A/N: Kochani... Skończyliśmy "Znalezione szczęście", ale to nie oznacza, że Was porzucam. Szybciej, niż przypuszczałam powracam z całowitym AU, mając nadzieję, że i ta historia się spodoba. Wiem, że nie wszyscy popierają ów kierunek, ale zachęcam nawet największych sceptyków, nie zniechęcajcie się tak od razu. Może nie będzie tak źle! lol
Pierwszy kawałek dedykuję Zoji. To dla Ciebie, Złotko (i raz jeszcze przypominam- nie bij! ;-P)
1.
Jack Hudson nie zwykł się nad sobą użalać, ale to nie oznacza, że od czasu do czasu i jego nie dopadała chandra. Dziś jednak miał dobry powód, by siedzieć w tym zadymionym barze i samotnie sączyć (o dziwo) nie rozwodnionego drinka.
To nie było jego stałe miejsce. Zwykle pijał w niewielkiej knajpce, w której na co dzień zbierali się prawnicy jemu podobni, albo policjanci, jednak tego dnia nie potrzebował towarzystwa znajomych. Nie chciał, by widzieli jego klęskę i zadawali pytania, na które nie miał ochoty odpowiadać. Póki co, nikt nie musiał wiedzieć, że jego piękna żona przyprawiła mu rogi, a dziecko, na które tak się cieszył, nie było jego.
Nie mógł uwierzyć, że tak go oszukała! Kiedy po czterech latach małżeństwa nareszcie zgodziła się na maluszka, był wniebowzięty. Bardzo chciał zostać ojcem, więc na wieść, że Allie jest w ciąży, omal nie oszalał z radości. Czego wtedy nie wiedział, to że malec pod jej sercem był efektem gorącego romansu z jednym ze wspólników kancelarii, w której praktykował, romansu, który odkrył przypadkowo, gdy przedwcześnie wrócił ze służbowego wyjazdu.
Pani Hudson ewidentnie nie spodziewała się go w domu sądząc po tym, jak zajęta była w ich małżeńskim łóżku. Tak dalece zatraciła się w kochanku, że nawet nie usłyszała, jak jej mąż wchodzi do domu, a potem do sypialni i w pierwszej chwili nie dostrzegła jego zaszokowanego, a potem zniesmaczonego spojrzenia, dopóki nie rzucił kwaśno:
- No więc, jak długo to już trwa, Allie?
Dopiero te słowa zastopowały dwoje cudzołożników, którzy zastygli w przerażeniu i nie byli w stanie wydusić słowa, tylko desperacko próbowali okryć swoją nagość, jakby wcześniej nie widział ich w całej wątpliwej krasie.
- Wiesz co? Nie odpowiadaj. Nie chcę wiedzieć.- dorzucił.- Interesuje mnie tylko jedno… To moje, czy jego dziecko?- spytał i zanim zdążyła znów skłamać, wyczytał prawdę z jej kłamliwych oczu.- Rozumiem.- stwierdził na pozór sarkastycznie, choć jego serce rozpadło się na miliony kawałków. W tej jednej chwili stracił wszystko, z największym marzeniem włącznie. Mógł więc zrobić tylko jedną rzecz…- Mój prawnik skontaktuje się z tobą w sprawie rozwodu. Możesz zachować dom, ale nie licz na alimenty, ani więcej aktywów, jakie przewiduje prawo. Wiedz, że zażądam orzeczenia o twojej winie i liczę, że nie będziesz oponować. Miej choć na tyle godności, by przyznać się do spaprania naszego małżeństwa.- mówił.
- Jack, ja…- wyjąkała wreszcie, lecz ją powstrzymał.
- Oszczędź sobie, Allie.- Nie mam ochoty słuchać kolejnych kłamstw. Bądź tak dobra i spakuj resztę moich rzeczy, a potem odeślij na adres naszego mieszkania w Waszyngtonie, które, tak na marginesie, zamierzam zatrzymać. Potem nie chcę cię już widzieć na oczy, ani kontaktować się w jakikolwiek sposób. Zapomnij, że byłem twoim mężem, bo ja, jak cholera, zamierzam zapomnieć, że byłaś moją żoną.- stwierdził, a na odchodnym dorzucił:- Zastanów się, co powiesz swoim rodzicom, „żono".- powiedział z ironią.- James i Ella z pewnością będą rozczarowani, gdy usłyszą, jaką mają dwulicową córkę. Nie próbuj im też wmawiać, że to moja wina. Pamiętaj, że dziecko, które nosisz, jest niepodważalnym dowodem twojej zdrady.- przypomniał wiedząc, że nawet, gdyby chciała, było już za późno, by pozbyć się „problemu".
Nie powiedział już nic więcej, tylko odwrócił się na pięcie i zebrawszy porzucone w holu walizki raz na zawsze zostawił za sobą tamto życie i wiarołomną małżonkę. Jeszcze w samochodzie zadzwonił do znajomego prawnika specjalizującego się w rozwodach i polecił mu wszczęcie sprawy rozwodowej, a potem udał się do najbliższego hotelu, gdzie zamierzał spędzić noc. Tam zostawił bagaż i pieszo poszedł na kielicha, bo przecież miał prawo się napić po czymś takim.
Jedno wiedział na pewno. Nie zostanie w Nowym Jorku. Jutro rzuci robotę, a potem przeniesie się na stałe do D.C., gdzie już kilkakrotnie proponowano mu posadę. Tym razem zamierzał ją przyjąć…
Sześć szkockich później, wstawiony, ale (o dziwo) jeszcze niezupełnie pijany, wrócił do hotelowego pokoju i legł jak długi na łóżku, po czym zasnął.
Pal licho prysznic. Równie dobrze mógł go wziąć jutro. Teraz chciał tylko spać.
Następnego ranka zmył z siebie pozostałości poprzedniego wieczora, ogolił się, ubrał w jeden z lepszych garniturów i pojechał do kancelarii, gdzie szybko napisał swoją rezygnację. Osobiście doręczył ją szefowi, który, choć zdumiony, nie miał innego wyjścia, jak ją przyjąć.
- Żal tracić tak zdolnego prawnika, ale jeśli tego właśnie chcesz, Jack, to oczywiście przychylam się do twojej prośby.
- Dziękuję, sir.- odpowiedział brunet i uścisnąwszy dłoń byłego przełożonego poszedł opróżnić swój gabinet. Pół godziny potem nie miał już nic wspólnego z firmą „Jordan, Harris i Wspólnicy". Jeszcze tylko szybki kurs do prawnika, by podpisać papiery rozwodowe, które potem miały trafić do Allie, no i w drogę do Waszyngtonu!
- Hmmm…- mruknął pod nosem.- Kiedy już tam dojadę i się urządzę, może podskoczę na parę dni do rodziców?
Jakby nie patrzeć, informację o swoim rozwodzie powinien przekazać im osobiście, a nie przez telefon, czyż nie?
- Tak, to dobry pomysł.- powiedział sam do siebie i włączywszy się do ruchu przystąpił do realizacji swoich nowych postanowień.
Zaczynał dziś nowe życie i zamierzał dobrze to wykorzystać.
TBC
