*autor Ksaia [ja - nick z innych forów], pomoc przy fabule 19kisielek95
*beta: część pierwszych rozdziałów Iglak17, Ilianka - kilka końcowych, reszta będzie sagalilith. :*
*paring HP/DM i wiele innych - nietypowych.
*długość: 28 rozdziałów +Epilog
*rating M+
*ostrzeżenia - paringi które mogą nie przypaść do gustu, brak kanoniczności, zmiana poglądów bohaterów - zły Dumbledore i "dobry" Voldemort. Dawka humoru, szczególnie w dalszej części opowiadania.

Jest to mój debiut pisarski, więc mam nadzieję, że zostanę potraktowana ulgowo. Ostrzeżenia są.

Opowiadanie jest skończone, ale chcę wstawiać tutaj poprawiony przez siebie tekst. Głównie chodzi o niedopatrzenia w fabule niż błędy, które na pewno się pojawią, po mimo moich usilnych starań. Jakaś część tekstu - niewielka - była sprawdzana przez bety, ale zdecydowanie wymagałoby tego całe opowiadanie. Jakby komuś się spodobało i chciałby się tego podjąć to będę bardzo wdzięczna.
Następne rozdziały będą wstawiane dość szybko, ponieważ muszę je jedynie sama przeczytać i wyłapać błędy. Całość została napisana w czasie trzech miesięcy - w wordzie ma 413 stron.

Rozdział 1

Harry Potter, złote dziecko Gryffindoru, chłopiec, który przeżył, czy jak go tam jeszcze nazywali, był wściekły. Miał już dość całego swojego życia. A powodów miał niemało. Po pierwsze, stracił ojca chrzestnego, jedyną kochającą go rodzinę. Dodatkowo dowiedział się, że przez całe swoje dotychczasowe życie był okłamywany. Na początku przez wujostwo, które traktowało go jak ostatnie popychadło i ukrywało przed nim magiczny świat, a potem przez dyrektora szkoły Albusa Dumbledora, którego do tej pory uważał za swojego mentora.
Początek wakacji u Dursleyów okazał się najgorszym miesiącem jago życia. Nawet w mugolskiej telewizji podali informację, że Syriusz Black nie żyje - w końcu był poszukiwanym przestępcą, również przez policję. Gdy tylko na samym początku lata Dursleyowie się o tym dowiedzieli, postanowili się na nim jeszcze bardziej wyżywać. W końcu całe ubiegłe wakacje byli pozbawieni tego przywileju przez groźbę szaleńczego ojca chrzestnego chłopca, który w każdej chwili mógł wtargnąć do ich domu. Tego lata nie musieli się już o to martwić, więc Harry dostawał gorsze zadania niż zwykle, był jeszcze częściej głodzony, a dodatkowo nieraz dostał porządne lanie od wuja, bez wyraźnego powodu. Firma Vernona przechodziła ogromny kryzys, dlatego mężczyzna był bardzo znerwicowany i nieraz wracał do domu pijany, a swój stres wyładowywał na siostrzeńcu żony. Właśnie dlatego Potter chodził przez całe lato w jeszcze bardziej workowatych ciuchach Dudleya oraz z kapturem na głowie, chroniącym jego posiniaczoną twarz przed wzrokiem obcych ludzi. Przez liczne głodówki schudł niemiłosiernie, a nie chciał, żeby sąsiedzi zorientowali się w jak bardzo jest złym stanie. Całe te działanie nie przynosiło zbyt dużego efektu, ale pozwalało Harry'emu czuć się trochę lepiej. Często spotykał w sklepie panią Figg, która widziała, co się z nim dzieje, a te informacje przez nią przesyłane, na pewno trafiały do dyrektora. On jednak najwyraźniej nic sobie nie robił ze stanu w jakim obecnie znajduje się Złoty Chłopiec, uwielbiany przez cały magiczny świat. Robiło mu się niedobrze na myśl o całym tym absurdzie. Jak można być jednocześnie nikim w jednym świecie i sławą w drugim?

OOO

O północy, w dniu urodzin Harry'ego, do okna jego sypialni podleciało pięć sów i orzeł. Widok ostatniego posłańca bardzo zdziwił solenizanta. Nikt ze znanych mu osób nie miał takiego ptaka. Do jego nogi była przyczepiona czarna koperta, a gdy tylko chłopak ją odwiązał, ptak podfrunął do klatki Hedwigi, gdzie napił się wody i usiadł na żerdzi, jakby chciał powiedzieć, że nie ruszy się bez odpowiedzi.
Harry westchnął i zabrał się za odwiązywanie reszty paczek. Tajemniczy list zachował sobie na koniec. Paczki zawierały oczywiście prezenty. Od Rona dostał książkę o quidditchu, od Hermiony encyklopedię zaklęć obronnych, od państwa Weasley jak zwykle sweter i mini tort urodzinowy, od Hagrida porcję domowych wypieków, a od bliźniaków paczkę pełną nowości z ich sklepu. Kolejny prezent był niepodpisany. Rozpakował go ostrożnie. Wewnątrz znajdował się srebrny łańcuszek z wisiorkiem — lilią oraz stary zeszyt. Gdy się mu bliżej przyjrzał, zauważył, że w rogu wypisane są drobnym drukiem tylko dwie litery L.E. Otworzył książeczkę. Okazało się, że stronice są już lekko pożółkłe, ale puste. Jedyne, co przychodziło Harry'emu do głowy to to, że może mieć to związek z jego matką. Lecz nie miał zbyt dużo czasu na rozmyślanie, bo ostatnia sowa lekko dziobnęła go w palec. Odebrał od niej dwa oficjalnie wyglądające listy. Pierwszy okazał się wynikami SUM—ów, a drugi standardową listą podręczników.

Szanowny Panie Potter,
Komisja Egzaminacyjna ma zaszczyt poinformować Pana o wynikach egzaminacyjnych ze Standardowych Umiejętności Magicznych.
Wyniki Sumów przedstawiają się w następujący sposób:
Astronomia — Z
Eliksiry — pisemny — P
Eliksiry — praktyka — W
Historia Magii — N
Obrona Przed Czarną Magią — pisemny — W
Obrona Przed Czarną Magią — praktyka – W+
Opieka Nad Magicznymi stworzeniami — P
Transmutacja — pisemny — P
Transmutacja — praktyka — P
Wróżbiarstwo — O
Zaklęcia — pisemny — P
Zaklęcia — praktyka — W
Zielarstwo — P
Chcemy pogratulować Panu pomyślnego zdania Egzaminów i życzyć powodzenia w dalszej edukacji.
Z wyrazami szacunku,
prof. Tofty
Przewodniczący Komisji Egzaminacyjnej

Harry nie mógł uwierzyć w to, co widzi. W? Z eliksirów? To był dla niego szok. Uśmiechnął się bardzo zadowolony i otworzył ostatnią kopertę.

Harry Potterze,
Wiem, że list ode mnie będzie dla Ciebie sporym zaskoczeniem. Jest jednak kilka rzeczy, które musimy sobie wyjaśnić. Chciałbym więc zaproponować Ci magiczny kontrakt – polega on na tym, że osoby nim związane są zmuszone do jego przestrzegania, gdyby jednak próbowały go zerwać, zostałyby pozbawione życia. Moja propozycja jest taka: odpowiem na wszystkie Twoje pytania i rozwieję wątpliwości. Poza tym zapewnię Tobie, Twoim przyjaciołom i rodzinie ochronę. Nikt z moich sług nie będzie mógł was ruszyć. Jedyne, czego oczekuję w zamian, to że spędzisz w jednej z moich kryjówek ostatni miesiąc wakacji, tak, byśmy mogli swobodnie rozmawiać. Wiem o Tobie więcej, niż byś mógł przypuszczać, a dodatkowo znam, choć Ty również, osobę, która ma Ci wiele do wyjaśnienia i chciałaby to zrobić w ciągu czasu, który u mnie spędzisz. Pierwszego września pojedziesz normalnie do szkoły i zapewniam, że nie chcę, abyś stał się Śmierciożercą.
Mam nadzieję, że wygra w Tobie gryfońska ciekawość. Torment – orzeł, który Ci dostarczył list, czeka na odpowiedź. Jest bardzo szybki, dlatego dotrze do mnie w pół godziny. Na medalion przysłany przez sowę jest nałożone zaklęcie Świstoklika, które uaktywni się o drugiej w nocy dzisiejszego dnia, o ile tylko zgodzisz się na moją propozycję. Jeśli go w tym czasie nie dotkniesz, po prostu się nie aktywuje.

Tom Riddle

PS Łańcuszek, który dostałeś oraz pamiętnik należały do Twojej matki. Był do tej pory w posiadaniu osoby, o której wspominałem wyżej. Rozbudziłem Twoją ciekawość?

Popatrzył na zegarek, było czterdzieści minut po północy. Czuł się całkowicie oszołomiony treścią listu, jaki otrzymał. Ron wspominał mu kiedyś o magicznych kontraktach i Harry wiedział, że ich zasady muszę być przestrzegane. Co więcej, orientował się również, że list, który otrzymał był formą kontraktu, jeśli odpisze potwierdzająco, zostanie między nimi zapisany nierozerwalny pakt. Abstrakcyjne wydawało się to, że ktoś taki jak Voldemort, mógł napisać do niego list. Jednak pismo jakie znajdowało się na papierze, co dziwniejsze, stanowiącym zwykłą, mugolską, białą kartkę, niezaprzeczalnie należało do Riddla. Doskonale pamiętał je z pamiętnika Toma i napisu, jaki pokazał mu w Komnacie Tajemnic. Lekko pochyłe, doskonale wyraźne i czytelne. Miał przed sobą dwie perspektywy i nie wiedział skąd wzięła się w nim myśl, by w ogóle rozważyć tą niedorzeczną propozycję. Voldemort przecież zabił jego rodziców.

A dzięki manipulacją Dumbledore'a zginął Syriusz i Cedrik – pomyślał - Co z tego, że ten stary pryk nie podniósł różdżki, skoro był winny sytuacjom, w których to się stało? Nie powinien mnie okłamywać i zwodzić. Był dyrektorem i nie musiał dopuścić mnie do udziału w turnieju trójmagicznym, a wtedy puchar nie zostałby podmieniony na Świstoklik. To on zatrudniał kolejnych nauczycieli, którzy chcieli go zabić. Najpierw Quirrel z Voldemortem z tyłu głowy, potem Lockhart, chcący pozbawić go pamięci, Śmierciożerca, a na końcu świrnięta urzędniczka Ministerstwa Magii, która kazała mu pisać własną krwią. Nie zrobił nic, by zatrzymać Lupina.

Jeszcze raz zastanowił się nad tym, co miał zrobić. Wizja tego, że nie będzie musiał martwić się o los najbliższych oraz cholerna ciekawość wzięły górę. Może naprawdę w końcu dowie się czegoś o swoich rodzicach i o sobie. Miał dość kłamstw Dumbledore'a! Już nawet miesiąc w towarzystwie Voldemorta wydawał się lepszy, niż wieczne oszukiwanie przez dyrektora i bycie popychadłem oraz workiem treningowym w domu wujostwa. Riddle nie mógłby go tknąć, a nie był pewien czy przetrwa jeszcze miesiąc w tym domu. Vernon mógł w końcu skutecznie wymierzyć któryś ze swoich ciosów i pozbawić go życia. Śmierć z głodu nadal może była czymś abstrakcyjnym, ale ciągłe niedożywienie na pewno będzie miało wpływ na jego zdrowie. Jego przyjaciele mieli być bezpieczni, a ostatnio wątpił nawet w to, że Dumbledore będzie się trudził ich ochroną. Jeśli nie zapewniał żadnej Harry'emu, to czemu miałby to robić w stosunku do Weasleyów albo Grangerów. Miesiąc czasu był wart życia jego przyjaciół, niezależnie jak miałby być okropny i ciężki. Był bardzo zdeterminowany w tym, aby zapewnić bezpieczeństwo przyjaciołom – dosyć już przez niego wycierpieli! Fizycznego bólu nie musiał się bać, a z psychicznym jakoś sobie poradzi. Dostał dobrą szkołę przetrwania w domu wujostwa. Może pomógłby mu to w rozgryzieniu Voldemorta i ułatwiło Wybrańcowi wypełnienie przepowiedni ? Miał przed sobą krótką przyszłość, która wymagała od niego by stał się mordercą. Skoro tak miało się właśnie stać, to dlaczego nie miałby skupić się na tym, by wykonać to zadanie jak najlepiej.
Nie miał pojęcia czy te argumenty są wystarczające, ale napisał w końcu odpowiedź, którą podał orłowi. Ptak od razu wyleciał przez otwarte okno, znikając w mroku nocy. W głowie Harry'ego wciąż rozbrzmiewało echo napisanych na odwrocie listu dwóch słów.

Zgadzam się.

Wziął do ręki pamiętnik, przynajmniej tak wynikało z listu i jeszcze raz uważnie mu się przyjrzał. Przypomniał mu się ten, którym stary Malfoy obdarował Ginny w drugiej klasie. Szybko wyciągnął pióro i kałamarz ze schowka pod podłogą i napisał na pierwszej kartce zeszytu:

Cześć.

Atrament rozmył się na papierze, a następnie zniknął. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź.

Witaj, synu.

Chłopak otworzył oczy ze zdumienia. Czy naprawdę było możliwe, aby ta rzecz należała kiedyś do jego matki? Skąd Tom wiedział o tym, że ktoś mu to podaruje? Z listu wynikało, że to nie jego sprawka, tylko znajomego, który chciał z nim porozmawiać.
Po chwili na pergaminie pokazały się kolejne litery.

Skoro otrzymałeś mój pamiętnik, to oznacza, że masz już 16 lat, a osoba, u której był on w posiadaniu nareszcie została zwolniona z tej głupiej przysięgi Dumbledore'a. Zostawiłam go dla Ciebie, ponieważ wiedziałam, jaki czeka mnie los, oraz że nigdy nie będziemy mogli się lepiej poznać. Otrzymałam tylko rok, aby nacieszyć się szczęściem, jakim dla mnie byłeś…

Ale teraz nie pora na sentymenty, będziemy mieć na to więcej czasu później. Na początku chciałabym Ci kilka rzeczy wyjaśnić, a resztę zrobi już ktoś inny, bo z tego, co widzę, została nam niecała godzina do uruchomienia Świstoklika.
Harry miał właśnie zapytać, skąd jego mama o tym wie, ale odpowiedź przyszła sama…
Ten pamiętnik jest magicznie zaczarowany, ale zapewniam Cię, nie wyssie z Ciebie duszy, ani nic takiego (wiem o zdarzeniu z twojej drugiej klasy). Ma on w sobie jakąś cząstkę mnie sprzed kilku dni, zanim umarłam. W pewien sposób zostanie on z Tobą magicznie związany, jeśli tylko zechcesz. Oznacza to, że tylko Ty będziesz mógł przeczytać jego zawartość i otrzymać ode mnie odpowiedzi. Jedyną osobą, która w ten sam sposób może z niego korzystać jest przyjaciel, którego poznasz za godzinę. Wiem tyle, ile zostanie zapisane na kartkach mojego zeszytu, oraz to, co wiedziałam w dniu założenia zaklęcia na pamiętnik. Przez ostatnie piętnaście lat korzystał z niego owy przyjaciel, więc wiem całkiem sporo. Także o tym, że masz się przenieść do Voldemorta. Zrób to. Dzięki temu dowiesz się wielu rzeczy, których wcześniej nie chciał ujawnić Ci dyrektor.

Kolejne słowa przelatywały przez świadomość Harry'ego, miał mnóstwo pytań, ale wiedział, że ma za mało czasu aby zadać je wszystkie. Napisał więc najważniejsze.

Kim jest ten przyjaciel?

Nie wiem, czy wiesz, ale według czarodziejskiego prawa dziecko może mieć dwóch chrzestnych, ale niekoniecznie, jak u ludzi niemagicznych, muszą to być kobieta i mężczyzna. Ty masz dwóch ojców chrzestnych. Do tej pory ta druga osoba nie mogła się ujawnić, ponieważ Dumbledore, jak już wyżej wspomniałam, związał go przysięgą, która uniemożliwiała mu jakikolwiek kontakt z Tobą na płaszczyźnie „rodziny". Wcześniej, gdy się na to zgadzaliśmy, myśleliśmy, że miało to sens. Uwierz, że nawet nie pamiętam już argumentów, jakich użył dyrektor, ale wiem, że przez te wiele lat rozmów straciły one sens, a przerodziły się w coś zupełnie innego. Domyślamy się, że chodziło o odseparowanie Cię od chrzestnego, byś za szybko nie poznał prawdy, którą Dumbledore przed Tobą ukrywał. A takich kwestii jest naprawdę wiele i wierzę, że dowiesz się o nich w najbliższym czasie. Muszę z przykrością stwierdzić, że do tej pory nie byliście w najlepszych stosunkach, było to spowodowane kilkoma kwestiami, które niedługo zostaną Ci wyjaśnione, ale przez niego. Muszę Cię synu o coś prosić, postaraj się mu zaufać. Ja byłabym w stanie powierzyć mu w ręce swoje życie, i wiem, że mogę tak też uczynić z Twoim. Był moim prawdziwym przyjacielem.

Tutaj tekst na chwilę się urwał, ale zaraz znów zaczęły pojawiać się litery.

Synku, boję się Twojej reakcji, bo wiem, jak do tej pory wyglądały wasze relacje. Jeszcze raz chcę Cię zapewnić, że było to wynikiem kilku rzeczy, a w pewnym stopniu również zaklęcia.

Twoim drugim ojcem chrzestnym jest Severus Snape.

Tego było już za wiele jak dla Harry'ego. Jeszcze brakowało, aby ten bezduszny, irytujący i chamski nietoperz był jego rodziną!

Zamknął pamiętnik i spojrzał na zegarek. Dochodziła druga. Zaraz Świstoklik powinien się uaktywnić i przenieś go… gdzieś. Już sam nie wiedział, co ma robić i myśleć. Szybko zebrał swoje rzeczy; nie zajęło mu to więcej niż dwie minuty, bo i tak normalnie wszystko trzymał w kufrze, a niewielką część rzeczy w schowku pod podłogą. Również pamiętnik i reszta prezentów została spakowana. Łańcuszek zawiesił sobie na szyi i czekał. W myślach szalał mu istny huragan. Sam nie wiedział, co sądzić i czuć. Od strachu, poprzez bezradność, cholerną ciekawość po złość z takiego obrotu sprawy. Nie mógł się jednak dłużej nad tym zastanawiać, bo poczuł znajome szarpnięcie w okolicy pępka.

OOO

Znalazł się w przestronnym i jasno oświetlonym pokoju, który z powodzeniem mógł być uznany za salon. Wokół znajdowały się dwie ogromne kanapy, ława i o dziwo, ogromny telewizor. Na ścianach wisiały ruchome portrety, więc był przekonany, że jednak znajduje się w czarodziejskim domu. Ale skąd tu elektronika? Nie mógł się dalej zastanawiać nad wystrojem domu, bo do pokoju weszły jakieś osoby. Trzech mężczyzn, których jeszcze dwa miesiące temu nienawidził najbardziej na świecie: Lucjusz Malfoy, Severus Snape oraz … Tom Riddle? Nie przypominał on już gada ze szparkami zamiast nosa, lecz niewiele starszą wersję młodzieńca, którego poznał za pomocą zniesławionego pamiętnika. Można powiedzieć, że nowy Tom był nawet całkiem przystojny… Harry szybko się otrząsnął z takich myśli i spojrzał na przybyłych. Nie mógł nic wyczytać z ich twarzy. Pierwszy odezwał się do niego Riddle.

- Witaj, Harry Potterze. Jak miło, że zgodziłeś się przyjąć moje zaproszenie – powiedział, wręcz z uśmiechem (ale nie takim, który mówił: „Ha, mam cię! Znowu złapałeś się w pułapkę!", lecz bardziej takim: „Nareszcie") i podekscytowaniem.

- Cholerna gryfońska ciekawość – mruknął chłopak. Usłyszał ciche prychnięcie Mistrza Eliksirów oraz lekki chichot Toma. Chichot? Złoty Chłopiec czuł się coraz bardziej niepewnie. Nie wiedział, co może oznaczać tak diametralna zmiana zachowania Riddle'a od ich ostatniego spotkania. Lecz miał to teraz gdzieś. Zwrócił się do Snape'a.

- To prawda, że jesteś moim ojcem chrzestnym?

Severus popatrzył się na chłopca, dostrzegł te niezwykłe zielone oczy, które skrywały się za tandetnymi i zniszczonymi okularami. Pokiwał głową, potwierdzając. Harry szybko odwrócił od niego głowę i popatrzył na swoje stopy. Znów nie wiedział co zrobić i jak postąpić.

- Gdzie jesteśmy? – Zapytał, nie podnosząc głowy.

- W moim domu. Nazywa się Srebrne Wzgórze. – usłyszał Mistrza Eliksirów.

- Severusie – zwrócił się do niego Riddle – zabierz naszego gościa do jego pokoju. Jest na pewno bardzo zmęczony, w końcu jest już bardzo późno. Będziemy jeszcze mieli dużo czasu na rozmowy i wyjaśnienie sobie wszystkiego. Na dzisiaj wystarczy mu już wrażeń.
Snape przytaknął i podszedł do Harry'ego, machnął różdżką, kierując magię na kufer chłopca, który zniknął. Wskazał na drzwi salonu, zapraszając by chłopak tam poszedł. Potter nie chciał już o nic pytać. W myślach zgodził się z Riddlem – trudno było mu nazywać tego młodego mężczyznę Voldemortem - że otrzymał dzisiaj aż za dużo informacji. Wiedział, że tej nocy nie zmruży oka, zbyt wiele miał do przemyślenia.

Podążył we wskazanym kierunku. Po chwili znaleźli się w ogromnym holu. Był urządzony z przepychem, a jednocześnie gustownie. Najbardziej rzucającą się w oczy ozdobą był wiszący na suficie ogromny żyrandol, z głowami węży. Z ich otwartych paszczy sączyło się mocne światło oświetlające całe pomieszczenie. Harry pomyślał, że musi to być albo zasługa jakiś zaklęć albo zwyczajna elektronika. Nie zdziwiłoby go to. W końcu w salonie stał telewizor, a zwykłe świece, nawet magiczne, nie wytwarzały tak ostrego światła.

- Twój pokój jest na piętrze, trzecie drzwi na lewo od schodów, idź za mną. – Usłyszał głos Snape'a.

Harry posłusznie za nim podążył, sam się nie odzywając. Zbyt zafascynowany był wystrojem dworku. Zewsząd patrzyły na niego liczne portrety, zapewnie przodków profesora, na innych można było zobaczyć damy zasiadające przy stoliku do kart czy rycerzy w pełnym uzbrojeniu, gotowych oddać życie dla kobiet, które były miłością ich życia. Większość z nich przypatrywała mu się zaciekawiona, tylko nieliczne portrety spały, albo przynajmniej udawały tą czynność. Korytarz nie był już tak mocno oświetlony, ale za to chłopiec był pewien, że na ścianach wiszą zwyczajne, mugolskie lampy. Znajdujące się w nich żarówki były dobrze widoczne.

Stanęli w końcu przed drzwiami, które po chwili zostały otworzone przez Snape'a. Harry gestem został zaproszony do środka. Znaleźli się w przestronnym pokoju, a Potter od razu poczuł, że przypadnie mu on do gustu. Na środku stało ogromne łóżko, na którym bez problemu zmieściłyby się dwie, a nawet trzy osoby. Na nim znajdowała się ciemnobeżowa narzuta oraz dwie poduszki w takim samym kolorze. Obok był nocny stolik z lampką. Na prawo znajdowało się biurko i szafa. Wszystko z ciemnego drewna. Na blacie biurka leżał laptop. Następnie Harry dostrzegł drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki. Na lewo od wejścia było ogromne okno. Ze względu na porę dnia, a raczej nocy, chłopiec nie mógł dostrzec, jak wspaniały widok się z niego roztacza. Przed nim znajdowała się beżowa sofa, a na ścianie wisiał dość duży telewizor. Cały pokój pomalowany był na zielono, ale nie była to typowa ślizgońska zieleń, lecz jej jaśniejszy odcień, który wspaniale komponował się z ciemnymi meblami oraz butelkowo-zielonym dywanem, w takim samym kolorze jak zasłony. W nogach łóżka Harry dostrzegł swój kufer.

Pukanie do okna wyrwało chłopca z letargu. Podszedł do niego i uchylił je. Do środka wleciała Hedwiga i usiadła na ramie łóżka.

- Masz bardzo mądrą sowę, Potter – powiedział Snape – nie masz dla niej klatki?
- Została w domu wujostwa, była w takim stanie, że nie nadawała się już do użytku – odpowiedział. – Mój… wuj kilka dni temu trochę się zdenerwował i ją uszkodził. – Nie chciał mówić, że stało się to, kiedy Vernon popchnął go na szafkę, na której stała klatka. – Miałem nadzieję, że przy okazji zakupów podręczników będę mógł kupić nową.

— Pomyślimy o tym później, na razie musi wystarczyć to. – Wyciągnął różdżkę i jakiś przedmiot z kieszeni, wskazał na niego, mamrocząc kilka słów. Po chwili zmaterializowała się w ręce profesora nieduża żerdź, na której Hedwiga mogłaby spać. Postawił ją na szafce, a sowa natychmiast na nią sfrunęła i zaczęła czyścić piórka. Severus odwrócił się w stronę chrześniaka. – Śniadanie podane zostanie o dziesiątej. Wezwij do siebie Truszkę, będzie to twój osobisty domowy skrzat, a zaprowadzi cię na dół, do jadalni. Wystarczy na głos wypowiedzieć jej imię. A teraz idź spać, jest już późno. Gdybyś czegoś potrzebował to wiesz kogo i jak wezwać – w jego głosie można było usłyszeć dystans, lecz nie był to już złośliwy głos Mistrza Eliksirów, którym Potter raczony był przez ostatnie pięć lat nauki.

- Dobrze – odpowiedział Harry.

Severus jeszcze ułamek sekundy wpatrywał się w chłopca, po czym opuścił pomieszczenie, cicho zamykając za sobą drzwi.

Młodzieniec podszedł do kufra, wyjął z niej już dość sfatygowaną piżamę i udał się w kierunku drzwi, które uznał za prowadzące do łazienki. Nie pomylił się. Była ona wyłożona ciemnożółtymi kafelkami, a na jej środku, oprócz standardowego wyposażenia, można było dostrzec ogromną wannę, albo może mały basen, z mnóstwem kurków. Nie był on może tak duży jak ten w łazience prefektów, ale z powodzeniem można było w nim pływać. W rogu znajdował się prysznic. W tym pomieszczeniu również można było dostrzec elementy elektryczności – jak zwykłe lampy czy kontakt w ścianie.

Wziął szybki prysznic, ubrał się i umył zęby.

Potter przyjrzał się swojemu odbiciu. Musiał dostrzec, że zmienił się przez lato, nareszcie udało mu się trochę urosnąć, może nawet więcej niż trochę. Był lekko blady. Stara piżama wisiała na nim jeszcze bardziej niż zwykle, ponieważ znowu schudł. Dłuższe włosy przestały tak sterczeć we wszystkie strony, a leniwie układały się na głowie.

Westchnął i udał się z powrotem do sypialni. Zgasił światło i wczołgał się pod pościel. Była śliska w dotyku, ale musiał przyznać, że niezwykle przyjemna.

Jeszcze kilka godzin temu tkwił w najmniejszej sypialni domu wujostwa, myśląc, że to jego jedyna rodzina. Na urodziny „dostał w prezencie" ojca chrzestnego, który okazał się znienawidzonym profesorem eliksirów. Nie wiedział, co ma na ten temat myśleć.

Pomimo wielu myśli kłębiących mu się w głowie, bardzo szybko zapadł w sen. Dzień był strasznie wyczerpujący, a on dodatkowo stracił całą swoją energię przy wykonywaniu prac domowych, które zadała mu ciotka. Niełatwo było ją odzyskać, skoro nie jadł nic od zeszłej nocy, kiedy udało mu się coś wykraść z kuchni, gdy Dursleyowie poszli spać. Zapomniany tort urodzinowy został w kufrze, a Harry odpływał w objęcia Morfeusza.

OOO

Został obudzony przez skrzata, który poinformował go, że jest godzina dziewiąta piętnaście. Dodał również, że zjawi się tu za trzydzieści pięć minut by „Zaprowadzić panicza na śniadanie". Harry lekko skrzywił się na ten tytuł, ale tylko podziękował skrzatce za informację, a ona zniknęła z cichym „pop".

Zabrał się za przeszukiwanie swojego kufra. Wszystkie rzeczy były po Dudleyu – stare, wyblakłe oraz przede wszystkim za duże. Nigdy nie miał okazji kupić sobie czegoś dla siebie. Zresztą w szkole chodził w mundurku, a latem nie mógł się inaczej ubierać, bo wiedział, że antypatia wujostwa względem czarodziei nie objęłaby jego majątku. Wyciągnął sprane, brązowe sztruksy, które następnie mocno ścisnął w pasie za pomocą paska. Na górę narzucił t-shirt, który kiedyś miał czarny kolor – teraz już zaledwie szary, ale był jednym z najmniejszych ubrań chłopca – Dudley nosił go jak miał mniej więcej 10 lat. Dla Harry'ego był on oczywiście lekko przykrótki, za to zdecydowanie za szeroki, a rękawy zatrzymały się przy jego łokciach. Niestety nie miał nic lepszego. Wykonał poranną toaletę, usiadł na sofie i obróciwszy się do tyłu zapatrzył się na widok, jaki mógł podziwiać z okna. Można było z niego dostrzec błonia i las, które piętrzyły się przed pałacykiem. Na środku znajdowało się duże oczko wodne, a może mały staw. W wodzie brodziły kaczki i dwa łabędzie. Niedaleko można było ujrzeć altanę z kilkoma stolikami, grillem oraz hamakiem rozpiętym między stojącymi obok niej drzewami. Jakieś pięć metrów dalej znajdował się okazały basen, a nad nim kilka leżaków z parasolami. Widok był cudowny.

Podziwianie przerwało mu pojawienie się Truszki, która z wielkim entuzjazmem i oddaniem chciała zaprowadzić go na śniadanie. Chłopak podążył za nią. Na początku nie zwrócił większej uwagi na to, jak jest ubrana. Teraz mógł dostrzec że ma na sobie gustowną zieloną sukienkę, czarne pantofelki, a na głowie ładny, ciemny kapelusik. Nie wyglądała jak inne domowe skrzaty, które do tej pory spotykał. Jej ubranie było wyjątkowo wytworne.
Szli tą samą drogą jak w nocy, w kierunku salonu, lecz zamiast skręcić w drzwi, które do niego prowadziły, udali się dalej. Chłopiec pomyślał, że hol jest jeszcze większy, niż wydawało mu się wcześniej. Teraz widział go w dziennym świetle, które wpadało przez ogromne okiennice, a nie, jak wcześniej, przy sztucznym świetle lamp. Przeszli jeszcze kilkanaście metrów, aż stanęli przed podwójnymi drzwiami. Skrzatka zaprosiła młodzieńca do środka.

Pomieszczenie, tak jak chyba wszystkie w tym domu, również było bardzo przestronne i dobrze oświetlone przez okna. Na środku znajdował się długi stół, który bez problemu pomieściłby kilkupokoleniową rodzinę. W samym jego końcu siedziały jedynie dwie osoby: Riddle i Snape. Harry skierował swoje kroki w ich kierunku i zajął krzesło, przy ostatnim wolnym nakryciu: po prawej stronie Toma, który się do niego odezwał.

- Dzień dobry, Harry. Jak się spało na nowym miejscu?

- Dzień dobry. Całkiem dobrze – odpowiedział cicho. W głowie kłębiło mu się znowu mnóstwo pytań, ale postanowił z nimi poczekać na odpowiedni moment.

Profesor na powitanie jedynie skinął głową.

Po chwili na stole pojawiło się jedzenie. Na sam jego zapach chłopakowi głośno zaburczało w brzuchu. Na ten dźwięk obydwu mężczyzn zwróciło się w jego stronę, w tym jeden z bardzo srogą miną.

- Kiedy ostatnio jadłeś? – Zapytał zdenerwowanym głosem Severus.

Chłopak popatrzył na niego dziwnie, nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie rozumiał też, dlaczego profesor był poirytowany. Przecież to nie jego sprawa, co i kiedy ostatnio jadł. Jednak nie chciał zaczynać kłótni, pamiętał, co obiecał matce. Dlatego odpowiedział zgodnie z prawdą.

- Przedwczoraj wieczorem, podkradłem coś z kuchni wujostwa, jak już spali.

Na te słowa usta Mistrza Eliksirów zwęziły się jeszcze bardziej niż zwykle, a w oczach można było dostrzec niebezpieczne błyski. Pstryknął palcami, na co obok niego pojawił się skrzat. On również ubrany był w niecodzienny jak na skrzaty strój. Miał na sobie miniaturowe jeansy i bluzę z kapturem.

- Tak, sir? Czego życzy sobie pan od Chrypka? – zapytał skrzat, nisko skłaniając głowę.
- Przynieść coś lekkostrawnego, może być jakiś kleik z polewą. Proszę również, byś dostarczył podobną porcję za dwie godziny do pokoju panicza, a na obiad możesz dodatkowo podać rybę z ryżem i białym sosem. Na kolację przygotuj coś podobnego. I rozdziel to na kolejne dwa niewielkie posiłki – wyrecytował Snape.

Chrypek skłonił się po raz kolejny i zniknął.

Harry popatrzył z niedowierzaniem na Mistrza Eliksirów.

- Potter, to, że nosisz ciuchy, które z powodzeniem pasowałyby na jakiegoś młodego hipopotama, nie oznacza, że nie widać, w jakim jesteś stanie – odpowiedział Severus na nieme pytanie młodzieńca. — Domyślam się, że w taki sposób spożywałeś posiłki przez ostatni miesiąc. Nie powinieneś od razu rzucać się na jedzenie, bo może się to źle skończyć, a ja nie zamierzam niańczyć cię, jak będziesz chory. Na początku będziesz musiał mieć inaczej dawkowane jedzenie, aż nie przybierzesz choć trochę na wadze. Dopiero potem dostaniesz do spożycia normalny posiłek.

Kiedy wypowiedział ostatnie zdanie, na talerzu Harry'ego zmaterializował się apetycznie wyglądający kleik a obok dwa dzbanki. W jednym znajdował się malinowy sok, a w drugim koktajl czekoladowy.

Chłopiec wolał nie odpowiadać na przemowę profesora. W ciszy trzech mężczyzn zabrało się do jedzenia. Po dwudziestu minutach, gdy wszyscy byli syci, a Potter zjadł trzy czwarte swojej porcji, jedzenie zniknęło ze stołów.

- Mamy teraz dla Ciebie dwie godziny, w czasie których możemy porozmawiać. – Zaczął Riddle – Obiecuję, że postaramy się odpowiedzieć na twoje pytania w miarę możliwości i wiedzy i oczekuję, że Ty zrobisz to samo.

Poczekał, aż Harry przytaknął skinieniem głowy i zaczął mówić dalej.

- Nie wiem, ile wiesz na temat magicznego kontraktu, ale obowiązuje on między nami od wczoraj. Dlatego tak ważna była pisemna odpowiedź, to ona go przypieczętowała. Nie skrzywdzę nikogo, kto jest Ci bliski. Zresztą gdybyś miał dostęp do „Proroka", choć wątpię, byś go miał, w końcu Stary Zgred odciął cię od wszelkich informacji, wiedziałbyś, że od spotkania w ministerstwie nie było żadnych ataków. Dlaczego, to wyjaśnię później. Teraz mam pytanie dla Ciebie: dlaczego się zgodziłeś? Nie myślałem, że pójdzie mi tak łatwo.
Harry westchnął głęboko i odpowiedział.

- Miałem wiele powodów. Jedne mniej, inne bardziej ważne. Po pierwsze, jak łatwo zauważyć, przestałem ufać dyrektorowi od kiedy zdradził mi w końcu treść przepowiedni. Nie miał prawa tego ukrywać. Nie miał prawa hodować sobie ze mnie żołnierzyka, który miał cię zabić, nic mi o tym nie mówiąc. Zresztą, oprócz lekcji oklumencji za bardzo nie przykładał się do tego, by pomóc mi w jej wypełnieniu. Pewnie uznał, że wystarczy ofiara ze mnie, by się ciebie pozbyć. – Przerwał na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza, mężczyźni obserwowali go w pełnym skupieniu. – Poza tym nawet do mojego naiwnego, gryfońskiego mózgu nareszcie dotarło wiele rzeczy. – Nie wiedział, ile powinien z nich wyjawić, ale postanowił w końcu powiedzieć wszystko, bo i tak nie miał nic do stracenia – Nie możesz mnie zabić, ponieważ i Ty wtedy umrzesz. Tak samo będzie ze mną. Więc w żaden sposób nie ryzykowałem przychodząc do ciebie, poza tym raczej więcej zyskałem. Dumb nie za bardzo przejął się ochroną moich przyjaciół, a magiczny kontrakt zapewnia im ochronę. Kolejną rzeczą jest to, że dyrektor w dość oczywisty sposób starał się mną manipulować, oczywisty zapewne dla wszystkich z wyjątkiem mnie w niedalekiej przeszłości. Nawet ja doszedłem do tego, że kłamał w kwestii obowiązku powrotu na Privet Drive. Wiedział, jak bardzo nienawidzę tego miejsca oraz to, jak jestem tam traktowany. Skoro przez dziesięć miesięcy byłem bezpieczny w zamku, to dlaczego przez zaledwie dwa miesiące wakacji nie mogłem tam zostać? On mógł coś zrobić, lecz nie kiwnął palcem, a wie, jak moje wujostwo nienawidzi wszystkiego, co magiczne! – Podniósł głos, ale zaraz szybko spuścił głowę. Nie chciał, by emocje znowu nim zawładnęły. – Odciął mnie od wszystkiego, nie tylko od „Proroka". Kolejny raz nie dostałem żadnej wiadomości od moich przyjaciół przez cały miesiąc. Nawet do prezentów urodzinowych nie dołączyli żadnej kartki. Ani słowa. Oraz ta sprawa z moją mamą, chcę się więcej o niej dowiedzieć, ona przekazała mi również przez pamiętnik, bym panu zaufał. – Spojrzał znacząco na swojego ojca chrzestnego. – A skoro miał pan w posiadaniu tak osobiste rzeczy jak jej pamiętnik i medalion, to myślę, że będzie mógł mi pan więcej o niej opowiedzieć. Chciałem również przeprosić za tę sprawę z myślodsiewnią. Wiem, że mój ojciec był dupkiem w szkole, sam Syriusz mi o tym wspomniał, próbując tłumaczyć się ich wiekiem. A przecież ja widząc te wspomnienia miałem tyle samo lat co oni, a nigdy bym tak nie postąpił!

Snape na to wyznanie jeszcze głębiej zapatrzył się na Złotego Chłopca. Przeprosiny i oskarżenie Pottera… nie, nie Pottera: Jamesa i Blacka, nie pasowało do zachowania gryfona, na temat którego Mistrz Eliksirów wyrobił już sobie opinię.

- Przeprosiny przyjęte, ale jeśli tylko dowiem się, że ktokolwiek usłyszał o tym, co zobaczyłeś, uwierz, że nie skończy się to tylko wywaleniem z lekcji czy szlabanem.

- Ja … nikomu nie powiedziałem. I nie mam zamiaru – odparł twardo.

Snape tylko przytaknął skinieniem głowy, dając do zrozumienia, że temat uważa za zamknięty.

Nastąpiła chwila ciszy, a mężczyźni wpatrywali się w chłopca, jakby chcieli dać mu do zrozumienia, że teraz jego kolej na zadawanie pytań. Młodzieniec popatrzył na Toma i zadał pierwsze z wielu, które przyszło mu na myśl.

- Jak to się stało, że nie wyglądasz już tak, jak miesiąc temu? I dlaczego nie boli mnie już blizna?

- To dość oczywiste, Potter – wtrącił profesor – eliksiry.

- Tak, Severus wynalazł coś specjalnie dla mnie, abym mógł odzyskać swój normalny wygląd, a dodatkowo ukierunkować tę więź, która jest między nami. Jest to również wynikiem tego, że odrodziłem się przy pomocy twojej krwi oraz wstąpiłem w twoje ciało, w ministerstwie. Wtedy to nasze połączenie zostało w pewien sposób dopełnione, a eliksir tylko to dokończył. Nie musisz się obawiać. Przynajmniej już nie. Dzięki temu możemy przebywać w swoim towarzystwie. Moja obecność nie sprawia Ci bólu i Ty również możesz mnie dotykać, nie obawiając się, że stanie się to, co pod koniec twojego pierwszego roku. Dumbledore również jest tego świadomy jak i tego, że już od roku mogę normalnie przyjść do domu twojego wujostwa. Mamy taką samą krew, więc ochrona straciła swoją moc.
Harry był w szoku. Kolejne kłamstwo dyrektora. Ileż to razy zapewniał chłopca o ochronie, jaką niesie w sobie znienawidzony pobyt u Dursleyów? Tymczasem okazuje się, że był tam o wiele łatwiej dostępny, niż gdziekolwiek indziej.

- W sumie nie mam do Ciebie na razie innych pytań - powiedział Tom. - Za to mam dużo do wyjaśnienia. Wiem o Tobie całkiem sporo od Severusa. Na pewno dużo więcej niż ty sam o sobie wiesz. Ja również znałem Twoją matkę. Nie chciałem jej zabijać, kazałem jej się odsunąć. A dlaczego chciałem zabić ciebie, to dobrze wiesz, wtedy nie mogłem tego zrobić z powodu tarczy Twojej matki. Teraz nie mogę przez nasze połączenie. Domyślam się, że raczej nie wybaczysz mi tego, co zrobiłem, a ja tego nie oczekuję. Na razie mamy kontrakt, który nas łączy. W tym czasie chciałbym ci również wyjaśnić, skąd u mnie takie poglądy i może choć w najmniejszym stopniu zrozumiesz niektóre z nich. Wiele z moich czynów zostało przekręconych przez Dumbledora, a sporo porządnie ubarwionych. Myślisz, że gdybym faktycznie rozdawał Cruciatusa na lewo i prawo, to Śmierciożercy po trzynastu latach mojej nieobecności znów stawili się na moje wezwanie? Przecież wszyscy nie mogli się bać. Nie miałem też wtedy żadnego zakładnika, którym mógłbym ich zmusić do pojawienia się. Zrobili to z własnej woli. Ale to nie jest temat rozmowy na teraz.

- Po pierwsze, po obiedzie wybierzesz się z ze mną na zakupy. - Niespodziewanie wtrącił Snape. - Twoje ubrania są w tragicznym stanie, a przez ten dom będą przewijać się różni goście, nie jesteś jeńcem, więc nie zamierzam pozwolić ci tak chodzić.

- Po drugie - zaczął dopowiadać Tom. – Mamy dla ciebie propozycję i mam nadzieję, że jej nie odrzucisz. Jak pisała ci wcześniej matka, to na Severusa było rzucone zaklęcie, które uniemożliwiło mu wyjawienie tajemnicy, kim dla ciebie jest. Nie było to jedyne ograniczenie, które nałożył Albus w związku z twoją osobą. Jak dobrze wiesz, według przepowiedni miałem do wyboru więcej niż jedną osobę, a jednak postanowiłem wybrać ciebie. Nigdy nie byłeś zwykłym czarodziejem. W Twoich żyłach płynie krew Godryka Gryffindora. Jesteś jego potomkiem ze strony ojca. A ze względu na połączenie masz w sobie również krew Slytherina, którego potomkiem jestem ja. Już samo takie zestawienie niesie w sobie konsekwencje.

- Z dniem twoich szesnastych urodzin wygasła przysięga, jaką złożyłem dyrektorowi – odezwał się Snape – oraz jego zaklęcie, które blokowało Twoją moc. Nigdy nie byłeś przeciętnym nastolatkiem. Naprawdę niewielu dorosłych potrafi wyczarować choćby mgiełkę patronusa, nie mówiąc już o materialnej formie. Wtedy, nad jeziorem, dałeś pokaz niezłej mocy, a miałeś zaledwie trzynaście lat. Widocznie musiała się ujawnić w wyniku oczywistego zagrożenia, ale, co dziwne, od tej pory patronus nie sprawiał Ci żadnego problemu.

- Część mocy - ciągnął Riddle - która była wtedy dla ciebie niedostępna jednak przerwała mury Dumbledore'a i wydostała się na zewnątrz. Nie mogłeś jednak z niej swobodnie korzystać, bo wygląda na to, że ukierunkowała się tylko względem niektórych aspektów. Można było ją zaobserwować w wielu czarach służących w obronie przed czarną magią, ale również w tych zwykłych, jakich uczyłeś się na lekcji zaklęć. A najłatwiej mogłeś z nich korzystać w sytuacjach stresujących, co nawet widać po wynikach twoich sumów. – Uśmiechnął się.

- Skąd wiesz jakie mam wyniki? – zapytał Harry.

- Ode mnie, to chyba jasne, Potter – odpowiedział profesor. – Jako nauczyciel mam pełne prawo wglądu w wyniki egzaminów, z którego raczyłem skorzystać w twoim wypadku.
- Nasza propozycja jest taka: – ponowił wątek Tom, nie zwracając uwagi na wymianę zdań dwójki osób siedzących przy stole - chcielibyśmy pomóc Ci okiełznać nową moc –która stopniowo będzie się pojawiać. Przygotowałem dla ciebie nauczycieli, którzy nauczą cię dziesięć razy więcej, niż mógłby Ci zaproponować Dumbledore. Nie mamy zbyt wiele czasu, bo miesiąc to jednak niewiele, ale niektóre lekcje będziesz mógł kontynuować w szkole, a jeśli chciałbyś więcej, to możesz zjawić się tutaj na weekend, a ja na ten czas załatwię ci nauczyciela.

- Skoro wyszła na jaw prawda, że jestem Twoim ojcem chrzestnym, wiele by ułatwiło, gdybym oficjalnie został Twoim opiekunem, ale decyzja należy tylko do Ciebie. Nie musisz się z nią śpieszyć. Wtedy łatwiej mógłbym cię wyprowadzić z Hogwartu w roku szkolnym.

- Przygotowaliśmy dla ciebie zajęcia z Oklumencji i Legilimencji, o ile teraz wykażesz jakieś zdolności w tej dziedzinie. Wcześniej twój umysł był w dużej mierze uszkodzony przez nałożone na nie blokady, co osłabiało twoją obronę, a mi pozwalało przesyłać wizję. Aż dziwne, że Dumb nie zauważył, jak to jest powiązane… A może nie chciał zauważyć – dodał po chwili. – Poza tym zamierzamy nauczyć cię teleportacji, spróbować z animagią oraz nauczyć fechtunku. To bardzo dobry sposób na pozbycie się nadmiaru energii, a muszę przyznać, że znam doskonałą osobę, która Cię może tego nauczyć, a dodatkowo zapewnić Ci takie ćwiczenia również w szkole. Oczywiście nie zabraknie też standardowych zaklęć praktycznych, obronnych, defensywnych i, jeśli wykażesz zainteresowanie, również czarno magicznych. I oczywiście eliksiry. Severusowi przyda się pomoc, a Tobie szkolenie mimo wszystko. Z tego, co mi mówił, jesteś w tym kiepski, więc nie mam pojęcia, dlaczego tak wysoko je zaliczyłeś.

- Ukryta moc Ci w tym nie pomogła, to zbyt subtelna dziedzina magii – dodał Snape. -Czyżbyś zaoferował egzaminatorowi zdjęcie z autografem w zamian za dobry wynik? – zapytał, a kąciki jego ust lekko drgnęły w górę, jakby ich właściciel z trudem powstrzymywał się od uśmiechu.

- Nie, po prostu całkiem dobrze mi idzie, jak nie wisi nade mną żaden stary nietoperz, czekający aż popełnię najmniejszy błąd, a dodatkowo nie ma w zasięgu żadnego ze Ślizgonów, którzy chyba zrobili sobie zawody sportowe z tego, komu uda się popsuć największą ilość moich eliksirów – powiedział lekko poirytowany Gryfon.

- Skoro na wszystkich lekcjach, a nawet nie tylko na nich, byłeś traktowany ulgowo, to dla twojego własnego dobra postanowiłem zapewnić ci równowagę w mojej klasie. – Teraz nie krył już złośliwego uśmiechu.

- Nie, profesorze. Pan po prostu na każdym kroku upokarzał gryfonów, mnie mając za główny cel, a Ślizgonów traktując jakby byli ósmymi cudami świata.

- A powiedz, mi drogi chłopcze, na jakiej to innej lekcji Ślizgoni byli traktowani sprawiedliwie? Nigdy im nie wierzono. Cokolwiek się działo, od razu podejrzenie spadało na któregoś z mieszkańców mojego domu. Żaden z profesorów nie przyznawał im punktów tak chętnie, jak innym domom. Już nie wspominając o serii upokorzeń, w których musieli brać udział. Zaczynając od pierwszego roku: regulamin quidditcha został nagięty dla sławnego Pottera, tylko dlatego, że był wspaniałym Wybrańcem, odebranie pucharu mojemu domowi, ponieważ dyrektor podczas uczty na zakończenie postanowił przyznać dodatkowe punkty za twoją gryfońską głupotę… To były tylko dzieciaki, którym coś odebrano, ale od tego czasu stali się bardzo nieufni względem nauczycieli i dyrektora, a on nic nie zrobił, żeby owo zaufanie odbudować. W drugiej klasie ciągle padały podejrzenia w związku z otwarciem Komnaty Tajemnic, a prawie wszystkie były wymierzone w moich podopiecznych. Mam wymieniać dalej?

Harry chciał już coś kąśliwie odpowiedzieć, zaprzeczyć, ale wiedział, że to wszystko było po części prawdą. A w głosie profesora nie dostrzegł żadnej z charakterystycznych uszczypliwości. Na początku było to przekomarzanie, lecz podczas ostatniej wypowiedzi Mistrza Eliksirów zamieniło się ono na zrezygnowanie.

Zapadła krótka chwila ciszy, którą przerwał Tom, jakby po raz kolejny nie zwrócił uwagi na wymianę zdań między Snape'm a Potterem.

- Tak więc po obiedzie zażyjesz zmodyfikowaną wersję eliksiru wielosokowego. Został tak zrobiony, żeby działał tak długo, aż nie zostanie zdjęty z ciebie za pomocą czaru, a działa tylko na zmianę twarzy. Dlatego bez problemu będziesz mógł kupić sobie właściwy rozmiar ubrań. Decyzję co do lekcji podejmij proszę do obiadu, a teraz, jeśli mógłbyś, udaj się do swojego pokoju. Według moich obliczeń czeka tam na ciebie obiecane drugie śniadanie, a my z Severusem mamy w tym czasie do załatwienia kilka spraw. Zobaczymy się na obiedzie.
Na te słowa teleportował się do jadalni skrzat i odprowadził Harry'ego do pokoju.

OOO

Kiedy Harry wszedł do pomieszczenia, posiłek faktycznie stał już na biurku. Zauważył, że w czasie jego nieobecności do pokoju został dostawiony regał z książkami. Podszedł więc do niego, zaciekawiony, jakie książki mogą się tam znajdować. Biblioteczka była dość zróżnicowana. Były tam książki dotyczące zaklęć, obrony, kilka raczej niegroźnie wyglądających tytułów z czarnej magii, czy tomy dotyczące eliksirów. Na samym dole dostrzegł również kilka książek o białej broni oraz, tutaj otworzył szeroko oczy, quidditchu.

Na górze znalazły się egzemplarze dotyczące założycieli jego szkoły, jak i książka „Prawdziwa historia Hogwartu". Tematyki kilku innych książek po tytułach nie mógł rozpoznać, a niektóre po prostu ich nie miały na zewnętrznej okładce. Postanowił przyjrzeć się im później.
Wyjął pierwszą książkę z brzegu, której tytuł brzmiał: „Różnice i podobieństwa między Slytherinem a Gryffindorem", podszedł do biurka i zabrał się do czytania, jednocześnie jedząc drugie śniadanie. Szybko je skończył i przeniósł się na łóżko wraz z książką. Okazała się bardzo interesująca. Zawierała w sobie charakterystykę dwóch założycieli oraz wyjaśnienie mocy, jaką posiadali. Traktowała również o ich przyjaźni i ostatecznej kłótni, po której Salazar opuścił zamek. Było w niej także sporo anegdot i legend, które przekazywali czarodzieje, którzy mieli ich znać w tamtych czasach osobiście. Znalazło się tam również kilka informacji o pozostałych założycielach.

Książka napisana była lekko i dość interesująco, tak więc chłopiec nie zauważył, jak minęły trzy godziny. Z letargu wybudziła go kolejny raz skrzatka, informując, że niedługo podany zostanie obiad. Podążył z nią zaraz do jadalni, obiecując sobie, że jeszcze dzisiaj skończy książkę.

Sytuacja ze śniadania się powtórzyła, mężczyźni już czekali na niego przy stole, a Harry zajął to samo miejsce, co wcześniej. Jedyną zmianą było to, że Snape miał na sobie typowe mugolskie ubranie: ciemne jeansy i szarą koszulę. Trzeba przyznać, że prezentował się w tym o wiele lepiej, niż w czarnych szatach, w których do tej pory zawsze widział go chłopiec. Potrawy na stole pojawiły się w momencie gdy zajął krzesło, a na jego talerzu zmaterializowała się wspaniale pachnąca ryba.

- Zaraz po obiedzie zażyjemy eliksir i udamy się po kilka rzeczy dla ciebie - zaczął Snape - gdyby ktoś pytał, jesteś kuzynem Dracona, ale nie planuję spotkać nikogo, kogo możemy znać. Na początku udamy się do niemagicznego Londynu, a następnie na Pokątną, gdzie zakupimy podręczniki i kilka innych, niezbędnych rzeczy. Ja również muszę zmienić swój wygląd, bo byłoby to bardzo dziwne, gdybym pojawił się nagle z uczniem na zakupach, szczególnie kilka dni po twoim zniknięciu. Wszyscy wiedzą, jak bardzo lubię młodzież. Zresztą musimy być dość ostrożni, gdyż Dumbledore już wysłał za Tobą swoją pogoń.

- W ministerstwie raczej nikt nie wie o tym, że zniknąłeś, czego nie można powiedzieć o członkach Zakonu Feniksa. W tej chwili masz wśród nich status „porwanego przez okrutnego i złego Lorda, który na pewno Cię torturuje" – dopowiedział Tom, nie kryjąc uśmiechu.
- Co jest dość przydatne, gdyż pod koniec wakacji uda mi się wyrwać Cię z łap owego okrutnika, czym może uda mi się zaskarbić jakże wspaniałą i pożyteczną przychylność dyrektora – ironicznie dodał Snape.

Harry uśmiechnął się w duchu, wyobrażając sobie scenę, jak Snape wpada z jego bezwładnym ciałem do Wielkiej Sali w czasie uczty powitalnej, krzycząc „Mam go! Jestem bohaterem! Teraz Order Merlina już mi nie ucieknie!". Nie zamierzał na pewno nikomu zdradzać takich myśli. Po minucie ciszy, Harry postanowił zadać jedno z wielu pytań, które go dręczyły.

- Jak to możliwe, że mam w pokoju telewizor i komputer? Działa tu elektryczność?
Severus popatrzył na niego przez chwilę, zastanawiając się, jak najlepiej odpowiedzieć na to pytanie.

- To, że w moim domu znajdziesz tego typu sprzęt, zawdzięczam Twojej matce. Po śmierci Twoich dziadków, gdy Lili była w czwartej klasie, to Petunia otrzymała ich rodzinny dom i dostęp do spadku jako osoba pełnoletnia, była dokładnie trzy lata starsza od Twojej matki. Evansowie zginęli w wypadku samochodowym, spowodowanym przez pijanego kierowcę. Po tym wydarzeniu Twoja ciotka nie chciała mieć nic wspólnego ze swoją siostrą, i choć Lili miała sądownie zapewnioną możliwość mieszkania przy Privet Drive, Petunia tak skutecznie obrzydzała jej życie, że wolałaby chyba mieszkać na ulicy niż z nią. Ja rok wcześniej odziedziczyłem, po jakże wyczekiwanej przez wiele osób śmierci mojego ojca, ten dom i ze względu na naszą przyjaźń zaproponowałem jej możliwość mieszkania tu podczas wakacji i świąt. Pokój, w którym obecnie się znajdujesz, należał kiedyś do niej. Nic nie zmieniałem od jej pobytu, a mugolskie wynalazki przypadły mi do gustu. Są nałożone na nie specjalne silne zaklęcia, które umożliwiają im działanie pomimo obecnej w domu magii.

Harry'emu z trudem przyszło zrozumieć, że kiedyś mieszkała tu jego matka. Czuł się z nią bliżej związany niż kiedykolwiek wcześniej i nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, że stało się to za sprawą znienawidzonego niegdyś profesora. Jednak ciągle nie dawała mu spokoju jedna myśl, choć nie wiedział czy powinien poruszać tę kwestię, w obawie przed gniewem Mistrza Eliksirów.

- Ale w myślodsiewni… - zaczął.

- To wspomnienie jest dla mnie szczególnie bolesne, dlatego umieściłem je tam przed lekcją, właśnie po to, byś nigdy go nie zobaczył. Ani ty, ani nikt inny. Twoja matka, podobnie jak ja mieliśmy bardzo wybuchowe charaktery i często się kłóciliśmy, lecz pomimo to nigdy nie zajmowało nam zbyt wiele czasu pogodzenie się. Ona… była dla mnie jak siostra. – Ostatnie zdanie powiedział głosem o wiele cichszym niż resztę. - Tak szybko jak kłótnie zaczynaliśmy, ich gwałtownością nieraz strasząc młodszych uczniów, tak i szybko dobiegały one końca. Ta była jedną z większych i muszę przyznać, że rzadko posuwałem się do używania tego określenia wobec Twojej matki, jednak Twój wspaniały ojciec miał talent do wyprowadzania mnie z równowagi, czego efekty widziałeś tego feralnego dnia.

Chłopcu po raz kolejny w ciągu ostatnich dwóch dni przeleciały przed oczami fragmenty z myślodsiewni. Poczuł wstyd na myśl o zachowania huncwotów, a szczególnie jego taty.

- Możesz swobodnie korzystać z telewizora i komputera, w którym masz też dostęp do Internetu. W sieci można natrafić na wiele magicznych stron, for i czatów, tylko trzeba wiedzieć gdzie i jak szukać. Jeśli nie będziesz umiał znaleźć mogę ci wieczorem pokazać, co i jak. Miałeś możliwość korzystania z komputera na Privet Drive?

- Raz czy dwa, jak nikogo nie było w domu to skorzystałem ze sprzętu kuzyna. Ale znam się na tym tylko w minimalnym stopniu. Myślę jednak, że sobie poradzę.

- Mam taką nadzieję.

W całej rozmowie po raz kolejny nie dało się wyczuć żadnych złośliwości, tak niegdyś nierozłącznych w stosunku Snape'a do chłopca. Nie była to może wymarzona relacja, ale pokazywała szansę na to, że ich stosunki jednak będą się układać. Harry przecież nie oczekiwał na żadne uczucie z jego strony, było na to o wiele za późno.

- Zdecydowałeś już, czy chcesz podjąć się szkolenia, jakie dla Ciebie przygotowałem? – Zapytał Riddle, który do tej pory nie przyłączał się do rozmowy, lecz z uwagą śledził uprzednią wymianę zdań.

- Tak, zgadzam się. Chętnie nauczę się czegoś nowego.

Tom uśmiechnął się na tę odpowiedź, było widać, że jest nią w pełni usatysfakcjonowany.
- Zaczniemy od jutra, dzisiaj już masz kilka rzeczy do zrobienia.

Obiad szybko dobiegł końca. Snape kazał mu iść na górę i założyć na siebie najlepsze ubranie, jakie posiada, na czas tej wyprawy. Gdy w odpowiedzi otrzymał informację, że nic lepszego nie ma, profesor skrzywił się nieznacznie, ale podał mu eliksir, który uprzednio wyjął z szuflady stolika, stojącego w kącie jadalni. Chłopiec wstał od stołu i każdy z nich odkorkował swoją buteleczkę. Wypili jednocześnie.

Harry poczuł nieprzyjemne zimno na twarzy i lekkie ukłucie bólu towarzyszące przemianie, ale nie trwało ono dłużej niż kilka sekund. Eliksir był bezsmakowy. Poczuł, że wydłużyły mu się włosy, a kiedy przysłoniły mu czoło i spadły na wysokość ramion mógł dostrzec, że mają one jasny kolor, podobny do tych, których właścicielem był Malfoy.

No tak - pomyślał - mam przecież uchodzić za jego kuzyna.

Popatrzył na miejsce, w którym jeszcze niedawno stał Snape, teraz na jego miejscy był takiej samej postury mężczyzna, lecz twarz miał bledszą od swojego poprzednika, a włosy jasne, prawie białe. Można było też dostrzec na jego twarzy malfoyowskie rysy.

- Nazywasz się Damian Malfoy, a ja jestem twoim ojcem. Nic więcej nie musisz wiedzieć, mówię Ci to tylko po to, byś wiedział, jak masz się do mnie zwracać przy ludziach – poinformował go jasnowłosy mężczyzna i wskazał na kominek.

Nazywanie Snape ojcem było zbyt abstrakcyjne i Harry postanowił sobie, w razie wypadku, zwracać się do profesora bezosobowo.

Podał mu naczynie z proszkiem Fiuu i obydwaj odwrócili się w kierunku Toma, któremu w podobny sposób skinęli głowami na pożegnanie.

- Mamy wylądować w Dziurawym Kotle, skąd najpierw udamy się do niemagicznej części Londynu. Możesz ruszać pierwszy.

Potter posłusznie wziął w garść trochę proszku i rzucił w płomienie. Po wypowiedzeniu celu swojej podróży poczuł ciągnięcie, więc natychmiast zamknął oczy. Uczucie lekkiego uderzenia stóp o twarde podłoże oraz dobiegające zewsząd rozmowy skutecznie wybudziły go z lekkiego szoku po podróży. W końcu nie często przemieszczał się w ten sposób. Zaraz też odsunął się z miejsca, w którym stał, i dobrze, że to zrobił, bo kilka sekund później wylądował tam Snape. Nikt nie zwrócił na nich większej uwagi, więc skierowali się do wyjścia. Profesor skinął tylko barmanowi – Tomowi głową, widocznie ta część rodziny Malfoyów również była znana na Pokątnej.

Nie odzywając się do siebie, przemierzali uliczki Londynu. W końcu Harry postanowił przerwać tę ciszę.

- Nie mam przy sobie pieniędzy - odezwał się Gryfon.

- I raczej nie będziesz miał do nich dostępu przez następny miesiąc. Potraktuj to, co kupimy, jako spóźnione prezenty na twoje dotychczasowe urodziny. – Uciął wątek Snape, tonem, który wskazywał na to, że nie ma po co się z nim kłócić. – Najpierw wybierzemy dla ciebie coś z ubrań, potem buty i może jakaś torba szkolna. Tą, którą nosiłeś w zeszłym roku, nie pozwoliłbym założyć nawet domowemu skrzatowi.

- Byłem do niej przywiązany, dostałem ją na pierwszą gwiazdkę od Hermiony - burknął Złoty Chłopiec.

- Na tyle, by nawet nie użyć względem niej zaklęć naprawiających? - Zapytał profesor, wysoko podnosząc jedną brew i sugestywnie patrząc na Harry'go.

- Nie pomyślałem o tym - odpowiedział lekko się czerwieniąc.

- I w tym właśnie jest Twój problem, rzadko myślisz.

Potter ugryzł się w język, postanawiając nie odpowiadać. Wiedział, że nie wygra słownej konfrontacji z Mistrzem Eliksirów, a nie chciał się podkładać dziecinnym zachowaniem. Przyrzekł sobie w duchu, że nigdy więcej nie będzie się zachowywał jak rozgoryczony bachor. Śmierć Syriusza i Cedrika to stosowna nauczka, za jego nieprzemyślane zachowanie. Wiedział, że zmienił się od czasu wypadku w ministerstwie, jakby wydoroślał i spoważniał i pomyślał, że najwyższy czas aby to pokazać innym. A do tego w duchu musiał przyznać profesorowi rację, że często najpierw coś mówi albo robi zamiast pomyśleć. A czasami w ogóle wyłącza taką funkcję. Odpowiedział na to tylko:

- Miałem inne rzeczy na głowie, niż martwienie się wyglądem i tym, w czym noszę swoje książki.

Nie doczekał się odpowiedzi, ponieważ w tym momencie stanęli przed wystawą jakiejś galerii handlowej. Weszli do środka przez automatyczne drzwi i znaleźli się w tłumie wielu osób podążających w różnym kierunku. Skierowali swoje kroki do trzeciego od drzwi sklepu z męską odzieżą, który wyglądał na dość drogi. Na wieszakach wisiały najróżniejszego typu ubrania. Od sportowych t-shirtów, jeansów po garnitury. Podeszła do nich młoda i ładna sprzedawczyni z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

- W czym mogę pomóc? – Spytała.

- Chciałbym wymienić temu chłopcu garderobę na coś stosowniejszego - odpowiedział Snape, wskazując na Harry'ego. - Cały komplet od podstaw. Przy doborze rozmiaru proszę wziąć pod uwagę fakt, że mamy nadzieję, że trochę przytyje.

- Zaraz się tym zajmiemy - odpowiedziała z uśmiechem, zapewne uświadamiając sobie, że trafiła na bogatych klientów, którzy zamierzają w jej sklepie zostawić dużą ilość gotówki.
Przez następne dwie godziny młodzieniec przymierzał niezliczoną ilość spodni, koszulek, koszul, bluz i innych części garderoby. Znalazł się pośród nich nawet garnitur. Snape większość z nich kazał spakować wraz z kilkoma kompletami bielizny w odpowiednim rozmiarze oraz piżamami, po czym zapłacił za zakupy kartą. Jeden komplet ubrań kazał Harry'emu od razu na siebie założyć.

Wyszli ze sklepu obładowani pakunkami, a Harry miał na sobie ciemne jeansy, zielony t-shirt i czarną bluzę. Snape wszedł w mniej uczęszczaną aleję galerii i obrócony do ściany mruknął pod nosem zaklęcie wskazując na pakunki, po czym zmniejszone rzeczy włożył do kieszeni swoich spodni. Następnie udali się do sklepu z obuwiem, gdzie wybrali dla Harry'ego dwie pary adidasów, glany i eleganckie obuwie. Te zakupy również zostały zmniejszone i wylądowały w kieszeni profesora, tak jak i szkolna torba, którą kupili w następnym sklepie.
Wyszli z galerii i udali się ponownie w stronę Dziurawego Kotła. Przeszli przez magiczną ścianę prowadzącą na ulicę Pokątną. Niewiele się tu zmieniło, od kiedy Harry był tu ostatnio. Jedyne, co udało się mu dostrzec, to średniej wielkości sklep, pomalowany na pomarańczowo, z wielkim szyldem: „Magiczne dowcipy Weasleyów". Snape, podążając za wzrokiem chłopca i widząc na co zwrócił uwagę, powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu:

- Tam nie pójdziemy.

- Nawet o tym nie pomyślałem - odpowiedział na głos, a w myślach dodał, że przecież już ma spory zapas ich dowcipów, bo dostał je w prezencie na urodziny.

Tak … urodziny. Było to zaledwie wczoraj, a zdarzyło się tyle, że swobodnie mógłby minąć już miesiąc - dodał jeszcze w myślach.

Poszli w kierunku księgarni.

- Mamy kupić Ci odpowiednie książki, więc muszę wiedzieć, jakie przedmioty postanowiłeś kontynuować - poinformował go Snape. - Postaraj się nie wybierać ich więcej niż pięć, bo materiał na najbliższe dwa lata jest bardzo trudny, a Ty masz mieć również dodatkowe lekcje z inicjatywy Toma.

- Chciałem wybrać Zaklęcia, OPCM, Transmutację, Zielarstwo i, jeśli pan wyrazi zgodę, Eliksiry - cicho odpowiedział gryfon.

- Wyrażę. Mam nadzieję podszkolić Cię w czasie tego miesiąca, byś dorównywał mojej klasie, ale jeśli Ci się to nie uda, nie licz na taryfę ulgową, bo zostaniesz wyrzucony z lekcji. To są zajęcia tylko dla uzdolnionych w tej dziedzinie.

Potter skinął głową. Nie spodziewał się żadnych względów, a ponadto bardzo ucieszyła go zgoda profesora. Sam nie wiedział dlaczego, przecież do tej pory nie przepadał za tym przedmiotem. Wcześniej był mu potrzebny, bo marzył o karierze Aurora, lecz teraz nie bardzo wiedział, czy będzie nadal chciał nim zostać. Nie uśmiechała mu się praca w Ministerstwie.

Weszli do księgarni, gdzie profesor wybrał dla niego odpowiednie podręczniki. Jako członek grona pedagogicznego był dobrze poinformowany, jakie w tym roku będą mu potrzebne. Po zapłaceniu opuścili sklep. Książki również zostały zmniejszone i wylądowały tam, gdzie reszta zakupów. Następnie udali się do apteki po składniki. Snape uzupełnił również swój zapas. Te zakupy nie zostały zminiaturyzowane, bo, jak Harry został poinformowany przez nauczyciela, pod wpływem zaklęć mogłyby zmienić właściwości. Nie było ich też tak dużo, by sprawiały im kłopot w poruszaniu się po innych sklepach. Na końcu odwiedzili Magiczną Meranżerię, gdzie chłopiec wybrał klatkę dla Hedwigi. Ona została potraktowana zaklęciem zmniejszającym. Podążyli w kierunku Dziurawego Kotła, skąd mieli udać się z powrotem do posiadłości.
Gdy już wylądowali w domu Snape'a, gryfon został oddelegowany do pokoju w celu rozpakowania zakupów przed kolacją. Severus wyjął zmniejszone rzeczy, powiększył je i tym samym zaklęciem, co uprzednio kufer, wysłał do pokoju chłopca. Następnie zdjął z Harry'ego zaklęcie zmieniające wygląd. Gryfon ponownie doświadczył tego samego uczucia co przy pierwszej przemianie, ale trwało ono równie krótko.

Odchodząc, Harry rzucił tylko jedno słowo: „Dziękuję" i pobiegł do pokoju. Nie mógł przez to zobaczyć prawdziwego uśmiechu, jaki pojawił się na twarzy profesora.

- Będzie dobrze, Liluś - rzucił te słowa w przestrzeń i udał się do swojego gabinetu.