Prolog

Pięcioletni Harry Potter leżał właśnie pogrążony w głębokim śnie w swojej komórce pod schodami, gdy w przedpokoju domu jego wujostwa rozległ się dziwy dźwięk. Klepki podłogowe skrzypiały cicho pod ciężarem intruza, co w wypełnionym ciemnością domu państwa Dursleyów było dobrze słyszalne dla każdego, kto nie spał. Nieznajomy zmierzał w kierunku schodów, gdy nagle, jak gdyby wyczuwając obecność chłopca, skierował się do niskich drzwi komórki, otworzył drzwi i zaczął się rozglądać dookoła - nie było tu zbyt wiele miejsca, ale nie domyślał się, że jakiekolwiek dziecko może być tak traktowane. Właśnie miał odwrócić się w stronę małego łóżka, kiedy usłyszał cichy, dziecięcy głos:

- Kim pan jest?

- Nazywam się Doktor, a ty?

- Jestem Harry... Harry Potter.

Mężczyzna uśmiechnął się w ciemności.

- Harry to ładne imię. Możesz mi powiedzieć, gdzie właśnie jesteśmy?

- W mojej komórce.

- Komórce? - Głos Doktora był dziwnie obcy.

- W komórce pod schodami, śpię tutaj.

- A dokładniej?

- Na Privet Drive 4. W domu wuja Vernona i cioci Petunii.

- A twoi rodzice?

- Zginęli w wypadku samochodowym.

- Przykro mi

Jego ręka natrafiła na włącznik światła i już po chwili patrzył na drobnego cztero-pięcioletniego chłopca w za dużej na niego koszulce patrzącego na niego ze zdziwieniem spod flanelowego koca.

- Wiec to tutaj mieszkasz Harry Potterze?

- Tak Doktorze.

- Możesz mi powiedzieć, który to rok?

- 1985,

- Oczywiście! 1985 to jeden z moich ulubionych. Ale pogoda będzie paskudna, czeka was bardzo mokre lato i ponura jesień. Czy możesz być przez chwilę cicho Harry?

- Tak.

Doktor zaczął drobiazgowo oglądać każdy kąt pomieszczenia - obmacywał ściany i nasłuchiwał. Jego spojrzenie co chwilę kierowało się w stronę przyglądającego się mu chłopca, po chwili jego uwagę zwrócił cichy dźwięk dochodzący zza łóżka chłopca.

- Harry?

- Tak?

- Cokolwiek by się nie działo, nie ruszaj się z łóżka. Leż nieruchomo. Dokładnie na środku. Nie kładź ani nóg poza jego krawędzie. Rozumiesz?

- Tak, Doktorze.

Mężczyzna uniósł skraj koca na łóżko i cicho zapytał:

- Masz zegarek?

- Zegarek?

- Tak zegarek.

Chłopiec spuścił wzrok.

- Nie mam żadnego.

- Więc co to za dźwięk? Bo widzisz, skoro nie masz żadnego zegarka to dlaczego słyszę tykanie?

- To, co to jest?

Doktor uśmiechnął się lekko i usiadł na łóżku chłopca.

- To nie może być żaden zegar. Jest na to za duży. Jakieś sześć stóp. Ma rozmiar człowieka.

- Pomyślmy... Jeśli miałbym tykające części i ukrywałbym się w czyjeś sypialni, to jaka byłaby pierwsza rzecz, jaką bym zrobił?

Mężczyzna ruszył w stronę skrytej w cieniu ściany komórki.

- Skryłbym się w najciemniejszym kącie. Więc to dlatego nie można cię zobaczyć? Wykorzystujesz załamania światła i upodabniasz się do tego, co masz za plecami. Widać cię tylko wtedy, kiedy nie ma żadnego światła. Masz zachwycający mechanizm obronny - widziałem już Płaczące Anioły i szkockie wilkołaki, ale ty jesteś wyjątkowy.

Nie doczekał się odpowiedzi.

- Skanujesz jego mózg?

- Chłopak jest niekompletny.

Doktor odchrząknął.

- Przebyłeś dwie galaktyki i setki tysięcy lat tylko po to, żeby przeskanować dziecięcy mózg? Co musi znajdować się w głowie tego dziecka, że zdecydowałeś się zaburzyć kontinuum czasoprzestrzenne?

- Chłopak jest niekompletny.

- Dlaczego uważasz, że jest niekompletny?

Po chwili rozległ się suchy trzask i Doktor odwrócił się do Harry'ego.

- Nie odwracaj się od niego. - Wyszeptał Harry.

- Już go tu nie ma, nie masz się czego bać.

- Kiedy jutro się obudzisz, nie będziesz mnie już pamiętał. Będę dla ciebie niezapamiętanym snem.

- Ale ja chcę cię pamiętać.

- Wiem dziecko, ale muszę odejść, a ty nie możesz posiadać żadnych wspomnień dotyczących naszego spotkania.

- Czy mogę cię o coś zapytać?

- Możesz Harry, oczywiście, że możesz.

- Gdzie mieszkasz?

- Nie mam domu.

Chłopiec uśmiechnął się sennie.

- Musisz przecież gdzieś mieszkać.

- Śpij już, Harry.

- Dobranoc Doktorze.

Po chwili chłopiec zasnął, a ciepło dużej męskiej dłoni, wciąż utrzymywało się na jego włosach.