Osa na parapecie była ledwo żywa. Co jakiś czas podrywała się w górę, bijąc w szybę w desperackiej próbie wydostania się na wolność, by zaraz upaść z powrotem, żałośnie bzycząc. Deszcz po drugiej stronie miarowo uderzał w uchylone okno, przez które co chwilę wpadał silniejszy podmuch chłodnego powietrza. Poruszał firanką, ożywiał umierającego owada i dotykał nagiego ciała siedzącego na łóżku.
Nie było żadnych innych dźwięków, tylko szum deszczu i bzyczenie osy.
Materac ugiął się, gdy ktoś przesunął się na łóżku. Czyjeś kolano, odziane w szorstki materiał spranych dżinsów, dotknęło gołych pleców siedzącego. Ten jednak nie poruszył się, nawet gdy ciepłe dłonie oparły się na jego biodrach. Po karku przepłynął powiew oddechu, tak różny od zimnego powietrza zza okna.
- Lovino – usłyszał i wtedy zadrżał. Poczuł lekki pocałunek tuż za uchem.
Lewa dłoń niespiesznie przesunęła się po skórze napiętej od chłodu, musnęła opuszkami palców żebra, zahaczyła paznokciami o wyprężony sutek i tam już pozostała, drażniąc i pieszcząc. Lovino westchnął, jego ciało się wygięło.
Prawa ręka kreśliła palcem wzory na delikatnej skórze opiętej na biodrze. Potem nagle, bez ostrzeżenia wsunęła się w zagłębienie pachwin. Lovino jęknął w proteście, chwytając dłonie tak bezczelnie pieszczące jego ciało.
- Chcesz, żebym cię dotykał? – usłyszał za uchem. Język przesunął się po jego karku, a niepowstrzymana dłoń musnęła podbrzusze.
- I-idiota – wyjąkał, gdy palce zacisnęły się na jego piersi. – Przecież mnie dotykasz.
- Więc nie chcesz?
Nie mógł odpowiedzieć, potrząsnął tylko głową.
- Ja mam inne wrażenie – słowa drażniły, szeptane tuż przy wilgotnej skórze. – Spójrz, jak rozchylasz nogi. Twoje ciało dokładnie wie, czego chce.
Chwycił go mocno i zaczął poruszać ręką. Lovino jęknął przeciągle, bezskutecznie próbując powstrzymać dłoń, wbijając w nią paznokcie. Jego opór jednak słabł.
Nie potrafił uspokoić oddechu. Całe ciało pragnęło dotyku, nagle tak bardzo wrażliwe na chłód bijący od okna. Każdy dźwięk, jaki wyrywał mu się z ust, zdawał się zwielokrotniony, zagłuszał szum deszczu i zapomnianą dawno osę. Zatracał poczucie rzeczywistości, jakby jego świat składał się tylko z tych natarczywych dłoni, miękkiego głosu za uchem i pragnienia więcej, wciąż więcej.
Był bliski spełnienia.
- Czego chcesz? – usłyszał. Dłoń przestała się poruszać, na co jęknął w proteście. – Powiedz mi, co mam teraz zrobić?
Oddychając ciężko, Lovino odwrócił twarz w bok, szukając ust. Gdy ich wargi niemal się zetknęły, powiedział drżącym głosem, czekając na pocałunek.
- Kochaj mnie…
Pocałunek jednak nie nastąpił. Jak przez mgłę widział, że usta, które były tak blisko, wyginają się w uśmiechu.
- Nie mogę cię pokochać – usłyszał, a ciepły oddech owiał mu wargi.
Potem szum deszczu zagłuszył wszystko.
A/N: Repost z dA. Napisane jako prolog do czegoś dłuższego, jednak pomysł został zarzucony, a powyższe pozostało drabblem, coś w temacie snu o niespełnionej miłości. Możliwe pewne nieścisłości charakterowe.
