Alys - mam nadzieję, że ci się spodoba. Oto i ten Bleach'owy fanfick, który ci obiecałam. Mam spory zastój ostatnio, więc może być kiepski, ale mam nadzieję, że nie.

Miłego czytania, zarówno tobie Alys, jak i wszystkim tym, którzy zerkną.

Sakuja


Pióro, chwycone przez wojownika

Nie pamiętam dokładnie jak do tego doszło. Ale wydaje mi się, że to wszystko wina zbyt dużej ilości sake, którą wypiłem, nim wyszedłem z baraków mojego oddziału i zbyt obezwładniającej kompozycji, w której ujrzałem twoją bezbronną (wtedy) osobę.

Tak nagle upadłeś na moich oczach w jednej z wielu uliczek Seriertei. Wyglądałeś wtedy na tak bezbronnego. Zaciskałeś dłonie na nodze i próbowałeś oddychać spokojnie, a ja czułem, jak krzyk, który nie dobył się z twoich ust, przenika mnie niczym ostrze. Starałeś się podnieść, ale twoje ciało odmawiało. Zapewne odrętwiałeś w chwili spotkania z ziemią.
Taki nieporadny i drobny wobec całego tego świata.
Podszedłem do ciebie i wyciągnąłem ręce, aby ci pomóc… Chociaż próbowałeś mnie odepchnąć, zniżając się nawet do ataku zębami - wziąłem cię na ręce. Poczułem słodki zapach i delikatny dotyk twoich czarnych jak atrament włosów na mojej skórze.

-A jeśli cię zobaczy ktoś z jedenastki? – spytałem szeptem, znieruchomiałeś natychmiast i jakby w obronnej reakcji mocno zacisnąłeś dłonie ma moim mundurze.
To czego się obawiasz, nie jest bólem, który czujesz teraz lub poczujesz kiedykolwiek w przyszłości. Przeraża cię chociażby najdrobniejsza myśl o tym, że Madarame albo kapitan mogliby uznać cię za słabego i odtrącić... Jestem tego pewien… wierzysz w to, że mogliby to uczynić, chociaż życie ich i pani porucznik jest nierozerwalnie związane z twoją osobą. Oddział jedenasty znaczy dla ciebie wszystko. A wszystko to dużo więcej niż wielu odważyłoby się zaoferować w zamian chociażby za najprawdziwszą miłość. Boisz się być ciężarem, którym tak naprawdę nigdy nie byłeś i nie będziesz.

Położyłem cię ostrożnie na łóżku w moim skromnym, kawalerskim mieszkaniu. Drżałeś napinając mięśnie i próbując nie myśleć o bólu… Ale wiedziałem, czułem, że chwila w której cię widzę jest jedną z tych, w których ludzie pragną się skulić i ukryć przed światem. Dać upust swojemu bólowi, strachowi i poczuciu bezradności.
Nie miałeś zamiaru „poniżać się" w taki sposób w mojej obecności. Twoja pawia duma nigdy nie pozwoliłaby ci na taki ruch.

-Proszę, nie mów nikomu – wyszeptałeś zachrypniętym głosem. Obserwowałem cię gdy mimowolnie wyciągałeś dłoń (zapewne w chęci rozmasowania bolącego cię miejsca), a potem natychmiast uświadamiałeś sobie to i szybko ją cofałeś. Jedenastka. Nigdy nie zrozumiem żołnierzy z tego oddziału, ciebie także nie, Yumichika. Z jednej strony jesteście dumni i uparci, a honor to dla was podstawa śniadania bądź podkładka dla artystycznej twórczości pani porucznik. Ale z drugiej, nigdy nie przyznajecie się do bólu. Jesteście gotowi zginąć w walce, aby nie poniżyć się lądowaniem w szpitalu kapitan Unohany. Głupiutkie, uparte osły z jedenastki. A wśród nich ty. Yumichika Ayasegawa, piąty oficer, który niemal zastępuje kapitana. Bystry, skrupulatny i oddany swoim obowiązkom. Podziwiam cię. Podziwiam siłę, którą masz w sobie. Tę, która sprawia, że w twojej obecności nagle przestaje istnieć słowo „porażka". Tę siłę, która sprawia, że czołówka jedenastki w miarę skupia się na swoich obowiązkach i nigdy nie daje się przyłapać na podwędzaniu roślin bądź elementów krajobrazu z posiadłości kapitana Kuchiki – nawet jeśli to oczywiste, że to ich dzieło.

-Nie wygłupiaj się – sięgnąłem do twojej nogi i przesunąłem po delikatnej skórze dłonią, zadrżałeś i zacisnąłeś powieki nerwowo. Jesteś taki płochliwy, chyba to jest swego rodzaju uszlachetnieniem ciebie. Ta wrażliwość i ostrożność, one po prostu podkreślają twoją urodę. – Po co miałbym mówić komukolwiek takie rzeczy? – usiadłem jeszcze bliżej ciebie. Niebezpiecznie blisko. Gładziłem twoją skórę bardzo powoli i wpatrywałem się w twoją wypełnioną ekspresją emocji twarz.

-Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałeś cicho. Westchnąłem. Z tobą to zawsze jest w pewnym sensie ciężko, oficerze Ayasegawa. Potrafisz pomagać innym i słuchasz ich, ale trochę podobnie do Izuru, starasz się ukryć samego siebie. Ale Izuru ucieka, peszy się, zasłania cieniem - a ty na odwrót. Wychylasz się. Sprawiasz wrażenie opanowanego, całkiem pogodzonego ze zdarzeniami, przykładnego oficera.

-A co miałbym innego zrobić, Yumichika? - spojrzałem w twoje oczy, niepokój lśniący w nich oczarował mnie od razu. Zapragnąłem więcej. Zapragnąłem ukoić każdą smutną i bolesną myśl, jaka przyjdzie ci do głowy.

-Zostawić mnie…

Zezłoszczony tymi słowami, pochyliłem się i przywarłem ustami do twoich ust. Nie chcę słuchać tych głupot. Zapragnąłem uciszyć cię, zabronić ci mówić takich rzeczy i robiłem to, w ten, a nie inny sposób. Zacząłeś powoli odwzajemniać moje zabiegi, jesteś niesamowity…
Patrzyłem w twoje oczy, które przytłumiła mgiełka przyjemności i spokoju, nagle całkowicie przestałem dostrzegać w tobie przerażenie i smutek. Pragnąc więcej zacząłem zdejmować twój mundur, cal po calu, a ty wzdychałeś i cichutko pomrukiwałeś. Równocześnie uciekałeś od moich dłoni i zawierzałeś się im z zaufaniem.
Twój słodki smak przepełniał mnie i wabił. Nie miałem siły odmówić pożądaniu, które owinęło się wokół mojego ciała i niecierpliwie popychało mnie coraz bliżej ciebie.
Całowałem twoją skórę, badałem ją dłońmi. Poznać każdy najmniejszy skrawek ciebie, to żądanie przecięło moją osobę na wskroś i całkowicie straciłem kontrolę nad sobą…
Smak twoich ust, lubieżne jęki, wymykające się spomiędzy delikatnych, różowych warg. Twoje palce wbijały się mocno w moje plecy, kiedy chwyciłeś się mnie zaskoczony i przestraszony.

-Spokojnie, Yumichika – mruknąłem kąsając płatek twojego ucha lekko. Nie ma odwrotu. Nie ma ucieczki. Już zaczęliśmy ten taniec dotyku i pełnych chciwości dźwięków, wyrywających się z ust.

-H… hisagi – wyrzuciłeś z siebie próbując nabrać spokojnie tchu. Moje ciało wniknęło w ciebie mocno, szybko, zdecydowanie zbyt gwałtownie. Całując łzy, spływające po twojej twarzy, mruczałem cicho przeprosiny i zatapiałem się w cieple twego dotyku na skórze. Czas stanął dla mnie w miejscu, a cały wszechświat skupił się w tobie. Nagle stałeś się dla mnie cenniejszy niż przyszłość, do której przychodzi mi co dnia podążać. – H… hisagi, to boli…

Dyszałeś mocno zaciskając dłonie na moich barkach, a ja sunąłem nosem po twoich obojczykach i poruszałem się stopniowo, coraz mocniej i mocniej. Cały ty drżałeś. Cały ty rozpaczliwie chwytałeś się mnie.
Idealna.
Twoja osoba zawsze jest idealna w porównaniu z przeciętnymi, nie mającymi na nic szans shinigami. Chciałbym kiedyś móc dowiedzieć się, czemu nie pozwalasz sobie na przelotne, całkiem odruchowe uśmiechy i ciepłe reakcje. Dlaczego zawsze w pewnym sensie pudrujesz swoje reakcje dodatkową warstwą imaginacji.

-Jja.. Hisagi.. ja naprawdę!

Dyszałeś, a ja nie przerywałem, bo pragnę tego i tyle. Pragnę ciebie, który w imię swego kapitana mnie pokonałeś. Nie ma nikogo innego, kogo bym pożądał w taki sposób kiedykolwiek. Mój. Musisz być mój już na zawsze.

Zachłannie obsypywałem pocałunkami twoją twarz. Miękka skóra, delikatna jak pergamin i słodkie, delikatne usta.
Moje dłonie przesuwały się po twojej skórze, badały ją, poznawały jej wrażliwość - a ty. ulegałeś. Twój niespokojny oddech doprowadzał mnie do szału, coraz swawolniejsze; zachłannie powtarzające się w twoich ustach moje imię.

-Yuumichikaaa – sapnąłem głośno, czują zaspokojenie i przygarniając cię do moich ramion mocniej. Jeśli pragniesz się skulić i ukryć przed światem, pragnę, abyś robił to właśnie tu i teraz. W moich ramionach. Bo nie pozwolę ci nigdzie uciec. – Jesteś niesamowity…

Mruknąłem gładząc cię po głowie, poruszyłeś się niespokojnie, ale potem wtuliłeś się we mnie i zapewne przymknąłeś powieki. Taki bezbronny i niestabilny poza oczami świata. Twoje ciemne włosy łaskotały moją szyję. Pachniesz tak słodko - zmęczeniem i zadowoleniem. Jesteś naprawdę, spełnieniem wszystkich moich marzeń, Yumichika.

-Śpij – wyszeptałem, chociaż nie miałem pewności czy już nie zasnąłeś. Po prostu czułem, że pragnę powiedzieć ci to tak, jak mówi się ukochanej osobie, gdy kładzie się wraz z nią w łóżku z planem spędzenia całej nocy w czułych objęciach. Jesteśmy shinigami. Nie mam pewności, czy jutro nie zginiemy, właśnie dlatego pragnę trzymać cię w moich ramionach teraz, póki mogę, Yumichika…
Przymknąłem powieki zmęczony, twoja obecność to jak obecność bóstwa. Nie potrafię się jej oprzeć, a więc stopniowo ulegam i sen zaczyna mnie morzyć. – Dobranoc – dodałem cichutko, tak na wszelki wypadek.