Burdel. Wokoło znajdował się wszechobecny burdel. Remus Lupin wytrzeszczał oczy, jednak miał je tak przekrwione, że nieprawdą byłoby stwierdzenie, iż jego białka skierowane są w kierunku jego zwisającego członka. „Czerwieńka" oczne, o – to!

Snape miał rację. Ten wynalazek był genialny.


Harry chodził w kółko po pokoju wspólnym jak robot-zabawka.

Ron też. Ale był bledszy.

Hermiona wkroczyła do pokoju.

– Och, wy znowuż chodzicie jak znerwicowane dziady! Lepiej byście na panienki poszli!

Harry i Ron słysząc to zesztywnieli. Ron mocniej. Hermiona ujrzała jego mały palec obwiązany bandażem stosownym do rozmiarów palca.

Hermiona sfokusowała wzrok na tym małym palcu i rzekła prześmiewczo:

– No chyba, że Ron tym bandażem chce podkreślić, że ma małego!

Zgięła się w pół i jak nie wypluła mocy śmiechu z ognistego wnętrza, zaprawionego dziś już pewnie odrobiną wódki.

Ron i Harry wymienili spojrzenia.

– Nie pij już, Herma – Harry rzekł spokojnie.

– Właśnie! – Ron dodał agresywnie, obrażony. – I tak cię nie przelecę!

– Ron, nie mów tak! – Harry przeraził się. – O, widzisz! Zła jest!

Harry wskoczył za fotelu, kiedy Hermiona jak wiatrak pracując ramionami, skosiła trzema sierpami szczękę rudzielca. Zaczęły się zapasy. Kiedy ubrania poszły w strzępy, Harry uznał, że czas zostawić ich samych.


Krocząc korytarzem myślał o miejscu, w którym mógłby spokojnie zasiąść.

– Jezu! Przepraszam! – Harry aż podskoczył i prawie przetoczył się przez barierkę schodów, by spaść kilka pięter w dół.

Nadepnął na członka jakiemuś Krukonowi. Na szczęście tamten spał obok swego partnera... A więc wydała się dziś jego prawdziwa natura. Harry spokojnym krokiem lawirował między podrygującymi ciałami zalegającymi na schodach i korytarzach całego Hogwartu, szukającymi rozkoszy u partnera (na oko 78% par były to pary heteroseksualne). Gdy kanonada sapań i jęków dochodziła jego uszu zdał sobie sprawę z jednej rzeczy: „Noc Walpurgii" wprowadzona przez Dumbledore'a to wyśmienity pomysł. W końcu po godzinie zmagań dotarł do łazienki damskiej (jeden z głównych korytarzy zablokowany był całkowicie przez orgię orgazmatycznych rozmiarów... mur ciał był nie do przebycia i Harry'emu zdawało się, że jak tak się przeciskał [troszkę to trwało], to zaliczył chyba kilka szybkich numerków bezwiednie).

Otworzył znajome drzwi od kabiny ubikacyjnej. Marta wleciała na niego z wrzaskiem dzikuski, zdzierając koszulę w mgnieniu oka.

– Już chyba kilka zaliczyłem! – rzekł pospiesznie Harry, ale Marta była głucha na jego słowa, tu nie słów się używało.


Nazajutrz zapanowała stagnacja. Niedobitki uczniaków wstawały z podłogi i ubierały się. Pierwszoroczni i większość drugoroczniaków przemykała się cichaczem (wczorajszej nocy chowali się pod łóżkami, by nie zostać stratowanymi przez latające po pomieszczeniu ciała w namiętnych uściskach). Dochodzili do sal lekcyjnych, ale tam nauczyciele pili kawę, energetyzery i zupełnie nie kontaktowali, a przerażeni młodzi uczniowi nie wiedzieli czy mogą iść na wagary, czy nie...

I taka nuda i marazm panowałby pewnie przez co najmniej kilka dni, gdyby nie krzykacz, który biegał po całym Hogwarcie i motywował ludzi do wstawania swymi motywującymi krzykami:

– Ludzie, ubierać się, wstawać! Takie coś się nie powtórzy! Lećcie na piąte piętro, szybko!

Ubierali, wstawali, lecieli. Pytali w rozgardiaszu, gdzie dokładnie i po co? Ale szybko dołączali się do większych grup pędzących w odpowiednim kierunku, rozgardiaszu było co nie miara i rozgardiasz gonił rozgardiasz. Na piątym piętrze została wytworzona na środku korytarza ogromna, kulista sala, z dziurą na środku, która zabierała połowę przestrzeni, ale i tak tam wszyscy się tłoczyli, zdołali się pomieścić i... obserwowali.

Snape unosił się na fruwającej, pulsującej światłem platformie, dowolnie nią sterując i zataczając frywolne spiralki.

Snape co chwila powtarzał swą kwestię, do nowo przybywających widzów:

– Oto Remus Lupin! Dziewczęta! To głównie dla was spektakl! Pamiętacie jak ten nędznik chadzał z wami do pokątnych salek, popisywał się swoim DŁUGIM, a potem chował go i bez zaspokojenia was, obrażał was! Wiedzcie, że Remus jest fun of slush! Chłopcy, chłopcy, radarowcy! Wy też obserwujcie! Widzicie jak DŁUGIEGO i CHĘNTEGO on ma? Zaraz wam go opuszczę! Noc Walpurgii ciąg dalszy! Chłopcy, gdy już wszyscy przybędziecie, oddam go w wasze ręce i w wasze dziewczęta!

– Daj mi dojść, sukinkocie! No chociaż daj mi dojść! – Remus Lupin, zupełnie nagi i cały czerwony na twarzy zwisał z wysokiego sufitu przywiązany za kończyny, tak że rozpostarty maksymalnie znajdował się nad wszystkimi. – Ludzie, rozgrzał mnie i przygotował, a teraz nie chce dokończyć dzieła! Toż to zuchwalec jakich mało! Zabijcie go, a mnie uwolnijcie!

Remus nie potrafił zachować godności. Swymi krzykami szaleńca pogrążał się, a Snape patrzył na to z wiecznym uśmieszkiem. Dziwnie wyglądał, nienaturalnie.

– Czemu mi to robisz, plugawy nietoperzu sukinkocie?!

Snape podleciał na swej platformie triumfatora i rzekł do niego i tylko do niego:

– Nie trzeba było podskakiwać, Remusik...

Lupin spróbował się uwolnić.

– Czemu mi to robisz?

Snape zaśmiał się lekko.

– Bawi mnie twa słabość. Ale przyjemność daje mi tylko robienie z tobą, jak mogłeś mi to zrobić?, Remus, Remus... tak mówią dzieci w podstawówce... Idealne dopasowanie ciał, idealni kochankowie, proszę cię... Wierzysz w to, kochany?

Lupinowi lśniły oczy. Warknął, cały rozpalony:

– Już po wszystkim zabije Syriusza! Nie wierzę... Łączyła was więź prawdziwej miłości... i duchowej i cielesnej! Pewnie miałeś mi za złe, że ja zwracam uwagę tylko na cielesność!

Snape pokręcił głową.

– Jak już mówiłem, z Syriuszem byłem od zawsze i będziemy na zawsze, ty byłeś tylko odskocznią.

Lupin zdołał spojrzeć na niego ironicznie. Snape wyraził się dobitniej:

– Remus, ja i Syriusz byliśmy ze sobą na długo, długo zanim się bliżej zapoznaliśmy. Z tobą mogę sobie czasem zrobić wypad do apteki po Viagrę, lecz to Syriusz jest tym jedynym. Nie mam ci nic za złe... świetnie się spisywałeś jako lover i tyle.

Uczniowie obserwowali z napięciem ich cichą, niesłyszalną dla nich rozmowę.

– Skoro nie masz mi za złe... – Lupin wystękał i przełknął ślinę. – To czemu wystawiasz mnie na ich pastwę! Przecież wczoraj zdradziłem ci mój skeret! Wybacz, że ci tak nawrzucałem przy tym, ale jak tylko ujrzałem Syriusza na twych kolanach w tamtym nocnym klubie, to... Musiałem ci powiedzieć mój sekret! Tylko z tobą daje mi to przyjemność, Severus, na Boga, nie oddawaj im mnie! Co prawda są po Nocy Walpurgii, ale założę się, że pewnie nie jeden uczeń i co gorsza nie jedna UCZENNICA trochę sił ma!

Snape uśmiechnął się. Lupin nie wiedział o jednej rzeczy, którą teraz Snape zamierzał ogłosić. Oddalił się na swej platformie, bliżej tłumu i gromko go poinformował (ten tłum):

– Ale zanim oddam go w wasze ręce, zgwałci go stado rozochoconych harcerek!

Lupin cały drgnął, tyle ile mógł, ciągnięty przez liny za kończyny i za tułów do góry.

– Były trzymane przez cały rok w ścisłej „diecie cielesnej"! Remus ma dziś szczęście moi drodzy i moje drogie!

Tłum trochę się rozochocił, czekając na opuszczenie Lupina. Snape machnięciem różdżki wyczarował mosty, które zapełniły dziurę na środku podłogi (nie całkowicie, lecz dawały jakąś możliwość dojścia do zwisającego nauczyciela, gdy już zostanie opuszczony). Kolejnym ruchem nadgarstka otworzył zamknięte drzwi. Wypełzło z niego kilka dziewcząt w harcerskich strojach. Widać było, że są na głodzie. Zatykały sobie uszy rękoma i wydawały dziwne jęki, śliniły się. Pokracznie dobrnęły na środek jednego z mostów i wyczekująco patrzyły w górę.

Znów wrócił na platformie do Remusa.

– Przecież mówiłeś, że nie masz mi za złe!

– Oj, mówiłem, mówiłem... – cmoknął Severus, powstrzymując uśmiech. – Wcześniej nie wiedziałem, że tylko ja cię mogę zaspokoić. Jak tylko się o tym dowiedziałem, to postanowiłem ci zorganizować taką niespodziankę! – uśmiechnął się do Remusa życzliwie.

– Dlaczego?!

– Bo to mnie bawi! – Snape aż zacisnął piąstki z zadowolenia.

– Więc jesteś skurwielem!

– Tak! – Snape zachichotał podekscytowany. – Szkoda tylko, że uczniowie są po Nocy Walpurgii... – i nadal nie przestawał chichotać, gdy odlatywał figlarnie na swej platformie, pozwalając falować nienaturalnie żywo szacie.

Frunął tyłem do Remusa, a ten zbliżał się powoli do podłogi. Harcerki poczuły zbliżające się mięso, a pierwsze co wpadnie w ich łapska to zwisający długi Lupina, wyeksponowany do granic możliwości, lepiej być nie mogło.

...

...

...

...

...

...

...

Relacje Snape'a i Remusa po tym incydencie nie oziębiły się. Stały się nawet bardziej namiętne. Postanowili, że zaczną realizować swe plany, których kiedyś z jakichś przyczyn nie wykonywali.

Już w tydzień po Nocy Walpurgii zaskoczyli pewnego pana pracującego na nocnej zmianie przy dźwigu. Gdy ujrzał nagą parę mężczyzn oddającą się rozkoszy na metalowej belce, którą właśnie przenosił, w blasku reflektorów oświetlających mu miejsce pracy, wyskoczył z dźwigu (zbiegł, jeszcze nie skakał) i poleciał do apteki po środki uspokajające.

Zaś Snape i Lupin całowali się zupełnie oddając się sobie.

– Pan chyba skończył pracę... – Lupin rzekł.

– Po czym to wnioskujesz? – spytał Snape.

– Mniej buja...

Chwilę się mocowali ze swymi ciałami, jakoś dzisiejszej nocy łokieć Remusa cały czas lądował w oku Severusa. Przeleciał nad nimi jakiś helikopter, ale chyba przypadkowy. Na wąskiej przestrzeni belki, czując pod sobą zimny metal, mrużąc oczy przed blaskiem świateł i wsłuchując się w pracę pobliskich maszyn oraz swych mlaskających ciał, czuli się spełnieni. Jak orangutany wysoko w metalicznym lesie.

– Już ja zaraz cię rozbujam! – wyszeptał namiętnie Snape.