betowała w całości okularnicaM :*:*:*


Harry Potter oparł się wygodniej o jeden z ciemnozielonych foteli w salonie domu Syriusza. Odziedziczona kamienica od dłuższego czasu była już tajną siedzibą Zakonu Feniksa, więc nikogo nie dziwiła zarówno obecność Szalonookiego jak i Severusa Snape'a, który siedział w rogu na zwykłym drewnianym krześle. Dumbledore nie żył i choć to Mistrz Eliksirów był sprawcą jego śmierci pozostawione przez starego czarodzieja dokumenty i wspomnienia z myślodsiewni oczyściły go z zarzutów. I teraz, gdy wojna z Voldemortem zaczęła przyjmować coraz bardziej krwawy tor, omawiali przyniesione przez niego informacje.

- Czarny Pan jest coraz bardziej nerwowy - ciągnął zimnym głosem odziany w czerń mężczyzna. Jego obojętny wzrok nie spoczął na żadnym z członków Zakonu, ale i tak czuli, że ich obserwuje. - Wyjechał z dworu Malfoyów kilka dni temu w poszukiwaniu jednego z artefaktów, ale moim zdaniem to mrzonka.

- Czego szuka? - spytał Lupin, odstawiając szklankę na blat.

- Miecza Godryka Gryffindora - odparł sucho. - Jak wiemy, pan Potter jest w jego posiadaniu, więc podejrzewam, że zapewnia mu należyte bezpieczeństwo - mruknął.

- Po co mu ten miecz, Severusie?

- Myśli, że posiadając go będzie Królem Czarodziejskim. Gdyby to był fakt, Potter mógłby zakończyć tę wojnę w ciągu sekund. Więc jak już mówiłem - Czarny Pan zwariował.

Chwilę milczeli spoglądając na wiszący nad nimi miecz. Klinga z nierdzewnej goblińskiej stali pobłyskiwała groźnie w słabym świetle kominka.

- Znalazłeś coś o horkruksach? - spytał ponownie Lupin, odrywając wzrok od broni.

- Potter, Nagini, Draco Malfoy. Nie mam nowych informacji - warknął. - Myślisz, że tak łatwo włamać się do umysłu szaleńca? Zastanów się lepiej jak unieszkodliwić te, które znamy - sarknął wściekle.

Odkrycie, że Voldemort zaklął cząstki swej duszy nie tylko w przedmiotach martwych było jednym z największych osiągnięć do tej pory, ale jak dotąd nie potrafili wynaleźć metody usunięcia horkruksu z ciała i nie uszkodzić go nieodwołalnie.

- Malfoya zabiję podczas pierwszej bitwy, w której obaj weźmiemy udział - mruknął Szalonooki. - Nagini to twoja działka. Potter będzie musiał zaczekać ,aż znajdziemy jakieś wyjście z sytuacji.

- Albo zabijemy go po tym, jak on zabije Czarnego Pana - mruknął Mistrz Eliksirów i po raz pierwszy skrzyżował z Harrym wzrok. - Przecież dzielny Gryfon urodził się po to, by umrzeć dla czarodziejskiego świata.

Harry nie po raz pierwszy zwinął dłonie w pięści i wbił paznokcie w skórę. Nie wiedział czy Snape żartuje czy jego cierpliwość przeszła już ludzkie granice i podobnie jak oni jest coraz bardziej zmęczony. Czarny, krwawy humor mężczyzny nie robił już na nim wrażenia odkąd hogwarcki postrach uratował mu życie. Słowa zaczęły być puste, nie mieć podstaw, nawet wtedy, gdy obrażał go albo sugerował, że najłatwiej byłoby go zabić. Już dawno przestał się czuć jakby go hodowano specjalnie na Ostateczną Bitwę.

- Gdzie się teraz ukrywacie? - spytał tylko, ignorując świdrujące go oczy.

- Głuchy jesteś? W dworze Malfoyów - warknął. Nie cierpiał powtarzać kilka razy tych samych informacji. Niepotrzebna strata czasu, podczas gdy Śmierciożercy zastanawiali się dlaczego go nie ma.

Kilka dni wcześniej rozmawiali bardzo długo z Hermioną. To ona była odpowiedzialna za metodę usunięcia horkruksa i od prawie dwóch miesięcy siedziała w starych zakurzonych księgach, które przez same tytuły przerażały go i spędzały sen z powiek. Gryfonka twierdziła, że prawdopodobnie znalazła pewną metodę usunięcia duszy Voldemorta, ale bez sprawdzenia jej nie może nic powiedzieć. Więc, gdy tylko Snape podał dokładny adres kryjówki Śmierciożerców i powiadomił o wyjeździe Voldemorta w jego głowie zaczął krystalizować się szalony plan.

ooo

Hermiona po raz kolejny spojrzała na niego zaniepokojona. Odkąd powiedziała mu o swoich podejrzeniach względem horkruksów stał się dziwny. Zamyślony. Częściej niż zwykle mierzwił już i tak roztrzepane czarne włosy. Nieobecny wzrok zwracał na nią dopiero, gdy mocno potrząsnęła jego ramieniem.

- O czym myślisz, Harry? - spytała w końcu, nie mogąc znieść tej przedłużającej się ciszy. Wolała już paplanie o quidditchu, ale nawet Ron wydoroślał i częściej rozmawiali o zaklęciach obronnych, które mogłyby pomóc w walce.

- Chyba mam plan, Herm. Ale na pewno ci się to nie spodoba - westchnął.

- Plan dotyczący...

- Horkruksa Malfoya - uściślił. - Snape wspomniał kilka miesięcy temu, że Malfoy nie nadaje się na Śmierciożercę, ale ma wiele ciekawych informacji i umiejętności, ale nie potrafi go przeciągnąć na naszą stronę nie wzbudzając podejrzeń - zaczął. - Później okazało się, że w dniu jego urodzin Voldemort zostawił w nim cząstkę swojej duszy, czyniąc go strażnikiem i pewnie tylko dlatego nie zabił go po tym jak Malfoy skrewił swoje pierwsze zadanie i nie zamordował Dumbledore'a - przypomniał jej spokojnie. - Chyba mam pomysł jak skłonić go do samodzielnej ucieczki z Malfoy Manor.

- Co mi się nie spodoba w tym planie, Harry? - spytała od razu, wyczuwając kłopoty wiszące w powietrzu.

- Muszę z nim porozmawiać osobiście. Jestem jego największym naturalnym wrogiem i czuję, że tęskni za mną tak samo jak ja za nim - zażartował, choć dobrze wiedział, że u podłoża tkwi ziarnko prawdy. Odkąd Malfoy opuścił Hogwart Gryfon nie miał partnera do bójek, pojedynków i wzajemnego obrażania. Nawet potyczki ze Snape'em straciły swój urok, gdy dowiedział się, że ten jest jednym z najbardziej lojalnych współpracowników Dumbledore'a.

- Jak zamierzasz z nim porozmawiać? - spytała ostrożnie, przewidując jaką dostanie odpowiedź.

- To proste. Udam się do posiadłości i zapukam - puścił jej oczko.

ooo

Draco Malfoy zszedł do lochów swojej rodzinnej rezydencji. Pod nieobecność Czarnego Pana i ojca to on sprawował władzę nad zgromadzonymi Śmierciożercami i choć nie uważali go za pełnoprawnego zwolennika Lorda, nie mieli wyjścia. Kiedy dzisiejszego poranka powiadomiono go o schwytaniu Pottera omal nie zaczął skakać z radości. Jednak informacja, że ten sam zapukał do drzwi i to bez różdżki, żądając rozmowy z nim doprowadziła go do wściekłości. Jak cholerny Potter śmiał nawet zachować się w ten sposób? Gryfonizm zaczynał być powoli synonimem kretynizmu, jak twierdził Severus, czy ma po prosto kolejne koszmary?

Chcąc nie chcąc, zszedł jednak do lochów, gdzie Avery ulokował więźnia i przeklinał prapradziadka w duchu za wybudowanie domu na bagnach. Co prawda osuszonych, ale wilgoć przeniknęła przez fundamenty czyniąc to miejsce jeszcze bardziej nieprzyjemnym niż to konieczne. Brudny kamień, gdzieniegdzie pokryty starymi pajęczynami, które muszą pamiętać jeszcze czasy Merlina, umazany był krwią. Najwyraźniej Greyback dopadł tutaj swoją ostatnią ofiarę i nie przejmował się sprzątaniem. Draco tylko chwilę zastanawiał się nad miną Gryfona, który również musiał widzieć te ślady. Jak się czuje teraz ten bezczelny idiota? Czy drży ze strachu i błaga o szybką śmierć? Czarny Pan wydał jasne rozkazy - nie wolno było im zabić Pottera, gdy uda im się go schwytać, ale nie wspominał nic o odrobinie tortur, więc pozostali Śmierciożercy czekali na piętrze z niecierpliwością na pierwsze jego rozkazy.

Otworzył kute drzwi, które nieprzyjemnie zajęczały. Cela nie była oświetlona, ale w jednym z rogów zauważył zwinięte w kłębek ciało.

- Lumos - szepnął. Odrobina światła ukazała lekko poturbowanego Gryfona, który z wyraźną irytacją spoglądał na niego.

- Długo kazałeś na siebie czekać - mruknął.

- Czego chcesz, Potter? - spytał, próbując skopiować lodowaty ton swojego ojca. - Skróciłeś wakacje Czarnego Pana - sarknął.

Gryfon, nie zważając na wycelowaną w jego stronę różdżkę, podniósł się i poprawił koszulę, na której było kilka plam krwi.

- Jesteście niesamowitymi gospodarzami, co nie Malfoy? Człowiek grzecznie puka, a w zamian dostaje klątwę tnącą. Swoją drogą nie wiem kto zakładał wasze bariery, ale powinien się lepiej przyłożyć. Jako siedmiolatek nie miałbym trudności ich sforsować - westchnął z udawaną nonszalancją.

Ślizgon tylko chwilę patrzył na niego oniemiały. Nie spodziewał się takiej bezczelności. Tym bardziej, że bariery ochronne dworu były dziełem jego życia i sam Czarny Pan był zadowolony. Zanim zdążył przetrawić kolejne słowa Gryfona jego pięść sama wyskoczyła do przodu i uderzyła Pottera w nos, zostawiając na jego twarzy tylko więcej krwi. Wybraniec odpowiedział tym samym i po chwili obaj znaleźli się na podłodze uderzając i szarpiąc się jak za szkolnych lat. Zimny kamień wbijał się w plecy Harry'ego, gdy ciężkie ciało drugiego chłopaka napierało na niego z całą siłą i próbowało zmusić go do bezruchu. Bolały go żebra, mięśnie i poobcierane od uderzeń pięści, ale w duchu cieszył się, że doskonale blada cera Malfoya zaczynała sinieć w niektórych miejscach. Z rozwalonej wargi spływała strużka krwi, która mieszała się z tą, która płynęła z rozbitego nosa.

- Powiedz, Malfoy - wyszeptał z trudem łapiąc oddech. - Nie tęskniłeś za tym? - spytał, a gorące powietrze owiało ucho blondyna.

Ten pochylił się mocniej do przodu, przytrzymując ręce Pottera nad jego głową. Przez chwilę lodowa toń błękitu utonęła w trawiastej zieleni i nie będąc pewnym, co właściwie robi - złączył ich wargi w smakującym krwią pocałunku.