Dzisiaj podobno ma ktoś przyjechać po mnie bym mogła kupić niezbędne wyposażenie do szkoły. Nadal jestem nieprzekonana do projektu-Hogwart. Mam wrażenie że dla mnie Hogwart nie istnieje. Wciąż myślę że to jakiś głupi żart, a ja dostanę się tylko do jakiegoś publicznego gimnazjum

Skończyłam pomagać w robieniu obiadu i akurat wybiła piętnasta. Obiadem było puree ziemniaczane z kotletem i sałatą. Do picia był kompot wiśniowy. Pobiegłam do łazienki i umyłam twarz i ręce. Zeszłam na dół, by otworzyć drzwi. W przejściu widzę mężczyznę około trzydziestki. Ma czarne oczy, czarne włosy i ma bladą cerę. To może być osoba z Hogwartu, ale lepiej będzie przedstawić ją cioci Petunii. Zaprosiłam tą osobę do środka, i zaprowadziłam do salonu.

– Severus Snape – przedstawił się i wyciągnął do mnie dłoń, kiedy siadał na kanapie. Uścisnęłam ją i odpowiedziałam.

– Angelina Potter –odpowiedziałam uśmiechając się– Przepraszam, ale muszę powiadomić ciotkę o pana obecności.

Szybko odeszłam od niezapowiedzianego gościa. Sprawdziłam, czy nie ma cioci w łazience lub sypialni. Zastałam ją w drugim pomieszczeniu.

– Ciociu Petuniu, przyszedł do nas jakiś pan.

– Dobrze, a przedstawisz mi go?

Poszłam z ciocią do salonu i już chciałam ich sobie przedstawić, ale mnie wyprzedzili.

– Severus?

–Petunia? – zapytali w tym samym czasie

– Będziesz towarzyszył Angelinie na zakupach?– och, moja ciocia chyba zna tego pana. I go najwyraźniej nie lubi, bo odzywa się strasznie sucho i obojętnie.

– Tak, Petunio. Biorę Angelę, bo nie chce stracić dnia.

– Idźcie na te zakupy czy coś. -powiedziała i wywaliła nas za drzwi. Znaczy, mnie odprowadziła, a tego pana wyrzuciła

-Skąd zna pan moją ciotkę?

-To siostra twojej mamy ,Lily. Przyjaźniłem się z nią.

-Znał pan moją mamę? A tatę?

-Twojego ojca wolę nie wspominać, ale niestety znam. Chcesz to ci o nich opowiem.

-Tak! - krzyczę uradowana. Gdy Severus skończył opowiadać to zapytałam się, jak mogę kupić te rzeczy

– Aportujemy się – Severus uśmiechnął się wrednie. Coś czuję, że to Apo-coś mi się nie spodoba.

Powiedzenie „nie spodoba mi się" to jak nic powiedzieć. To Apo-coś było okropne. Nagle zakręcił się świat, ja poczułam ssanie w żołądku. Po tym, jak wylądowałam, miałam ochotę zwymiotować. Ledwo mi się udało to powstrzymać, bo inaczej pan Snape miałby taką plamkę na swojej czarnej szacie. Tak pan Snape jest niemal cały czarny.

Patrząc na ulicę Pokątną widać było magię. Na początku weszliśmy do księgarni Esy i Floresy. Oczy mi się chyba zaświeciły, bo pan Snape uśmiechnął się i przepuścił mnie w drzwiach.

Oniemiałam z zachwytu, ale potem przypomniałam sobie, że nie mam czym zapłacić. Odwróciłam się, ale nietoperza już nie znalazłam. Włożyłam ręce do kieszeni, i wyczułam kartkę. Wyjęłam ją i przeczytałam.

Potter , zapewne zastanawiasz się, jak masz za te księgi zapłacić. W drugiej kieszeni masz pięćset galeonów, nie wydaj wszystkich, bo mamy jeszcze kilka sklepów. Wyciągnij listę od tej starej kocicy, co ci list wysłała i kup potrzebne książki. Nie zabraniam ci kupować dodatkowych, ale nie przesadzaj.

Severus Snape

Stara kocica? Pani Mcgonagall? Uśmiechnęłam się lekko. Nie wiem czemu, ale uśmiechnęłam się.

Poszłam wgłąb księgarni, oglądając przy okazji tytuły. Każdy, który mnie zainteresował brałam ze sobą. Skończyło się tym, że ja się potknęłam, a książki upadły na blondyna stojącego przede mną. Chociaż platynowłosy było by lepszym określeniem.

Zebrałam szybko książki i pognałam do kasy. Miałam to szczęście, że kolejka nie była długa, i szybko wyszłam z księgarni. Ledwo widziałam przez stos ksiąg, ale znalazłam czarnego nietoperza czekającego na mnie. Och, ale byłam głupia! Patrzyłam wszędzie, tylko nie na zewnątrz!

– Masz już wszytkie książki?– Snape spytał się mnie z podniesioną brwią. Próbowałam zrobić tak samo, ale chyba wyszedł mi jakiś dziwny grymas.

– Mam, ale potrzebuje jeszcze różdżkę, szaty, miotłę,

– Miotły nie możesz mieć w Hogwarcie

– Cicho, ja będę miała. No to jeszcze zestaw do eliksirów –ten nietoperz uśmiechnął się dziwnie– i pióra, pergaminy.

–Chcesz jakieś zwierzę?

–Mam małpkę. I pojadę z nią do Hogwartu, bez względu na to co pan zrobi.

Po wypowiedzeniu tego zdania, moja małpka wyłoniła się zza mojej czupryny i popatrzyła się stalowymi oczkami na Czarną postać. Pochyliła głowę, zmrużyła oczy i wydęła policzki, po czym prychnęła. No, prychnełaby, gdyby umiała. W każdym razie, chyba nie lubi stojącego naprzeciwko mnie pana.

– Chodźmy po pióra.

Okazało się, że tu też mają coś na podróbkę sklepu papierniczego. Są tam pióra, pióra, pergaminy, atramenty i tego typu rzeczy. Wyszłam z pokaźną ilością pisadeł, kartek i atramentów.

Potem poszliśmy do Madame Malkin. Znaczy, ja poszłam, a ten gbur gdzieś polazł. Chyba do apteki, ale tego nie wie nikt. Wyślizgnęłam się do środka, i przywitała mnie miła pani, która przedstawiła się jako właścicielka sklepu.

Kazała mi podejść na podest i nie ruszać się. Zdjęła mi miarę, i poprosiła, abym po szaty przyszła za godzinkę.

Tym razem na dworze zastałam Severusa i jakiegoś pana. Ten jakiś-pan miał długie platynowe włosy (jak on może mieć takie włosy?!), Srebrne oczy (one są niemal takie, jak moje. No błagam!), a twarz miała wyraz chłodu (można by na niej parówki mrozić). Tak, nie spodobał mi się ten pan. Ale musiałam podejść do Severusa.

–Nietoperzu, wróciłam!

–Potter.

–Madame Malkin kazała mi przyjść po szaty za godzinę. Możemy iść po różdżkę.

–Lucjuszu, jak sam widzisz, ta małpa musi iść jeszcze po różdżkę. Czy Dracon swoją ma?

– Nie Severusie. Pójdę po Dracona, a wy idźcie już do Ollivandera. Spotkamy się później.

– Severusie chodźmy już po różdżkę! Jak inaczej będę się bronić przed złem i tobą? – złapałam się melodramatycznie za serce, pociągając nosem.

–Już idziemy małpo –nietoperz poczochrał mi włosy, przez co zmierzwiły mi się bardzo.

Tym razem gbur nie zostawił mnie samej, tylko wszedł ze mną do pomieszczenia. Pokazał nam się pan około pięćdziesiątki. Uśmiechnął się do mnie i zmarszczył się na widok Snape'a.

–Dzień Dobry pani Potter, Profesorze Snape. Co pana do mnie sprowadza?

– Szybciej, mam do załatwienia sprawy Hogwartu.

–A tak tak, już. Panno Potter, proszę podejść

Próbowałam już naprawdę dużo różdżek, ale nic się nie działo. Ten nietoperz już żartował, że żadna mnie nie wybierze.

– A może...–nie mam pojęcia o co chodziło Ollivanderowi, ale pobiegł na zaplecze, i wrócił z nieźle zakurzonym pudełeczkiem.

– Spróbuj tą

Wzięłam różdżkę do ręki, i prawdę mówiąc nie wierzyłam że to będzie ta. Moje zdziwienie było ogromne, gdy różdżka zaświeciła oślepiającym światłem a na mnie spadł brokat, bo inaczej tego nie nazwę. Odezwał się jakiś głos, ale nie słyszałam go wyraźnie.

– Na brodę Merlina...

–O nie...– Snape jest chyba troszeczkę zmartwiony

Garric Ollivander jest wyraźnie zszokowany, gbur jest chyba zły. Tylko dlaczego?

– Panie Ollivander, co się stało? Dlaczego tak jest? Czy to znaczy że różdżka mnie nie chce? Mam iść już do domu? Myśli pan że to źle że tak się stało? A dlaczego jest pan tak zszokowany? Nie rozumiem – zasypałam wytwórcę różdżek pytaniami. No bo nie codziennie tak się dzieje. No chyba...

– Pani Potter, to co się tutaj zdarzyło nie jest normalne, nawet jak na świat magii. Proszę do mnie przyjść za godzinkę, muszę coś sprawdzić w zapiskach. Z tego co pamiętam, to ta różdżka przywiązała się do pani na zawsze, ale musiałbym to jeszcze sprawdzić. To oznacza, że tylko ty będziesz mogła się nią posługiwać. Nikt inny. Jednak jest jeden haczyk. Jak pani złamie tą różdżkę, prawdopodobne jest, że nigdy już nie odnajdziesz różdżki.

– Dobrze, a z czego jest wykonana ta różdżka?

–Drewno Gruszy, Jad Bazyliszka, 12 i cala.

– Ile płacę?

– 11 galeonów i 6 knutów

Podałam na blat podaną kwotę i odwróciłam się by wyjść ze sklepu. Uderzyłam w czarne coś i dopiero po chwili zauważyłam, że tym czarnym czymś jest gbur. Nie zauważyłam go, ale teraz wypada przeprosić.

– Przepraszam nietoperzu

– Przeprosiny przyjęte pani Potter. Teraz jednak wypada odebrać szaty od Madame Malkin, nieprawdaż?

– Oczywiście panie Snape. Jak mogłabym zapomnieć o tej arcyważnej rzeczy?

Po czym zaczęłam się niekontrolowanie śmiać. Takie zwracanie się do siebie bardzo mnie rozbawiło. Uspokoiłam się dopiero przy sklepie odzieżowym dla czarodziejów. Nie mam pojęcia dlaczego czuję się tak swobodnie w jego towarzystwie, naprawdę.

Odebrałam szybko szaty, i powiedziałam nietoperzowi że brakuje mi tylko zestawu do eliksirów. Ten znowu uśmiechnął się złowieszczo i poprowadził mnie do apteki. Kupiłam tam kociołki, składniki i fiolki, bo niewiadomo kiedy się przydadzą.

Gbur mnie miło zaskoczył. Kupił mi specjalne szaty dla mistrzów eliksirów. Skąd to wiem? Bo posłuchałam rozmowę aptekarza z nietoperzem. Gbur prosił aptekarza, aby znalazł szaty na mój wzrost, a mianowicie metr pięćdziesiąt. Jestem bardzo wysoka jak na swój wiek, ale nic na to nie poradzę. Dzięki temu dostałam niemal niezniszczalne szaty, które są w ulubionym kolorze nietoperza. Czarnym. A mogły być białe i szare. Ale nie. Trzeba mieć czarne.

Nareszcie skończyliśmy zakupy. Siedzimy teraz w lodziarni Floriana Flortescue i rozmawiamy.

– Nietoperzu, dlaczego kupiłeś mi szaty dla mistrzów eliksirów?

– Bo taka oferma jak ty, normalne szaty spali, zanim włączy* ogień pod kominkiem –Wiem, że to nie to, ale nie będę naciskać.

– A jak przeniosę te wszystkie rzeczy do domu?

– O Merlinie... Zapomniałem o tym. Poczekaj tu chwilę– po tych słowach pan Snape wybiegł i chyba poszedł do banku. No tak, wszystkie pieniądze już wydałam...

Po jakiś piętnastu minutach, Snape podszedł do mnie i wyjął kufer z kieszeni. Zdziwiłabym się, gdyby nie fakt, że magia istnieje.

– Potter, patrz teraz, bo potem ci tego nie wytłumaczę. Tu masz kufer. Po boku masz takie małe szmaragdy, każdy służy do czegoś innego. Na przykład ten pierwszy otwiera ci komorę główną, ten drugi bibliotekę, trzeci komnatę do robienia eliksirów, czwarty otwiera szklarnie, chociaż nie wiem po co tutaj to, a piąty otwiera apartament. W apartamencie masz sypialnie, łazienkę, jadalnie, salon, kuchnie, pokój treningowy, oraz pokój gościnny z łazienką. Teraz choć, bo ci coś chce pokazać.

Snape nacisnął piąty szmaragd i wszedł do kufra. Ręką pokazał abym szła za nim. Podeszłam do kufra i niepewnie zaczęłam schodzić po schodach.

Jak zeszłam już po kamiennych schodach to zobaczył salon. Tyle, że był on cały biały! No może oprócz kominka, który był z czarnego marmuru. Cała reszta była biała.

– Potterowa, wszystko co jest białe, możesz zmienić dotykając różdżką czegoś. Na przykład dotkniesz ściany wyobrazisz sobie jakiś kolor i taka staje się ściana. Można to zmienić tylko raz, więc nie zrób sobie różowego salonu, dobrze? Tak samo działa wszystko. Jeśli chcesz mieć biały marmur to myślisz o białym marmurze. Najlepiej jeżeli wyobrazisz sobie cały kształt z kolorem i strukturą. Wtedy najlepiej będzie coś wyglądało. Dobrze, teraz idziemy do biblioteki.

– W bibliotece możesz schować ponad 2000 książek.

Od razu włożyłam wszystkie książki do biblioteki. Nareszcie się tego pozbędę.

– Dobrze, teraz chodź do laboratorium. Włóż tu składniki i wszystko co z eliksirami związane.

Mam coraz mniej rzeczy.

– Szklarnia posłuży ci do przechowywania roślin. Przyda się, bo profesor Sprout, która uczy zielarstwa, lubi zadawać opiekę nad rośliną, jako pracę domową. Teraz pokaże ci komorę główną.

Wyszliśmy z kufra i Snape nacisnął pierwszy guzik. Moim oczom ukazała się ogromna przestrzeń, w której mogę schować wszystko. Jest przynajmniej trzy razy większa niż sam kufer od zewnątrz. Pasuje mi to, bo mogę tam schować wszytko, a i tak zostanie jeszcze trochę miejsca.

– Panie Snape, ile pan za ten kufer dał?

– 2599 galeonów – poczułam że robi mi się słabo. Wiem, że za takie cacko trzeba dużo zapłacić, ale nie spodziewałam się, że aż TYLE. Jak ja to teraz oddam?

– Kiedy mam panu oddać te pieniądze?

– Możesz nawet teraz, tylko będziesz musiała iść ze mną do banku. Tylko nie wiem, jak chcesz sobie oddać te pieniądze. Jak znajdziesz sposób to mnie powiadom – powiedział z kpiącym uśmieszkiem

– Czyli to były moje galeony? Nie wydałam wszystkiego?

– Potter, możesz tego nie wiedzieć, ale masz dwie skrytki plus ta rodzinna. Co roku odkłada się 50 000 tysięcy galeonów, aż do pełnoletności, czyli siedemnastu lat, więc pomnóż sobie to wszystko. Dodaj jeszcze odszkodowanie za to, że twoi rodzice nie żyją, czyli jakiś milion. Masz dwie skrytki, bo w pierwszej miałaś już za dużo. Masz jeszcze dużo pieniędzy.

O matko. Ile ja mam pieniędzy. Jak ja to wydam. Przecież do mojej pełnoletności brakuje jeszcze sześć lat. To jakieś 300 000 galeonów!

– Skoro jestem starsza od mojego brata, to czy on też ma tyle pieniędzy, czy mamy wspólną... Skrytkę?

– Twój brat ma własną skrytkę, ale ma mniej pieniędzy, bo jest od ciebie młodszy. Poza tym, to wszystko co było wartościowe będzie trafiało do ciebie w pierwszej kolejności. Możesz z tego zrezygnować i wtedy twój brat dostanie to coś. Masz jeszcze jakieś pytania?

– Nie, na razie jeszcze nie mam.

– To dobrze. To Aportujemy się i ja muszę iść do Hogwartu.

– Nie! Chwila! Mam dwa pytania!

– Echhhhh

– Czego pan naucza w Hogwarcie?

–Eliksirów

– O niee... Co ja zrobiłam?

– Nie okazałaś szacunku wobec nauczyciela najbardziej niebezpiecznego przedmiotu w szkole czarodziejskiej. A drugie pytanie?

– Czy musimy się aportować?

– Nie, ale musisz się do tego przyzwyczaić. Tak samo jak to świstoklikiem. Jak chcesz to możemy trochę poćwiczyć aportacje. Tak żebyś nie wymiotowała mi na buty.

– Ja wcale nie zwymiotowałam panu na buty! Toż to kłamstwo!

Snape nic nie mówiąc złapał mnie za ramię i ja już wiedziałam, że wkrótce zwrócę swoje śniadanie...

Jad bazyliszka*- ma tam jakby zastygnięty płyn tego jadu, nie za bardzo umiem to wytłumaczyć

[...] Włączyć ogień*- nie wiedziałam jak inaczej o tym napisać.