Takie tam nic specjalnego z okazji Mikołajek. ^,^ Nie yaoi, a bardzo rodzinnie, w myśl zasady, co by było, jakby Aomine miał dzieci - a na pewno miałby synów - a najlepiej jakby miał trzech! :D


PART I

Śnieg, który zaczął sypać pierwszego grudnia, Japończycy powitali zgodnym okrzykiem zachwytu. Padający zaledwie kilka razy w roku śnieg, był zjawiskiem nader atrakcyjnym dla mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Jakże zatem ciężko było się skupić na codziennych zajęciach, gdy z nieba niemal non stop leciały duże, puchowe płatki miękko osiadające na drzewach, domach, ławkach parkowych i ulicach. Japończycy, jako urodzeni esteci, nie byli w stanie oprzeć się urodzie tego śniegowego zjawiska. Nie mniej zachwycone śniegiem były dzieci, które niecierpliwie wyczekiwały dzwonka kończącego zajęcia, wyglądając z ekscytacją za okna szkolnych klas. Gdy zaś dzwonek donośnie obwieścił koniec lekcji, wszyscy uczniowie tłumnie opuszczali szkołę, by w końcu dać wyraz swojemu zachwytowi.

Nie inaczej postąpili Seichi, Takuro i Kazuya Aomine, których zachwyt był bardzo szczery, gwałtowny i zdecydowanie destrukcyjny dla niezbyt szczelnej i grubej odzieży. Jednak chłopcy kompletnie się tym nie przejmowali, tak samo jak wytrwale odpychali od siebie myśl o tym, co powie ich matka, gdy tylko ich ujrzy, mokrych od czubków głowy aż po same koniuszki palców. Myśl tę całkowicie wyrzucili ze swoich głów, oddając się bez reszty dzikim harcom na mokrym, zimnym śniegu w ogóle nie odczuwając panującego chłodu.

- Gamoooń! Gonisz! – zawołał z szaleńczym śmiechem Takuro, rozbijając mokrą śnieżkę na twarzy najmłodszego, trzynastoletniego brata.

- Sam jesteś gamoń, ty patyczaku złamany! – wydarł się chłopiec, wycierając twarz kompletnie zaśnieżoną rękawiczką i gnając za śmiejącymi się braćmi. Pospiesznie ulepił kulkę i celując tak, jak uczył go wujek, posłał swój pocisk w górę. Śnieżka rozbiła się idealnie na czubku głowy najstarszego brata, Kazuyi, zaśnieżając jego włosy, bo jak mówiła mama, Kazu był w tym wieku, że odczuwał wielką potrzebę protestu przeciwko racjonalnemu myśleniu w każdej dziedzinie życia. Jak to się imało do tego, że Kazu nagminnie nie nosił czapki, Sei nie bardzo wiedział, ale podobno dowie się tego za kilka lat, zatem pozostało mu tylko na to czekać.

- Zabiję cię, ty smarku jeden! – zawarczał Kazu, strzepując z głowy śnieg przy wtórze wariackiego śmiechu Takuro, który prawie wywrócił się w zaspę. Jako że Kazu bardzo się zirytował śniegiem za kołnierzem (w końcu szaliki są dla cieciów), a Taku był najbliżej, oberwał on całą braterską miłością prosto w swoje roześmiane oblicze i w końcu wylądował kościstym tyłkiem w zaspie.

Wyjąc ze śmiechu, Sei wystrzelił jak pocisk przed siebie, nim średni z braci zdoła podnieść swoje zacne jestestwo i ruszyć na nich pałając natychmiastową zemstą i pragnieniem rozlania braterskiej krwi. Biegnąc jak wariaci i zanosząc się szaleńczym śmiechem, wbiegli w końcu na bardziej ruchliwe ulice miasta, gdzie zwinnie unikali zderzeń z ludźmi, którzy jednak patrzyli z pełnym rozbawienia politowaniem dla tych chłopięcych szaleństw.

- Czekajcie na mnie! – wrzeszczał Sei, gdy bracia z rumorem niemal przegalopowali między czerwonym przebierańcem z brodą i jego pomocnikami. Zahamował gwałtownie, gdy dostrzegł, że osoba, na którą prawie wywrócił się Takuro, upadła boleśnie na chodnik. Z zadyszką i czapką, która niemal zsuwała się z jego głowy, pochylił się i dotknął ramienia dziewczyny, sądząc po długich, ciemnobrązowych włosach wystających spod kaptura.

- Hej, wszystko dobrze? – spytał.

Dziewczyna pokiwała głową, prostując się nieco i patrząc na swoje żółciutkie rękawiczki pokryte śniegowym błockiem. Sei podświadomie czuł, że to bardzo niedobrze, mama za pewne miałaby coś do powiedzenia na temat doprowadzania dziewczyn do takiego stanu, chociaż Sei nie widział nic złego w dobrym błocie. Dziewczyny najwyraźniej tak. Dostrzegając kolana poszkodowanej, na których rajstopy się rozdarły, poczuł mimowolne zawstydzenie. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę, nie bardzo wiedząc jak ma się zachować.

- Na pewno wszystko dobrze? – spytał ponownie, nieco niepewnie. – Może pomogę ci wstać?

- Hej, co się stało, co tak sterczysz? – usłyszał pytanie średniego brata i mimowolnie poczuł złość.

- Przewróciłeś ją, dupku! – fuknął Sei.

- Ja nic nie zrobiłem, kretynie, sama wlazła mi pod nogi! – zezłościł się. – Ała! – wydarł się wraz z Seim, gdy dłoń najstarszego brata zdzieliła najpierw jego, potem Seichiego.

- Ty się wyrażaj, smarku, bo powiem matce – zwrócił się do Seiego. – A ty się zachowuj – prychnął do drugiego brata.

- Bo powiesz matce? – wyburczał Taku, masując obolałe miejsce.

- A żebyś wiedział, baranie. – Kazuya zignorował mamrotanie brata o kablowaniu i kucnął przed dziewczyną, która zbierała swoje rozsypane zeszyty. – W porządku z tobą? To było niechcący, mój brat to ślepy głupek.

Dziewczyna pokiwała głową w milczeniu, a Takuro zasyczał ze złości, za co zarobił bolesnego kopniaka od Seichiego.

- Pomogę ci. – Kazu złapał za dłoń dziewczyny i jednym ruchem postawił ją na nogi. – Ten tu – załapał brata za kark i pochylił go – przeprasza cię.

- Ja nic… Ała! Ała! Tak, przepraszam bardzo, że na ciebie wpadłem! – wyrecytował, gdy palce Kazuyi bezlitośnie wbiły się w jego kark.

- Nic się nie stało – mruknęła dziewczyna, obejmując ciasno ramionami przemoczone zeszyty i patrząc na nich z wahaniem. Chłopcy przez chwilę wpatrywali się w dziewczynę, jakby nie dostrzegając coraz większych rumieńców na jej twarzy. Dziewczę bowiem miało najładniejsze oczy jakie kiedykolwiek widzieli. Nie licząc dwukolorowych oczu wujka, do których zdążyli się już przyzwyczaić, Japończycy zwykle słynęli z kolorowej monotonni i rzadko można było spotkać coś innego niż czerń. Z kolei oczy ich niechcącej ofiary były jasnozielone, jednak bardziej od trawy przypominające zielonkawe morze.

- Naprawdę nic się nie stało – powiedziała zażenowana tak uważnymi spojrzeniami. – Powinnam już…

- Może pójdziesz z nami na hot-dogi? – wypalił Seichi, uśmiechając się promiennie. Dziewczyna skierowała zaskoczone spojrzenie na chłopca.

- Ja chyba…

- Bardzo dobry pomysł – podchwycił Kazu. – To w zamian za rekompensatę, my stawiamy!

- A potem możesz iść z nami do parku! Tam jest świetna góra do zjeżdżania, wszyscy na pewno tam już są!

- Ja chyba nie mogę…

- Chodź, będzie fajnie! – Sei złapał ją za rękę i pociągnął za sobą, a ona niezdolna do sprzeciwu poszła za nim, nie bardzo nadążając z jego paplaniną. – Super, że pada śnieg, prawda? Przemokły mi nawet skarpetki! A tobie nie jest zimno? A Taku odkupi ci te ładne rękawiczki…

- Spadaj, smarku! – warknął Takuro, popychając młodszego brata, który potknął się, poprawiając spadającą czapkę. – Ale mogę poprosić mamę, żeby je wyprała… - wymamrotał pod nosem.

- A ja jestem Aomine Seichi – paplał dalej chłopiec – ale możesz do mnie mówić Sei, a ty jak się nazywasz?

- Makita Nanami – powiedziała niepewnie.

- Nanami-chan! Jak ładnie! To co, pójdziesz z nami do parku?

- Nie wiem, czy powinnam…

- Powinnaś!

- Nie będziemy tam długo, odprowadzimy cię potem – odezwał się Takuro, gapiąc się od niechcenia w niebo.

- Może dalibyście jej spokój? – odezwał się Kazu. – Jak nie ma ochoty z nami iść, to przestańcie ją namawiać.

- A ty skąd wiesz, że nie chce, hę?

- Może Nanami-chan chce z nami pójść?

- A może uważa was za kretynów?

- Sam jesteś kretynem, buraku jeden!

- Bo cię strzelę w ucho, gówniarzu.

- Kogo nazywasz gówniarzem, przerośnięta kalarepo? Jesteś tylko rok starszy! To na tego gnojka mów gówniarzu!

- Ej! Nie jestem gówniarzem! Powiem mamie, że znowu mnie wyzywacie!

- Spadaj, kablu jeden!

- Odczep się od niego, Taku.

- Właśnie, spadówa ode mnie!

- A chcecie w zęby?

- A utopić cię w zaspie?

- A ciebie utopić?

- Ty mały, jak cię dorwę…!

Chłopcy zamarli w pół kroku do bardzo poważnej, jakże honornej bójki, słysząc ładny, dźwięczny śmiechem. Przez chwilę zagapili się na śmiejącą się pod nosem Nanami i na to, jak ładne dołeczki pojawiają się w jej policzkach, gdy się uśmiecha.

- Jesteście naprawdę zabawni – stwierdziła, uśmiechając się do nich promiennie, a chłopcy odpowiedzieli szerokimi, mało przytomnymi uśmiechami.


Aomine Tatsumi po raz chyba setny zerknęła na zegarek w kształcie drzewa wiśni i syknęła pod nosem. Tyle czasu! Na dworze robiło się coraz bardziej ciemno, a ona nie dostała choćby jednej, krótkiej wiadomości! A telefony nie odpowiadały. Już ona sobie użyje, natrze uszu, że nie będzie co zbierać.

- I po co się tak irytujesz? – odezwał się siedzący przy stole Aomine Daiki, systematycznie pochłaniając zawartość swojego talerza. – Nie są już dziećmi.

- Nie wkurzaj mnie, zwłaszcza, jak trzymam patelnie w ręce – warknęła, wrzucając ową patelnię do zlewu.

- Mam dobry refleks – odrzekł, uśmiechając się półgębkiem.

- Nie prowokuj mnie, żebyśmy go przetestowali – burknęła i niemal wykrzyknęła tryumfalne „ha!", gdy zazgrzytał zamek u drzwi. Trzymając drewnianą łyżkę w dłoni, założyła ręce na piersi i oparła się o kredens mają idealny widok na korytarz i drzwi wejściowe.

Jej nieodrodni synowie wpadli do domu niczym huragan, popychając się, przekrzykując i generalnie rozsiewając chaos. To Kazuya pierwszy ją dostrzegł i nim zdążyła się odezwać choćby słowem, zrejterował do łazienki. Takuro dostrzegając nieobecność brata rzucił szybkie spojrzenie w kierunku kuchni, a dostrzegając stojącą tam matkę, rozejrzał się w popłochu.

- Kazuya, wyłaź! – wydarł się.

- Zapomnij! – odkrzyknął brat.

- Panowie, zapraszam – odezwała się Tatsumi, machając na nich ponaglająco.

- A możemy się najpierw przebrać? – spytał Takuro.

- Nie.

- Ale dlaczego? Zawsze powtarzasz nam, że siedzenie w mokrych ubraniach jest niezdrowe.

Tatsumi posłała bazyliszkowate spojrzenie mężowi, który parsknął w swój talerz.

- No co? To dość rozsądny argument – zauważył, hamując rozbawienie.

- Czekam na was od dwóch godzin – zwróciła się do synów z gniewną miną.

- Mamusiu, mam mokre skarpetki, mogę iść je przebrać? – Sei postanowił wykorzystać swój urok najmłodszego syna i uśmiechnął się do mamy słodko i promiennie, aż Takuro był pełen podziwu, że gnojek jeszcze to potrafił.

- Właśnie, gacie mi przemokły, w sensie chciałem powiedzieć, że mam mokre spodnie i tyłek mi odmarza – podjął Taku, coraz bardziej się gubiąc pod surowym spojrzeniem rodzicielki.

- Macie dwie minuty – powiedziała, a chłopcy nie czekali na więcej, tylko pognali co sił na piętro do swoich pokoi. To Seichi powrócił jako pierwszy nieco niepewnie przysiadając na krześle, jednak Tatsumi nie zareagowała na jego pojawienie się i nadal zawzięcie mieszała coś w garnku. To coś było za pewne obiadem, bo na sam zapach Seiemu kiszki zagrały marsza. Zjedzony z braćmi hot-dog był już tylko wspomnieniem.

- Poznałem dzisiaj fajną dziewczynę – odezwał się Sei, machając stopami.

Jego jedzący ojciec zakrztusił się gwałtownie.

- Nie jesteś cokolwiek za młody na poznawanie dziewczyn, smarku? – mruknął, sięgając po szklankę z sokiem.

Sei zmarszczył czoło najwyraźniej nie bardzo rozumiejąc.

- Ale Nanami-chan jest bardzo fajna!

- A jak ją poznałeś? To koleżanka z klasy? – spytała Tatsumi, zerkając na syna.

- Nie, Taku ją wywalił na chodnik…

- Ja nikogo nie wywaliłem! – oburzył się wchodzący do kuchni chłopak.

- A właśnie, że tak! – zawołał wojowniczo Sei. – To ty na nią wpadłeś!

- Wcale, że nie! Zderzyliśmy się!

- Ale to przez ciebie!

- Nie prawda!

- Prawda, prawda – odezwał się Kazuya, przyklepując wilgotne po prysznicu włosy. – Wywróciłeś ją jak nic.

- Spadaj, to nie była moja wina! – uniósł się Taku, czując wielką potrzebę użycia pięści, by dać wiarę swoim słowom. Jednak jedno bystre spojrzenie ojca wystarczyło, by posadzić jego cztery litery na stołku.

- Przeprosiliście chociaż? – spytała, kładąc przed synami talerze z obiadem.

- Oczywiście! Czy ja kiedykolwiek nie przepraszałem? – oburzył się Takuro.

- Oczywiście, że go zmusiłem – odezwał się w tym samym czasie Kazu, sięgając po pałeczki. Uśmiechnął się krzywo do brata, który posłał mu mściwe spojrzenie.

- Nastukam ci, stary – ostrzegł, kopiąc go pod stołem.

- Na pewno się ciebie boje – prychnął brat, oddając kopniaka.

- Ała! – wydarł się Sei. – To bolało, debilu! – Zsunął się z krzesła i zamachnął się mocno, jednak jego stopę złapał pod stołem ojciec.

- Chcecie wkurzyć mamę? – Uniósł brew, kiwając głową na Tatsumi, która stała przy kuchence z drgającą powieką. Chłopcy rzucili matce pospieszne spojrzenie.

- Przepraszamy – wyburczeli w swoje talerze.

Tatsu westchnęła, a Aomine posłał jej rozbawione spojrzenie.

- I co z tą dziewczyną?

- Wzięliśmy ją ze sobą na hot-dogi – odezwał się Kazuya.

- I poszła z nami do parku pozjeżdżać z górki! – zawołał z entuzjazmem Seichi. - Ale było super, tato, mówię ci, musisz z nami tam iść!

Tatsu wywróciła oczami. Chłopcy.