Ren`ai-no osuneko – niespokojny czas "

..:: 5 lat później ::..

Iruka wybiegł z domu z Haruką. Kolejny raz pokłócił się z Kakashi` m, który uważał, że przesadza w nadopiekuńczości ich synka. W końcu malec ma już pięć lat, a to wystarczy, aby mógł uczyć się jak zostać dobrym ninja. Na samo wspomnienie głupiego uśmiechu męża zagotowało Iruke do tego stopnia, że mocniej ścisnął synka rękę, który pisnął żałośnie.

- Gomen (przepraszam) Haru-chan. – Iruka uklęknął przy synku, któremu po policzkach spływały wielkie łzy, a jego krwiście czerwone oczęta spoglądały na niego niepewnie. – Demo anata-no-mono ofusan (ale twój tatuś) to skończony idiota i na samo wspomnienie jego słów rano to aż…!

Mądre oczka Haruki uważnie przyjrzały się mamusi, która nadal złościła się na jego tatusia i w geście pocieszenia położył rączkę na policzku Iruki, który od razu się uspokoił i wtulił się ciepłą rączkę synka.

- Nie martw się mamusiu… - Haruka uśmiechnął się do Iruki uwielbiając ciepło i miłość, która zawsze odbijała się w jego czarnych oczach i pięknym uśmiechu. - … ofusan zmądrzeje, kiedy mu zagrozisz, że przez tydzień będzie spał sam w łóżku, a ty będziesz spał u mnie. Ja cię przed nim obronie!

- Mój mały, słodki obrońca. – Iruka wziął synka w ramiona i zaczął pocierać policzkiem o jego policzek.

Haruka zaczął się śmiać, kiedy jego mama zaczęła się do niego tulić i drapać za uszkami. Uwielbiał pieszczoty okaa-san, która zawsze wiedziała, co potrzebuje. Jego ogon radośnie machał na boki, a uszy strzygły reagując na dotyk czułych dłoni inu.

Iruka kochał synka ponad wszystko. W mgnieniu oka oddałby za niego życie, jeśli sytuacja by tego wymagała. Haruka był wiernym odzwierciedleniem matki z wyjątkiem oczu, blizny na nosie i koloru sierści. Jego oczy były krwiście czerwone, a sierść była biała. Te dwa szczegóły przypominały o prawdziwym ojcu Haruki.

Hoko.

Ale dla Iruki to nie miało znaczenie. Haru-chan to jego słodki synek, który w przyszłości wyrośnie na wspaniałego ninja, z którego będzie dumny równie mocno jak teraz. A Hoko to tylko wspomnienie. Bardzo odległe wspomnienie, które już nigdy nie powróci.

Jednak wydarzenia z ostatnich paru dni bardzo zaniepokoiły inu, który instynktownie wyczuwał niebezpieczeństwo grożące jego maleństwu. Czuł, że jest obserwowany. Gdyby nie fakt, że Hoko nie żyje to upierałby się, że to właśnie on go obserwuje, ale to jest nie możliwe. Więc kto?

Z rozmyślań wyrwało go ugryzienie w ucho. Haruka warczał cicho i nie puszczał go. Zawsze tak robił, kiedy Iruka nie poświęcał mu odpowiedniej ilości swojej uwagi i najwyraźniej teraz tak właśnie czuł.

- Gomen Haru-chan… - Iruka przepraszająco potarł swoim nosem o nosek synka, który ponownie zaczął się śmiać. - … w ramach przeprosin scałuje twój smutek z twojej słodkiej buzi.

Haruka w oczekiwaniu wystawił pyszczek czekając na upragnione całusy swojej mamy.

- Moja mała pchełka…

- Nie jestem pchełką! – Oburzył się Haru, któremu nie podobało się nowe przezwisko, ale mimo swojego niezadowolenia ochoczo wystawił pyszczek, który był energicznie całowany przez okaa-san.

- Jesteś moją słodką pchełką. – Iruka ucałował synka w usta i potarł policzkiem o jego policzek. Wiedział, że to ułagodzi oburzenie synka.

- Ale tylko twoją… - Burknął pod nosem Haru poddając się swojej mamusi, którą kochał nad życie i mógł wybaczyć małe przezwisko.

-###-

Madara i Hoko szli spokojnie ulicami Konohy. Wiedzieli, że nikt ich nie rozpozna z bardzo prostego powodu.

Festyn.

Dzisiaj w Konoha odbywał się festyn wiosenny i wielu było w maskach bawiąc się dobrze. A dla nich była to idealna sposobność na dostanie się do Konohy niepostrzeżenie, co też uczynili.

- Po pięciu latach nieobecności Konoha całkowicie zapomniała o moim istnieniu, a ty… - Madara odwrócił się do Hoko. - … w końcu jesteś martwy… ha ha ha...

Uchiha położył dłoń na ramieniu Hoko, ale w tym właśnie momencie demon zniknął.

- Cholerny głupiec! – Warknął Madara dokładnie wiedząc gdzie jest Hoko. – Jeszcze tego by brakowało, aby przez niego mój plan się nie powiódł.

- Lee zaczekaj na mnie! – Blond włosy kitsune krzyknął za przyjacielem, którego dostrzegł w tłumie ludzi. Uwielbiał festyny, ale te tłumy zawsze były męczące, zwłaszcza jak jest się synem Hokoge.

Młody inu odwrócił się słysząc głos Naruto. Uradowany poczekał na niego ciesząc się, że nie będzie musiał go szukać. Patrzył jak lisek zbliża się do niego prowadząc bliźnięta za ręce. Brzdące były wiernym odzwierciedleniem ojca z małymi wyjątkami. Chłopcy mieli czyste rysy rodu Uchiha… Yuki starszy z malców miał blond włosy i czarne oczy, jednak charakterek to miał całkowicie po ojcu, a jego ulubionym słowem było „hn". Wszyscy widząc malca i jego czarne oczy byli przekonani, że młodszy będzie miał niebieskie po matce, ale się pomylili. Kazuki młodszy z bliźniąt miał równie czarne oczy jak brat tylko jego włosy były czarne. Najmłodszy Uchiha był małą kopią ojca z jednym małym wyjątkiem… charakterek to miał po matce. Głośny, energiczny i zawsze chętny do zrobienia nowego psikusa, ale wszystko to naprawiał słodką minką, która rozgrzewała serca złoszczących się na niego ludzi. A najczęściej ofiarą jego słodkich min stawał się Sasuke, który nie mógł odmówić synowi nic. Sasuke był dumny ze swoich synów jak paw. Jednak, kiedy musiał pilnować ich to już inna bajka. Z Yuki`m nigdy nie było problemu lubił bawić się sam, za to Kazuki był żywym sreberkiem. Wszędzie było go pełno, nikt nie był w stanie nad nim zapanować, z wyjątkiem Naruto i Yuki`ego. Przy nich Kazuki stawał się grzecznym malcem. Lee uśmiechnął się do Yuki`ego, który jak tylko zobaczył jego córkę wyrwał się mamie z ręki i podbiegł do nich biorąc Yuriko za rękę. Yurika była słodkim rudzielcem, zupełnie jak jej ojciec, o intensywnie morskich oczach.

- Dziękuję, że poczekałeś na nas Lee-chan. – Naruto przytulił Lee i Yuriko do siebie na powitanie.

- Dla ciebie zawsze Naru… - Uśmiechnął się Lee całując bliźnięta w czoło, którzy zarumienili się słodko. - … a teraz chodźmy zwiedzać festyn!

Hoko wyskoczył z wieży zadowolony ze swojego dzieła. Teraz, kiedy swoją część zadania wypełnił może w końcu zająć się odzyskaniem rodziny, która została mu odebrana pięć lat temu. A przy zamieszaniu związanym z festynem ich zniknięcie nie zostanie zauważone szybko. Teraz pozostało mu tylko wyśledzić swoich ukochanych i… najwyraźniej los mu sprzyjał.

- Proszę … proszę… mój słodki delfinek i nasz synek… - Hoko uśmiechnął się okrutnie ciesząc się, że nie musi już dłużej szukać. Zbliżył się drapieżnym krokiem do swoich ofiar stojących do niego tyłem.

- Witaj mój słodki delfinku. – Wymruczał zmysłowo Hoko zaborczo chwytając Iruke w talii i mocno do siebie przyciągając.

Iruka stanął jak sparaliżowany. Jego największy koszmar powrócił i najwyraźniej chciał go zabrać z powrotem do tego okrutnego horroru, ale nie to było najgorsze. Haruka stał obok przerażony trzymając go za rękę, którą mocno ściskał.

- Radziłbym ci przestać się szarpać… - Odezwał się zniecierpliwiony demon mając dość przytrzymywania siłą swojego odzyskanego kochanka, który szarpał się jak szalony przyciągając zbyt wiele uwagi do nich. - … zbyt wiele uwagi może spowodować, że niechcący mógłbym zranić naszego synka. A jestem pewien, że tego chciałbyś uniknąć… nieprawdaż?

Przy tych słowach inu znieruchomiał zdając sobie sprawę, że przegrał tą potyczkę zanim na dobre się rozpoczęła. Zaskamlał i odchylił głowę na bok dając lepszy dostęp do swojej szyi, ale również okazał tym gestem swoją uległość i brak chęci do dalszej walki.

Jego synek był najważniejszy nawet, jeśli dla niego miało się to skończyć kolejnymi gwałtami.

- Grzeczny delfinek… - Wymruczał zadowolony Hoko całując inu w szyję. - … a teraz weź na ręce naszego synka.

Iruka schylił się biorąc Haruke w ramiona, który z pod kulonym ogonem i uszkami ściśle przylegającymi do główki wtulił się w swoją mamę chcąc schować się przed nieznajomym jak najbardziej i jak najdalej.

- Bardzo dobrze… a teraz ty i nasz syn jesteście nareszcie moi.

Słaby krzyk Iruki i szloch Haruki stracił się w hałasie festynu nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Tak przynajmniej sądził Hoko, jednak na szczęście dwie pary oczu z przerażeniem obserwowały całe zajście.

Lee i Naruto przerażeni stali w miejscu nie mogąc uwierzyć, że byli właśnie świadkami porwania, a co gorsze osoba, która porwała Iruke to był Hoko. Inu i kitsune nawet nie zauważyli jak ich dzieci wyrwały im się wystraszone, że ich rodzice nie reagują na nich i pobiegli szukać swoich ojców. Coś było nie tak z ich mamusiami i jedynymi, którzy mogli pomóc byli ich tatusiowie.

- Ofusan! – Trzy głosiki krzyknęły uradowane widząc Sasuke i Gaare przy fajerwerkach.

Tanuki i osuneko zaskoczeni spojrzeli na swoich brzdąców pędzących w ich stronę uśmiechnęli się, ale jak zobaczyli, że malcy mają zapłakane buzie i nigdzie nie widać Lee i Naruto zaalarmowani doskoczyli szybko do nich biorąc ich w ramiona.

Yuki i Kazuki tulili się do Sasuke z ulgą malującą się na twarzach. Odnaleźli swojego tatusia i Yuriko również jest już w ramionach tatusia szlochając mocno.

- Chłopcy gdzie jest wasza mama? – Zaniepokojony Sasuke zaczął wypytywać swoich synków licząc na szybką odpowiedź.

- Okaa-san jest i … Lee-chan… oni… chlip… chlip… - Kazuki nie mógł poradzić sobie z mówieniem przez łzy, więc Yuki za niego skończył.

- Oni stoją nieruchomo… chlip… i patrzyli na Iru-chan z Haruką jak zniknęli z wujkiem… chlip… chlip… - Yuki nadal zanosił się płaczem, ale dzielnie mówił dalej. - … powtarzali, że to nie możliwe… że on nie żyje… chlip… chlip… ale wujek przecież żyje, prawda?

Sasuke i Gaara przerażeni popatrzyli na siebie. Wiedzieli, co to oznacza.

- Yuriko … - Zaczął Gaara unosząc główkę córki. - … gdzie zostawiliście mamusie?

- Pod wieżą Hokoge… chlip…

Sasuke podszedł bliżej Gaary, który ich przeniósł pod wieżę, a to, co ujrzeli przeraziło ich śmiertelnie.

-###-

Hoko stanął w drzwiach zostawiając swoją rodzinę w ich nowej sypialni.

- Zostawię was samych na jakiś czas, a jak wrócę nie będę sam… nasza mała rodzinka się powiększy.

- Nie! – Krzyknął Iruka nie chcąc, aby Hoko porywał kolejna osobę.

- Och… nie martw się delfinku… - Zaśmiał się Hoko, któremu spodobała się zazdrość ukochanego. - … ty zawsze będziesz moim ulubieńcem.

Z tymi słowami zamknął drzwi na klucz i zniknął.

- Mamusiu… kto… kto… dlaczego nas porwał i… i… - Haruka rozpłakał się tuląc mocno do matki. Nie rozumiał, dlaczego znajdują się w tym obcym miejscu i po co? - … dlaczego on… chlip… mówi, że … jestem jego synem?

- Och… Haru. – Iruka załamał się słysząc ostatnie pytanie synka. Nie sądził, że tak szybko będzie musiał opowiedzieć mu o prawdziwym ojcu. Ale wiedział, że ten czas nadszedł.

Z ciężkim sercem zaczął opowiadać Haruce o czasie zanim zjawił się na świecie. Te dobre, ale i te złe chwile, a niestety tych złych chwil było bardzo wiele.

Przez cały ten czas Haruka słuchał z zapartym tchem i nie mógł uwierzyć, że ten demon jest jego ojcem, a jednak. Ten potwór, który w tak okrutny sposób skrzywdził jego ukochaną mamusię, ale czy to oznaczało, że jest niekochany? Czy to znaczy, że jest i był niechciany?

- Nie Haru… - Iruka mocno przyciągnął do siebie synka widząc niepokój malujący się na jego twarzy. - … Ty moja mała istotko byłeś jedynym powodem, dla którego przetrwałem. Twojemu … - Inu zawahał się nie chciał Hoko nazywać ojcem Haruki. - … on nie jest twoim tatą nawet, jeśli dzięki niemu przyszedłeś na świat to… to on nie jest twoim ojcem! Twoim ukochanym tatusiem jest Kakashi i tylko on. Zapamiętaj to proszę mój aniołku.

- Ale on cię skrzywdził… nhhh… ghhh… mamusiu… i dlatego ja… ja… ja…

- Za to mu jestem wdzięczny. – Widząc nie dowierzanie malujące się na licu synka Iruka uśmiechnął się całując go w czółko. – Dzięki niemu mam ciebie i tego nie żałuję, ani przez myśl mi nie przeszło… nie… nigdy bym cię nie skrzywdził. Ty jesteś niewinną istotką, która przyszła na świat przez … - Iruka nie chciał nawet o tym myśleć, przez co przeszedł pięć lat temu. - … z chwilą jak się dowiedziałem, że jestem w ciąży pokochałem cię. I tak jest do dzisiaj i będzie na wieki mój aniołku.

- Ja… chlip… też cię kocham mamusiu! – Haruka rzucił się Iruce na szyję mocno go ściskając. Był szczęśliwy, że jego ukochana mamusia go kocha. – Bardzo, bardzo mocno…!

-###-

Naruto i Lee jak sparaliżowani stali wpatrując się nadal w miejsce gdzie nie dawno stał jeszcze Iruka z Haruką.

- Naruto powiedz mi proszę, że mam omamy i to nie był Hoko. – Zaskamlał żałośnie Lee.

- Lee – to był Hoko.

- Nie to nie prawda! Moje maleństwo muszę…! – Lee obrócił się do swojej córeczki, ale jej nigdzie nie było, tak samo jak bliźniąt Naruto. – Nie! Naru nie ma naszych dzieci!

- CO? To nie możliwe. – Przerażony kitsune słysząc słowa Lee czuł jak cała krew z niego uchodzi, a jego największy koszmar staje się rzeczywistością. – Moje dzieci! Moje słodkie maleństwa… gdzie…?

W tym całym zamieszaniu nawet nie zauważyli jak ludzie zaczęli się oddalać chcąc zobaczyć pokaz sztucznych ogni, a oni stali się łatwym celem dla każdego. I tak też się stało.

Hoko złapał Naruto za nadgarstki unosząc do góry.

- Tęskniłeś za mną Naru-chan?- Demon przygryzł drżące ucho liska, który dygotał cały w przerażeniu i bezradności.

- Lee! – Inu odwrócił się gwałtownie słysząc lęk w głosie przyjaciela i zamarł. Kitsune wisiał nad ziemią mocno trzymany przez Hoko w powietrzu za nadgarstki.

Sasuke z Gaarą dotarli na miejsce wskazane przez dzieci w chwili jak Hoko podnosił Naruto. Bez słowa osuneko oddał swoje dzieci pod opiekę Gaary, który rozumiał go bez słowa i wiedział, co zamierza zrobić Sasuke. Tanuki stanął za budynkiem z dziećmi tulącymi się do jego nóg, które uspokajał cichymi słowami i ciepłem dłoni gładzącymi ich główki.

- Puść go. – Wysyczał groźnie Sasuke, który pojawił się tuż za swoim mężem i Hoko. Jego katana mocno wbijała się bok demona, który kątem oka dostrzegł zbliżających się Anbu, a to oznaczało, że znaleźli Hokoge. Nie pozostało mu nic innego jak zniknąć.

- Wygląda na to, że nasza przygoda zakończyła się zanim na dobre rozpoczęła. – Wymruczał Hoko do ucha Naruto i przejechał językiem po jego policzku, na co lisek zadrżał w obrzydzeniu. – Ale na szczęście odzyskałem to, na czym najbardziej mi zależało… żegnaj.

Zanim ktokolwiek mógł się ruszyć demon zniknął pozostawiając po sobie tylko tumany dymu i kurzu.

- On ma Iruke i Haruke! – Wykrzyczał Naruto opadając w ramiona męża. – On… on…

- Ććśśś już dobrze odnajdziemy ich koi. – Pocieszał ukochanego Sasuke.

- Sasuke? – Gaara podszedł do tulącej się pary. Był poważnie zaniepokojony pojawieniem się Anbu, którzy ignorując ich weszli do wieży. Lee drżał w jego ramionach trzymając w ramionach córeczkę szlochającą cicho. – Chyba coś się stało.

Osuneko zaniepokojony spojrzał na przyjaciela wypuszczając męża z ramion, który od razu przytulił do siebie dzieci mocno ich ściskając, jednak słysząc słowa Gaary zaniepokojony spojrzał do góry mając nadzieję, że w oknie zobaczy swojego ojca, ale on w nim nie stanął.

Stanął na równe nogi z dziećmi u boku czuł wyraźnie, że coś się stało.

- Ofusan… . – Cichy szept Naruto zwrócił uwagę Sasuke i Gaary, którzy złapali w objęcia swoje rodziny i przenieśli się do gabinetu Hokoge. A to, co zobaczyli sprawiło, że krew zamarzła im w żyłach.

- Ofusan… - Yuki ciągnął Sasuke za nogawkę nie rozumiejąc tego, co widzi. - … dlaczego jiji (dziadek)leży na ziemi i się nie rusza?

- Ofusan…?- Kazuki niepewnie patrzył na swojego tatusia, który nadal nie odpowiedział na pytanie brata.

Naruto powolnym krokiem podszedł do ojca, który nieruchomo leżał na kolanach matki.

- Okaa-san? Co się stało…? Dlaczego… - Naruto klęknął desperacko łapiąc za ubranie matki. - … dlaczego ofusan… on…

- Przepuście nas! – Dobiegł ich krzyk Tsunade i Orochimaru, którzy po wezwaniu urufu (wilka) od razu zjawili się w wieży wiedząc, że sprawa jest poważna, ale nie sądzili, że aż tak.

- Kyuubi puść go! – Tsunade starała się odsunąć zrozpaczonego demona od męża. – Zajmiemy się nim, a ty zajmij się swoim dzieckiem!

Krzyk Tsunade sprawił, że Kyuubi ocknął się z szoku, w jakim był. Spojrzał na Naruto, który zapłakany kurczowo się go trzymał. Objął go mocno szukając w swoim synku pocieszenia. Oboje patrzyli jak Minato jest zabierany przez Orochimaru i Tsunade do kliniki, wiedzieli, że jest w bardzo dobrych rękach, ale i tak się martwili zwłaszcza, Kyuubi, który wiedział, że rana, jaką ma Minato nie jest łatwa do wyleczenia zwłaszcza zadana z ręki Hoko.

- Kyuubi-sama, co się stało? – Kakashi zapytał podnoszącego się z ziemi demona z synkiem.

Yuki i Kazuki podbiegli do Naruto i Kyuubi`ego przytulając się do nich mocno. Chcieli ich pocieszyć, mimo iż nie rozumieli, co tak naprawdę się stało.

- Mieliśmy właśnie wychodzić na festyn, ale drogę zablokował nam Hoko… - Kyuubi przytulił się mocno do swojego wnuka. - … byliśmy tak bardzo zaabsorbowani sobą, że nie zauważyliśmy go… aż było za późno, ale nie sądziliśmy, że coś może się stać. Przecież Hoko nie żył… przynajmniej do dzisiaj. – Dodał zgorzkniale kitsune.

Kyuubi zaczerpnął głęboko powietrza dochodząc do najgorszej części opowieści.

- … Hoko nie czekał, aż ktoś go zauważy. – Kyuubi czuł jak łzy spływają mu po policzkach zrezygnowany schował twarz w szyi Yuki`ego, a Kazuki delikatnie głaskał go po głowie w geście pocieszenia. – Stałem tyłem do drzwi całując Minato po szyi, kiedy poczułem jak on w jednej chwili całkowicie spiął się i szybkim ruchem odepchnął mnie od siebie. Uderzyłem o ścianę i następne, co zobaczyłem jak się ocknąłem była twarz mojego brata pochylająca się nade mną i jego szyderczy uśmieszek. Patrzył mi w oczy i powiedział, że chciał mnie zabić, ale śmierć Minato była jeszcze lepsza, bo wiedział, że będę siebie obwiniać za nią i samotnie spędzę resztę życia.

Krzyknąłem.

Mój krzyk zwabił urufu (wilka), który od razu zorganizował akcję domyślając się, iż Hoko nie mógł być sam, ponieważ ktoś sprowadził go do świata żywych… a resztę już znacie.

Naruto przytulił do siebie płaczącego Kyuubi`ego szepcząc mu do ucha, że wszystko będzie dobrze.

- Kyuubi-sama! – Ino wparowała do gabinetu zadyszana podtrzymując swój brzuch. Chwyciła się futryny drzwi obawiając się, że jeśli puści to się przewróci. Nagle poczuła czyjeś ręce biorące ją do góry i przenoszące na kanapę. Z wdzięcznością uśmiechnęła się do swojego wybawiciela.

- Ino nie powinnaś w swoim stanie biegać… - Karcił ją Kakashi, który był poważnie zaniepokojony stanem młodej żony Shikamaru, która była w ósmym miesiącu ciąży.

- Ale chodzi o Minato-sama!

- Co…?- Kyuubi drgnął na słowa Ino.

- Oro-chan prosił o przekazanie, że Hokoge żyje… jest w śpiączce, ale żyje! Udało im się go uratować…

-Minato… - Kyuubi odetchnął z ulgą uśmiechając się przez łzy. - … muszę tam iść! Muszę być przy Minato, kiedy się obudzi.

-###-

Itachi i Shikamaru wytrwale szukali wspólnika Hoko, który na pewno był w pobliżu napawając się swoim sukcesem. Ich poszukiwania stały się dużo łatwiejsze, kiedy dowiedzieli się, że Minato żyje, teraz musieli znaleźć zleceniodawcę niedoszłego morderstwa. Itachi miał swoje podejrzenia do osoby, która za tym wszystkim stała.

Madara.

Tylko on miał na tyle wiedzy i siły, aby sprowadzić Hoko z świata umarłych, w celu dopełnienia swojego chorego planu wymordowania całej rodziny Uchiha, a że rodzina się powiększyła zaczął od matki męża Sasuke. Wiedział, jaki to będzie miało wpływ na Naruto i całe miasto, jednak plan mu się w pełni nie powiódł. Ranny został Minato broniąc ukochanego.

- Itachi? – Rozmyślania osuneko przerwał dziwnie podekscytowany głos Shikamaru. – Czy to ten mężczyzna?

Itachi był w szoku. Nigdy by nie przypuszczał, że osoba, która wymordowała jego klan tak beztrosko chodzi po ulicach Konohy jak gdyby nigdy nic się nie stało.

- Hai. To on.

- A więc czas zacząć zabawę. – Shikamaru powoli schował się w cieniu, który był jego bronią czekając na swój ruch w odpowiednim momencie.

- Musimy go zaskoczyć, bo inaczej nie uda nam się go pokonać. On jest podstępny i nie rezygnuje z brudnych zagrywek… byle tylko wygrać. – Itachi uważnie obserwował Madare, każdy jego ruch. – Ja pójdę na wabia, aby odwrócić jego uwagę…

- Jesteś pewien, że to wystarczy do odwrócenia jego uwagi?

- W 100%. On nie pragnie niczego bardziej niż dokończyć to, co zaczął wiele lat temu.

- W porządku… - Shikamaru odwrócił się do osuneko.

Itachi czuł jak dreszcze przechodzą mu po plecach. Wiedział, że z pomocą Shikamaru pozbędą się Madary raz na zawsze.

Madara wyraźnie wyczuł chakre Itachi`ego.

- Głupiec sądzi, że uda mu się mnie tak łatwo podejść. – Zadrwił Madara zbliżając się do osuneko, który czekał już na niego.

- Cierpliwie czekasz na swoją śmierć? – Uśmiechnął się szyderczo Madara.

- Masz wybujałą fantazje.

- Czyżby?

- A uważasz inaczej wuju? – Itachi wręcz wypluł ostatnie słowa. Nienawidził faktu, że osoba stojąca przed nim jest jego rodziną. – Powiedz mi dlaczego?

- Och… - Madara w zamyśleniu przyłożył palec do ust. - … to bardzo proste. Chciałem władzy absolutnej, a co jest lepsze w dążeniu do tego celu, jak zostanie Hokoge Konohy?

- Ale dlaczego wymordowałeś cały klan? Co oni ci takiego zrobili, że posunąłeś…

- Urusaj! (Zamknij się!) – Przerwał mu Madara, który zaczął tracić powoli kontrolę nad emocjami. Ciągle wszyscy pytali, DLACZEGO? Miał tego dość! – Za dużo węszyli! Dowiedzieli się, że chcę przejąć władzę nad Konoha i postanowili mi przeszkodzić. Nie zdążyłem powstrzymać ich przed dotarciem do Hokoge, ale zemściłem się zabijając ich!

- Jesteś chory. – Proste stwierdzenie Itachi`ego rozwścieczyło Madare do tego stopnia, że przestał uważać na swoje otoczenie, a na to właśnie czekał Shikamaru wykonując swoją część zadania.

- Zabiję cię! – Warknął starszy Uchiha.

- „ Zabiję cię " tylko na tyle cię stać? – Drażnił Madare osuneko.

- Urusaj! Nie … co do cholery? – Madara zdziwiony próbował poruszyć się, ale jego ciało go nie słuchało zupełnie jakby było kontrolowane przez kogoś innego. – Nara… - Wyszeptał przerażony.

- Tak… - Wymruczał tuż przy jego uchu Itachi ostrym kunai`em przejeżdżając po jego szyi, aż krew zaczęła się sączyć. - …rozpoznajesz ten kunai? – Powiększające się przerażenie w oczach Madary było wystarczającą odpowiedzią dla niego. – Cieszę się, że tak. Tą bronią zgładziłeś prawie cały klan Uchiha, więc od tej małej broni zginiesz również ty i nie martw się trucizna nadal jest aktywna, nawet po tych wszystkich latach.

- Itachi proszę … dogadajmy się …

- Nie ma takiej opcji! – Warknął Itachi przerywając żałosne wywody Madary płynnym ruchem wbijając kunai w bok szyi swojego wroga. – Czujesz jak trucizna rozprzestrzenia się po twoim ciele? Jak twoja chakra jest blokowana, a życie uchodzi z ciebie powoli?

- Teraz czujesz to, co czuli moi rodzice umierając.

Itachi odsunął się od Madary uważnie go obserwując. Patrzył jak krew sączy się z jego ust i rany na szyi, jak z każdą chwilą jego wuj staje się słabszy i po raz pierwszy w życiu poczuł się wolny.

-###-

- Zbliżamy się. – Odezwał się Shukaku przywracając urufu do rzeczywistości. Kakashi był daleko myślami i nie mógł go za to winić, ale musiał zrozumieć, że od jego dalszych poczynań dużo zależy. – Wszystko w porządku?

- Tak.

- To dobrze. – Uśmiechnął się lekko tanuki. – Jesteś pewny, że dasz rade? Hoko na pewno nie będzie się wahał przed zadaniem bólu.

- Nie ważne. – Uspokoił go Kakashi. – Dla Iruki i Haruki przetrwam wszystko. Oni są moim całym światem, dla nich żyję.

Shukaku słysząc słowa urufu uśmiechnął się pod nosem. Właśnie na taką odpowiedź liczył i cieszył się, że nie zawiódł się na Kakashi `m.

Hoko stał w drzwiach oparty o framugę obserwując swoją śpiącą rodzinę. Iruka znowu był jego i nie miał zamiaru go już nigdy więcej wypuścić, a do tego jeszcze jego śliczny mały synek o równie krwiście czerwonych oczach, co on i białej sierści.

- Moja rodzina… - Z tymi słowami podszedł do Iruki, który tulił do siebie śpiącego synka. – Zbudź się kochany.

Iruka odchylił głowę na bok pozwalając mężowi na lepszy dostęp do jego szyi, którą tak uwielbiał znaczyć. Leniwie otworzył oczy spodziewając się zobaczyć dwukolorowe oczy Kakashi`ego, ale zamiast nich zobaczył uśmiechniętą twarz demona o czerwonych oczach, które z żądzą na niego patrzyły. W jednej chwili cały stężał odsuwając się od demona z synkiem w ramionach, który zaczął się wybudzać czując jego gwałtowne ruchy.

- O nie. – Hoko położył dłoń na czole syna sprawiając, że chłopiec zapadł w głęboki letarg. – Bez obawy … - Uspokoił roztrzęsionego inu Hoko, który wyciągnął Haruke z ramion matki i położył go na brzegu łóżka . - … obudzi się za kilka godzin, a teraz mamy czas, aby się zabawić. – Z drapieżnym uśmiechem na ustach Hoko pociągnął Iruke ku sobie, który trząsł się cały z przerażenia kuląc ogon między nogi i kładąc uszy po sobie.

Białowłosy demon warknął ostrzegawczo paraliżując tym Iruke. Każda mijająca chwila sprawiała, że inu ponownie zaczyna się zatracać w swoim czarnym świecie z przed pięciu lat.

Lekko chropowaty język przejechał po policzku delfinka, przez co zadrżał mimowolnie nie będąc w stanie kontrolować swoich odruchów.

- Jesteś mój. – Wyszeptał Hoko całując Iruke po całej twarzy. – Po tych długich pięciu latach nareszcie jesteś mój. – Rozsunął poły kimona swojego delfinka wsuwając dłonie pod jego pachy i kciukami drażnił powoli twardniejące sutki. – Nadal jesteś tak uroczo wrażliwy. – Uśmiechnął się pod nosem.

- Zostaw go! – Warknął urufu nie mogąc dłużej znieść dłoni demona dotykającego jego męża.

- Zacząłem już sądzić, że zaingerujesz dopiero jak będę pieprzył to cudowne ciało pode mną.

- Po moim trupie. – Wysyczał Shukaku. – Skąd wiedziałeś, że tu jestem?

- Nie bądź śmieszny. – Zaśmiał się Hoko podchodząc do znienawidzonego brata. Tę szansę wykorzystał Iruka, który szybko przesunął się ku śpiącemu synkowi biorąc go w ramiona. – Wiedziałem od chwili jak wszedłeś na ziemie demonów i żadna iluzja mnie nie omami, a na pewno nie twoja bracie.

- Wypuść ich. – Shukaku ruchem głowy wskazał na Iruke z synem. – Ofiaruję ci siebie w zamian za nich.

- Co czyni cię takim pewnym, że przyjmę twoją propozycję? – Zapytał Hoko, który po woli obmyślał już metody torturowania brata.

- Chęć zemsty.

- Tak, to jest dobry powód. Gdyby nie ty moje życie ułożyłoby się zupełnie inaczej, ale z drugiej strony wtedy nie poznałbym mojego słodkiego delfinka i Haruka nie zostałby poczęty.

- Więc? – Niecierpliwił się Shukaku, każda mijająca minuta była na wagę złota.

- Zgoda… - Tanuki zbliżył się do Iruki, który nadal leżał na łóżku z synkiem w ramionach i chciał go podnieść, ale Hoko zagrodził mu drogę. - … jest tylko jeden problem w twojej propozycji mój drogi… Kakashi.

Iruka sapnął gwałtownie unosząc głowę do góry. Kakashi, czy dobrze słyszał, że to jest Kakashi?

- Kakashi? – Zdziwił się Shukaku uważnie lustrując brata. – Chyba ci się coś przewidziało Hoko.

- Nie oszukasz mnie urufu. Iluzja to moja domena, a ty nawet nie masz pełnego sharingan`a.

Kakashi ciężko westchnął zrzucając z siebie iluzję. Wiedział, że na dłuższą metę ta sztuczka nie przejdzie. Kątem oka obserwował jak Iruka delikatnie kładzie synka na łóżku i zsuwa się z niego chcąc do niego podejść.

- Nie sądziłem, że będziesz na tyle głupi, iż zaczniesz poszukiwania sam… bez wsparcia, ale wyjaśnienie jest proste nieprawdaż? Konoha jest w rozsypce. - Hoko drapieżnym krokiem obszedł urufu dookoła uważnie go lustrując. Tą chwilę nieuwagi wykorzystał Iruka rzucając się w ramiona męża i zaczął go całować. Hoko stanął przed parą i zanurzając rękę w rozpuszczonych włosach inu szarpnął za nie przyciągając go do siebie.

- Mhhmmm… - Jęknął Hoko tuląc policzek do drżącego ciała delfinka. - … pięknie skamla prawda? – Demon spojrzał wprost w oczy urufu wiedząc, że każde jego słowo i dotykanie jego męża doprowadzi go do wściekłości. I miał rację. Od Kakashi`ego emanowała wściekłość, która przyćmiła jego umysł i pozwoliła Hoko na swój ruch.

Popchnął Iruke na łóżko i kilkoma ruchami rąk unieruchomił Kakashi`ego.

- Co zrobiłeś? – Wściekły urufu próbował się uwolnić, ale nie był w stanie. Po kilku próbach poddał się w bezradności patrząc na męża, który był przytrzymywany przez Hoko na łóżku. – Zostaw go! – Ponownie zaczął się szarpać.

- Nie. – Padła krótka odpowiedź Hoko. – On jest mój i aby ci to udowodnić będę go pieprzył tu na twoich oczach, a ty nic nie będziesz w stanie zrobić.

- Proszę nie… - Zaskamlał cicho Iruka nie chcąc wracać do minionego koszmaru.

- Ććśśś … mój słodki koinu… - Demon nie tracąc czasu uniósł się nad Iruką całując go brutalnie. Inu zaczął bić Hoko po ramionach i klacie, wypchnął biodra do góry chcąc zrzucić go z siebie, ale efekt był odwrotny. Czerwonooki jęknął przeciągle odrywając usta od Iruki, chwycił go za nadgarstki przytrzymując je nad jego głową i wolną ręką rozwiązał pas z kimona odsłaniając kuszące ciało inu, który leżał jak sparaliżowany od chwili jak poczuł podniecenie demona.

Iruka odwrócił głowę na bok nie chcąc patrzyć na swojego oprawcę. Czuł jak jego bielizna jest ściągana, jak suche palce Hoko brutalnie wdzierają się w jego ciasne wnętrze. Łzy spływały po policzkach Iruki, a z jego ust wydobywał się szloch rozdzierający serce Kakashi`ego. Iruka jęknął cicho z bólu czując jak trzeci palec się w nim zanurza, by po chwili zniknąć.

- NIE! – Krzyknął Iruka czując jak główka członka demona się w nim zanurza rozrywając go przy tym.

-###-

Naruto spał na łóżku szpitalny wtulony w ojca, po jego drugiej stronie leżał Kyuubi, który drapał Naruto za uszami wywołując ciche mruczenie u synka. Minato uwielbiał słuchać słodkiego mruczenia Naruto, zawsze powtarzał, że to go uspokaja po ciężkim dniu pracy i miał rację. Mruczenie Naru-chan uspokajało Kyuubi`ego pozwalając mu na chwilę snu, którego tak bardzo potrzebował. Był wdzięczny Sasuke, że zabrał malców do domu, aby się nimi zająć. Kochał swoich wnuków ponad życie, ale w tej chwili najbardziej potrzebował swojego synka, który po dotarciu do kliniki nie odstępował go na krok.

-###-

Iruka leżał bezwładnie pod ciałem Hoko nie rozumiejąc, co się właśnie stało. W oddali słyszał głos Kakashi`ego, który go wołał. Czuł jak ciężar ciała jest z niego ściągany, jak ktoś obmywa jego twarz z krwi… krwi… Iruka zamrugał gwałtownie powiekami dochodząc powoli do siebie.

- Krew… krew… wszędzie pełno krwi … jestem brudny … - Mamrotał cicho wyrywając się z ramion Kakashi`ego, aby zrzucić z siebie kimono poplamione krwią.

- Ssshhhh… koi… już go nie ma. – Uspokajał Kakashi Iruke przyciągając go mocno do siebie i w tym momencie inu się załamał szlochając rozpaczliwie w ramionach ukochanego męża.

Teraz już rozumiał … pamiętał…

Leżałem nieruchomo czekając na dalszy ból, ale nic takiego się nie stało, a zamiast tego poczułem jak ciało Hoko znieruchomiało, i coś ciepłego na mnie prysło.

Ostrożnie otworzyłem oczy i przerażony patrzyłem na pochylającego się nade mną Hoko, z którego ust sączyła się krew, a z piersi wydobywało się ostrze katany utworzonej z piasku, które powoli zostało wyciągnięte z opadającego ciał demona.

- Shukaku. – Sapnął Hoko opadając na mnie. – Jak mogłem … hah… być tak głupi..nghh… dać się podejść w …hahh… taki sposób. – Białowłosy demon położył dłoń na moim policzku patrząc mi w oczy. Nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął zamykając oczy po raz ostatni.

11