Od jakiegoś czasu Zoro bardzo uważnie przyglądał się Sanjiemu- rzecz jasna w tych momentach, w których akurat nie spał. Nie wiedział dlaczego, ale czuł się przy nim podejrzanie niespokojny, zdecydowanie coś z tym chłopakiem musiało być nie tak.
- Znowu się na mnie gapisz, glonie!- zawołał blondyn, tym samym wyrywając szermierza z zamyślenia. Ten skrzywił się od razu.
- Nie schlebiaj tak sobie!- warknął, wstając w tym samym momencie i odwrócił się w stronę morza, by pod żadnym pozorem nie kusiło go by znowu spojrzeć.- Zupełnie jakbym nie miał nic lepszego do roboty.
- A masz?- zaśmiał się kuk, choć Zoro początkowo nie zrozumiał jego dwuznaczności. Może naprawdę miał ptasi móżdżek?
- Daj mi spokój, nędzny kucharzyno!
- Oi, przestańcie się kłócić.- powiedział Luffy, wychodząc z kuchni i klepiąc się po pełnym brzuchu.
- A ty czego tam szukałeś?!- krzyknął Sanji, jednym kopnięciem powalając kapitana na ziemię.
- Przepraszam..
- Zamknąć się, durnie!- ryknęła Nami, wychodząc na pokład, a wszyscy momentalnie ucichli, szczerze obawiając się nawigatorki. Nawet kucharz się tym razem powstrzymał.- Zmieniamy na chwilę kierunek, musimy kupić kilka desek, żeby podreperować Merry zanim dopłyniemy do Water 7.- uśmiechnęła się szeroko, mrużąc przez słońce powieki i wskazała na wyłaniającą się na horyzoncie wyspę.- Sanji, zajmiesz się sterem?
- Co tylko rozkażesz, Nami-swan!
Zoro prychnął głośno, jednak dziewczyna całkowicie to zignorowała.
- Już niedaleko, jestem taki podekscytowany! Na pewno mają tam dużo pysznego mięsa.- zaślinił się Luffy.- Mięsko!
- Oi, Luffy! Skończ biegać po pokładzie i nam pomóż.
- A może ja mogę wam się do czegoś przydać?- spytała z uśmiechem Robin, wracając właśnie od Choppera, u którego czytała książkę.
- Nie ma takiej potrzeby, możesz jeszcze poczytać, jeśli chcesz.- odpowiedział wesoło Usopp, kończąc właśnie przygotowywanie listy niezbędnych rzeczy.
Zoro bardzo szybko załatwił swoje sprawy na tej wyspie. A tak właściwie to od razu, bo i żadnych nie miał. Przechadzał się leniwie po mieście, ciesząc chwilą wolności od tej chorej bandy głośnych kretynów i nim zdążył się zorientować, już nie wiedział gdzie się znajduje. Ale było tam niesamowicie spokojnie i nawet uśmiechnął się do siebie, rezygnując z dalszej drogi, po czym usiadł pod jednym z drzew, których dookoła było naprawdę sporo.
Widok był odprężający, śpiew ptaków tworzył całkiem przyjemną dla ucha muzykę i..
- Oi, co ty tu robisz, głupi Marimo?- usłyszał ten, tak dobrze znany mu głos i od razu zacisnął mocniej zęby.
- To chyba ja powienienem cię o to spytać, kucharzyku.
- Szedłem za tobą.- odpowiedział Sanji bez najmniejszego zawahania i usiadł sobie tuż obok zielonowłosego, nie zwracając uwagi na to, jak bardzo szermierzowi to nie odpowiadało.
- Po jaką cholerę za mną lazłeś?- warknął Zoro, odruchowo uderzając go łokciem w ramię. Blondyn nie zareagował, zamiast tego posyłając mu tak słodki uśmiech, że Roronoa nie był w stanie otrząsnąć się ze zdezorientowania, gdy jego serce nagle zaczęło bić trochę jakby szybciej.
- Po prostu byłem ciekaw.
- Lepiej sobie daruj.
- Wiesz..- zaczął Sanji, ale przerwał na chwilę.- Lubię się z tobą kłócić. Naprawdę jesteś skończonym idiotą.
- Jak już skończyłeś, to lepiej się wynoś, durniu.
- Nie skończyłem! Chciałem powiedzieć, że czasem też chciałbym z tobą normalnie pogadać.
- Czego ty oczekujesz?- prychnął Zoro, podpierając się na jednym z mieczy, żeby płynniej wstać. Spojrzał jeszcze raz na towarzysza i szczerze się zdziwił, kiedy dostrzegł na jego twarzy smutek. A może mu się wydawało?- Ty! Wstawaj.- wyciągnął dłoń w kierunku kucharza, a kiedy ten ją uścisnął, pociągnął go mocno, aż ten nie stanął pewnie.
- Wracamy już?- spytał blondyn, wyjmując z kieszeni marynarki papierosa i odpalając go bez pośpiechu.
- Tak. Chciałbym jeszcze coś zjeść, nim wrócimy na statek.
- Moje jedzenie ci nie smakuje?!- oburzył się od razu kuk, co wywołało u Roronoy atak śmiechu. Opanował się dopiero kiedy dostał solidnego kopniaka.
- Smakuje, jak najbardziej. Lepiej to zapamiętaj, bo już nigdy więcej tych słów z moich ust nie usłyszysz! Po prostu zdechnę z głodu, nim w ogóle dojdziemy na statek.
- Głupek, dłużej trzeba było siedzieć pod tym drzewkiem.
- Mówiłeś coś?!
- Mam powtórzyć?- warknął kucharz, jednak zielonowłosy, ku jego zdziwieniu już nie odpowiedział.
Całą drogę szli w milczeniu. Nie była to jednak krępująca cisza i żaden nawet nie miał zamiaru jej przerywać. Jedynie Sanji spoglądał co jakiś czas w kierunku zielonowłosego, chcąc się upewnić czy ten aby na pewno dalej idzie obok niego. W końcu udało im się też znaleźć restaurację i pokłócić trzy, bo blondyn nie miał zamiaru samemu płacić za swój posiłek, skoro to szermierz go zaprosił, aż ten później i tak uległ i kłócąc się kolejne dwa, wrócili na pokład. Nikt nawet nie zdawał się zwracać na nich uwagi.
Szermierz usiadł we względnie najspokojniejszym miejscu i zasnął bardzo szybko, całkowicie ignorując krzyki reszty załogi, która przygotowywała statek do odpłynięcia.
- Postawić żagle! Log Pose wskazuje na wschód!- wołała Nami, kolejno wydając rozkazy i kurczowo trzymając się dłońmi barierki.
- Nami-swan! Robin-chwan! Spróbujcie mojego nowego drinka!- Sanji wybiegł z kuchni, kolejno, już spokojniej, podchodząc do każdej z kobiet. Obie uśmiechnęły się z wdzięcznością, ale rudowłosa bardzo szybko znowu zaczęła krzyczeć. A każdy mógł odetchnąć z ulgą, dopiero kiedy wypłynęli na pełne morze.
- Czy to w porządku, że siedzisz tu cały czas sam?- spytał blondyn, nieprawdopodobnie spokojnie i usiadł obok towarzysza, stawiając przed nim kubek z gorącą czekoladą. Była już późna noc, wszyscy poza tą dwójką spali, a w dodatku było nieprzyjemnie zimno.
- Sądzisz, że potrzeba mi twojego towarzystwa?- zapytał nieprzyjemnie Zoro, jednak z niemym podziękowaniem wziął kubek parującego napoju, by rozgrzać sobie dłonie i stwierdził, że nawet coś tak prostego, przygotowane przez Sanjiego smakuje przepysznie.
- Co w takim razie bym tu robił?- ten zaśmiał się w odpowiedzi.
- Ostatnio coś często za mną łazisz.
- Przeszkadza ci to?
- A żebyś wiedział, durniu.- Roronoa chciał uderzyć kuka, ale ten zadziwiająco łatwo go powstrzymał. Później wszystko działo się bardzo szybko. Stłuczony kubek, czekolada rozlewająca się po pokładzie, Sanji siadający okrakiem na zielonowłosym i ich usta łączące się w pocałunku.
Szermierz był w tak dużym szoku, że nawet własne ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Minęła dłuższa chwila, nim zdołał od siebie odsunąć kucharza.
- Co ty do cholery robisz, popieprzony idioto?!- krzyknął, ale blondyn od razu przyłożył palec do jego ust.
- Chyba nie chcesz pobudzić załogi.
- Złaź ze mnie w tej chwili.- warknął, ale już znacznie ciszej. Gdyby reszta się zjawiła, nie było takiej możliwości, żeby Zoro udało się wyjaśnić im co tam tak naprawdę zaszło.
- Dalej się nie zorientowałeś, że nie zamierzam tego zrobić, głupku?- spytał Sanji z pewnym siebie uśmiechem i przesunął dłońmi po nagim torsie chłopaka, wyraźnie rozkoszując się tym doznaniem. Zoro zamarł, jednocześnie przyglądając mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. I zupełnie nie miał pojęcia dlaczego ten durnowaty kucharzyk nagle odpieprza coś takiego. Przechodziły go dreszcze, kiedy widział w jaki sposób on na niego patrzył i jak ostrożnie dotykał jego ciała. Nie wiedząc czemu, nie potrafił mu przerwać.
Kuk znów go pocałował. Robił to z nieopisanym uczuciem i dało się także wyczuć w tej pieszczocie rosnące z każdym ruchem warg pożądanie. Dłonie Sanjiego błądziły nieznacznie po umięśnionym ciele szermierza, zupełnie jakby chciały dobrze poznać i zapamiętać każdy jego kawałek. Marimo pomału zaczynał mu ulegać, choć sam nie rozumiał jak to możliwe. Przewrócił blondyna na plecy, pogłębiając jego pocałunek i przeklnął się w duchu na widok szczerej aprobaty tego zboczonego kucharza.
- Jesteś masochistą?- spytał po chwili, kiedy odsunął się od niego, by zaczerpnąć powietrza.
- A jeśli tak, to co?- Sanji uśmiechnął się znacząco, przejeżdżając dłońmi wzdłuż pleców mężczyzny, by w końcu zacisnąć palce na jego pośladkach.
- To może lepiej, bo nie zamierzam się z tobą delikatnie obchodzić.- na ustach zielonowłosego również pojawił się uśmiech, chociaż wyglądał on mało przyjemnie. Nawet jeśli się poddał, to zamierzał wyjść z tego zwycięsko.
- Nikt cię o to nie prosił.- odparł blondyn, po czym oblizał niemal lubieżnie wargi.
Bardzo sprawnie Zoro poradził sobie z ubraniem Sanjiego, jednocześnie reagując na jego gest pocałunkiem, który bardzo szybko stał się brutalny i nieprawdopodobnie zachłanny. Oboje czuli w ustach metaliczny posmak krwi, ale nawet nie byli pewni czyjej. Noc bardzo szybko przestała być zimna, a szermierz poznawał w pośpiechu ciało kuka, tak jak ten poznawał wcześniej jego i znakował je w przeróżny sposób, chcąc by blondyn zapamiętał dobrze na co się zdobył. Przesunął wzrokiem po chętnym ciele kucharza i niezwykle usatysfakcjonowało go wyraźne podniecenie kochanka, który jęczał przy każdym jego intensywniejszym, a co za tym idzie, bardziej ekscytującym dotyku, ledwo powstrzymując krzyk, kiedy ten zaczął pieścić jego pobudzonego penisa. Był rozpalony, pragnął zielonowłosego, na przemian sięgał po pocałunki, gryzł go w ramię, albo drapał po plecach. Zoro także nie pozostawał mu dłużnym, ale z pewnością wszystko co on robił zadawało większy ból.
Kiedy szermierz zorientował się, że z członka Sanjiego zaczyna już pomału sączyć się sperma, zabrał dłoń i jednym ruchem rozsunął jego uda. Obciągnął swoje spodnie do połowy ud i na nic nie czekając, wszedł w kuka, bez żadnego zawahania. Ten wygiął się mocno do tyłu, a niekontrolowany krzyk wydarł się z jego gardła. Zoro szybko zatkał mu usta pocałunkiem, a Sanji nie protestował, odwzajemniając go od razu.
Ruchy zielonowłosego były bardzo płynne i pewne i choć blondyn spodziewał się, że będą szybce, to sposób w jaki wykonywał je Roronoa, zdecydowanie sprawiał większą przyjemność.
- Z-Zoro.. T-tak..- zajęczał znowu kucharz, wypychając bardziej do góry biodra, by Marimo miał do nich lepszy dostęp. A ten, rzecz jasna, nie mógł się powstrzymać przed skorzystaniem z tak cudownej okazji. Teraz wbijał się idealnie w prostatę Sanjiego, wywołując tym samym u niego silne dreszcze. Czuł jak mięśnie kuka zaciskają się na jego penisie i był pewien, że już lada moment dojdzie. Mroczyło go, zapierało mu dech w piersi, czuł, że jego skóra płonie.
Blondyn szczytował jako pierwszy, ale niedługą chwilę po nim Zoro także miał orgazm. Jeden z lepszych w swoim życiu. A być może był nawet najlepszy?
Kiedy zielonowłosy się obudził, był w pokoju chłopców. Nikogo nie było już w środku. Chciał się podnieść, ale wtedy wszystkie jego mięśnie przeszył ból, co bardzo skutecznie przywróciło mu pamięć. Zaczął kląć, jego serce waliło jak oszalałe i nawet przez myśl przeszła mu chęć zabicia Sanjiego, gdy tylko wejdzie na pokład. Która w rzeczywistości go opuściła, kiedy tylko się tam znalazł. Kucharz nachylał się właśnie nad dziewczynami, podając im jakiś deser i zabawiając rozmową. Po chwili jednak się podniósł i spojrzał prosto na Roronoę. Ten cofnął się od razu, gotów do ucieczki, ale Sanji uśmiechnął się tylko i poruszył ustami, wypowiadając nieme słowa. Od teraz jestem twój.
