Ona odeszła.

Tak na dobre.

Jej przyjaciółka. Osoba, na której mogła polegać.

Zniknęła.

Już jej nie ma. Jak ona mogła tak ją zostawić ?Przecież miała jeszcze Meredith, ale ona nie była Eleną. Co ona ma teraz począć ? Straciła najlepszą przyjaciółkę. Skoro ona tak cierpi, to nie chciałaby być teraz na miejscu rodziny Eleny. Wszyscy ją stracili. Stracili siostrę, przyjaciółkę, uczennicę, osobę na której wszyscy mogli polegać. A Stefano ? Stracił Katherine i Elenę. Może odzyskał brata. Ale ten ból po utracie ukochanej osoby nadal jest.

Dlaczego osoby na którym nam zależy zawsze odchodzą ?

Skuliła się na łóżku i zniosła się płaczem.

Płakała za Eleną.

Płakała z bezsilności.

Zawiodła jako przyjaciółka. Chociaż razem z Meredith pomagała, to mogła zrobić więcej. Elena by żyła.

Płakała dając upust emocjom.

Płakała tak długo dopóki nie zasnęła.

Obudziła ją dzwonek do drzwi. Zerwała się na równe nogi i pokonała trasę jaką były schody. Nadzieja, że to wszystko było tylko snem, pojawiła się w jej sercu.

Nadzieja, że to Elena przyszła z Meredith obmyślać kolejny plan zdobycia Stefano.

Nadzieja, że wampiry, śmierć Eleny, atak psów, zły Damon były tylko wytworem jej wyobraźni.

Nadzieja, która pojawiła się tak nagle zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła.

Otwierając drzwi zamiast zniecierpliwionej Eleny ujrzała braci Salvatore.

Uśmiech zniknął z jej twarzy a ramiona opadły.

-Hej – żaden nie odpowiedział.

Przez chwilę panowała niezręczna cisza.

-Przyszliśmy się pożegnać – ciszę przerwał Stefano.

Bonnie wiedziała, że nic ich tu nie trzymało poza Eleną. Rozumiała ich.