Kagami na niewielu randkach odczuwał stres i zagubienie. Boisko, Maji Burger czy sklep sportowy były miejscami w których czuł się najbardziej swobodnie i komfortowo, ale nie miał problemu z innymi, bardziej odpowiednimi dla randek miejscami, jak restauracje czy wesołe miasteczka. I tym razem, na ławce w małym, Tokijskim parku, wszystko szło całkiem zgrabnie... do czasu, aż Kuroko nie zauważył rosnącego koło ławki maka i nie postanowił go zerwać. Odkąd ten kwiat znalazł się w jego dłoniach, wszystko znacząco się skomplikowało.
Kagami nigdy nie miał problemu z przyznaniem się do błędu. Nie miał też problemu z przyznaniem się przed samym sobą i przed drużyną, że był zwykłym, pozbawionym elementarnej wiedzy głąbem. Więc dlaczego właśnie teraz miał z tym kłopot? Zerkał z ukosa na czerwony badyl, marszczył czoło i zaciskał brwi, intensywnie próbując przypomnieć sobie nazwę. Widział go wiele razy i w Ameryce i w Japonii, rosły praktycznie wszędzie. Znał ten kwiat, znał jego imię... tylko teraz po prostu wyleciało mu ono z głowy.
- Kuroko...
- Tak, Kagami-kun?
- ... Jak się nazywa to czerwone coś? - zagadnął zrezygnowany. W życiu by nie przypuszczał, że zwykłe pytanie przysporzy mu takiego wstydu.
- To mak. Nigdy nie widziałeś maków? - zapytał, a Kagami poczuł falę gorąca, wypalającą mu uszy i kark. Nie zwracając większej uwagi na jego reakcję, Kuroko zagiął makową łodyżkę i owinął ją wokół palców, podnosząc dłoń. - Co o tym myślisz?
Kagami przełknął głośno ślinę, widząc delikatny uśmiech, nieznacznie unoszący bladoróżowe wargi i założony za ucho mak. W zamiarze zapewne miało to wyglądać uroczo i rzeczywiście takie było, ale coś mu się nie zgadzało.
- ... Nie pasują do kogoś takiego jak ty - stwierdził po chwili, marszcząc brwi. Pchany nieprzyjemnym skojarzeniem zorientował się, że nie podobało mu się to, jak ten kolor prezentował się na jego jasnych włosach. Płatki maka sprawiały wrażenie, jakby ta czerwień miała niechybnie się z nich wylać, plamiąc i tłamsząc nieskazitelny błękit. - Ich kolor jest zbyt... ostry, przypomina krew.
Kuroko, zamiast mu przytaknąć, stanowczo pokręcił głową:
- Ja tak nie uważam. Podążając za swoim stwierdzeniem musiałbyś przyznać, że do mnie nie pasujesz, Kagami-kun - wytknął mu. - Czerwony to także kolor miłości, pasji... i twoich policzków - dodał, a Kagami machinalnie poczerwieniał w reakcji na jego słowa.
- Czy maki nie są zakazane? - wymamrotał burkliwie, łypiąc na kwiat oskarżycielsko. - Słyszałem, że to ćpuński chwast.
- Maki to głównie rośliny ozdobne - wyjaśnił, ostrożnie wyjmując kwiat z włosów. - Mówiąc łagodniejszym językiem niż ten którego użyłeś, z niektórych maków wytwarza się heroinę, morfinę i opium. Wszystkie są narkotykami, choć morfina jest z powodzeniem stosowana w medycynie jako środek uśmierzający ból...
Kagami zamilkł ze zmrużonymi powiekami. Do czego zmierzał?
- ... Myślę, że ty i mak macie ze sobą wiele wspólnego - oznajmił z lekkim uśmiechem, po czym wstał z ławki zostawiając go samego z makiem w ręku. Kagami, nie do końca świadomy tego, co się właśnie wydarzyło w osłupieniu odprowadził go wzrokiem. Westchnął i spojrzał na kwiat. Okręcił łodyżkę w dłoni.
- Naprawdę jesteśmy tacy sami...?
