Od tłumaczki:
Nie jestem autorką tego opowiadania. Przeczytałam je kilka dni temu i z miejsca napisałam do autorki prośbę o pozwolenie mi na przetłumaczenie go na polski. Bardzo mi się ono spodobało i uznałam, że Ci którzy nie potrafią bądź zwyczajnie nie lubią czytać po angielsku też powinni móc je przeczytać.
Jeżeli chodzi o „sprawy organizacyjne", to chciałam poinformować, że staram się tłumaczyć jak najdokładniej, aby zachować klimat oryginalnego fanfica. Stąd niestety pochodzi sporo powtórzeń, które brzmią źle po polsku, a po angielsku już niekoniecznie. Uznałam, że jest to Ne do obejścia, więc tak właśnie będę tłumaczyć.
Będę również tłumaczyć wszystkie AN, czyli notki autorki zamieszczone w oryginale w obfitości, pisząc na początku „Od autorki:".
Link do oryginału: .net/s/5094732/1/
Zaczynamy!
Od autorki:
Witam wszystkich.
Sam początek tego fanfica jest skopiowany wprost z tomu 7, potem opisałam wszystko, więc wy nie musicie zagłębiać się w całą serię aby zorientować się, co się dzieje.
Zrzeczenie się odpowiedzialności: Zrzekam się. Nie posiadam praw do i nie przypisuję sobie powstania postaci i dialogów w żadnym stopniu… Wydaje mi się, że nawet z tym zrzeczeniem nie jest to technicznie legalne, ale co tak. Napisałam i tak.
Dodatkowo, jeżeli ktokolwiek byłby zdezorientowany wydarzeniami, proszę czytać dalej. Wszystko będzie wyjaśnione. Ostatecznie.
Ten Fic jest też (bardzo powoli) edytowany. Proszę o zachowanie cierpliwości, bo rozdziały różnią się znacznie jakością.
5 listopada 2004
19:59
(Osiem dni od śmierci Kyosuke Higuchiego)
Trzask.
-Co się stało, Watari?- L nie otrzymał odpowiedzi.- Watari?
Komputer wydał przeciągły odgłos i na ekranie pojawiły się słowa:
Dane usunięte.
-Usunięte dane?- Light sapnął.- Co się dzieje?
Cała grupa śledcza była stłoczona wokół nich, przerażona i prawdopodobnie w szoku. Nikt z nich nie wiedział, co się dzieje…
Ale L wiedział. Jego oczy zwęziły się.
-Powiedziałem Watariemu, że jeżeli coś kiedykolwiek mu się stanie, powinien skasować wszystkie dane, które zdoła. I żeby ustawił oprogramowanie aby usunęło się automatycznie po określonym czasie.
-Jeśli coś mu się stanie…?- zaczął Aizawa.
-Masz na myśli,- wyjąkał Matsuda,- na przykład śmierć…?
L przemyślał to. Jego oczy wciąż były zawężone. Jego mózg pracował w 87% maksymalnej wydajności.
-Gdzie jest Shinigami?
Soichiro okręcił się.
-O tak, gdzie ona…
Jeżeli nawet powiedział coś więcej, L tego nie usłyszał. Teraz jego mózg pracował z 93% wydajnością. Jeżeli Watari był martwy… Amane nawet nie widziała twarzy Watariego… Czy Light Yagami zrobił coś kiedy wychodził wcześniej na zewnątrz…? Ale nikt nie zna imienia Watariego… Na 98%, zauważył, ale Shinigami mógłby…
To musiało być to! Shinigami!
-Słuchajcie,- zaczął,- Shiniga…
Przerwał niespodziewanie kiedy poczuł straszliwy ból w klatce piersiowej. Gdyby miał energię, wrzasnąłby. Jego zdolności dedukcji spadły o niemalże 50% w ułamku sekundy, a wtedy… to spostrzeżenie poraziło go.
Miał właśnie zawał serca.
Niejasno pamiętał Soichiro mowiącego:
-Hm? Co się stało, Ryuzaki?
L nie mógł odpowiedzieć.
I nagle upadał.
Mniej o kolejne 24%...
W ostatnich momentach życia, pamiętał, leżał na podłodze. Light podtrzymywał górną połowę jego ciała i krzyczał:
-Ryuzaki?
L chciał coś powiedzieć, cokolwiek, do jedynego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miał… ale wtedy wyraz twarzy Light'a zaczął się zmieniać.
Light Yagami…
Czysty triumf promieniował z twarzy Light'a. Gdyby to tylko bylo możliwe, oczy L'a rozszerzyłyby się. Wiedział, co to oznacza, oczywiście. Nawet z mózgiem pracującym z 10% wydajnością, która wciąż malała, był przekonany co się działo.
I tylko on znał prawdę.
Wiedziałem…
Nie myliłem się…
Ale…
Ja…
L zamnkął oczy I umarł.
31 stycznia 2011
4:02
(Trzy dni po rocznicy śmierci Light'a)
Doktor Takeshi Mido tak naprawdę nie zamierzał tego zrobić. Jego pierwszym zamiarem było przestudiowanie tematu, potem diagnoza przypadku, i przy odrobinie szczęścia znalezienie terapii albo zatrzymanie tej całej sprawy w trakcie. Ale jego celem nie było nigdy posunięcie się tak daleko.
Potarł oczy. Nie było wątpliwości, że był zmęczony; w Japonii była czwarta rano i nawet jeżeli miał takie przypadki uwzględnione w swoim harmonogramie od lat, to bycie na nogach tak późno zawsze wysysało z niego całą energię. Stłumił ziewnięcie i zganił się w myślach za bycie tak śpiącym. Cholera, miał właśnie nadejść najprawdopodobniej najważniejszy moment w całej jego karierze, a on niemalże zasypiał na stojąco.
Wystraszył się, gdy jego asystent delikatnie zapukał we framugę drzwi.
-Nie śpi pan?- zapytał grzecznie.
Mido nie spojrzał w górę.
-Tak, jestem tak pełen energii jak… e, bateria.
Jego asystent uniósł brew.
-Bateria… na skraju wyczerpania?
Mido musiał powstrzymać uśmiech.
-Dokładnie.
-Wie pan, możemy poczekać z tym do jutra.
Doktor obrócił się I spojrzał na pomocnika. W ciągu siedmiu lat Mido przebył długą drogę. Być może nie zawsze podobało mu się miejsce, do którego dotarł w swojej karierze, ale nie było już odwrotu. Od pierwszego dnia wiedział, że nie będzie mógł się wycofać.
-Nie,- odpowiedział zdecydowanie.- robimy to teraz, zanim będę miał szansę się rozmyślić.
Jego asystent skinął głową.
-Szczerze powiedziane.
Zostawił opakowanie z płynem infuzyjnym na wierzchu lady i wyszedł z pokoju.
Mido poświęcił chwilę aby jeszcze raz wszystko przemyśleć. Obok niego był, leżący na łóżku, pacjent. Martwy pacjent. Mido był wciąż zdumiony i zaskoczony decyzją która została podjęta w sprawie losu tego mężczyzny. Z długimi czarnymi włosami i ogromnymi oczami, ciało było perfekcyjnie zachowane. Dzięki Bogu za lodówki, Mido pomyślał cierpko.
Zdecydował, że już czas skończyć wspominanie. Ten projekt trwał przez, ile, siedem lat do tej chwili? W wielkim planie życia nie było to tak długo, ale był lekarzem i celem bycia lekarzem było pomaganie ludziom w przypadku chorób i fizycznych uszkodzeń. On nie pomógł nikomu w takim sensie on lat.
Ale tej nocy miał komuś pomóc.
…Przy odrobinie szczęścia.
Podszedł I podniósł opakowanie płynu infuzyjnego, które zostawił jego pomocnik. Przeszedł, by stanąć przy szpitalnym łóżku, przypiął opakowanie i odetchnął głęboko. Zauważył rurki i przewody już podłączone do pacjenta. Zanim zdecydował, że jest gotowy, odetchnął jeszcze raz.
Powoli, Mido wprowadził ostatni płyn do ramienia ciała.
Po rozległych operacjach, jeden procent jego mozgu pracował.
Tylko jeden procent.
Nie, nawet nie tak wiele. Pół procenta pracowało, może. Prawdopodobnie mniej. Jedna dziesiąta procenta. Jego dzwudziesta część, przypuszczalnie?
Teoretycznie, ten numer musiałby zwiększyć się do dzesieciu procent zanim mógłby odzyskać przytomność. Ale również teoretycznie, nie powinien w ogóle mieć pracującego mózgu.
Technicznie, był martwy.
Ale medycyna czyniła cuda w nowoczesnym świecie. O niektórych nieuleczalnych chorobach nawet się już nie słyszało. Złamane kości leczyły się szybciej niż kiedykolwiek. Ludzie nie umierali z powodu chorób jak w przeszłości. Oczywiście, Kira nieco z tym namieszał, ale w innych przypadkach nauka posuwała się do przodu w kierunkach jakie wcześniej nie były nawet znane.
Robiła właśnie wielki skok w podziemnym szpitalu doktora Mido.
Powoli, kiedy lekarstwo z płynu infuzyjnego rozprzestrzeniało się po jego żyłach, świadome myśli zaczynały się pojawiać. Po zastanowieniu, na początku, miał w nich luki. Było coś, o czym musiał pamiętać… Coś ważnego…
Light…
Ja…
Ty…
Jeden procent. Coś zapiszczało no monitorze obok szpitalnego łóżka, ale nie słyszał tego, jego uszy jeszcze nie funkcjonowały.
Watari...
Martwy…
Jak…?
Dwa procent.
Shinigami...
Wtedy...
Ja… miałem rację...
Cztery procent.
Trzynaście dni… ta zasada…
Ona musiała być… fałszywa.
Sześć i pół…
Wiec on… ale to znaczy… ten Kira…
Kira.
To imię zdecycowanie rozjasniło pamięć.
Dziewięć i pół.
Już prawie.
Kira...
To…
Light.
Light Yagami jest Kirą.
Oczy L'a otworzyły się.
