Witam wszystkich! Jak widzicie, postanowiłem napisać kolejne opowiadanie z Overwatch :) Jest ono kontynuacją "Po Reaktywacji", dziejącą się kilka miesięcy po ostatnich wydarzeniach. Uprzedzam, że raczej nie jest to opowiadanie, które można czytać bez znajomości pierwszej części... ale nikogo nie powstrzymam ;) O czym będzie kontynuacja? Planuję, by była bardziej wielowątkowa od poprzedniego opowiadania. Nie wiem jak wy, ale ja uświadamiając sobie niektóre fakty z uniwersum OW zdałem sobie sprawę, jak bardzo chciałbym zobaczyć pewne wydarzenia. Większość wątków w tym opowiadaniu będzie się właśnie na tym opierać, chciałbym podzielić się z wami swoją wizją niektórych zjawisk w tym uniwersum :)
Zanim zaczniemy - część z was pewnie pamięta, że rozdziały poprzedniego opowiadania były publikowane co 3 dni. Czasami był między nimi większy odstęp... no ale cóż, pamięć nie jest moją mocną stroną ;p Uprzedzam, że tutaj sytuacja będzie wyglądała inaczej. Całe opowiadanie raczej wyjdzie krótsze od poprzedniego, a rozdziałów nie planuję wypuszczać regularnie. Spodziewajcie się publikacji co 2, 3, może 4 tygodnie.
Miłego czytania!
Coś ją obudziło. Nie do końca wiedziała co, ale chwilę później kompletnie zapomniała, by to sprawdzić. Poczuła znajome ciepło na swojej twarzy. Jej usta same ułożyły się w delikatny uśmiech. Otworzyła prawe oko i spojrzała się w stronę źródła światła. Dopiero wschód. Ku jej zdziwieniu promienie słoneczne nie raziły jej w takim stopniu, jak się tego spodziewała. Być może dlatego, że był to ranek? Albo dlatego, że tak kochała ten widok? Odkąd tylko wprowadziła się do tego miejsca od razu pokochała swój nowy pokój. Sam fakt, że codziennie budziło ją słońce w tak przyjemny sposób sprawiał, że to miejsce stanowiło poważną konkurencję dla jej starych czterech ścian na Gibraltarze, które głównie mogły się pochwalić wspaniałymi wspomnieniami. Ale była pewna, że to się zmieni. Że stąd też zabierze ze sobą masę cennych chwil.
- Lena! - nagle wystrzeliła na pozycję siedzącą. Z szeroko otwartymi oczami spojrzała się w stronę źródła dźwięku. W drzwiach prowadzących do małej łazienki stała niebieska postać, poprawiająca właśnie założony strój. Jej twarz wyglądała, jakby zobaczyła najgorszego wroga - Chérie… który to już raz? Śpisz jak głaz - ostatnie słowa wypowiedziała ostro, choć coś w jej głosie ją uspokajało. A może po prostu cały czas była śpiąca? Lena westchnęła. Leniwie podniosła się z łóżka i ruszyła w stronę łazienki. Gdy minęła współlokatorkę, ta nawet nie drgnęła. Cały czas wpatrywała się w miejsce, gdzie brunetka przed chwilą leżała - Nie myśl, że będę na Ciebie czekała - Lena zaśmiała się.
- Ciebie naprawdę to tak irytuje, czy udajesz? Wiesz, potrzebuję trochę więcej snu niż ty - Zamknęła za sobą drzwi.
- Jack znowu będzie narzekał, że czekają tylko na siebie.
- Powiedz mu, że będę za kilkanaście minut! - krzyknęła, mimo że zmysły Wdowy doskonale mogłyby wyłapać normalny ton głosu, nawet przez zamknięte drzwi - A… i dzięki, że się o mnie martwisz! - tym razem nie usłyszała żadnego śmiechu… ale nie był on potrzebny. Sposób, w jaki Lena wypowiedziała te słowa był wystarczający. Bez dalszego słowa Wdowa wyszła z kwatery, upewniając się, że zamknęła drzwi na tyle głośno, by brunetka to usłyszała.
Jadalnia w porach porannych była chyba najbardziej ożywionym miejscem w całym ośrodku. Rano praktycznie każdy przychodził tu coś przekąsić. Była to pora towarzyskich rozmów. Kiedy Wdowa weszła do środka, prawie nikt nie zwrócił na nią uwagi, każdy był zajęty, każdy o czymś z kimś innym dyskutował.
- Czołem, smerfetko - usłyszała znajomy głos z prawej, wypowiedziany nadzwyczaj cicho jak na gwar, który panował w pomieszczeniu.
- Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał - uśmiechnęła się lekko, nie spoglądając na kowboja. Jesse doskonale wiedział, jak czułe są zmysły Wdowy, wiedział, że łatwo wyłapią jego głos. Natomiast nie przewidział, że złotooka odpowie mu tym samym tonem. Nie mógł tego usłyszeć, stał oparty o ścianę w rogu jadalni, był zbyt daleko. Zaśmiał się.
- Dobra… tym razem mnie masz - schował Rozjemcę, którym bawił się przez dłuższy czas. Kobieta ciągle się na niego nie spojrzała. Nie chciała dać mu tej satysfakcji. Zamiast tego usiadła przy stole i uznała chaotyczne śmiechy Reinhardta i Torbjörn
rna za niezwykle interesujące. Zapomniała nawet o jedzeniu. Po kilku minutach usłyszała zbliżające się kroki. Ktoś usiadł obok niej. Był to Jesse - Jak tam się mieszka? - zapytał jakby od niechcenia, biorąc kęs swojego burrito. Wdowa wzruszyła ramionami.
- Nie najgorzej. Ale nie zgadzamy się w wielu sprawach… mam nadzieję, że odbudowa ośrodka nie potrwa drugie tyle, ile już trwa. Mam dość współlokatorów.
- Serio? To nie twój pierwszy?
- I mam nadzieję, że ostatni - Kowboj przytaknął, mimo, że Wdowa tego nie widziała.
- Zapewne strasznie się nudzisz, gdy ona śpi.
- Ja się nie nudzę - odparła wypowiadając każde słowo tak wyraźnie, jakby to była oczywistość.
- Akurat mnie będzie Ci ciężko o tym przekonać - Wdowa powoli odwróciła się w jego stronę, a na jej twarzy ukazał się posępny wyraz.
- Chyba mi nie powiesz, że mogłabyś stać bezczynnie przez kilka dni i nie odczuwać ani kapki znużenia - Wdowa przez chwilę pozostawiła go w niecierpliwości.
- Czasami się zastanawiam, czy tylko moje słowa bierzesz tak dosłownie - wstała i ruszyła do kuchni. McCree ułożył usta w dzióbek.
- Ciężko z nią gadać, co? - spojrzał się w stronę drzwi, skąd dobiegł go głos Leny.
- Fakt, nie jest zbyt rozmowna. Choć drażnienie się z nią to niezła zabawa - odpowiedział z nutką żartu w głosie.
- Jest już lepiej - stwierdziła podchodząc do niego - Zanim się obejrzysz, sama będzie zaczynała rozmowy. Zobaczysz.
- No nie wiem… ciężko mi w to uwierzyć. Wydaje mi się, że mimo wszystko pozostanie sobą. Zresztą… wkrótce z powrotem będzie miała własny pokój. A bez twojego wpływu będzie to postępowało znacznie wolniej… albo w ogóle.
- Ale z Ciebie pesymista… nie psuj mi dobrego humoru z rana.
- A przepraszam - uśmiechnął się lekko poprawiając kapelusz - Tak w ogóle… spoglądałaś dzisiaj w lustro? - Lena aż chciała dokonać lekkiego rękoczynu, ale darowała sobie. Zamiast tego skrzyżowała ręce i nie mogąc powstrzymać figlarnego uśmiechu spytała się najpoważniej jak potrafiła.
- A co to miało znaczyć? - niestety kowboj zdążył opuścić głowę. Nie mogła zobaczyć jego wyrazu twarzy.
- Nic… poza tym, że wyglądasz, jakbyś spędziła w łazience dwa razy mniej czasu niż powinnaś.
- Bo tak jest. Nie chcę się znowu spóźnić… ogarnę się później.
- Na twoim miejscu bym się pospieszyła - usłyszeli głos Angeli. Oboje spojrzeli się w jej stronę. Jasnowłosa kobieta podeszła do dwójki trzymając talerz z plackiem jabłkowym - W teorii zebranie za pięć minut… a ty jeszcze nie zaczęłaś jeść.
- Ojej, co to, wojsko? C'mon, nikt się nie obrazi za drobne opóźnienie - Łaska uśmiechnęła się lekko.
- Nawet Jack? - spytała unosząc lewą brew - Wiesz dobrze, jak czasami przereagowuje. Ciągle ma coś z Żołnierza-76…
- No to go tego oduczymy - Angela westchnęła przymykając oczy, ale na jej twarzy ciągle promieniował uśmiech. Uniosła jedną dłoń w geście wręczenia przyjaciółce placka jabłkowego, który okazał się nie być dla blondynki.
- Masz szczęście. Zebranie odwołane - Lena uśmiechnęła się szeroko
- Angie, co ja bym bez ciebie zrobiła - brunetka delikatnie ją przytuliła. Sądząc po twarzy Łaski, nie spodziewała się tego. Po chwili Smuga odebrała posiłek - Dzięki tobie nie będę musiała robić tych przeklętych kanapek - w jednej chwili straciła zainteresowanie wszystkim innym, usiadła przy stole i zaczęła, zapominając o Bożym Świecie, jeść jeden ze swoich ulubionych przysmaków.
- Z jakiego powodu? - usłyszeli głos Wdowy, która właśnie wyszła z kuchni trzymając rogalika. Angela wzruszyła ramionami.
- Niestety nie mam pojęcia. Jack wydawał się bardzo… tajemniczy.
- Jak to on - skomentowała Lena z pełnymi ustami.
- Tak… mam nadzieję, że nic się nie stało. W każdym razie znając go mamy kilka godzin wolnego… rzadko nadarza się nam coś takiego. Może dla odmiany porobimy coś… przyjemnego?
- No nie… znowu oglądanie filmów? - wtrącił Jesse.
- Miałam na myśli coś bardziej tradycyjnego.
- Coś konkretnego? - Angela pokręciła głową.
- Wiem! - krzyknęła Lena - Może wykorzystamy ten sektor, w którym testuje się urządzenia w wodzie jako basen? - Łaska skrzywiła usta.
- Nie… za dużo tam tego całego sprzętu. Wątpię, byśmy dali radę się tam zrelaksować.
- Może każdy się zajmie swoimi sprawami? - spytała Wdowa
- O nie nie, nie wywiniesz się tym razem - na twarzy Leny pojawił się figlarny uśmiech.
- Ale coś w tym jest. Od razu założyłaś, że będziemy razem spędzać czas. Nie, żebym miał coś przeciwko… ale wiesz…
- Może historie? - cała czwórka obróciła się w stronę źródła dźwięku. Podeszła do nich Ana - Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać o tym co było, gdy zniknęłam. Jestem pewna, że macie sporo do opowiedzenia… tak samo, jak ja.
- Tak… może w końcu wyjaśniłaby się ta sprawa z Jackiem - dodał jakby od niechcenia McCree. Ana wzruszyła ramionami.
- Ciężko będzie wam o tym opowiadać… ale sądzę, że się wam zależy. A druga okazja prędko się nie nadarzy.
- Pomysł jest świetny - podsumowała Lena oblizując się ze smakiem - Spotkamy się w moim pokoju?
- Chérie… - wtrąciła Wdowa - nie możecie tego załatwić gdzie indziej? Tym sposobem odbieracie mi prywatność. Tak czy siak nie będę w waszej rozmowie uczestniczyć… nie mam co do opowiadania.
- Czyżby? A ta akcja przed tygodnia w górach? - odwróciła się w kierunku Any - Mówię Ci, totalnie się przeraziła… myślała, że spadłam! - Jesse zaśmiał się.
- Chętnie to usłyszę. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić jej wyrazu twarzy w takim momencie - Wtedy Smuga poczuła na sobie wzrok Wdowy. Jeśli spojrzenie mogło zabić, brunetka właśnie straciłaby życie.
- Nie przesadzasz aby trochę? - z transu wyrwał go głos Winstona - siedzisz tu prawie całą noc… i zapowiada się, że przesiedzisz cały dzień - Jack spojrzał się na niego. Z jego twarzy wyczytał, że powodem dla którego mu to mówił nie była w nawet najmniejszym procencie irytacja, a troska. Żołnierz westchnął.
- Jestem już blisko. Muszę to wszystko poskładać do kupy… potem skończę.
- Jasne… tak samo mówiłeś kilka godzin temu. A nawet nie powiedziałeś, co Cię tak nagle zmartwiło. Może byłbym w stanie pomóc?
- Pytałeś się już o to. Doceniam propozycję, ale nie cierpię dzielić się z innymi wyszukiwaniem informacji, już Ci to mówiłem. Muszę wszystko wiedzieć - Winston już miał mu odpowiedzieć… ale zorientował się, że nie miał jak. Prawda jest taka, że nie mógł się równać z Jackiem w szukaniu potrzebnych informacji i odróżniania ich od tych bezużytecznych. Żołnierz przyzwyczaił się do pracy w samotności i z pewnością w pojedynkę idzie mu to sprawniej niż poszłoby im we dwójkę. Winston doskonale o tym wiedział. Tylko że… nie chciał tego zaakceptować. Nie chciał zaakceptować myśli, że nie potrafi pomóc w taki sposób, jakby sobie tego życzył. Nie mógł bezczynnie patrzeć, jak Jack wykonuje całą robotę, podczas gdy on cały czas siedział w centrum dowodzenia obok niego i nic nie robił.
- Winstonie, wykrywam ruch w pobliżu bazy - usłyszał głos Ateny. Od razu spojrzał się na mapę. Zaznaczony był na niej mały, zbliżający się punkcik.
- Oho… czyżby inspekcja? - wtrącił Jack nie odrywając wzroku od holoekranu.
- Ateno, pokaż mi to - na ekranie pojawił się lekko spikselowany obraz z kamery, jednak od razu było widać, co się na nim znajduje - Tak… to .
- Nie mam czasu się teraz nią zająć. Zajmij ją tym razem - Winston westchnął głęboko, ale ruszył w stronę wejścia.
- Skoro tak mówisz...
Masywne drzwi powoli zaczęły się otwierać. Okazało się, że dla Koreanki zbyt wolno. Kiedy uniosły się z metr, zwinnie pod nimi przeszła stając jak wryta tuż przed Winstonem. Spodziewała się Jacka, więc obecność takiego wielkoluda nieco ją zdziwiła… szczególnie, że nigdy nie miała okazji zobaczyć jego z tak bliskiej odległości, w dodatku bez mecha. Ciągle się go bała. Zresztą… kto normalny by się w tej sytuacji nie przestraszył.
- Aż tak się spieszymy? - przerwał niezręczny moment. W tym momencie Hana odskoczyła lekko w bok i przez chwilę nie odrywała od niego wzroku.
- Tak… nawet bardzo. Jeśli będę tu za długo, zaczną coś podejrzewać - Winston ułożył usta w dzióbek. Obserwował, jak koreanka szybkim krokiem ruszyła w głąb bazy. Poszedł za nią.
- Tak więc… co nowego? - Hana wzruszyła ramionami.
- Nic ciekawego. To samo, co zwykle. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
- Poważnie? Myślałem, że nasze ostatnie działania wywołały niemałą burzę.
- Wywołały… ale mnie to jakoś specjalnie nie dotyczy, nie odczuwam jakichś zmian… irytują mnie tylko Ci wszyscy, którzy latają dookoła i jedyne co robią, to rozsiewają zamieszanie - westchnęła - Oprócz tego coraz mniej osób rozmawia ze mną w ośrodku, coraz mniej nawet ze mną gra… bo oficjalnie ogłosiłam, że was nie potępiam. Boję się co by było, gdybym na portalach napisała, że popieram… prócz tego nad Koreą wisi kolejna wojna… lepiej być nie może - pokiwała głową.
- A ja się dziwię, czemu jeszcze do nas nie dołączyłaś - zaśmiał się.
- Nie mogę… jeszcze nie.
- To samo mówiłaś kilka miesięcy temu.
- Tak, i akurat wtedy nasi sąsiedzi postanowili, że znów zechcą rozpętać wojnę.
- Hana… nie zrobili tego wtedy, nie zrobią i teraz.
- Nie byłabym tego taka pewna. Zostaję na wszelki wypadek.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli do wojny dojdzie to Overwatch was wesprze - Koreanka odwróciła się na chwilę - Czyżby? Nie ufam Jackowi. Jeszcze by ktoś inny wykorzystał sytuację, napadł na kolejne państwo i żołnierzyk wykalkulowałby, że obrona tego drugiego jest ważniejsza. Poza tym nie oszukujmy się… to sytuacja zdecydowanie inna niż obrona tego zamku omników. Nie mielibyście tam takiego wpływu, jak ja ze swoją drużyną.
- Oho… powiało skromnością - zaśmiał się Winston. Co go zdziwiło, zaraz po tym koreanka odwróciła się i puściła mu oczko.
- No… z tego co widzę zadomowiliście się już. To miejsce wygląda teraz o wiele mniej… bezpłciowo - Powiedziała wskazując na cały pokój, wypełniony porozwieszanymi plakatami, poprzestawianymi urządzeniami, ozdobami… razem z drobnym przemalowaniem.
- Tak… to w końcu nasz nowy dom. Pozmienialiśmy to i tamto. Teraz to miejsce jest… przyjemniejsze.
- Mhm... a czy nie przyjemniejsze byłoby w końcu naprawienie tego całego ośrodka?
- Jesteśmy coraz bliżej. Za kilka tygodni całość będzie normalnie funkcjonować. Słowo naukowca - uśmiechnął się ciepło, mimo że Hana nie mogła tego zauważyć.
- Mam nadzieję… bo z tego co widzę macie ważniejsze sprawy na głowie… właśnie, co porabia Jack? Nie Ciebie się spodziewałam w wejściu - Winston westchnął.
- Żebym ja to wiedział...
- Tak po prostu… zostawił? - spytała się Lena nie dowierzając w to, co słyszy.
- Tak. Minęło sporo czasu, zanim mu to wybaczyłam… nawet teraz nie jestem pewna, czy to zrobiłam.
- Ale... przecież… - brunetka pokiwała głową - Niemożliwe! Nie uwierzę, że akurat w tym aspekcie się zmienił! - W tym momencie Wdowa, która przez dłuższy czas siedziała z boku sprawiając wrażenie jakoby nie słuchała, zaśmiała się.
- Tyle czasu minęło… a ty ciągle naiwna.
- Nie mylisz się - odpowiedziała Lenie Ana. Chwilowa pauza. Siwowłosa westchnęła - Oczywiście zakładając, że mówi prawdę… ale o kłamstwo bym go nie osądzała. Zostawił mnie, bo myślał, że naprawdę nie żyję. Dopiero potem odkrył, że jest inaczej. Ale od tamtego czasu oboje trzymaliśmy się od siebie z daleka. Muszę podziękować Winstonowi za tą reaktywację… kto wie, co byłoby dzisiaj, gdyby nie ona.
- Jack też wiele mu zawdzięcza - powiedziała Angela - W końcu tylko przez to jest bardziej… sobą.
- Mówicie, jakby jego druga strona miała same wady.
- Czy aby w porównaniu do tej pierwszej to nietrafne określenie? - Ana wzruszyła ramionami.
- Mimo wszystko pracowałam z nim przez dłuższy czas… chyba mogę powiedzieć, że się na nim poznałam. Uwierzcie mi, miał sensowny system wartości. Tylko… działał bardziej radykalnie - nastała chwilowa cisza - Ale macie rację. Też wolę dzisiejszego Jacka. I dzisiejszą Anę - zanim zdążył się jej ktokolwiek o coś spytać, szybko ucięła - Koniec historii.
Nagle, ku zdziwieniu wszystkich drzwi do pokoju otworzyły się i wychylił przez nie Jack.
- Zebranie! - zamknął je.
- Halo… tak bez pukania? - spytała z nutą sarkazmu Ana, mimo, że żołnierza już tam nie było.
- W końcu… już się bałem, że to ja będę musiał opowiadać - wtrącił McCree.
