Igole! Igole, do nogi, piesku. Chodź no tutaj, no. Co ty tam… co tam znalazłeś, hmm? Nic niebezpiecznego, mam nadzieję? No, chodź.
Uff. Siad, Igole. Zobaczymy, coś ty tam upolował, co? Aż takie jest cenne? Co to, zdechła ryba? Wiesz, co pani myśli o zdechłych rybach… Aha! Trzeba było pilnować. No już, uspokój się.
Hmm. Ładna rzecz. Ciekawe, skąd się tu wzięła. Cicho, piesku. Zaraz…
zemstakolejnygłupimędrekposzukiwaczwiedzybeztroskibezmyślnywolnyniewiejakmudobrze
Au! Widziałeś to, Igole? Może lepiej trzymać tę kostkę z dala od małych rączek. Ciekawość… ale co ja mówię. Pewnie się naładowała od tarcia o skały. Na pewno nie jest niebezpieczna.
Ale warto ją dokładniej zbadać.
Kilka lat później
- Jejciu, jejuśku, czemu musimy się tu pchać, w tę wodę, fuj!
- Nie marudź, Freyu. Wszędzie na świecie jest teraz mokro.
- Nie wszędzie, aj! To ty się pchasz tam, gdzie ciągle woda po pas, i to brudna. I z wodorostami, błee…
- Moja droga, jabłek szuka się pod jabłonią, skarbów szuka się w świątyni. Najlepiej na wpół zatopionej. Mniej konkurencji.
- Ooh, wyglądam jak zmokły gobbal! Te glony lepią mi się do futerka, yyy… Aaa! Ty podły, wstrętny grzdylu! Masz maniery indykosmoka! Śmiejesz się? A masz! Masz za moją krzywdę, a masz! To cię oduczy wpychać kobiety w błoto! A masz! Przestań rechotać, ty…
- Przepraszam… ale jesteś lepsza od najlepszego błazna. Ej!
- Jesteś podły, Hiperion. Dam ci to na piśmie.
- Zawieszę w sali balowej. Wiesz co, spróbujmy tego korytarza.
- Tego najbardziej zarośniętego? Oszalałeś? Hej!
- Dobrze mi pachnie.
- Mnie pachnie zgnilizną. Trzeba było zostać w Boncie.
- I przepychać się o spadek z całą tą bandą? Nie, dzięki.
- Schody. Zobacz, schody! Może tam będzie sucho.
- Nie będzie. Ej, kiciu, ale instynkt to ty masz, bez dwóch zdań.
- To perła?
- Lepiej. Widzisz, jakie to wielkie? Stawiam guldeny przeciwko orzechom, że to autentyczny dofus.
- Eee, komu go sprzedasz?
- Sprzedam, nie sprzedam, a na pewno skorzystam. Dofus to uśmiech bogów.
Dwieście lat później
- Piwo korzenne! Kupujcie piwo korzenne! Najlepsze piwo w Boncie!
- U mnie kupujcie! Dostarczam piwo na bankiety Promachidów! Najbogatsi patrycjusze nie mogą się mylić!
- Najbogatsi patrycjusze nie kupują na straganach, Meunier.
- Co ty tam wiesz, przekupniu gobbalowych sików.
- Co ja wiem? Co wiem? Wypiję cały kufel twojej trutki na głyzonie, jeśli cię nie zaskoczę, stoi?
- O, nie. Próbujesz ode mnie wyciągnąć darmowe piwo.
- Nie wypiłbym twojego „piwa", choćbyś mi zapłacił. A próbuję tylko pokazać, że ani Promachidowie nie wiedzą o twoim istnieniu, ani ty o ich sprawach.
- Próbuj, proszę. Ale jeśli mi powiesz coś, czego nie wiem, zmieniasz miejsce i przestajesz mi tu wrzeszczeć do ucha.
- Nie ma mowy. Sam zmień miejsce.
- Po prostu nie masz żadnej ciekawostki. Słabo blefujesz, kolego.
- Słuchaj. Promachidowie mieli w sali balowej dofus. Prawdziwy dofus, Crespin go badał.
- To ta twoja sensacja? Wszyscy to wiedzą.
- Tego nie wiedzą. Dofus się wykluł.
- Co?
- Wykluł się! Normalnie pękł, w środku balu.
- I co, wyszedł z niego smok? Po ilu latach, dwustu? Mieli go od Powodzi.
- Smok, i...
- I co?
- I dziecko.
- Dziecko? Ja mam się na to nabrać? Ha! Co za bzdury. Przyznaj, przegrałeś.
- Opowiadała mi sadida, która u nich pracuje, normalne, małe dziecko-
- Zmieniasz miejsce.
- Meunier!
- Albo powiem komendantowi straży, że trzymasz kury nad kadzią z piwem.
- Żebym ja mu czegoś nie powiedział!
Od autora: przysięgam, że dalej już będzie normalnie, czyli z opisami ;). Ponadto – w ramach przełamywania paraliżującego perfekcjonizmu ten tekst będzie pisany i wysyłany na bieżąco. Innymi słowy – mam plan (wiem, co będzie dalej), ale realizuję go teraz, nie piszę całości z góry, jak poprzednich historyjek. W ten sposób zamalowuję się do kąta – ale czasami tak trzeba. Mam nadzieję, że się w tę farbę nie wkleję. W każdym razie – jeśli nastąpi dłuższa przerwa, wiecie, dlaczego.
