- Że co? - Shizuo krzyknął, strasząc ludzi mijających go na chodniku.
- Mówię, że Orihara-kun jest w szpitalu. Nieprzytomny. Sądzę, że mimo wszystko powinieneś wiedzieć. - Shinra starał się mówić jak najspokojniejszym głosem, ale Shizuo, nawet przez telefon, wyczuł, że jest on bardzo zaniepokojony.
- Nie obchodzi mnie ten cholerny drań. - burknął - Ale dobrze wiedzieć, będę miał spokój przez jakiś czas. Chociaż... znając jego, szybko się wyliże i znów będzie się panoszył po Ikebukuro. - ciężko westchnął. Shinra przez pewien czas milczał, a później wziął głęboki oddech i powiedział:
- Shizuo-kun, ja wiem, jaki on jest, wiem, jaka jest wasza znajomość, ale on o mało nie umarł. A raczej nie został zabity. Przez całą noc lekarze walczyli o jego życie. Nawet wobec niego mógłbyś wykazać trochę współczucia. Wiem, że potrafisz. - tym razem to Shizuo milczał, żeby po chwili, cichym, przypominającym warknięcie głosem rzucić:
- Zabity? Ktoś mu to zrobił?
- Tak. - Shinra krótko odpowiedział, a później upuścił telefon, przestraszony dzikim rykiem wściekłości Shizuo. Wiedział, że teraz były barman się przejął. Przecież to on, Heiwajima Shizuo, miał być tym, który wyśle Izayę na tamten świat. Shinra podniósł telefon, rozłączył się i schował go do kieszeni. Usiadł na szpitalnej ławce, obok Celty, na której twarzy, gdyby ją miała, widać byłoby zmartwienie - Znając Shizuo, zaraz się tutaj zjawi, po drodze demolując pół miasta. – zaśmiał się - Nie spodobało mu się, że ktokolwiek inny próbował go zabić. - skinieniem głowy wskazał w stronę pokoju, w którym leżał Izaya. Celty, gdyby mogła, uśmiechnęłaby się lekko.
Shinra jednak nieco się pomylił, minęła już godzina, robiło się późno, a Shizuo jeszcze się nie pojawił. Postanowił wrócić do domu, siedzeniem na ławce w niczym nie pomógłby Izayi, a sam był już zmęczony, ponieważ nie przespał nocy.
Kiedy szpital już opustoszał i zostali w nim niemal tylko pacjenci i personel, do budynku wszedł wysoki blondyn w stroju barmana. Pielęgniarki rozpoznały w nim zniesławioną bestię Ikebukuro, więc nawet nie próbowały go zatrzymać, mimo, że czas odwiedzin już dawno się skończył.
Shizuo mamrotał pod nosem różne przekleństwa i kierował się bezpośrednio w stronę pokoju, którego numer podał mu Shinra. Gdy znalazł się na odpowiednim piętrze, rozejrzał się dookoła z niezadowoloną miną. Na korytarzu było raczej ciemno i przygnębiająco, co jeszcze bardziej pogorszyło jego humor. Sam nie wiedział, dlaczego tu przyszedł. Ciężko westchnął i ściągnął swoje niebieskie okulary, przez które teraz niemal nic nie widział. Z naprzeciwka nadchodziła pielęgniarka. Nie zwrócił na nią zbytniej uwagi, dopóki nie powstrzymała go przed otworzeniem drzwi, mówiąc:
- Proszę pana, bardzo przepraszam, ale tutaj nie wolno wchodzić. - Shizuo ledwo się powstrzymał przed zdemolowaniem szpitalnego korytarza. Nic nie odpowiedział, ale posłusznie puścił klamkę. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że ściana pokoju jest przeszklona. Stanął przy niej i spojrzał do środka. W centralnej części pomieszczenia stało łóżko, otoczone różnymi szpitalnymi urządzeniami, do których, za pomocą wielu rurek i kabelków, podłączony był Izaya. Na jego widok dłonie Shizuo odruchowo zacisnęły się w pięści, ale po chwili się rozluźniły. Shizuo dokładniej przyjrzał się leżącemu mężczyźnie i, w tym momencie, nieprzytomny, niemal cały owinięty bandażami, wydał mu się niezwykle drobny, delikatny i bezbronny. Gdy sens tej myśli dotarł do niego, aż się wzdrygnął i powiedział do siebie:
- On nie jest bezbronny. - jednak w jego głosie brak było przekonania.
Minęło siedem dni od momentu, gdy Izaya znalazł się w szpitalu. Jego stan był stabilny, jego życiu nic nie groziło, ale wciąż nie odzyskiwał przytomności. Celty wracała właśnie do domu po dostarczeniu jakiejś paczki, gdy przejeżdżała obok szpitala. Mimo tego, że było już po północy, postanowiła zajrzeć do środka. Szła szpitalnymi korytarzami, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Gdy już miała wyjść zza zakrętu, tuż obok pokoju, w którym leżał Izaya, wyczuła czyjąś obecność. Obecność dobrze znanej jej osoby. Dyskretnie wyjrzała zza rogu i, gdyby mogła, szeroko otworzyłaby usta i oczy w ogromnym zdziwieniu.
Przy przeszklonej ścianie pokoju stał Shizuo, przedramieniem prawej ręki opierał się o gładką powierzchnię i zamyślonym spojrzeniem wpatrywał się we wnętrze pokoju. Po nieokreślonym czasie, który wydał się Celty wiecznością, oparł czoło o szybę i spuścił wzrok. Gdyby na szpitalnym łóżku leżałby ktokolwiek inny niż Izaya, Celty byłaby pewna, że Shizuo był zmartwiony i nieszczęśliwy. Ale to był Izaya, dlatego też zupełnie nie potrafiła zrozumieć tej sytuacji. Wzdrygnęła się, gdy Shizuo głośno westchnął i wyprostował się, a później odszedł, na szczęście idąc w przeciwnym kierunku.
- "Co tu się właściwie stało?" - pomyślała Celty, opierając się plecami o ścianę.
Następnego dnia Shinra dowiedział się, że teraz także odwiedzający mogą wchodzić do pokoju pacjenta. Niemal natychmiast, pchnięty przez lekarską część swojej natury, znalazł się tam, stawiając własną diagnozę. Tak na prawdę znał Izayę i jego ciało prawie tak dobrze, jak on sam. W końcu to do niego przychodził, kiedy sam nie mógł sobie poradzić ze wszystkimi obrażeniami, które zawdzięczał Shizuo. Dlatego też Shinra nie dziwił się tak, jak inni, kiedy Izaya wracał do zdrowia szybciej, niż „normalni" pacjenci. Jedynym problem było tylko to, że wciąż był nieprzytomny. I to martwiło Shinrę najbardziej. Westchnął, siadając na stołku obok łóżka.
W tym samym momencie Celty jechała ulicami Ikebukuro i zobaczyła Shizuo rozmawiającego z Simonem przed Russia Sushi. Zatrzymała się, zastanawiając, czy powinna mu powiedzieć o tym, że teraz może już wejść do sali z, dobrze znanym im, pacjentem. Trochę się bała, czy Shizuo natychmiast nie wyruszy w kierunku szpitala, żeby zamordować swojego odwiecznego wroga, ale zaraz przypomniała jej się scena z poprzedniej nocy. Podjechała bliżej i, gdy została zauważona, została żywo przywitana przez Simona. Shizuo z kolei lekko kiwnął głową, mamrocząc pod nosem:
- Yo. - po czym zaciągnął się papierosem.
- [Shinra powiedział, że można wchodzić do Izayi.] - napisała nieco niepewna. Shizuo zmarszczył brwi i wzruszył ramionami, a następnie machnął ręką na pożegnanie i odszedł.
- Shi-zu-o! Przyjdź kiedyś na sushi! Sushi dobre! Sushi pomoże zapomnieć o problemach!
Na ekranie telewizora pojawiły się napisy końcowe. Celty nieco rozluźniła dłonie, które nieświadomie zacisnęła w pięści, podczas oglądania programu o kosmitach. Dopiero teraz zauważyła, że Shinra spał z głową na jej kolanach. Delikatnie wstała, podkładając mu poduszkę i przeciągnęła się. Spojrzała na zegarek i zamyśliła się.
- "Północ... Ciekawe, czy..." - szybko spojrzała jeszcze raz na Shinrę, a później cichutko wyszła i pojechała do szpitala.
Zaparkowała przed budynkiem i tak, jak się spodziewała, zobaczyła Shizuo. Ostrożnie, żeby jej nie zauważył, skradała się za nim. Na korytarzu zatrzymał się, rozglądając dookoła, a później, jakby się wahając, chwycił za klamkę i wszedł do sali. Celty niepewnie zajrzała do środka, wciąż bojąc się, czy w Shizuo nie obudzą się mordercze instynkty, zwłaszcza teraz, gdy nic nie dzieliło go od nieprzytomnego mężczyzny. Na szczęście nic takiego się nie stało. Blondyn po prostu stał i patrzył. Gdy Celty upewniła się, że nie rozpocznie się żadna rzeź, powoli wycofała się i wróciła do domu. Wiedziała, że coś się zmieniło.
Shizuo stał przy łóżku i przyglądał się Izayi. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie odczuwał potrzeby zaciśnięcia dłoni na szyi informatora. Po długiej chwili usiadł na stołku. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął cicho mówić:
- ...i kto ci to w ogóle zrobił? Jak mogłeś na coś takiego pozwolić? Przecież nawet ja nie byłem nigdy w stanie jakoś szczególnie cię skrzywdzić, a co dopiero inni. Byłeś przecież... nietykalny.
Celty była niezwykle zaintrygowana zachowaniem Shizuo. Zastanawiała się, czy powinna tak robić, ale co noc, w tajemnicy, zaglądała do szpitala. I co noc była tak samo zdzwiona tym, co widziała. Shizuo przychodził każdego dnia i zostawał w szpitalu długi czas. Celty zauważyła, że zawsze coś mówił do Izayi. Była niezwykle ciekawa, co takiego, ale wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać.
- ...to nowy sposób znęcania się nade mną? Teraz zamiast robić to czynnie, robisz to biernie? Wolisz leżeć tutaj, na łóżku, nieprzytomny, niż uciekać zaułkami Ikebukuro? - Shizuo zamilkł na chwilę, a później wstał i przykucnął tuż przy łóżku. Przez jakiś czas przyglądał się jego twarzy, po czym wyciągnął rękę i odgarnął kosmyk czarnych włosów, które opadły na jego czoło - Brakuje mi ciebie, wiesz? - nagle dotarło do niego, co właśnie zrobił. Momentalnie zastygł w bezruchu, a później zerwał się na równe nogi, zasłaniając usta dłonią. Czuł, jak jego policzki robią się całe czerwone. Chwilę później wyszedł, a raczej niemal uciekł, z pokoju, a później ze szpitala.
Tom miał dzisiaj dobry dzień. Była bardzo ładna pogoda, z dłużnikami nie było żadnych problemów, więc jego praca wyglądała bardziej jak długi spacer niż zbieranie długów. Jednak Shizuo nie podzielał jego dobrego humoru, co bardzo go dziwiło. Zazwyczaj w takie dni blondyn chętnie z nim rozmawiał, od czasu do czasu nawet się uśmiechając, co normalnie nie zdarzało się często. Shizuo, nie licząc oczywiście jego ataków gniewu, w rzeczywistości był bardzo spokojną osobą, której odpowiadały takie bezproblemowe dni. Tom już od dłuższego czasu obserwował go kątem oka, zastanawiając się, co właściwie mogło się stać. Nagle dotarło do niego, że Shizuo wciąż się rozgląda, jakby szukał kogoś w tłumie ludzi przewijających się wokół nich.
- "Izaya" - pomyślał - "Przecież on uwielbia pojawiać się w takie piękne dni, psując dobry nastrój Shizuo. I dawno go nie widziałem, więc może... Ale przecież... czy on nie jest teraz w szpitalu?" - coś zdecydowanie mu nie pasowało - "Przecież Shizuo nie chciał go widzieć, bo tylko on był w stanie wywołać w nim natychmiastową, niepohamowaną wściekłość. Więc o co chodzi?"
- Shizuo, wszystko w porządku? - spytał. Były barman nie odpowiedział od razu, dopiero po chwili na niego spojrzał.
- Wszystko w porządku, Tom-san. Dlaczego pytasz? - Tom zmarszczył brwi. Jego towarzysz wyglądał na zdecydowanie nieobecnego myślami.
- Ach, tak tylko. - postanowił nie ciągnąć dalej tego tematu - Właściwie na dzisiaj już koniec, jesteś wolny. - dodał i zostawił Shizuo samego. Wiedział, że coś było nie tak i był pewien, że miało to związek z Izayą.
Pozostawiony sam sobie Shizuo poszedł do parku. Usiadł na ławce stojącej w słońcu i zapalił papierosa. Oparł się, odchylając głowę do tyłu. Przez chwilę spoglądał w oślepiająco jasne niebo, a później przymknął oczy, skupiając się na przyjemnie ciepłych promieniach słońca. To uczucie spokoju nie trwało długo, ponieważ zadzwonił jego telefon. Niechętnie sięgnął do kieszeni i odebrał. W słuchawce rozległ się radosny, podekscytowany głos Shinry:
- Izaya! Izaya się w końcu obudził. Odzyskał przytomność! - oczyma wyobraźni Shizuo widział jego szeroki uśmiech. Przymknął powieki i mimo, że Shinra wciąż mówił, przestał go słuchać. Dopiero, gdy się rozłączył i Shizuo zwrócił uwagę na to, że zrobiło się cicho, dotarło do niego, co Shinra właśnie mu przekazał. Gwałtownie wstał z ławki i szybkim krokiem ruszył w kierunku szpitala.
Już na korytarzu słychać było radosny monolog Shinry. Shizuo, nagle niepewny, powoli wszedł do środka. Shinra zamilkł na chwilę, żeby zaraz podejść do niego i znów zacząć gadać, zdaniem Shizuo, jakieś bzdury bez ładu i składu. Zirytowany spojrzał na łóżko, na którym, oparty o poduszki, siedział Izaya. Przez dłuższą chwilę spoglądali sobie w oczy, aż nagle Izaya powiedział:
- Shinra... Kto to jest?
W pomieszczeniu zapanowała niemal grobowa cisza. Shizuo otworzył szeroko oczy, nie będąc w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Shinra z kolei spoglądał to na Izayę, to na Shizuo. Po chwili, która wydawała się być wiecznością, Shizuo, nic nie mówiąc, odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami, aż ze ścian posypał się tynk.
- Shinra? - Izaya przerwał ciszę, wyglądając na zdezorientowanego.
- O cholera, o cholera, o cholera jasna. - lekarz powtarzał sam do siebie, chodząc w kółko po pokoju. Celty podeszła do niego i uspokajająco położyła mu rękę na ramieniu.
- [Porozmawiam z nim.] - napisała i szybkim krokiem wyszła.
Wychodząc ze szpitala Celty zastanawiała się, jak znajdzie Shizuo, ponieważ mógł być już daleko, ale, ku jej zaskoczeniu, siedział na murku przed budynkiem i palił papierosa. Podeszła i delikatnie dotknęła jego ramienia, a później usiadła obok. Shizuo wypuścił obłok dymu i spojrzał na nią:
- Czy on nie ma nic lepszego do roboty, niż psucie mi nerwów? - westchnął, nie dopuszczając do siebie myśli, że chciał, tak, chciał, usłyszeć znienawidzone "Shizu-chan".
- [On nic nie pamięta.] - blondyn nic nie powiedział, tylko spojrzał na nią pytająco - [Shinra mówi, że był tyle nieprzytomny ze względu na jakiś większy uraz głowy. I również przez to teraz nic nie pamięta. Nas też nie rozpoznał, ale byliśmy w szpitalu wcześniej, więc zdążyliśmy mu co nieco powiedzieć. A Ty pojawiłeś się tak nagle i...] - urwała, nie wiedząc, co dalej. Shizuo tylko przytaknął skinieniem głowy i spojrzał przed siebie. W końcu wstał:
- Wracam do domu. - rzucił i odszedł wolnym krokiem. Celty wróciła do szpitala, gdzie Shinra, strasznie chaotycznie, starał się wytłumaczyć coś Izayi, który kompletnie nie mógł zrozumieć, o co mu chodzi. Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Zdezorientowany Shinra złapał się za kieszeń, a później wyciągnął telefon i odebrał. Chwile później się rozłączył i, już w drzwiach, powiedział:
- Muszę wracać, mam pacjenta. Do zobaczenia, przyjdę jutro. - pomachał ręką na pożegnanie i wyszedł.
Celty przysiadła na stołku, zastanawiając się, co powinna teraz zrobić.
- Czy mogłabyś mi wytłumaczyć, co się właściwie stało? - spytał Izaya. Celty zastanowiła się chwilę, a później napisała:
- [To był Shizuo.]
- Shizuo?
- [Heiwajima Shizuo. Twój... Twój...]
- Mój?
- [Nie wiem. Od szkoły średniej się... nienawidzicie? Właściwie tak to zawsze wyglądało, w końcu Ty zawsze uprzykrzałeś mu życie, on próbował Cię zabić i tak dalej, i tak dalej. Tylko...]
- Tylko? - Izaya uporczywie wpatrywał się to w Celty, to w to, co do niego pisze.
- [Może nie powinnam Ci tego mówić, ale... Odkąd jesteś w szpitalu, przychodzi tu codziennie, a raczej co noc. I raczej bez morderczych zamiarów. Nie rozumiem tego.]
- Codziennie? - Izaya zmarszczył brwi, a za chwilę je rozluźnił, jakby nagle wróciła do niego jakaś ważna myśl - Codziennie... Rozumiem...
Shizuo stał właśnie przed szpitalem i wpatrywał się w jego okna. Niemal nigdzie nie paliło się światło, był przecież środek nocy. Wściekły sam na siebie nie miał pojęcia, jak się tutaj znalazł. Z domu wyszedł tylko po to, żeby zapalić, a nogi same go tutaj zaniosły.
- "Skoro już tu jestem..." - pomyślał, wolnym krokiem wchodząc do budynku, by chwilę później znaleźć się przed pokojem, który zajmował Izaya. Tym razem nie wchodził do środka, stanął na korytarzu, tylko spoglądając przez przeszkloną ścianę. Sam już nie rozumiał tego, co się działo. Nie wiedział, dlaczego przychodził tutaj codziennie. Nie wiedział, dlaczego ulżyło mu, kiedy dowiedział się, że Izaya jest przytomny. Nie wiedział, skąd wziął się ból w jego klatce piersiowej, gdy usłyszał "Kto to jest?" wypowiedziane tym samym głosem, który zawsze go obrażał, który używał tego znienawidzonego przezwiska. Nie wiedział.
Zamyślony Shizuo na początku nie zauważył, że Izaya obudził się i patrzy na niego. Wzdrygnął się, gdy ich spojrzenia się spotkały. Po dłuższej chwili Izaya machnął ręką, pokazując Shizuo, żeby wszedł do środka. Chcąc, nie chcąc, blondyn posłuchał.
- Przepraszam za wcześniej. - Shizuo nie wierzył w to, co słyszy. Izaya mówiący "przepraszam"? W dodatku do niego? Tak bardzo znienawidzonej przez niego bestii Ikebukuro? Z wrażenia aż usiadł na stołku obok łóżka, patrząc w podłogę. - I dziękuję. - Shizuo znów się wzdrygnął. Kolejne słowo, którego Izaya nie używał względem niego. - Za to, że mnie nie dobiłeś, kiedy leżałem nieprzytomny. - blondyn wciąż nie odpowiadał - Celty opowiedziała mi o wszystkim. No, może nie o wszystkim, ale ogólnie wiem, o co chodzi. Shizuo... - przez ciało Shizuo przebiegł dreszcz. "Shizuo". Jego imię brzmiało tak dziwnie, gdy było wypowiadane przez Izayę. Spojrzał na niego, co wcale nie pomogło mu w zrozumieniu sytuacji. Izaya uśmiechał się lekko, ale nie było w tym uśmiechu żadnego śladu starego Izayi. Żadnych dwuznaczności, ironii, sarkazmu, wyrazu twarzy, który wręcz krzyczy "nienawidzę cię".
- Nie rozumiem tego. W ogóle tego nie rozumiem. - Shizuo zaczął cicho - Nie powinieneś przepraszać. Nie powinieneś dziękować. Powinieneś mnie nienawidzić, obrażać. Powinieneś być sarkastycznym dupkiem z kompleksem boga. Nie powinieneś, nie powinieneś... - zatrzymał się na chwilę - ...używać mojego imienia, tylko to okropne "Shizu-chan", którego tak nienawidzę. Nie powinno tak być, Izaya. Nie powinno.
Izaya otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. Kolejna sytuacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Przecież Izaya zawsze miał coś do powiedzenia. Panowała cisza, dosyć niekomfortowa. Shizuo nie mógł tego znieść, podniósł się i odwrócił. Chciał wyjść, ale Izaya złapał go za rękaw koszuli.
- Ja... Celty mi powiedziała, że ty... - Shizuo odwrócił się w jego stronę, ale Izaya miał spuszczoną głowę - Powiedziała, że przychodziłeś codziennie. Ja... Nie wiem, może mi się tylko wydaje, może, może... Słyszałem, jak ktoś do mnie mówił. Dużo, długo, cicho i spokojnie. Ja... chciałem słuchać tego głosu, chciałem się obudzić, żeby zobaczyć, kto do mnie mówi. - dopiero teraz spojrzał na Shizuo, a w jego oczach brak było jego zwykłej pewności siebie. Blondyn już nie wiedział, co się dzieje dookoła niego, co on sam robi. Usiadł na brzegu łóżka i objął Izayę, przyciągając do siebie. On z kolei spiął się na chwilę, a później rozluźnił, opierając głowę o ramię Shizuo. Żaden z nich nic już więcej nie mówił. Tylko Shizuo powoli przesunął rękę z pleców Izayi na jego ramię i szyję, a później złapał go za podbródek, zmuszając go do spojrzenia sobie w oczy na krótką chwilę przed tym, jak go pocałował.
