-Weź się ogarnij. I przestań jarać to świństwo!
-Przestań… - przewrócił oczami blondyn. - Od kiedy jesteś moją matką, co? Nic mi się nie stanie.
-Stanie-nie stanie, to mnie nie obchodzi - warknął drugi chłopak, kładąc nogi na blacie stołu - ale mi to przeszkadza. Chcesz palić to coś - wskazał brodą na skręta trzymanego w ustach przez blondyna - to proszę bardzo, ale na balkonie.
-Ech, drażliwy jesteś… - marudził blondyn, ale posłusznie zwlókł się z fotela i wyszedł na balkon, wpuszczając chłodne, nocne powietrze do mieszkania.
Drugi chłopak westchnął głęboko, po czym po głębszym namyśle ściągnął nogi z mebla. Nie spodziewał się, żeby jego współlokator miał zamiar po nim sprzątać biorąc pod uwagę jego stosunek do czegokolwiek w tym momencie, a chłopak o białych włosach nie miał najmniejszej ochoty sam robić za kurę domową.
-Matthew, przypomnij mi, dlaczego ćpasz - zapytał jakby od niechcenia chłopaka na balkonie. Tamten odpowiedział mu śmiechem.
-Odpowiedzieć ci szczerze, czy tradycyjną gadkę w stylu "nikt mnie nie kocha"?
-Powiedz prawdę, Matt. Przecież widzę, że coś ci leży na sercu.
-W takim razie… Nikt mnie nie kocha! Ani rodzinka, ani ten idiota!
-Idiota, czyli kto? - dopytywał się dalej białowłosy; także wyszedł na balkon. Pod nim rozciągała się panorama miasta, utworzona z różnokolorowych świateł - bądź co bądź, taki widok wynagradzał nieco fakt, że musiał wdrapywać się na dziesiąte piętro, gdzie mieściło się jego mieszkanie.
Nasze, poprawił się.
Odkąd wprowadził tu się ten Kanadyjczyk, jego życie stanęło na głowie.
Matthew popatrzył się z uśmiechem na białowłosego; nabrał dymu w usta i dmuchnął nim prosto w twarz drugiemu chłopakowi. Ten zakaszlał i szybko pomachał rękami, by odgonić od siebie gryzący dym.
-Odbiło ci?! - warknął białowłosy. Matthew tylko się zaśmiał.
-Przepraszam, Gilbercie - powiedział, ale w jego głosie nie było ani cienia poczucia winy.
Gilbert zastanawiał się, jak z tego miłego, poukładanego chłopaka mogło zostać coś takiego; pamiętał Matthewa z widzenia, bo już przez jakiś czas chodzili do tej samej klasy w szkole - zawsze wydawał się taki… spokojny - delikatny chłopaczek z dobrego domu, który nigdy nie wychyli się przed szereg.
Taki się wydawał.
Gdy tylko Gilbert poznał go bliżej, ten okazał się złośliwym ćpunem bez skrupułów.
Milutko.
-Jaki idiota? - zapytał po raz kolejny Gilbert, opierając się na barierce i wychylając się mocno.
-Ech… -Matthew pokręcił głową. - Nazywa się Francis… Kojarzysz, z tej o rok starszej klasy.
-Ten, na którego lecą wszystkie fajne laski - pokiwał głową białowłosy, niebezpiecznie balansując na granicy barierki.
Gdyby tak można było spaść…
-Nie tylko laski… Dobry facet to dobry facet - wzruszył ramionami blondyn. - Gej się też połasi… No i mamy złamane serce! Ech, nawet nie złamane - on prawdopodobnie nawet mnie nie kojarzy, tak jak większość naszej kochanej klasy.
-Nie narzekaj. Mogło być gorzej.
-"Mogło być gorzej" - przedrzeźniał go Matthew wysokim głosem; zaczynał już działać Gilbertowi na nerwy. - Jak niby?! Moi kochani rodzice wywalili z domu Alfreda, bo się dowiedzieli, że umawia się od jakiegoś czasu z chłopakiem! W domu piekło, w szkole piekło - ale zawsze mogło być gorzej, prawda?
Gilbert spojrzał w dół, na tysiące świateł - ciekawe, czy ktoś tam przechodzi na dole…
Ciekawe, czy by się zdziwił, gdyby koło niego spadło ciało. Białowłosy nie mógł się tylko zdecydować czyje - czy jego, czy Matthewa.
-Idę spać - zadecydował, rezygnując ostatecznie ze swego planu.
-Branoc - mruknął blondyn.
Gilbert miał ochotę mocno mu przywalić,a le nie mógł się na to zdobyć - tamten wyglądał tak niewinnie, tak delikatnie, jak lalka z porcelany.
Gdybyś tylko wiedział, jak naprawdę wygląda piekło, pomyślał, ale na głos nie powiedział już nic.
Bum, nowy fic tak szybko! :D Przepraszam z góry za lekkie odbieganie od oryginalnych charakterów postaci. Wszystko się wyjaśni... Wkrótce ;) Pozdrawiam!
