kwatera kapitana Piątego Oddziału, Seireitei
Bushou leżał na podłodze swojego pokoju i rozmyślał nad zachowaniem Hinamori. Ta dziewczyna jednocześnie wprawiała go w zakłopotanie, zdumienie i zdenerwowanie. Mimo wszystko lubił ją, była miłą i ciepłą osóbką.
- Leniiiwiiiec – powiedział ktoś, kto wszedł do jego pokoju przez otwarte okno – Co tam?
Okanashii nie musiał nawet podnosić głowy, żeby zidentyfikować właściciela głosu.
- Rangiku, odczep się od tego przezwiska – powiedział lekko zezłoszczony – Czego ode mnie chcesz?
- Hej, hej! – powiedziała, nachylając się nad nim – Nie denerwuj się tak, to zbyt męczące.
Zazgrzytał zębami, a ona zachichotała. Spojrzała na jego zapuchnięte oko i zapytała:
- A to od czego?
- Pfff… - prychnął – To ta wariatka Kiremono.
- Wariatka? – zapytała zdumiona.
- Ach, nie ma o czym mówić – powiedział niedbale – Idę sobie spokojnie uliczką, a ta ruda wariatka zeskakuje prosto na mnie z dachu, obiecuje sake i leci dalej na złamanie karku.
- To do niej podobne. Ale gdzie tak biegła?
- Ty jak zwykle dociekliwa – zaśmiał się – A, ukradła Byakuyi szalik.
Słysząc to, Matsumoto parsknęła śmiechem. Usiadła na podłodze i zaczęła zanosić się donośnym chichotem. Bushou nie mógł się powstrzymać i po chwili oboje chichotali szaleńczo, kwalifikując się z powodzeniem do wariatkowa. Matsumoto wykrztusiła:
- Sz-szalik? Byakuyi?
To wyczerpało jednak jej zdolności do mówienia i znów zaniosła się śmiechem. Gdy wreszcie się uspokoili, powiedziała z niedowierzaniem:
- Uciekła Byakuyi? Niemożliwe…
- Nie uciekła – sprostował – Rangiku, to nie jest możliwe. Dogonił ją od razu, wpadła na niego chwilę po obiecanej mi sake.
- Spotkałeś się z Byakuyą? – Natychmiast spoważniała. Westchnął i powiedział:
- Nie było tak źle… Lepiej niż przypuszczałem.
- No wiesz, w końcu… - Matsumoto próbowała coś powiedzieć, ale przerwał jej Okanashii:
- To nie czas na wspominki, Rangiku… - znów westchnął, po czym żywiej dodał – Ale ta ruda wariatka wisi mi coś więcej, niż samo sake!
Matsumoto chwilę się zastanawiała, po czym uśmiechnęła się i wypaliła:
- Zaproś ją na randkę!
- CO? – wrzasnął z niedowierzaniem Bushou – Ty już na mózg upadłaś, czy dopiero zamierzasz?
- Mówię poważnie – powiedziała.
Bushou spojrzał na nią. Rzeczywiście, nie zdawała się żartować.
- Ty ruda, cholerna erotomanko – powiedział – Tobie jedno w głowie – uśmiechnął się szeroko.
- Na miłość boską! – prychnęła Rangiku – Mówię o randce! To ty już dorabiasz jakieś niestworzone rzeczy!
- Wcale że nie! – powiedział, szeroko uśmiechnięty – Założę się że tobie się one z pewnością pod czaszką błąkają!
- Ja, tak się składa, pod tą czaszką już coś mam! – odgryzła mu się natychmiast.
Bushou obdarzył ją swoim najwredniejszym uśmiechem i powiedział złośliwie:
- Pustkę?
- Leniwiec! – zgasiła go natychmiast Matsumoto.
Ucichli, a Bushou podszedł do szafki i wyciągnął z niej butelkę sake i dwie podstawki. Usiedli koło stolika, rozmawiając na różne, niezbyt ważne tematy. Co chwilę śmiali się, popijając sake.
W końcu jednak Matsumoto znów poruszyła dość drażliwy temat:
- Ale serio uważam, że powinieneś się z kimś umówić. Nie musisz z nią.
- Daj mi już z tym spokój, Rangiku – powiedział cicho Bushou.
- Wiesz, że nie dam – powiedziała, sięgając przez stół i kładąc mu rękę na ramieniu – Ile lat już minęło?
- Wiele… - odpowiedział jeszcze ciszej.
- Nie możesz się tak tym zadręczać – powiedziała, unosząc mu ręką głowę i patrząc prosto w oczy, wypełnione teraz bezsilnym żalem – Musisz iść naprzód. Zrób kolejny krok! Coś jej obiecałeś. Że nie pozwolisz, by smutek zniszczył resztę twojego życia.
Spojrzał na nią, nic nie mówiąc. To było tak bolesne, jak świeża rana. Mimo tego że powinna zasklepić się już dawno, wciąż krwawiła…
- Radzę ci dobrze, Bushou – kontynuowała po krótkiej przerwie Matsumoto – Umów się z kimś. To ci pomoże.
- Skoro tak twierdzisz – wychrypiał Okanashii. Po chwili jednak znów się uśmiechnął i powiedział:
- Coś jej obiecałem! Zrobię jak radzisz, a teraz pijmy!
Tymczasem w dworze Kitashiro
Pamiętała dokładnie wszystkie zdarzenia sprzed niemal 130 lat. Zawsze, gdy przechodziła przez mostek, nad stawami pełnymi koi, miała wrażenie, że cofa się w przeszłość…
Dwór Kitashiro, 130 lat temu
Stała przy barierce, rzucając kamieniami w koi. Po chwili otrzepała kimono i pobiegła do dworu, przebrać się. W pokoju czekała jej siostra bliźniaczka, Hachimitsu. Mała blondyneczka wstała, poprawiła idealnie ułożone kimono i skinęła dłonią w jej kierunku. Kiremono zupełnie zignorowała jej zachowanie, rozsunęła drzwi szafy i przebrała się w hakamę, którą kiedyś dostała od Yoruichi, wyjęła drewnianą katanę ze schowka i już niemal wychodziła z pokoju, gdy niebieskooka blondynka złapała ją za ramię.
- Gdzie idziesz?
- Do dworu Kuchiki - wyrwała się z jej uścisku - Byakuya mnie zaprosił.
- Kuchiki-kun - poprawiła ją siostra - Używaj form grzecznościowych.
- Nie. Jest tylko 90 lat starszy.
- Powinnaś przestrzegać zasad etykiety, jesteś księżniczką…
- Daj mi spokój, dobra? Wychodzę, a ty zachowaj swoje gadki dla siebie!
Wyszła z pokoju, zamykając gwałtownie drzwi. Przechodząc obok pokoju ojca, usłyszała jego cichy głos. Wołał ją do środka. Westchnęła i weszła.
- Tak, ojcze?
Blondyn klęczał tyłem do niej i pisał coś.
- Mówiłem ci już, żebyś nie krzyczała na siostrę.
Przewróciła oczami.
- Przepraszam, ojcze - rzuciła kąśliwie.
Odwrócił się w jej stronę.
- Powiedz mi, dlaczego jest w tobie tyle złości?
Wzruszyła ramionami, patrząc tępo w przestrzeń. Westchnął.
- Jesteś księżniczką rodu Kitashiro, nie możesz przypuszczać, że wyślę cię do Duchowej Akademii, tak jak wysłano Byakuyę! Tylko raz na kilka pokoleń w rodzinie rodzi się ktoś, kto jest w stanie osiągnąć Bankai. Twój kuzyn jest już w Akademii, nie pomyślałaś o tym?
- To głąb - mruknęła pod nosem.
- Dziecko, nie ma najmniejszej szansy, żebyś została potężnym Shinigami.
- Nawet nie dałeś mi szansy! - krzyknęła ze łzami w oczach - Nigdy nie widziałeś jak walczę, jak bawiąc się z Byakuyą używam shunpo, jak potrafię stworzyć Kulę Czerwonego Ognia, jak… Jak…
Rozpłakała się na dobre. Rzuciła miecz na podłogę i otarła oczy rękawami. Ojciec wstał i uklęknął naprzeciw niej.
- Dobrze, słuchaj. Jeśli przyniesiesz mi Zanpakutou… Swoje własne Zanpakutou, zanim skończysz 60 lat, to obiecuję, że wyślę cię do Duchowej Akademii.
- Obiecujesz? - spytała słabym głosem, patrząc na niego załzawionymi oczami.
- Oczywiście. A teraz leć do Dworu Kuchiki, Ginrei nie lubi, jak ktoś się spóźnia.
Dwór Kitashiro, czasy obecne
Wzdrygnęła się i chwyciła Hisagiego za rękaw, widząc swoją siostrę na drugiej stronie mostka. Ten położył jej dłoń na plecach i delikatnie popchnął do przodu.
- Hachimitsu - wycedziła przez zaciśnięte zęby – Miło cię widzieć.
- Kiremono - dziewczyna ukłoniła się lekko, jej ciemnoniebieskie oczy wciąż jednak były utkwione w ciemnozielonych oczach siostry - Ojciec już czeka.
Kiwnęła głową, poprawiając haori i obi, na którym zawiesiła na plecach Tsuyatsuya Raikou. Weszła do dworu, uklęknęła przy wejściu na poduszce i ukłoniła się.
- Witaj, ojcze – powiedziała uprzejmie, acz chłodno.
- Witaj, Kiremono - spojrzał wyczekująco na Hisagiego, który czym prędzej uklęknął obok Cytrynki i również się ukłonił.
- To Hisagi Shuuhei, mój przyjaciel jeszcze z czasów Duchowej Akademii – przedstawiła go - Przyszłam poinformować cię, że zostałam kapitanem.
Spojrzała na ojca wyzywająco. Pokazała mu właśnie, jak bardzo mylił się 130 lat temu. Pokazała, że nie jest wiele warta tylko dlatego, że urodziła się w szlacheckim domu. Mężczyzna zamknął oczy i pokręcił głową.
- Nic się nie zmieniłaś, Kiremono. Wciąż na mnie patrzysz tak, jakbym kiedyś cię skrzywdził – powiedział smutno - Dotrzymałem mojej obietnicy. Czego jeszcze ode mnie chcesz?
- Żebyś przyznał, że się myliłeś.
Dwór Kitashiro, 99 lat temu
- Cytrynko… Cytrynko! Kiremono, obudź się!
Urahara potrząsnął nią mocno. Otworzyła oczy i wzdrygnęła się, widząc oślepiające białe światło. Wydawało się unosić z jej ciała.
- Uspokój się, mała. Szybko.
Spojrzała na swoją siostrę, która leżała obok i zamarła, przerażona. Jej ciałem wstrząsały dreszcze, powodowane dotknięciami niewielkich błyskawic. W miarę jak jej przerażenie rosło, ładunki stawały się coraz silniejsze.
- Uspokój się, bo ją zabijesz! - Kisuke potrząsnął nią mocno - Zamknij oczy i wyobraź sobie coś miłego, szybko!
Zamknęła oczy. Wyobraziła sobie, że wskakuje do wody i płynie z jej prądem. Po chwili uspokoiła się i otworzyła oczy. W pokoju było ciemno, tak, że ledwo mogła zobaczyć twarz Kisuke.
- Chodź, muszę cię gdzieś zabrać.
Po chwili znajdowała się w jaskini pod wzgórzem Soukyoku. Zamrugała oczami, na widok kapitanów i poruczników, wyglądających jak Puści.
- Ki-Kisuke…- zaczęła.
- Cicho. Mamy niewiele czasu, słuchaj mnie uważnie. Muszę uciekać, zostałem posądzony o coś, czego nie zrobiłem. Musisz jak najszybciej przystąpić do egzaminów wstępnych, nie umiesz już kontrolować swojej mocy. Nie możesz spać z Hachimitsu w jednym pokoju, dopóki nie nauczysz się kontrolować swojej mocy. Ale jest jeszcze jedna sprawa… Ważniejsza… Musisz mi coś obiecać…
Dwór Kitashiro, czasy obecne
- Byłaś za młoda! – zdenerwował się ojciec - 70 lat to żaden wiek! Ginrei poradził mi, żeby wysłać cię do Akademii dopiero jak skończysz 100 lat, tak jak on wysłał Byakuyę, Duchowa Akademia to nie przelewki! Już na pierwszym roku znalazłaś się w klasie specjalnie zaawansowanej, a po dwóch miesiącach mieliście pierwszą misję w świecie żywych z Pustymi! Myślisz, że o tym nie wiem? Ty i tak byłaś nieodpowiedzialna, ciągle wymykałaś się do świata żywych i trenowałaś z Uraharą…
Wzdrygnęła się.
- Nie wiesz, o czym mówisz - powiedziała zimno.
- Wiem doskonale.
Podniosła się gwałtownie.
- Nie mamy o czym rozmawiać, ojcze – powiedziała, doskonale maskując drżenie głosu - Shuuhei…
Złapała go za rękę i wywlekła z dworu, nie zważając na jego zaskoczoną minę. Po jej policzkach ciekły łzy. Przez ten cały czas była tak wściekła na ojca… Ciągle planował jej życie, nie miał zielonego pojęcia… Nie miał pojęcia… Wyszła poza teren dworu i oparła się o drzewo, próbując się uspokoić. Nie dało to żadnego efektu. Rozpłakała się. Hisagi stał przez chwilę obok niej, nie wiedząc, co ma zrobić. Po chwili przytulił ją lekko, a ta wczepiła się dłońmi w jego ramiona.
- Czy to prawda? - spytał cicho.
Spojrzała na niego załzawionymi oczami.
- Co? – zapytała, pociągając nosem.
- Że trenowałaś z Uraharą.
- Ach, to… Tak - uśmiechnęła się lekko do swoich wspomnień - To dzięki niemu potrafiłam tak dobrze ukrywać swoje zdolności.
- Wariatka - mruknął, przytulając ją nieco mocniej.
Po chwili odsunął ją na odległość wyciągniętych ramion.
- Już dobrze? – upewnił się.
Kiwnęła głową.
- Wracajmy do Seireitei.
Bardzo wcześnie rano, kwatera dowódcy 6-ego Oddziału, Seireitei
Coś rudowłosego wskoczyło na łóżko Byakuyi i potrząsnęło go za ramiona.
- Byaku-nii! – wydarło się niemiłosiernie - Wstawaj!
Otworzył jedno oko i spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Kim jesteś i czego chcesz? – powiedział jeszcze nieco nieprzytomnie.
- Cytrynka! Wstawaj, obiecałeś mi coś.
- O ile sobie przypominam, powiedziałem „zobaczymy" – westchnął ciężko - I od kiedy znów mówisz do mnie „Byaku-nii"? Mówiłem ci coś na ten temat…
- Nie marudź, leniu, tylko wstawaj.
- Posądzasz głowę rodziny Kuchiki o bycie leniwym? To niewybaczalne - mruknął, siadając na łóżku.
- Wyłaź z łóżka! Bo zrobię to, czego tak bardzo nie lubisz!
- Przychodząc tu już to zrobiłaś… Poza tym czego ja mam cię nauczyć? W shunpo jesteś niemal lepsza ode mnie, techniki Yoruichi znasz…
- Ty nie masz mnie niczego uczyć, ty masz ze mną powalczyć. Mało jest osób, które mogą walczyć ze mną na równym poziomie.
- Idź pomęcz Kurosakiego - mruknął wreszcie zwlekając się z łóżka.
- Jesteś niemiły.
- A ty zachowujesz się jak dziecko.
- A jak ty zachowywałeś się w wieku 170 lat, co? Przypomnieć ci?
- Jesteś najbardziej uciążliwym i niedojrzałym kapitanem, jakiego znam. Nawet Hitsugaya zachowuje się dojrzalej od ciebie.
- Daj spokój, dzieciak nie umie się bawić. Jest 50 lat młodszy, a się zachowuje, jakby był ze sto lat starszy od ciebie.
- Jest genialnym dzieckiem, stawiają mu wymagania. Ty się od tego wymigałaś, więc siedź chociaż cicho.
- Okej, jak sobie życzysz - naburmuszyła się.
20 minut później, Wzgórze Soukyoku, Seireitei
Sparowała cios, odskoczyła i w chwilę później była za nim, próbując ciąć go w gardło. Sparował cios, okręcił się dookoła i pchnął stronę jej pleców. Już miał wrażenie, że trafił, gdy zauważył ją trzy metry przed sobą, a na mieczu wisiało mu jej haori.
- Technika liniejącej cykady, nieźle – mruknął - Rozprosz się, Senbonzakura.
- Osiągnij roziskrzone niebo, Tsuyatsuya Raikou. Kakuheki Raikou!
Roziskrzona biała ściana odgrodziła ją od atakujących ostrzy Senbonzakury. Skupiła się i odepchnęła je od siebie. Zakręciła wakizashi na wstędze i cisnęła nim w Byakuyę, którego przed dość poważną raną uchroniło tylko shunpo.
- Jesteś coraz lepsza.
- Staram się - odpowiedziała, niwelując Ścianę Błyskawic. Zamilkła, widząc lecącego w jej stronę Piekielnego Motyla. Wyciągnęła palec w jego stronę i skrzywiła się niemiłosiernie - Za godzinę zebranie - zapieczętowała Zanpakutou i zebrała haori - A już zaczynało się robić fajnie.
- Jak się będziesz przyzwoicie zachowywała dzisiaj na zebraniu, to powalczymy na Bankai następnym razem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję, chodź, zbieramy się.
W międzyczasie, kwatera Kapitana Piątego Oddziału, Seireitei
- Okanashii-taichou? – zapytała pukając do drzwi Hinamori. Nie usłyszawszy odpowiedzi, weszła do środka i pisnęła cicho. Wszędzie walały się puste butelki po sake, a kapitan spał na podłodze, opierając głowę o piersi również leżącej tam Rangiku. Momo zaczerwieniła się, ale podeszła do kapitana i znów powiedziała:
- Okanashii-taichou?
Nie widząc reakcji, wyciągnęła rękę i potrząsnęła za ramię. Bushou otworzył delikatnie nieopuchnięte oko, po czym syknął i ponownie je zamknął.
- Tak, Momo-chan? – zapytała ochrypniętym głosem i skrzywił się natychmiast z bólu głowy.
- Kapitan Dowódca Yamamoto zarządził specjalne zebranie – powiedziała cicho, nie chcąc spowodować bólu głowy swoim głosem – Odbędzie się za godzinę.
- O żesz szlag! – wykrzyknął i natychmiast chwycił się za głowę. Czuł jakby pękała mu na dwie połówki. Tym okrzykiem obudził Matsumoto, która skrzywiła się boleśnie i powiedziała:
- Nie wrzeszcz tak przy człowieku z kacem, idioto.
Hinamori wyszła z pokoju, zasuwając za sobą drzwi. Wolała nie oglądać takiego widoku. Bushou wstał, nie bez problemów i oparł się ciężko o ścianę. Matsumoto leżała jeszcze chwilę, a Okanashii powiedział:
- Zostaje nam tylko klin chyba, Rangiku
Matsumoto jęknęła boleśnie przy próbie wstania i również oparła się o ścianę.
- Klin? Po co, da się przeżyć…
- Kpisz chyba, zresztą musze iść na zebranie…
- To kompletnie zmienia postać rzeczy – powiedziała i pokręciła lekko głową – Ale nie, klin nie jest dobrym pomysłem.
Baraki 1-ego Oddziału, 40 minut później, Seireitei
Przestępowała z nogi na nogę, czując na sobie karcące spojrzenie Byakuyi. Ale zebranie się jeszcze nie zaczęło, więc nie musiała się zachowywać jakoś szczególnie przyzwoicie. Kilku osób wciąż brakowało. Była ciekawa, czy znów przyjdzie ostatni. Ale nie. Kątem oka zauważyła, jak wślizguje się do sali.
Zasunął za sobą drzwi. Podszedł do swojego miejsca, odprowadzany wzrokiem większości zgromadzonych, z powodu skrzywienia spowodowanego bólem głowy i limem pod okiem.
- Co ci się stało? – zapytał go Komamura.
- Ach, nie warto mówić – odpowiedział, spoglądając wymownie w kierunku stojącej obok Kiremono. Nie wyglądała na zadowoloną, przestępowała z nogi na nogę, przez co zarabiała karcące spojrzenia od Byakuyi. Bushou uśmiechnął się lekko i wyprostował. Gdyby nie ta lodowata woda, do której wsadził głowę, nie byłby w stanie wytrzymać całego zebrania. I tak nie pomogła zbyt wiele. Musiał liczyć na swoje naturalne zdolności do szybkiego pozbywania się efektów kaca.
Poczuł na sobie czyjś wzrok i obrócił się na tyle szybko by złapać uciekające spojrzenie Kiremono. Była na granicy wytrzymałości. Widząc jego cierpiętniczą minę i ciężkie obrażenia oka, mało brakowało a wybuchłaby śmiechem. Gdy wszedł, musiała wpatrywać się Mayuriego, by powstrzymać się od śmiechu.
- Coś nie tak, Cytrynko? – powiedział zajadliwym tonem, pocierając oko. Na pewno nie poprawiło to jego wyglądu, nawet jeszcze bardziej się skrzywił.
- Ach, nic – powiedziała wesoło – Przyglądam się okazowi zdrowi i dobrego samopoczucia.
- Bardzo śmieszne – zadrwił.
- Kto cię tak urządził, biedaku? – zapytała z udawaną troską i szerokim uśmiechem.
- Jeśli nie pamiętasz, to limo zrobiłaś mi ty – syknął – Zapłacisz za to zresztą, a moja zemsta będzie słodka.
- A, nie o to pytam – powiedziała wesoło i na tyle głośno by uaktywnić ból jego głowy – Ten kac to od samotnego picia?
- A co cię tak to interesuje, ruda wariatko?
- Po prostu pytam… Leniwcu.
Prychnął i odwrócił się w stronę Komamury. Jaka ona była irytująca! A Rangiku jeszcze namawia go do randki z nią. Chyba sobie kpi!
Do sali weszli Ukitake, Shunsui i staruszek Yamamoto. Na ich widok Kiremono powstrzymała cisnący się jej na usta uśmieszek, a Bushou spróbował skupić na dziadku całą swoją uwagę. Niewiele w aktualnym stanie zrozumiał. Tylko ogólną sytuację. Bounto byli nadspodziewanie aktywni w Świecie Żywych. To usłyszał i to go zdziwiło. Wytężył mózg. Myśli mu umykały. Spojrzał w przestrzeń, która jakimś dziwnym trafem stała się punktem materialnym, umiejscowionym na twarzy Kiremono. W jej oczach dostrzegł, że nie słuchała wypowiedzi generała. Tylko chwila dzieliła go od złośliwego zwrócenia jej uwagi, gdy zrozumiał, co go tak zdziwiło. Problemem nie była tylko aktywność Bounto. Był tym też fakt, że oni nie mieli prawa istnieć. Przypomniał sobie, że czytał kiedyś książkę, którą pożyczyła mu kapitan Unohana. Dawno temu. W każdym razie była tam wzmianka o „całkowitej anihilacji Bounto". Zaciekawiony, zaczął o to wypytywać. No i wreszcie dowiedział się, z kolejnej książki, że Shinigami zaatakowali i zmasakrowali społeczność Bounto. Nie pozostało ich po tym wielu. Autor spodziewał się, że długo nie przetrwają. Nie do końca to wtedy zrozumiał, bo według książki, Bounto zawsze mieli określoną ilość. Z góry określona była ich liczba, nawet jeśli niektórzy z nich jeszcze się nie narodzili. Nie wiedział też innych rzeczy. Czym dokładnie byli Bounto i jak powstali. Wyczytał jedynie, że żywili się ludzkimi duszami, że byli potężnym zagrożeniem i że czyn był słuszny, bo chcieli dostać się i zapanować nad Seireitei. Ile w tym było prawdy, nie był pewien. Wiele złych czynów w historii Społeczności Dusz usprawiedliwiano „Większym Dobrem" lub „Koniecznością".
Z rozmyślań wyrwało go dopiero żywsze poruszenie się Kiremono. Uniosła głowę i z błyskiem w oku wsłuchiwała się w słowa Yamamoto. Bushou też uniósł głowę i dosłyszał:
- …oraz Okanashii Bushou udadzą się do Świata Żywych w celu pozbycia się zagrożenia. Powiedziałem. Jakieś pytania?
Teraz nastąpiła faza zebrania, która była nieco ciekawsza od monologu dziadka. Bushou nazywał ją żartobliwie „kto pyta nie błądzi". Na dzisiejszym zebraniu jakoś nikt nie kwapił się by unieść rękę i zadać pytanie. Strasznie korciło go, by zapytać, o co tak właściwie chodzi, ale powstrzymał się.
- Skoro nie macie pytań, zebranie uznaję za zakończone.
„Cóż, nie ważne, że nie znam szczegółów. Ważne, że zaczyna się coś dziać!"
Śmieszne było to, że i Bushou, i Kiremono, pomyśleli tak samo.
Pół godziny później, uliczki Seireitei
- No więc ty, ja, Izuru, Rangiku, Yumichika i Leniwiec idziemy do świata żywych, jest jakaś tam afera z Bounto – powiedziała Kiremono, idąc wolno wybrukowanym przejściem.
- Bounto?
Spojrzała na Shuuheia bezradnie.
- Coś jak wampiry, tyle że wysysają ludzkie dusze… Zresztą, spytaj kogoś bardziej kompetentnego, nienawidzę zebrań, a to już drugie w ciągu trzech dni. Na zebraniach poruczników przynajmniej można siedzieć. Już wysłałam do Izuru Piekielnego Motyla, więc nie muszę się spieszyć do moich baraków. Co powiesz na sake?
- Jestem jak najbardziej za! Moje baraki?
Kiwnęła radośnie głową.
Baraki 9-ego Oddziału, pół godziny później
- No i wtedy Leniwiec na mnie naskoczył i nazwał mnie rudą wariatką - zachichotała, upijając trochę sake z czarki.
- Jak on tak mógł? - udał szczerze oburzonego Hisagi.
- No właśnie tego nie rozumiem. Czy ja jestem wariatką?
- Absolutnie nie!
- Jesteś cudownym, przecudownym przyjacielem.
- Do usług. Dolać sake?
- Ty jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak… Czy to prawda, że wczoraj ukradłaś Byakuyi szalik i dlatego podbiłaś oko Leniwcowi?
Kiwnęła głową.
- Drażniłam się z nim tylko, dlatego nie używałam shunpo, ale on oczywiście nie umie się bawić, wyprzedził mnie parę kroków dalej i wyrwał mi ten szalik z ręki. Ale za to dzisiaj obudziłam go wcześnie rano na mały sparing, ale nam przerwało.
- Czyli te błyski ze Wzgórza Soukyoku dzisiaj rano, to jednak ty byłaś?
- Tak, tak, ja. Wiesz, użyłam Kakuheki Raikou, jako obronę przed rozproszoną Senbonzakurą.
Spojrzał na nią ze szczerym zainteresowaniem.
- Jaki wyprowadziłaś atak?
- Cisnęłam w niego wakizashi, korzystając ze wstęgi łączącej moje wakizachi z kataną.
- Korzystasz z moich technik!
Roześmiali się.
- Polewaj, a nie gadasz.
Późne popołudnie, uliczki Seireitei
- Ach, życie jednak jest piękne! – powiedział na głos Bushou, spacerując uliczkami Seireitei. Mimowolnie zerknął czy nikt na niego nie spada.
Nie było nikogo. Kac już przeszedł, a opuchlizna zdawała się maleć. Wieczorem mieli się udać do świata żywych z misją powstrzymania Bounto, jednak wcale się tym nie przejmował. Oznaczało to trochę więcej radości i wolności, a mniej papierków.
Zadowolony z życia, uśmiechnięty, z dłońmi zaplecionymi jak zawsze z tyłu głowy, szedł przed siebie, rozkoszując się ciepłem i wolnością. Nagle ktoś skoczył mu na plecy i zasłonił oczy.
- Zgadnij, kto to? – powiedział napastnik.
- Nie wygłupiaj się, Rangiku, twoje piersi uciskają mnie w plecy – zaśmiał się.
- Wiedziałam! – wykrzyknęła – Wiedziałam że to powiesz! Przynajmniej już ci lepiej!
- Opanuj się i nie wrzeszcz tak – upomniał ją Bushou.
- A, czemu mam być cicho? – zapytała radośnie – Wybieram się do świata żywych!
- Ty też? – zapytał zdziwiony Okanashii.
- Wiedziałam, że nie będziesz zbytnio słuchać, więc wypytałam kapitana o wszystkich, którzy idą – powiedziała aż nazbyt radośnie – Idziesz ty, Cytrynka, Kira, ja, Yumichika i Shuuhei!
- Ta ruda wariatka idzie? – zapytał z niedowierzaniem w głosie.
- Taaak, a co? – zapytała niewinnie Matsumoto – O, zresztą zobacz, możesz sam ją zapytać – wskazała na uliczkę, po której rzeczywiście szła Kiremono.
Dokładniej, to lekko zawiana szła uliczkami Seireitei w stronę baraków trzeciego Oddziału, jak najszerszym łukiem omijając te szóstego. Obawiała się, że gdyby Byakuya zobaczył ją w tym stanie, nie byłby zbyt zachwycony. Życie było piękne, pogoda cudowna, a sake krążyło w jej żyłach. I w dodatku wybierała się do świata żywych.
- Nawet się nie waż – warknął Bushou. Matsumoto jednak nie zważała na jego słowa i zawołała:
- Cytrynka! CYTRYNKA!
Kiremono odwróciła się i zawróciła w ich kierunku, mówiąc wesoło:
- Rangiku! Leniwiec! Witajcie, dobrzy ludzie!
Matsumoto pchnęła Bushou do przodu, mówiąc cicho:
- No, dajesz, wierzę w ciebie.
Bushou otworzył usta żeby coś powiedzieć „tej cholernej, rudej erotomanie", ale nie miał na to okazji. Kiremono, która obserwowała go od czasu, gdy został lekko wypchnięty do przodu, poprawiła obi, na którym wisiał jej miecz, żeby nie uciskał jej piersi i odezwała się pierwsza.
- Co chcesz ode mnie, Leniwcu?
Bushou spojrzał na Rangiku z wzrokiem mogącym zabić, mającym jednak ważny przekaz „my się jeszcze policzymy", na co ona jedynie się uśmiechnęła i wydusił:
- Eee, tak właściwie to chyba nic…
- A, wykrztuś to z siebie – powiedziała Kiremono – No?
Okanashii cicho westchnął i cierpiętniczym głosem zapytał:
- Masz coś zamiar robić poza misją w świecie żywych?
I wtedy zdarzył się cud. Zadziałała sake i nieszczęśnik został uwolniony z mąk wraz z zawołaniem Kitashiro:
- Ależ oczywiście! ZAKUPY! – wrzasnęła i podeszła do Rangiku – Mam nadzieję że pójdziemy razem, prawda?
Bushou odetchnął z ulgą i powiedział:
- To ja nie będę wam przeszkadzać!
Po czym użył shunpo i znikł.
Rangiku przetarła twarz dłonią i trzepnęła Remon w ramię.
- Psujesz mi, cholera, plany!
- Jakie plany? - warknęła, rozcierając bolące miejsce.
- Nic! Na zakupy pójdziemy, a teraz leć za Bushou i go przeproś!
Spojrzała na nią z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia.
- Chyba raczysz sobie żartować… Za co? Za to, że wspomniałam o zakupach?
Matsumoto wzniosła oczy ku niebu.
- Daj mu chociaż te sake, które mu wisisz…
Wzruszyła ramionami.
- Jak sobie życzysz - mruknęła, zdezorientowana jej dziwnym zachowaniem i udała się w kierunku baraków Piątego Oddziału. Tam właśnie udał się Bushou.
- Naprawdę, Momo-chan, nic się nie dzieje – powiedział – Chyba mogę spędzić trochę czasu z moim porucznikiem?
- Ależ tak, Okanashii-taichou! – powiedziała Hinamori – Trochę mnie to zdziwiło, po prostu.
Bushou usiadł sobie wygodnie, z dłońmi zaplecionymi z tyłu głowy. Tutaj nawet nie wpadnie na myśl go szukać, tej walniętej rudej erotomance. Może do wieczora będzie miał spokój. Przymknął oczy i pozwolił myślom błądzi, odprężając się zupełnie. Usłyszał jak otwierają się drzwi i ktoś mówi:
- Cześć, Momo!
„No nie… Tylko nie ona" – pomyślał, zrezygnowany.
- Kitashiro-taichou!- pisnęła Momo, rozlewając tusz. To ostatecznie potwierdziło, dziwne swoją drogą, obawy. Chcą nie chcąc otworzył oczy i spojrzał na gościa. W ręku miała obiecaną butelkę sake.
- Możesz powiadomić Kirę, że ma się pospieszyć z pakowaniem? – zwróciła się do Hinamori.
- O-oczywiście, Kitashiro-taichou! - powiedziała porucznik i wyszła z pokoju. Bushou, ku swemu niezadowoleniu, został z Kitashiro sam.
- Obiecałam ci, pamiętasz? – zwróciła się do niego, kładąc na biurku butelkę sake.
- To nie załatwia sprawy, wiesz o tym? – coś kazało mu to powiedzieć.
- Wiem, dlatego poczekam aż się zdecydujesz i wymyślisz coś stosownego- puściła mu oko - A teraz spadam do siebie, widzimy się przy Senkaimon.
Wyszła z pokoju. Siedzenie tu straciło jakikolwiek sens, więc chwycił butelkę sake i wyszedł z pokoju. Idąc do swojej kwatery, westchnął przeciągle, mówiąc:
- Jejku, jejku… Jakie to męczące…
Nie wszyscy jednak mieli zamiar odpoczywać. Kiremono, gdy wyszła z jego kwatery stwierdziła, że jednak odwiedzi Byakuyę, skoro jest już tak blisko.
- Byaku-nii! Byaku…! O, cześć!
- Pani kapitan!
- Widziałeś Byakuyę? - powiedziała do nieznanego jej z imienia Oficera.
- Jest w kwaterze kapitana. Słyszałem, że też się wybierasz do świata żywych, pani kapitan.
Kiwnęła głową.
- Przyda się trochę zabawy, zaczynało wiać nudą - uśmiechnęła się - Wybacz, pogadamy później, muszę iść do Byakuyi.
Weszła do kwater kapitana, zastając Byakuyę za swoim biurkiem, używając shunpo znalazła się za nim i przytuliła go lekko.
- Będę za tobą tęsknić.
- Zwróć uwagę na Rukię, jak tam będziesz - powiedział, nie odrywając się od pracy.
- To Rukia tam jest?
- Jak zwykle nie słuchałaś, co Remon?
Kiwnęła głową ze skruchą.
- Ale za to zapamiętałam wszystkich, którzy idą ze mną do świata żywych.
- To dobrze. Więc?
- Tak, będę uważała, żeby nic jej się nie stało na tyle, na ile będę w stanie.
Kiwnął głową.
- Czemu znów mi mówisz „Byaku-nii"? Nawet Rukia nie odważa się tak do mnie mówić.
- Bo Rukia nie znała ciebie w czasie, kiedy zostałeś moim przyjacielem- usiadła na biurku i położyła dłoń na jego ręku - Nie znała cię zanim umarła Hisana.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Potrząsnęła głową.
- Brakuje mi dawnego ciebie. Urahary, Yoruichi… Ale najbardziej ciebie.
Zacisnął dłoń w pięść.
- Po czymś takim nie da się tak szybko pozbierać. Minęło tylko 55 lat.
- Wiem.
Podniósł rękę, uśmiechnął się lekko i rozczochrał jej włosy.
- Baw się dobrze.
- Dzięki - wstała. Już miała wychodzić, ale przed samymi drzwiami odwróciła się i rzuciła przez ramię - Spróbuj tak też rozmawiać z Rukią. Wiem, że ci na tym zależy.
Wieczór, plac z bramą Senkaimon, Seireitei
Bushou wszedł powoli, nie śpiesząc się, na plac w którego drugim końcu znajdowała się brama Senkaimon. Pogwizdując, z rękami tradycyjnie zaplecionymi za głową i workiem podróżnym na plecach, szedł w kierunku grupki ludzi. Yumichika przeglądał się w lusterku, Kira pilnował ekwipunku, a Matsumoto wyglądała jakby chciała podejść do Kiremono, opartej wygodnie o brzuch Hisagiego.
Gdy tylko Rangiku go zobaczyła, powiedziała z radością w głosie:
- No to jak wszyscy w komplecie, to idziemy.
- Wy możecie iść od razu walczyć, ja idę do Urahary – mruknęła Kiremono. Czuła się wyjątkowo źle. Niewyspana i wciąż lekko zawiana. Na dodatek, zaczynała ja boleć głowa. Była wyjątkowo zadowolona, mogąc przespać się przed przejściem, ale nie zdążyła się nawet porządnie zdrzemnąć. Dopiero gdy Hisagi przywrócił ją do pozycji pionowej, stwierdziła, że chyba naprawdę czas iść. Ale nie była z tego powodu ucieszona. Gdyby przyszedł kilka minut później… Bo przecież warto było wstać, by powalczyć z Byakuyą!
- Przekażę mu informacje i wydobędę coś od niego, jakby coś, to wyślę wam Piekielnego Motyla.
Zerknęła do tyłu na Bushou. Stał na szary końcu. Oczekiwał na przybycie Piekielnych Motyli, by wreszcie mogli wkroczyć do Świata Przejścia. Mayuri jednak miał to do siebie, ze o niczym nie zapominał. Brama otworzyła się w tym samym momencie, w którym przybyły motyle. Przekroczyli prób Senkaimon, wchodząc do tego ponurego, ciemnego przejścia, jakim był ten Świat.
Biegnąc z przodu, Kiremono pomyślała, że jeden błąd Mayuriego lub jego ludzi, a zginą, natknąwszy się na Koutotsu. Ale ten dziwak nigdy się nie myli. Lub rzadko. Bardzo rzadko. I nie w takich sprawach.
KONIEC FRAGMENTU PIERWSZEGO.
