Autor: vickysnape
Tytuł: Wenn die Seele weint
Privet Drive była normalną uliczką, z normalnymi ludźmi. Nikt nie pomyślał, że pod numerem 4 może dziać się coś dziwnego, absolutnie nie podobnego do rodziny Dursley'ów.
Harry miał właśnie 6 lat, ale nie bawił się, tak jak inne dzieci w ogrodzie. Mył właśnie okno w salonie. Ciocia Petunia siedziała na kanapie i pilnowała, aby niczego nie zniszczył, albo żeby nie zaczął leniuchować.
Chłopiec był za mały jak na swój wiek i nosił o wiele za duże ubrania. Pochodziły one od jego kuzyna Duddley'a, który był tak gruby, że co jakiś czas potrzebował nowych rzeczy.
- Szybciej! Nie mam czasu, żeby cię pilnować! - narzekała Petunia.
- Dobrze ciociu. - powiedział Harry cicho.
Było mu gorąc i chciało mu się pić, jednak wiedział, że dostanie "coś" dopiero wtedy, gdy wymyje wszystkie okna. A to nie było łatwe zadanie dla szcześciolatka. Jednakże Harry pracował wytrwale, nie potrafił inaczej.
Odkąd pamiętał, wykonywał pracę domowę każdego popołudnia i nieważne było jaki był dzień.
Parę godzin później
- Masz. – Ciotka Petunia podała Harry'emu szklankę wody i kromkę wczorajszego chleba. Kolacja małego. To było wystarczające, aby zapewnić minimalne wyżywienie, ale niewystarczające by chłopiec najadł się do syta i Petunia dobrze o tym wiedziała. – A teraz uciekaj do schowka! Wujek Veron za chwilę wróci do domu!
Harry poszedł do komórki pod schodami, do jedynego miejsca w domu, które należało do niego. Przedtem bał się tego miejsca, gdyż było ciemne i ciasne, lecz teraz zaczął je lubić. Miał tam przyjaciół. Pająki były jego małą rodziną, zawsze obecne, uważające na niego... Chłopiec wiedział, że tak naprawdę by mu nie pomogły, ale dzięki nim nie był aż tak samotny.
Pewnego razu Harry zapytał się, dlaczego musi iść do komórki kiedy wraca wuj Veron i dlaczego nie ma pokoju na piętrze. Wtedy ciotka Petunia skrzyczała go za to, że jest niewdzięczny, i że takie Dziwadło jak on, nie ma prawa żyć. Powinnien się cieszyć, że w ogóle przyjeli go pod swój dach, a Veron ma rację, że nie chce go oglądać.
Po tym wybuchu ciotki Harry przepłakał wiele nocy. Już wcześniej podejrzewał, że nie jest tak jak powinno, a teraz potwierdziły się jego przepuszczenia.
Petunia nazywała go od czasu do czasu Dziwadłem, raniąc tym samym uczucia chłopca. Przypominała mu, że był inny...
Nie chciał nic więcej, jak być kochanym, tak jak Duddley, ale najwidoczniej nie zasługiwał na to...
Harry był za mały, żeby zrozumieć, że jego krewni go wykorzystywali. Zawsze słyszał, ża taki Dziwak nie zasługuje na nic lepszego.
Z czasem przyzwyczaił się do tego i wypchnął myśl o byciu kochanym, ze swojej głowy. To stało się dla niego normalne, że nikt go nie kochał.
Nieważne jednak, jak bardzo starał się odpychać te myśli, tęsknota za odrobiną miłości była ogromna, przez co zaczął na nowo płakać przez sen. Czasami miał nadzieję, że ktoś po niego przyjdzie i zabierze go stąd... Ale kto zechce takie coś?
Wstać, zrobić śniadanie, szkoła, prace domowe, komórka... wieczne kółko, przerywane przez bicie wujka Verona i zamykaniem w komórce. To właśnie był rozkład dnia Harry'ego, już od dawna nie narzekał na swój los, gdyż nie wiedział jak ma to zrobić.
Harry nie wiedział już kiedy jego ciało było bez skaleczeń. Siniaki i blizny, których nabawił się podczas prac domowych, stały się jego towarzyszami. Ból, nie był dla niego niczym nowym, znał go i nie potrafiłby już bez niego żyć. Więc, czy nie należał on do jego egzystencji? Czy to nie było normalne, że był bity?
Wuj bił go często i za każdą drobnostkę i nie obchodziło go to, kiedy Harry się upierał, że to nie jego wina.
Zazwyczaj Harry nie próbował mówić, że nie posiada żadnej winy, wtedy wuj nie bił go aż tak mocno. Nauczył się, że milczenie jest lepsze niż mówienie. Ograniczał się jedynie do „Tak, wujku Veronie" lub „Tak, ciociu Petunio".
Nie zdażało się, że Veron bił go mocniej niż zwykle, że miał większe rany. Rzadko kiedy dostawał lanie pasem lub kijem. Zwykłe uderzenia w twarz z ręki wystarczało, żeby pokazać Harry'emu, gdzie jest jego miejsce.
