Tak, to ja. Znowu. Nie gadam tyle co zwykle, bo do tego fica to nie pasuje ;) Już drugi raz robię miniaturkę – i mi się to podoba! Mała rada : to ten gatunek ficów, które trzeba czytać trochę wolniej niż inne i jakby… bardziej się wczuć? Wtedy efekt będzie lepszy;)

Stoisz na krawędzi. Nie ma już odwrotu. Trzeba stąd spadać, jak to mówią. Wiatr uderza cię w twarz, jakby policzkuje. Dzwoni telefon, wyciągasz go szybko. Słyszysz ten głos. Jak dobrze, tylko ten głos chciałeś usłyszeć. Rozmawiasz. On nic nie rozumie, ty przepraszasz. Boi się, ty zresztą też. Panicznie. Ale cóż zrobić – trzeba tak postąpić. Przecież obiecałeś. Przełykasz ślinę, mrugasz kilka razy, by ta twarz była lepiej widoczna tam, z dołu. Choć nigdy nie będzie.

- Żegnaj.

Lecisz. Gdy uderzasz o ziemię, przez ułamek sekundy możesz jeszcze udawać, że osoba, która stała tam, na chodniku naprawdę tam była. Naprawdę istniała. Kiedy twoja głowa dotyka ziemi, trochę zbyt mocno, niż się spodziewałeś, wiesz, że teraz nie ma się co oszukiwać.

John Watson nigdy nie istniał.