NOTKA ODAUTORSKA: A oto i moje najnowsze dziecko. Wena naszła mnie wczoraj, gdy siostra ni z tego, ni z owego, wyciągnęła starą, zakurzoną płytę CD i wsadziła ją do odtwarzacza. Jako, że była ona moim natchnieniem, jedynym wyjściem fair jest zadedykowanie jej tego opowiadanka. Starka, to dla Ciebie.
Co jeszcze? Hmm… Jest to fict nieco inny niż moje dotychczasowe. Po pierwsze to songfict – czyli inspiracją jego powstania, były słowa piosenki. A po drugie – zobaczycie sami. Mam nadzieję, że i tak się spodoba, choć to dla mnie „dziewiczy" temat.
Dla czytelników historii „Panta rei" – ona nie umarła. Pisa się :D Mam już część, ale to może jeszcze troszkę potrwać. Niestety mam ostatnio mało wolnego czasu.
DISCLAIMER:
X-men w żadnym razie nie należą do mnie, tylko do Marvela. Gdybym
to ja kręciła tym interesem, Logan na pewno nie pojawiałby się w
każdym możliwym miejscu, bez żadnej logicznej przyczyny.
Piosenka
również nie jest moja. Wszystkie prawa należą do Anity
Lipnickiej – jednej z niewielu polskich wokalistek, które
naprawdę cenię.
Opowiadanko piszę dla frajdy, nie zarabiam na
tym pieniędzy, więc proszę mnie nie podawać do sądu
A
teraz życzę przyjemnej lektury.
Czas i miejsce akcji – Jakaś
alternatywna rzeczywistość. Mój mały prywatny mix
Evo/Komiks. Enjoy.
Słowa piosenki
„Dialogi"
Narracja
„HISTORIA JEDNEJ MIŁOŚCI"
Jaki
cudny czas by zaczynać,
Niebo aż pęka z nadmiaru piękna.
To
był naprawdę piękny dzień. Ważny dla obojga. A zaczął się tak
niewinnie.
Zbliżały się letnie wakacje. Czerwcowe słońce
przypiekało mocno, jak na początek lata, wywabiając setki
pracowitych pszczół, nęcącym zapachem żywicy z drzew. W
dzień taki jak ten, grzechem byłoby siedzieć zamkniętym w
czterech ścianach, toteż dwoje młodych studentów – Scott
Summers i Jean Grey, zamiast wracać prosto z uczelni do Instytutu,
postanowili urządzić sobie piknik.
W samochodzie znalazł się koc, za prowiant miały im służyć kupione po drodze sandwicze i butelka wody mineralnej. Może nie był to najromantyczniejszy napój na świecie, ani też królewska uczta, ale prowadzenie samochodu wykluczało alkohol, a prostota kanapek im nie przeszkadzała. Byli młodzi i bardzo w sobie zakochani. Liczył się wspólny posiłek we dwoje, nie potrawy zawarte w menu…
Scott zawiózł ich na ukrytą w lesie polankę, gdzie w ciszy i spokoju, mogli cieszyć się czerwcowym słońcem i samotnością we dwoje. Rzadko mieli na to szansę. Szara rzeczywistość przygniatała ich na co dzień, płynącą zewsząd nienawiścią, oraz brakiem prywatności. Nareszcie jednak mogli być sami. Z dala od czujnych oczu Kurta i Kitty, zazdrosnych spojrzeń Rogue, wiecznie gderliwego Logana, Magneto, Apocalypsa czy FoH… Byli sami. Byli zakochani. Byli we dwoje. Para zwyczajnych nastolatków…
„Nic
nas nie może powstrzymać" – mówi on.
I po chwili już
ją rozbiera,
Z letniej sukienki i z wszystkich tajemnic.
W
słodkim zbożu toną w objęciach
W tę noc…
Choć w planach mieli tylko wspólne popołudnie i powrót do domu na wieczorną sesję treningową, tego dnia nie zdążyli. Wrócili dopiero kilka godzin po zapadnięciu zmierzchu, w pomiętych ubraniach, z włosami w nieładzie… Czekał na nich Logan, najwyraźniej poczuwając się w obowiązku do „udzielenia reprymendy" pokazowym studentom, ale na ich widok dał sobie spokój. I tak nic by ich to nie obeszło. Zbyt byli zajęci sobą i rozpamiętywaniem tego, co się zdarzyło…
Leżeli na kocu, rozkoszując się zapachem lasu i swoim towarzystwem. Nad nimi bezchmurne niebo i śpiew ptaków… W pewnej chwili chłopak nachylił się do jej ust. Uśmiechnęła się leciutko, odwzajemniając pocałunek. Uwielbiała go. Jego dotyk, jego zapach, smak. W jego ramionach czuła się bezpieczna. On będzie przy niej na zawsze. Wiedziała o tym.
Scott był w stanie najwyższej euforii. Oto trzymał w swoich ramionach najbardziej upragnioną przez siebie istotę. Uwielbiał ją. Jej dotyk, zapach, smak. Trzymając ją w ramionach czuł się… spełniony. Nigdy jej nie opuści. Wiedział to.
Stopniowo ich pocałunki stawały się coraz głębsze, bardziej intymne. Delikatne pieszczoty, coraz śmielsze i śmielsze, aż w końcu żadne z nich nie mogło już myśleć logicznie. Porwał ich wicher namiętności. Zapomnieli się w sobie…
To był ich pierwszy wspólny raz. Tam, gdzieś na łące zagubionej w lesie, przy akompaniamencie ptaków, w gorących promieniach słońca. A gdy zmęczeni, upojeni zapachem kwiatów i sobą nawzajem, leżeli w swoich ramionach, wiedzieli, że to popołudnie zostanie w ich sercach na zawsze i że nigdy się już nie rozstaną…
Jak
to być mogło, że ona i on
Osobno przez tyle lat
Żyli nie
wiedząc o swoim istnieniu
No jak?
Jak to się mogło stać?
I choć może, patrząc na nich teraz, trudno w to uwierzyć, wiele czasu zajęło im odnalezienie siebie nawzajem. Nieprawdopodobne – od lat mieszkali pod jednym dachem, dzielili codzienne troski i radości, wspólnie jadali posiłki… I choć dla wszystkich było oczywiste, że są sobie przeznaczeni, oni przez lata pozostawali zupełnymi ignorantami. Jean zwierzała mu się ze wszystkich wzlotów i upadków, swojego związku z Duncanem. Scott umawiał się z przyjaciółką Jean. Żadne z nich nie chciało zrobić tego pierwszego kroku. Wyjść ze szczelnej skorupki „przyjaźni", jaką otoczyli swoje serca. Czy bali się odrzucenia, czy też może naprawdę nie zdawali sobie sprawy z własnych uczuć – chyba pozostanie ich tajemnicą na zawsze. Faktem pozostaje jednak, że wystarczył jeden impuls, mała iskra, aby z ledwo tlącego się żaru wzajemnych uczuć, wybuchł prawdziwy pożar. Byli nierozłączni. Kochali się. Nikt i nic więcej się nie liczył. To przeznaczenie…
I
tak nagle przyszło im kończyć
Pod zimnym niebem, zasłanym
śniegiem
„Nic nas już chyba nie łączy"
Mówi on
'Nic
nas już chyba nie łączy'
Te słowa zawisły nad nimi niczym
miecz Damoklesa. Najtragiczniejsze było jednak to, że były
boleśnie… prawdziwe.
Jean sama nie wiedziała, jak to się
stało. Byli tacy szczęśliwi...
Pobrali się tuż po
zakończeniu studiów. Zamieszkali na łodzi w pobliżu
Instytutu, godząc w ten sposób obowiązki pracowników
i instruktorów, z życiem prywatnym. Pierwsze dwa lata były
niczym ze snu. Jedno pasmo niekończącej się błogości. Czy się
sprzeczali? Oczywiście. Która para tego nie robi? Były to
jednak drobne nieporozumienia, które szybko udawało się
zażegnać. Jak to między zakochanymi.
Później jednak,
ciemne chmury zaczęły zbierać się nad ich związkiem. Szara
rzeczywistość zaczęła zacierać w ich pamięci czar romantycznych
uniesień. Coraz bardziej zapracowani, zaczęli stopniowo oddalać
się od siebie, nie mając już ani czasu, ani sił, by poświęcać
sobie tyle uwagi, co dawniej. W końcu, nie umieli już nawet ze sobą
rozmawiać o czym innym, niż praca i zdawkowe uprzejmości.
Nie
mogła powiedzieć, że tego nie dostrzegała. Miała jednak
nadzieję, że w końcu wszystko samo się jakoś ułoży. Przecież
się kochali. Ale bariera wyrosła między nimi, teraz zmieniła się
w nieprzebyty mur. A po drugiej stronie stała INNA.
Chciałby
zrzucić całą odpowiedzialność na niego. Wiedziała jednak, że
to nie takie proste. Ona sama nie była bez winy. Monotonia
małżeńskiego pożycia sprawiła, że zaczęła interesować się
Loganem. Był tak inny niż odpowiedzialny, „bezpieczny" Scott.
Pociągała ją jego siła, dzikość, nieokiełznany temperament i
tajemnica. Był mroczny i niebezpieczny, a jakaś część jej duszy,
znudzona rolą posłusznej kury domowej, pragnęła mocnych wrażeń.
Wrażeń, których Scott nie mógł jej dostarczyć. I
choć nigdy do niczego nie doszło, jej fascynacja pogłębiła tylko
przepaść między nimi. Może gdyby mieli dzieci, wszystko
wyglądałoby inaczej… Może… Ale teraz było już za późno,
bo on odchodził do innej…
Scott sam nie wiedział jak to
się stało. Byli tacy szczęśliwi…
Ich życie nie mogło się
potoczyć lepiej. Obojgu udało się ukończyć studia i znaleźć
pracę w Instytucie, jako instruktorzy. W ten sposób nadal
mogli pomagać w urzeczywistnianiu Wielkiego Marzenia. No i
najważniejsze. Wkraczali w to nowe życie razem – jako mąż i
żona. To miał być najważniejszy dzień w jego życiu. Miał tyle
planów… Jako sierota marzył o wielkiej rodzinie, z gromadką
dzieci. Ten dzień miał być krokiem zbliżającym go do tego
marzenia. I wszystko rozsypało się jak domek z kart…
Na
początku nawet nie zauważył, że coś się między nim psuje.
Obarczony licznymi obowiązkami, był zbyt zapracowany by poświęcać
jej tyle czasu, co dawniej. Był jednak pewny jej uczuć. Do czasu…
Nawet on nie mógł nie zauważać rosnącego napięcia między
nią i Wolverinem. Gdy tylko znajdowali się w jednym pomieszczeniu,
iskry wręcz fruwały w powietrzu i to bynajmniej nie miało nic
wspólnego z Jubielee. Jego krótkotrwała fascynacja
piękną Psylocke, też nie poprawiła atmosfery między nimi. Wtedy,
po raz pierwszy zdał sobie sprawę z tego, że ją traci…
Po
jakimś czasie, pozornie wszystko wróciło do normy. Kilka
szczerych rozmów i konflikt pozornie zażegnany. Słowo klucz
– pozornie. Nigdy już nie było tak samo. Jakaś niewidzialna
bariera wyrosła między nimi i z każdym upływającym dniem
wydawała się oddalać ich od siebie coraz bardziej i bardziej. A on
czuł się zupełnie bezsilny. I to frustrowało go najbardziej. Mógł
stanąć twarzą w twarz z każdym niebezpieczeństwem. Sinster –
nie ma sprawy. Apocalypse – w każdej chwili. Grupa Sentineli –
nawet z zawiązanymi z tyłu rękoma. Ale nie potrafił stawić czoła
własnej żonie…
Wtedy w jego życiu pojawiła się Emma. Była
tak różna od Jean. Zjawiskowo piękna, ale w zupełnie inny,
posągowy sposób. Taka chłodna i niedostępna…
Zaproponowała pomoc, a on się zgodził. Na początku, wszystko szło
nieźle. Emma przeprowadziła z nim kilka sesji, pragnąc dotrzeć do
źródła jego frustracji. Problem w tym, że z każdym dniem
był nią coraz bardziej zafascynowany. Zanim zdążył zareagować
był pacjentem uwikłanym w romans ze swoją panią doktor. Ani się
obejrzał, a był po uszy zakochany… To był koniec.. Może gdyby
mieli dzieci, wszystko wyglądałoby inaczej… Może… Ale teraz
było już za późno, bo on odchodził do innej…
I
po chwili płaczą oboje
Lecz w głębi serca płaczą ze
szczęścia
To, co wspólne dzielą na dwoje
W tę noc…
A
więc to był koniec…
Łzy pociekły jej po policzkach. Tak po
prostu, odchodził do innej. Co powinna czuć w takiej chwili?
Powinna się na niego rzucić z pięściami? Zasypać falą zarzutów?
Spoliczkować? Jeszcze kilka lat temu, taka reakcja wydawała jej się
jedyną właściwą w takiej sytuacji. Dlaczego więc tego nie
robiła? Dlaczego odczuwała taką ulgę? Dlaczego z takim spokojem
patrzała jak jej mąż pakuje swoje rzeczy?
A więc to był
koniec…
Mimo wszystko, gdyby było to możliwe, kilka łez
popłynęłoby z jego oczu. Łez wylanych za straconym marzeniem…
Jean płakała i to sprawiało, że czuł się podle. Gdyby
wykrzyczała mu w twarz, że jest podłą świnią, tak, jak na to
zasługiwał, byłoby mu łatwiej. Ale ona po prostu siedziała w
kącie, ze łzami spływającymi po policzkach i spokojnie patrzała,
jak pakuje walizki. Bez słowa.
Kiedy skończył, spojrzał
na nią po raz ostatni. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł
znaleźć odpowiednich słów. W końcu wykrztusił z siebie
tylko:
- „Skontaktuję się z adwokatem jak najszybciej. Ja…
Nie będę robił problemów… Możesz wziąć wszystko…
Jean?... Jean?"
- „Wyjdź Scott" – Powiedziała lodowatym
tonem – „Po prostu zejdź mi z oczu."
Wyszedł. A ona została sama.
Jak
to być mogło, że ona i on
Osobno, przez tyle lat
Żyli nie
z sobą, lecz całkiem obok
No jak?
Jak to się mogło stać?
Po jego wyjściu osunęła się na ziemię. „Oto co się dzieje, gdy budujesz zamki na lodzie" – pomyślała. To była nauczka na przyszłość. Nigdy nie można czekać, aż coś samo się naprawi… Czuła jednak ulgę. Była wolna! I to uczucie przyprawiało ją o zawrót głowy. Już dawno pogodziła się z tym, że jej małżeństwo istnieje tylko formalnie i to sprawiało, że czuła się spętana. Nie była szczęśliwa, ale nie umiała też, tego definitywnie zakończyć. A teraz Scott zrobił to za nią i czuła jakby wielki kamień spadł jej z serca. Była Wolna!
Jaki
cudny czas, by zaczynać
Niebo aż pęka z nadmiaru piękna
„Nic
nas nie może powstrzymać"
Mówi on
Scott,
wszedł do sypialni Emmy. Kobieta już na niego czekała.
-
„Powiedziałeś jej?" – Zapytała bez ogródek. Ale taka
właśnie była. Dążyła prosto do celu i nie obchodziło jej, kogo
będzie musiała rozdeptać po drodze.
- „Tak" – Westchnął
Scott – „To już koniec"
- „Dobrze"
- „Dobrze?
Emma, właśnie skończyło się moje małżeństwo, a ty jedyne, co
masz do powiedzenia, to „dobrze"!"
Telepatka zaśmiała
się tylko. Zabrzmiało to ostro i lodowato.
- „Spójrz
prawdzie w oczy, Scott. Twoje małżeństwo nie istniało już od
dawna." – Powiedziała wstając z krzesła i powoli podchodząc
do niego. Następnie oplotła ręce wokół jego szyi. –
„Przestań więc płakać nad rozlanym mlekiem i użalać się nad
sobą. Jean to już przeszłość. Teraz masz mnie. To twój
nowy początek, Scott"
- „Nowy początek…" – Powtórzył
tylko niepewnie, a następnie rozwiał wszystkie wątpliwości,
łącząc swoje usta z ustami Emmy w gorącym pocałunku.
To była piękna noc. Niebo było bezchmurne, a księżyc świecił jasno. Cały świat pokryty był puchową kołderką świeżego, iskrzącego się w mroźnym powietrzu, śniegu. Idealna noc, na nowy początek…
THE END
I to by było na tyle. Mam nadzieję, że się Wam podobało. Osobiście jestem raczej średnio zadowolona. Nie wszystko wyszło mi tak, jakbym tego chciała, ale po pierwsze, chyba żaden dobry pisarz nie jest nigdy całkiem zadowolony ze swej roboty, a po drugie, jak mówiłam to moja pierwszy fict z parą Scott/Jean. Zazwyczaj piszę o Remym i Rogue, więc to było swego rodzaju wyzwanie. Jak na fict, który powstawał jeden dzień, wyszło chyba nienajgorzej... Mam nadzieję... W każdym razie będę wdzięczna za wszelakie komenty. Konstruktywna krytyka – mile widziana
