Oryginalny tytuł: What Mrs Hudson Said

Autor: ButterfishJellyfly

Link do oryginalnego opowiadania: s/8966139/1/What-Mrs-Hudson-Said

Zgoda na tłumaczenie: jest

CO POWIEDZIAŁA PANI HUDSON

1.

Pani Hudson ostrożnie wchodziła po schodach, niosąc dwie ciężkie torby ze sklepu spożywczego (dla „jej chłopców" jak z czułością ich nazywała, gdy plotkowała z przyjaciółkami), kiedy drzwi na górze schodów trzasnęły otwierane szeroko.

-Wychodzę.- usłyszała Johna Watsona. -Muszę się przewietrzyć.

Drzwi trzasnęły znowu, tym razem zamykane.

„Matko boska" -pomyślała przytulając do ściany, jak tylko mogła, mając nadzieję, że John ją zauważy, lecąc na oślep w dół, zanim na nią wpadnie. Zobaczył.

-Pani Hudson. -powiedział krótko, zanim prześliznął się obok niej (kompletnie ignorując fakt, że była małą, starszą panią z dwoma wielkimi siatami jedzenia, te maniery!) i trzasnął frontowymi drzwiami.

Usłyszała szybkie, cichnące kroki na chodniku.

-Powinni być trochę bardziej ostrożni z tymi drzwiami. -powiedziała do siebie, gdy znalazła się szczycie schodów, zastanawiając się nad szkodami, które robili, za każdym razem, kiedy jeden albo drugi postanowił zrobić przedstawienie z wychodzenia z domu –a działo się to niemal regularnie.

Była na nich obu zła. Te ciągłe kłótnie- Boże miej nas w opiece- te kłótnie. Ciągłe sprzeczki, z pewnością nie mają pojęcia, że ona słyszy każde ich słowo. Nawet w środku nocy. Często w środku nocy- ich kłótnie najczęściej obracały się wokół sherlockowego nawyku grania na tych sakramenckich skrzypcach, od północy do świtu. Krzyki „Sherlock!" wyrywały ją z jej nocnego odpoczynku a potem następowało: "Muszę grać, to mi pomaga myśleć. Muszę myśleć."

Przyjaciółki pani Hudson, z jej klubu książki, komentowały ostatnio to, na jak zmęczoną i zmartwioną wygląda; ale jak ma spać, z całym tym zamieszaniem nad głową?

Oczywiście, wiedziała o co chodzi. Była stara, ale nie głupia, wiedziała jak się świat kręci; nie ważne, co jej chłopcy myśleli. Była zamężna. Miała kochanków- jednego nawet teraz; i wcale nie jeździła do siostry każdego weekendu, nawet jeśli tak mówiła chłopcom. To nie była ich sprawa, choć Sherlock, to okropne dziecko, prawdopodobnie miał pewne podejrzenia. Seksualna frustracja- to był ich problem a ona wiedziała, że dom będzie cichszy (albo przynajmniej głośny, w bardziej przyjemny sposób) gdyby sami to wreszcie rozwiązali.

Ale oni są tacy- dobry Boże! -uparci; obaj. Miała silne przeczucie, że jeżeli zostawi tą sprawę im samym, to nigdy tego nie rozwikłają.

Czas najwyższy, pani Hudson pomyślała do siebie, mocując się z klamką do ich mieszkania, na pogawędkę.