Zbiór drabble (póki co, miniaturki też pewnie przyjdą). Głównie do promptów wziętych z community drabblefix na lju (które, tak nawiasem, Państwu reklamuję, polecam i ogólnie zachwalam ), ale bywają też takie, które się same napisały, "tak jak grzmi samo i samo się błyska". Pierwsze, na przykład, które stanowi przy okazji część serii Polska od fandomu do fandomu.
Upiorem
— To mononoke — oznajmił pewnie wędrowny zielarz.
Czy raczej człowiek, który się za takiego podawał. Niezwykły, staroświecki strój, blada cera, tatuaże na rękach i twarzy oraz miecz, od którego biło magią na kilometry, wskazywały na co innego.
Mężczyzna, z którym rozmawiał – biały, co rzadkie, o płowych włosach i szarych oczach – wzruszył lekceważąco ramionami.
— Taki wasz demon. Wiem. Może. Niejedni nam... mi to już mówili. Że szatan. Że opętanie. Sam papież klątwy rzucał. Trudno. Mnie to nie przeszkadza. Ojczyznę ma się jedną, a że ona wpółmartwa, to i trochę wampirzych cech nabrała. Ma pan coś magicznego na kaca w tej skrzynce? Kupiłbym.
nails
Sens
Gdyby ktokolwiek kiedykolwiek spytał – gdyby tacy jak on, wędrowni zielarze, pozwalali sobie na wspominki – o najdziwniejszą, najbłahszą rzecz, jaka spowodowała powstanie mononoke, pewnie wymieniłby, pośród innych, historię o gwoździu.
Bo poszło o gwóźdź. Najzwyklejszy gwóźdź z małą główką oraz ostrym czubkiem. Przerdzewiałym czubkiem, o który skaleczył się robotnik naprawiający pański płot.
Robotnik zachorował i umarł (zielarz wieki później zdiagnozował: tężec), ale jego żal z powodu utraty życia tak wcześnie, przed ślubem, przed spłodzeniem dzieci: przed przedłużeniem rodu – dał, paradoksalnie, życie; zrodził mononoke. Demona, który prześladował potomków pana przez pokolenia.
Może to więc tak naprawdę opowieść o ludzkim sercu. Albo rdzy.
bleeding
Strzęp
Mononoke rozpadały się na setki części, kolorowych, poszarpanych, jak odłamki witraża, przepadały w nagłym błysku światła, zostawał tylko dym lub nawet mniej, sam zapach przepalonego kadzidła. Niekiedy i bez krzyku, w całkowitej ciszy, jakby zdumione (zielarz porzucił mrzonki, że duchy bywają wdzięczne).
Ludzcy świadkowie – ocaleni – nie widzieli w tym nic dziwnego. Demony według nich to niezbadana siła, wielka tajemnica. Jak coś tak bezcielesnego, niesamowitego mogłoby brukać się tak przyziemną, fizyczną rzeczą jak krwawienie?
Ale wędrownego zielarza nigdy nie przestało to niepokoić. Mononoke były niezabliźnionym żalem oraz rozdarciem zasłony między światami; podwójną raną. Która nie krwawiła. I jak tu ufać stworzeniu?
spooky
Morał
Istnieją miliony strasznych historyjek, opowiadanych wieczorami albo nocą, kiedy cienie przypominają olbrzymie, wychudzone duchy albo ostatnia świeca rzuca kłęby chaotycznego światła, równie przerażające, jak ciemność.
Wiele powiastek mówi o mężczyźnie wypędzającym demony, lecz przynoszącym niepokój – wydobywał bowiem mroczne sprawy z przeszłości, zapomniane, by nie zakłócały biegu życia. Przejście mężczyzny zostawiało ludzi skłóconych lub oszalałych od wspomnienia własnych, dawnych zbrodni.
Podawał się za rodzaj medyka, był blady, pomalowany zaklęciami, miał wampirze zęby, którymi rozszarpywał mononoke, i okropny uśmiech, gorszy niż zły: cyniczny, obojętny. Nieludzki.
„Dlatego nie krzywdźcie ludzi, dzieci" powtarzały staruszki „inaczej przyjdzie do was mononoke, a po mononoke przyjdzie On".
kettle
Kukicha
Każdy, nawet wędrowni zielarze, hobbystycznie wypędzający demony, może mieć swoje słabości. Wywary nawet przystają znachorom, ceramika bladym, umalowanym ustom, herbata podkrążonym makijażem oczom.
Ta była przepyszna, wiedział jeszcze przed pierwszym łykiem. Delikatne, młode łodyżki, łagodna goryczka. Doceniał gest. Napar dla niego, który był tysiącletnim oraz dzieckiem, spokojny smak dla wojownika. Nie burzyli wszakże ceremonii wspomnieniem innego świata niż tworzony przez aromat.
Dobry świat, pomyślał nagle zielarz, rozkoszując się ostatnimi łykami. Przez chwilę poczuł pokusę, by po prostu odejść: podziękować za gościnę i pożegnać kobietę. Ale tatuaże paliły żywym złotem, miecz na zewnątrz dygotał – herbata drgała w naczyniach.
Musiał wygnać mononoke.
spooky
Strachy na wróble
Jakieś dziecko, przeżywszy wypędzenie mononoke, spytało wędrownego zielarza, czy się boi (a może, czy się kiedykolwiek bał – po tylu latach, głosach, twarzach mężczyzna nie był pewien).
Wahał się, co odpowiedzieć. Coś wspierającego; ukoić dzieciaka słowami, nie zważając na fakty. Ale co uspokoiłoby dziecko? Nie wiedział lub nie pamiętał. Prawdę? Po transformacji nie czuł nic poza ekscytacją, złotem jasnym jak płomień w żyłach, napinającym mięśnie, każącym walczyć – i uśmiechał się. Szykując rytuał nie czuł nic poza rozbawieniem, niekiedy chłodną ciekawością detektywa. Czy to była jego prawda, nie forma ani nie żal?
— Czemu miałbym się bać? — odpowiedział wreszcie. — Jestem tylko sprzedawcą leków.
radiator
Powiało chłodem
Po każdym pokonanym mononoke znachor budził się poobijany – raczej wewnątrz: miał wrażenie, że coś wyłamało mu wszystkie stawy, rozciągnęło mięśnie jak cienie o zmierzchu, osuszyło szpik i żyły.
Ale nie umierał, nie mdlał, odchodził (każdy krok jak mila, każdy ból obojętnie, to nie pierwszy raz, pamiętaj), by przespać noc pod gołym niebem, zwinięty w kłębek. Potem przyrządzał litry wywarów (połowę i tak rozleją drżące dłonie), pił łapczywie. Ściskał wówczas miecz kurczowo, jak kubek ciepłego napoju, choć tamten palił ogniem, po zwycięstwie nad demonem rozpalony do czerwoności.
Zielarzowi jednak robiło się przeraźliwie zimno w trakcie przemiany; dniami nie mógł się ogrzać.
wallet
Nie można służyć równocześnie
Ludzka chciwość daje początek setkom mononoke. Ci, którzy stracili, ci, którzy nie zyskali, a chcieli, ci, którzy zaślepieni popełnili nieodżałowany błąd, ci, których słabość wykorzystano dla zysku i wielu, wielu innych.
Pałace są pełne przyszłych rodziców demona, pełne tych, którzy palną głupstwo dla mamony albo strwonią dla niej życie. Ulice też zapełniają potencjalni stwórcy mononoke. Biedni, zdesperowani ludzie umrą z nędzy lub zostaną wykorzystani czy popełnią zbrodnie dla kilku groszy.
Może więc miecz działał... profilaktycznie, spopielając chłopca – dzieciak miał z dziesięć lat – który spróbował go ukraść. Może. Ale zielarza, który stał teraz nad kupką popiołów, w ogóle to nie pocieszało.
