Rozdział 1
Severus Snape wparował wściekły do klasy eliksirów z szóstym rokiem. Nie odetchnął jeszcze po wcześniejszej lekcji trzeciorocznych Puchonów, która zakończyła się widowiskowymi wybuchami pięciu kociołków, a teraz musiał zmierzyć się z najgorszym rocznikiem, jaki zdarzyło mu się uczyć. I nie chodziło o wiedzę, tych pożal się Merlinie, uczniów. W końcu, do klasy OWTMowej przyjmował tylko tych, którzy na SUMach zdobyli wybitny. O nie, tak się zdarzyło, że w tym roku wyjątkowo sporo Ślizgonów i Gryfonów kontynuowało swoją naukę eliksirów i to było powodem wszelakich kłopotów.
Faktem oczywistym było, że choć, w nie do końca wyjaśniony sposób, wojna w czarodziejskim świecie się skończyła, to wojna między tymi dwoma domami trwała z jeszcze większą zapalczywością. Na domiar złego, dziś dochodziło podekscytowanie z powodu 31 października. Pozostałe lekcje zostały odwołane, by bachory mogły w spokoju świętować Halloween, Samhain czy co tam chciały. Severus zaś wiedział z doświadczenia, że tego dnia, jeszcze nigdy nic dobrego się nie wydarzyło.
Mistrz Eliksirów stanął przed biurkiem, odwrócił się przodem do uczniów i rozejrzał po sali. Jak zwykle, czwórka Puchonów kuliła się z tyłu klasy za swoimi kociołkami. Przed nimi, lekko znudzeni, ulokowali się Krukoni, z ich nieodłączną barykadą z podręczników. Przód pomieszczenia zajmowali, po lewej Ślizgoni, po prawej Gryfoni. Wściekłe i piorunujące spojrzenia padały nieprzerwanie to z jednej, to z drugiej strony. Powietrze praktycznie iskrzyło od buzującej magii i tylko cud sprawiał, że na żadnej lekcji od początku roku, jeszcze nic nie wybuchło. Prym w mordowaniu się wzrokiem wiedli oczywiście Malfoy z Potterem. No właśnie, Potter. Snape nie mógł uwierzyć, że chłopak zdobył wybitny z eliksirów. Osobiście udał się do ministerstwa, by przejrzeć jego wypociny i był zaskoczony, że faktycznie ocena nie była przesadnie zawyżona z powodu nazwiska gówniarza. Przy okazji obejrzał prace Granger i Weasley'a, cała trójka wyjątkowo dobrze poradziła sobie z egzaminem. Gryzelda Marchbanks była pod wrażeniem ich wiedzy o eliksirze wielosokowym, przynajmniej coś pożytecznego wynikło z kradzieży jego ingrediencji. Gryfoni zawsze lepiej przyswajali wiedzę w praktyce niż w teorii, ten młody lew nie różnił się zbytnio od innych. Dziś jednak był nieobecny duchem i żadna zaczepka Draco nie przynosiła skutku, co mogło nieść za sobą nieprzewidziane konsekwencje.
Severus obserwował Pottera już od pewnego czasu i stwierdził, że od kilku dni jest on przygnębiony, zaś dziś jego stan określiłby praktycznie jako depresyjny. Sytuacja powtarzała się co roku i właściwie nie mógł zrozumieć, jak jego przyjaciele tego nie zauważają. Snape na jego miejscu kazałby się im wszystkim odpieprzyć na te kilka dni, w których opłakiwałby swoich rodziców. Zaś główny zainteresowany, gdy tylko zwracano na niego uwagę uśmiechał się, rozmawiał o bzdurach, jednak gdy tylko zostawiano go w spokoju, pogrążał się ponownie w swojej żałobie. Ale przecież chłopak nie umiał ukrywać emocji i był marnym kłamcą, czemu więc nikt nie interesował się jego stanem. Czyżby przejmująca samotność, która przebijała się podczas ich lekcji oklumencji w tamtym roku, nie była wybujałym urojeniem chłopaka.
Machnął różdżką w stronę tablicy, na której pojawiły się składniki i zaczął lekcję.
– Dziś spróbujecie uwarzyć eliksir odmładzający – po sali rozszedł się głośny jęk niezadowolenia. Wywar może nie był trudny, ale bardzo czasochłonny, nie było szansy na wcześniejsze zakończenie zajęć. – Zapewniam was, że nie obchodzi mnie wieczorna uczta i nie wyjdziecie stąd, dopóki wszyscy nie oddadzą mi swoich próbek. Do roboty! I nie spieszcie się zbytnio.
Uśmiechnął się złośliwie, zasiadając przy swoim biurku i biorąc do ręki dzisiejsze prace czwartoklasistów. Kończył właśnie zjadliwą odpowiedź na bzdury wypisane przez Amelię White, gdy wybuchł kociołek Pottera. Było to o tyle dziwne, że w końcowej fazie warzenia nie było możliwości eksplozji. Podniósł wzrok i spojrzał na chłopaka, który właśnie ścierał resztki eliksiru z twarzy. Będzie musiał dokładnie przebadać skład wytworzonej przez niego substancji.
– Cóż mogę powiedzieć, panie Potter. Proszę zebrać resztki tego, co panu zostało i oddać mi do oceny, choć oczywiście domyśla się pan, co pan otrzyma.
– Tak, panie profesorze.
Potter przelał jasnoróżową ciecz do fiolki i postawił ją na blacie. Oczyścił swoje stanowisko pracy i usiadł czekając na innych.
– Może pan już iść, panie Potter. Jeśli źle się pan poczuje, od razu ma się pan zgłosić do skrzydła szpitalnego, czy wyraziłem się jasno?
– Tak, proszę pana. Do widzenia, panie profesorze.
– Czemu Potter może już iść!
– Panie Malfoy, radzę skoncentrować się na własnym kociołku, nie na koledze.
– Ale...
– Panie Malfoy?
– Przepraszam, profesorze.
Jeszcze piętnaście minut i wszyscy powinni skończyć swoje eliksiry. Severus Snape westchnął w duchu i wrócił do pracy panny White.
Potter nie pojawił się na uczcie w Wielkiej Sali. Mistrz Eliksirów dowiedział się od Poppy Pomfrey, że przed kolacją, chłopak zgłosił się do skrzydła szpitalnego z pierwszymi objawami przeziębienia i dostał eliksir pieprzowy oraz został odesłany do łóżka w swoim dormitorium. Z czystym sumieniem Naczelny Postrach Hogwartu udał się na spoczynek w swoich kwaterach, w tym roku nic złego się nie wydarzyło.
~ II ~
Nota autora: Witajcie! Mam nadzieję, że komuś moja historia przypadnie do gustu i nie będę tylko zapychać inernetów. Tak na początek, króciutki rozdział, który ma być wstępem do całego opowiadania. Dodam, że pominęłam zupełnie siódmy, szósty i końcówkę piątego tomu. Tak, Syriusz u mnie żyje.
Postacie i świat przedstawiony należą do J.K. Rowling. Nie czerpię żadnych korzyści materialnych z powyższej publikacji.
