Prolog

Edward POV

1930

Rozkoszowałem się ostatnimi uderzeniami jego serca. Słabło, ledwo dając radę przepychaniu tak niewielkiej ilości krwi przez żyły. Chłopak umierał... Jego krew smakowała... inaczej... miała taki dziwny, nieco gorzki posmak... Pachniał cudownie... niczym łąka pełna kwiatów po stuletniej zimie. Przyciągał mnie... kusił i wabił, by wciąż na nowo zatracać się w ciepłym płynie wypełniającym moje usta... był taki młody, nie mógł mieć nawet siedemnastu lat... Polizałem ranę na jego szyi i prawie natychmiast się zasklepiła. Odrzuciłem to puste, wystygłe ciało by poszukać nowych zdobyczy. Noc wzywała mnie, a ja wciąż byłem głodny...

Biegłem wciąż mając go przed oczami... jego ciemne włosy, nieskazitelnie bladą cerę i brązowe oczy... Wiedziałem że nigdy nie zapomnę jego twarzy, tak jak nie zapomniałem twarzy żadnej z moich ofiar...