Rozdział pierwszy: Noc duchów
Maggie uśmiechnęła się sama do siebie, wchodząc do swojego namiotu.
Tak… Jimmy Darling z pewnością pomoże mi osiągnąć to, czego potrzebuję.
Z tym samym szerokim uśmiechem przekroczyła próg namiotu. Podeszła do prostego, wysłużonego łóżka, na którym zaraz potem usiadła, wyraźnie zadowolona z siebie. Omiotła szybkim spojrzeniem wnętrze namiotu.
I dopiero wtedy poderwała się z miejsca, zduszając w gardle głośny krzyk.
- Mi również miło cię widzieć. – burknęła jasna blondynka, przyglądając się krytycznie Maggie. Siedziała przy toaletce i bawiła się od niechcenia jednym z pędzli do makijażu. Spojrzenie jej niebiesko-zielonych oczu utkwione było przez cały czas tylko w Maggie.
- Jak mnie tu znalazłaś? – wycedziła niska blondynka, robiąc krok w stronę intruza. – Kto ci dał moje namiary? Todd? Mike? A może ten gbur Willis?
- Nikt mi nie dał twoich namiarów. Sama cię znalazłam. – odparła młoda kobieta, wstając z miejsca. Była o wiele wyższa od Maggie, która miała niespełna metr sześćdziesiąt wzrostu. Wyglądały jednak bardzo podobnie – obie miały okrągłe twarze okalane falowanymi, jasnymi blond włosami, delikatne, dziewczęce rysy twarzy – pełne usta, duże oczy okalane ciemnymi rzęsami oraz proste, nieduże nosy. Jedyną różnicą był kolor oczu – tęczówki Maggie były kolorze brązowo-zielonym, podczas gdy jej nieproszona towarzyszka miała oczy w kolorze niebiesko-zielonym. Gdyby jednak ktoś je teraz zastał, stojące naprzeciwko siebie i mierzące się groźnymi spojrzeniami, pomyślałby tylko jedno: jak nic to są siostry.
I nie pomyliłby się. Nieproszonym gościem Maggie była właśnie jej starsza siostra.
- Czego tu chcesz, Clarissa? – spytała się drobniejsza z dziewczyn. – Niech zgadnę… ojciec kazał ci po mnie przyjechać?
- Znów pudło, siostrzyczko. – odpowiedziała starsza z sióstr. – Chodzi tu ciągle o mamę.
Maggie prychnęła z niesmakiem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- A ty ciągle o tym? – dziewczyna roześmiała się gorzko. – Powiem ci coś, droga siostruniu: mama może gonić się z takimi mrzonkami. Nigdy nie wrócę do tego domu wariatów. A już na pewno nie z jej powodu.
Clarissa zacmokała z dezaprobatą, słysząc to.
- Nieraz ją przed tym ostrzegałam, wiesz? – zaczęła, kierując znużone spojrzenie na siostrę. – Mówiłam jej, że nigdy mnie nie posłuchasz, i że nigdy nie wrócisz do domu. Ale ona wciąż w to wierzyła. I pewnie dalej w to wierzy. – dodała nagle Clarissa. – Ale ja wiem, jaka naprawdę jesteś. Mama ma rację w jednym; że wciąż jest dla ciebie szansa. Problem tkwi jednak w tym, że ty sama w to już nie wierzysz.
- Ja już otrzymałam od życia szansę. I właśnie ją wykorzystuję. – Clarissa aż się roześmiała, słysząc te słowa.
- Ty chyba sobie ze mnie kpisz, prawda? – zaszydziła, taksując młodszą siostrę zimnym spojrzeniem. – Udawanie wieszczki to według ciebie szczyt twoich ambicji? Dlaczego tu właściwie przyjechałaś, co? Czyżby ten twój gieroj Stanley cię do tego namówił? Co chce stąd zabrać? Tego chłopaka z deformacją rąk? A może bliźniaczki?
- Nie twój interes. – Maggie spróbowała przejść obok siostry, aby wydostać się z namiotu, ale Clarissa skutecznie zastąpiła jej drogę swoją wyższą sylwetką.
- Och, wręcz przeciwnie. – odpowiedziała dziewczyna. Wzięła dwa kroki do przodu, zmuszając tym Maggie, aby ta cofnęła się z powrotem na swoje pierwotne miejsce. – Nie mogę pozwolić na to, aby moja siostra sięgnęła dna w ten sposób. Chcę, żebyś wróciła ze mną do domu. Proszę cię, Maggie. – dodała nagle Clarissa, patrząc się błagalnie na siostrę. – Tam jest twoje miejsce. Nie przy jakimś dziwaku, który chce zabijać Bogu ducha winnych ludzi tylko po to, aby się jeszcze bardziej wzbogacić. Porzuć ten ohydny styl życia i wróć ze mną. Jeszcze nie jest na to za późno.
Maggie nie wyglądała jednak na przekonaną słowami siostry. Wręcz przeciwnie – pokręciła tylko z rozbawieniem głową, oblizując pomalowane czerwoną szminką wargi.
- Przyjechałaś tu na darmo, Rissa. – powiedziała w końcu, wciąż wyraźnie rozbawiona słowami siostry. – Nie zamierzam się stąd ruszać.
Dość tego. – pomyślała Clarissa, biorąc głęboki, uspokajający wdech. Nic jej on jednak nie dał; co najwyżej wściekła się jeszcze bardziej. – Skoro tak chce pogrywać… no to niech zobaczy, na co mnie stać. Proszę bardzo, siostrzyczko. Sama tego chciałaś.
Młoda kobieta podeszła bez słowa kilka kroków w stronę siostry, mając zacięty, hardy wyraz twarzy. Widząc ją w takim stanie, Maggie mimowolnie odsunęła się jeszcze bardziej, otwierając szeroko oczy.
- Wrócisz do domu. – powiedziała w końcu Clarissa stanowczym tonem głosu. – Koniec dyskusji. I nawet nie myśl o wykorzystywaniu tych biednych ludzi. I tak już wystarczająco od życia dostali w kość. Nie musisz im dokładać kolejnych kłód pod nogi.
Maggie na moment zapomniała języka w gębie. Tak długo była z dala od swojej rodziny, że nie pamiętała już, że jej starsza siostra jest taka zaborcza, pewna siebie… i agresywna, kiedy trzeba było. Może nie było tego po niej teraz widać, ale Maggie była pewna, że gdyby przekroczyła linię i powiedziała coś złego, to Clarissa znalazłaby w sobie wystarczające połacie siły fizycznej, aby wyciągnąć ją z tego namiotu, zawlec do auta i wywieźć ją z powrotem w rodzinne strony. Nie zrobiła tego tylko przez wzgląd na to, że były siostrami – a i ten kredyt Maggie zdawała się wyczerpywać swoim zachowaniem.
- No fakt, zapomniałam. – odparowała w końcu Maggie, otrząsając się ze wstępnego szoku. – Nic dziwnego, że tak się za nimi wstawiasz. Sama przecież jesteś dziwadłem.
Zaraz potem dziewczyna pożałowała swych słów. Gniew, jaki malował się teraz na twarzy jej siostry, był wręcz nie do opisania. Maggie była pewna, że właśnie tę niewypowiedzianą linię przekroczyła, i że zaraz jak nic oberwie. Może i miała jeszcze dwóch starszych braci, ale to Clarissy zawsze się najbardziej bała. I nie dlatego, bo ją biła czy dręczyła. Nie… nic z tych rzeczy. Rissę niesamowicie trudno było wyprowadzić z równowagi. Jeśli jednak komuś ten czyn się udał… och, niech niebiosa mają nad nim łaskę, bo pewnym było to, że Clarissa tej łaski mu nie udzieli.
- Bacz na swoje słowa, siostro. – wycedziła Clarissa przez zaciśnięte zęby. – Masz czas do jutra. Potem możesz sobie wracać do nas tyle razy, ile będziesz tylko chciała. Jeśli teraz ze mną nie wrócisz, już drugi raz nie wyciągnę do ciebie pomocnej dłoni… nawet gdy będziesz mnie o to błagała. – dodała po chwili, próbując się uspokoić i wrócić do pierwotnego stanu. Kobieta odwróciła się na pięcie, po czym przeszła szybko przez całą długość namiotu. Zatrzymała się dopiero przy samym wyjściu. – Mama bardzo chciałaby, żebyś wróciła do domu. Naprawdę by tego chciała, Mags.
Maggie skrzywiła się nieznacznie, słysząc znane sobie aż za dobrze zdrobnienie, jakie wymyśliła dla niej Clarissa, gdy dziewczyna miała niecałe cztery lata.
Niska blondynka prychnęła cicho, odwracając się tyłem do towarzyszki. Długo myślała o tym, co teraz chciała powiedzieć. Wiedziała, że gdy w końcu wypowie te słowa, staną się one ponurą, destrukcyjną rzeczywistością, w której Maggie żyć nie chciała. Nie miała jednak innego wyjścia.
- Mama nie żyje, Rissa. – powiedziała w końcu dziewczyna, biorąc głęboki wdech. – Nie żyje już od lat.
- No właśnie. – Maggie odwróciła się bokiem do siostry i przyjrzała się jej uważnie. Do czego, do licha, ona teraz piła? – Ona nie żyje, Mags. Ale to nie oznacza, że nie chciałaby zobaczyć rodziny znów w komplecie. Wiesz bardzo dobrze, jak jej na tym zależało. Skoro nie chciałaś uszanować jej życzenia, gdy żyła, to może zrobisz to teraz.
Clarissa nie czekała już na odpowiedź siostry. Wyszła z namiotu, zostawiając ją samą.
Cholera. – zaklęła w myślach Maggie, opadając na zdezelowane łóżko. – Nienawidzę, gdy ona ma rację.
Clarissa kierowała się powoli ku drodze wyjazdowej, która znajdowała się już tylko kilkanaście metrów od niej. Musiała się tylko przedrzeć przez tę wysoką trawę.
Nie miałam innego wyjścia. – pomyślała Clarissa, biorąc głęboki wdech. Od chwili jej przybycia tu temperatura spadła o kilka stopni, i dziewczyna otoczyła się ramionami, żałując, że nie zabrała jednak z samochodu tego swetra, który zostawiła na siedzeniu pasażera. – Musiałam odegrać złą, oskarżycielską siostrę. Inaczej by to do niej nie dotarło.
- Może w końcu mnie posłucha. – powiedziała Clarissa sama do siebie, biorąc jeden długi krok, aby przejść ponad nierównością terenu. Ledwie widziała w tych ciemnościach, ale jakoś sobie radziła. Chciała się już stąd wynieść, aby przypadkiem nie wpaść na któregoś z rezydentów tego cyrku. Nie chciała robić sobie niepotrzebnych nieprzyjemności.
Nie chciała, aby ktoś się dowiedział, kim naprawdę była Maggie. Nie zamierzała jej robić żadnych problemów. Jeśli dziewczyna zrozumie, że źle postępuje, albo sama im wszystko wyjaśni, albo zwyczajnie zwinie cały swój majdan i ucieknie, nim uczyni tu coś, czego będzie później żałować do końca życia.
Rissa nie zamierzała jej prowadzić za rączkę do końca jej dni. Maggie nie była już małym dzieckiem – miała już dwadzieścia dwa lata. Była trzy lata młodsza od Clarissy, która po śmierci matki musiała objąć rolę głowy rodziny. Na ojca nie mieli co liczyć – po śmierci Luizy popadł w alkoholizm. Ledwie był w stanie zwlec się rano z łóżka, żeby zejść na dół do lodówki po kolejne zimne piwo. Clarissa nie pochwalała ani trochę takiego zachowania, ale rozumiała jego ból po utracie żony – była dla niego wszystkim. Mimo to dziewczyna planowała zająć się i problemem z ojcem, jak już tylko przywiezie ze sobą Maggie do domu.
Kolejny zimny podmuch spowodował, że Rissa zadrżała mocno. Temperatura naprawdę mocno spadła, pomyślała szybko, przyspieszając nieco kroku. Chciała już znaleźć się w aucie, gdzie przynajmniej zimny wiatr nie będzie wywoływał na jej ciele gęsiej skórki.
Minęła kolejne dwa puste namioty. Ich właściciele musieli się pewnie znajdować w głównym namiocie cyrkowym, z którego jeszcze do niedawna dochodziły jakieś śpiewy. Clarissa nie wsłuchiwała się za bardzo w nie – bardziej była skupiona wtedy na rozmowie z Maggie.
Może to i dobrze, że ich tu nie ma. – przeszło jej przez myśl, gdy wyminęła kolejny pusty namiot. – Przynajmniej nikt mnie nie zatrzymuje i nie dopytuje się, kim jestem i co tu robię. Być może uda mi się stąd odjechać bez przykuwania czyjejkolwiek uwagi.
Wiatr znów owiał jej sylwetkę, i tym razem Clarissa zatrzymała się na moment. Zadrżała na całym ciele, kuląc się w sobie. Ten podmuch był jeszcze gorszy od poprzedniego. Do licha, skąd takie pogorszenie pogody? Nic takiego nie zapowiadali. Jeszcze przez przynajmniej dwa tygodnie miało być w miarę ciepło i słonecznie.
Marsz wznowiła dopiero po dłuższej chwili. Przyspieszyła jednak kroku, rozglądając się co chwila niespokojnie. Miała niejasne przeczucie, że ktoś ją obserwuje. Czuła na sobie czyjeś spojrzenie. I nawet jeśli to była tylko jej paranoja, to nie dawało jej to ani na moment spokoju.
Znam to uczucie. – pomyślała, w pośpiechu mijając kolejny rząd namiotów. Tylko w jednym z nich paliło się światło, ale nikt nie wyszedł z niego; na całe szczęście. Clarissa nie czuła się teraz na siłach, aby tłumaczyć się z tego, skąd się tu wzięła. – Znam je bardzo dobrze.
Nie mogła sobie jednak teraz za żadne skarby przypomnieć, skąd je zna. Adrenalina pulsowała w jej żyłach, wymuszając na niej to, aby skupiła się teraz tylko na jak najszybszym dotarciu do auta. Wszystko inne było już mniej ważne.
- Myśl, głupia, myśl. – zaklęła pod nosem, skręcając nagle w bok, żeby ominąć wysoki krzew, jaki rósł pomiędzy dwoma niedużymi namiotami. Skąd znasz to uczucie? No skąd?
Nagle Clarissa stanęła jak wryta, wszystko sobie przypominając.
- O nie. – wyszeptała. Znów zadrżała, ale tym razem nie z zimna. Nie… tym razem jej ciało przeszyło nie zimno, ale strach. – Nie, nie, nie, nie… tylko nie to… – Rissa obróciła się powoli wokół własnej osi. Szukała czegoś – czegokolwiek – co by udowodniło jej, że jednak się myli, że to tylko paranoja wywołuje u niej takie przeczucia.
Ale się nie myliła. Wiedziała to, i zaraz miała się o tym przekonać na własnej skórze.
Najpierw kątem oka dostrzegła nienaturalnie jasną jak na tę porę doby zieleń. Ostrożnie przeniosła spojrzenie w tamtą stronę i dostrzegła, że była to mgła.
Zielona mgła… i co jeszcze? Co tu jeszcze jest? Jej spojrzenie powędrowało ku górze, szukając tego, kto był za tę anomalię odpowiedzialny.
Znalazła go bardzo szybko.
Stał pośród tej dziwnej mgły, patrząc się prosto na nią. Ubrany był cały na czarno. Na głowie miał wysoki, czarny kapelusz. Miał bladą cerę i widoczne już z daleka jasne oczy. Włosy miał długie do ramion i czarne jak noc, która ich otaczała.
- O Boże. – wymamrotała Clarissa. Była tak przerażona, że nie była się w stanie nigdzie ruszyć. – To duch.
A/N:
To nie jest moje pierwsze opowiadanie z tego uniwersum. Swego czasu napisałam już dwa opowiadania o „American Horror Story" – jedno odnośnie uniwersum pierwszego sezonu, a drugie będące alternatywnym uniwersum sezonu drugiego. Oba jednak były tylko takim moim „treningiem", więc są dość przeciętne – a co za tym idzie, zdecydowałam się ich tu nie umieszczać. Na pomysł na to opowiadanie wpadłam nagle, oglądając trzeci odcinek czwartego sezonu AHS, i nie mogłam się od niego odpędzić.
Jak widać od razu, mamy tu do czynienia z alternatywnym uniwersum. Maggie i Jimmy są obecni na terenie obozu w noc Halloween. Stało się tak, aby Maggie mogła spotkać się z Clarissą, i aby inne, przyszłe wydarzenia, mogły mieć miejsce.
Zwiastun do tego opowiadania pojawi się – i to niebawem. Mam już zrobiony początek i koniec filmu – brakuje mi tylko około dwóch minut środka. Powinien jednak zostać skończony już niedługo – być może jeszcze przed końcem tego tygodnia. Jeśli tylko skończę go i opublikuję na moim koncie YouTube, dam o tym znać w notatce pod następnym publikowanym rozdziałem.
