proszę nie traktować tego dosłownie... ani poważnie... post war!
Severus jak co dzień wstał i ubrał się, by w chwilę potem męczyć się z dzieciarnią na zajęciach, które tylko niepotrzebnie zajmowały mu czas, a uczniów nudziły. Piąty rok łączonych Ślizgonów i Gryfonów obfitował dodatkowo w wyjątkowo wytrwałą bandę idiotów, którzy za punkt honoru postawili sobie kultywować między domową wojnę. Wcale nie wzięli sobie do serca faktu, że ich opiekunowie od pewnego czasu są w całkiem zgodnym związku.
Gdyby ktoś zapytał Severusa – ten nie potrafiłby powiedzieć jak właściwie ze skrajnej nienawiści przeszli z Potterem najpierw na ty, by pewnego dnia po prostu pocałować się namiętnie i tak zawisnąć. Gdzieś pomiędzy jesteś najważniejszy, gdy odbywali swoje sławetne dyskusje, a tęsknię, kiedy nie mieli czasu na spotkanie.
Niemal od razu też wypłynęły różnice ich charakterów. Potter kochał tak, jak się kłócił. Całym sercem, całym sobą. Każdą cząstką swojego gryfońskiego jestestwa. Robiąc tak wiele hałasu, że Severus poniekąd czuł się chwilami zagłuszony, osaczony, doprowadzony do ostateczności. Jakimś jednak cudem nigdy do ostatecznej ostateczności nie dochodziło, a całkiem aspołeczna jednostka – za jaką uważał się Mistrz Eliksirów, chłonęła ciepło i towarzyskość tej drugiej. Tej właśnie, która rozświetlała, rozgrzewała chłód lochów.
- Panie Greatown – warknął, pouczając już samym tylko tonem Ślizgona, który za wszelką cenę próbował sabotować kociołek kolegi.
W zasadzie nic się nie zmieniło. Wojna trwała. Slytherin kontra Gryffindor. Jednak Severus już odkrył jak dobrze czerwień lwów pasuje do zieleni węży. To było wręcz przezabawne, że ślizgońskie kolory tak dobrze pasują Harry'emu, natomiast wszelkie burgundy potrafiły czynić cuda z Mistrzem Eliksirów.
Przezabawne były też wyskoki Złotego Chłopca, który nawet w wieku poważnych lat trzydziestu wciąż zaskakiwał i nie potrafił usiedzieć na miejscu. Co prawda teraz jako nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią zmuszony był dawać przykład uczniom, jednak nie powstrzymywało go to przed szokowaniem Severusa. Właściwie Potter był jedynym barwnym elementem jego życia. Ustabilizowanego, spokojnego, szarego.
Po wojnie wiele się zmieniło. Życie Severusa zwolniło, przestało być pełne niebezpieczeństw, ale on bynajmniej nie narzekał. Nigdy nie szukał wrażeń, więc podejście Harry'ego do codzienności było całkiem miłą odskocznią. Ostatnie nocne loty nad boiskiem do quidditcha skończyły się po prawdzie u Poppy, ale przynajmniej Gryfon nie mógł opuszczać łóżka przez kilka dni, co zostało odpowiednio wykorzystane.
Severus nigdy nie wiedział, co siedzi w tej rozczochranej głowie. Sam nie potrafił tak po prostu wpaść od jego komnat i wyrwać go na niespodziewany wypad. Czy popatrzeć mu głęboko w oczy i wyszeptać, że jest całym światem. Takie słowa nigdy nie przeszłyby mu przez gardło, ściśnięte teraz właśnie, gdy wyjmował skrawek pergaminu, zapisany nierównym pismem Pottera.
nasze szczoteczki pasują do siebie
czerwień i róż w niebieskim kubku
patrzą na siebie białym grzebieniem
trącają rączką, figlują -
gdy znów próbujesz przestawić kubek -
...z lewej na prawą
tęsknią wirując w ustach pełnych piany
nasze szczoteczki pasują do siebie
czerwień i róż w nowym kubku
bo znów zbiłeś stary
tłumacząc - że jesteś leworęczny*
Zamieszkasz ze mną?
H.P.
Kartka upadła na biurko, a szum w klasie przycichł. Severus nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że jego usta drgnęły w delikatnym uśmiechu. Na szczęście zdławił go w ostatnim momencie i ponownie przeczytał notkę. Zmarszczył brwi, omiatając groźnym wzrokiem uczniów, którzy zastygli w bezruchu.
- Każdy, kto transmutuje swoje pióro w różową szczoteczkę do zębów, zdobędzie dla swojego Domu dwadzieścia punktów – oznajmił opanowanym głosem.
Dokładnie piętnaście minut później miał ich cztery. Jeszcze nie wiedział jak wymieni czerwoną szczoteczkę Harry'ego na różową i podłoży swoją – zieloną, ale był pewien, że to wystarczy za każde wyznanie miłości, którego nigdy nie wypowie.
