Will: Wiele postaci pochodzi z prowadzonego przeze mnie na blog onet opowiadania ( moje-opowiadanie-sk-i-nie-tylko. blog. onet. pl [tak wiem, adres powala swoją błyskotliwością PS. usuńcie te spacje]), więc zapraszam tam, jeśli jesteście zainteresowani.
Hikari Asakura - kuzynka Yoh i Hao; jest w ich wieku; czarne oczy i włosy;
Akiko Asakura - młodsza siostra Hikari; siedem lat; niebieskie oczy i karmelowe włosy
Marshall Lee - postać zapożyczona z Pory na Przygodę; obiekt westchnień Hikari
Nancy i Milla Wilson - bliźniaczki; blond włosy i brązowe oczy; moje OC
Bubba - Król Balonowy (bo czemu nie XD), postać zapożyczona i Pory na Przygodę; różowe włosy
Nachi Asakura - ojciec Hikari i Akiko; brat Keiko
Layla Asakura - matka Hikari i Akiko
Aoi i Hiroshi Aizawa - przybrani rodzice Hao
Zegary wybiły godzinę trzynastą trzydzieści, kiedy na placu przed domem kultury pojawił się autobus. Ludzie stojący na placu złapały za swoje bagaże i, jak jeden mąż, ruszyli w stronę jego bagażnika, gdzie kierowca już pomagał pakować walizki i śpiwory. Czarnooka blondynka obrzuciła swojego tragarza krótkim spojrzeniem i oznajmiła, że idzie zająć miejsce, po czym odeszła zostawiając go ze stertą toreb do spakowania, a bynajmniej nie były to jego walizki. Yoh westchnął i po chwili także zniknął wewnątrz pojazdu, zajmując miejsce obok swojej narzeczonej. Zajmował miejsce przy oknie, toteż miał cudny widok na nastolatków, którzy włazili jeden na drugiego, żeby dostać się do celu. Uwagę zdecydowanie przyciągał niebiesko włosy chłopak poganiany przez, również niebiesko-włosą, młodszą dziewczynę, która prawdopodobnie była jego siostrą. Odwrócił wzrok w drugą stronę, gdzie na parkingu właśnie zaparkował czarny pasat. Wyskoczyły z niego dwie dziewczyny. Jedna brunetka z fioletowymi pasemkami i druga, o wiele młodsza od niej, karmelowo-włosa. Chłopak uśmiechnął się ciepło i zapukał w szybę chcąc zwrócić na siebie uwagę kuzynek, ale te nie usłyszały przez gwar panujący na placu. Szkoda, bo najwyraźniej go szukały.
-Nee-san!- zawołała mała.- To Yoh!- Upuściła śpiwór, który trzymała i podbiegła do chłopaka siedzącego na ławce, w pewnej odległości od pojazdu. Chyba wykazał się inteligencją i postanowił zaczekać, aż większość ludzi właduje się do autobusu. Spojrzał zaskoczony na siedmiolatkę. Akiko zatrzymała się metr od niego, uświadamiając się, że pomyliła kuzyna z jakimś zupełnie obcym jej chłopakiem.- Eee…- zacięła się zdezorientowana, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Na szczęście, z pomocą przyszła jej starsza siostra.
-Przepraszam, za nią.- uśmiechnęła się Hikari.- Mała cierpi na ślepotę i pomyliła cię z kimś kogo szukamy.
-Nee-san, nie jestem ślepa!- krzyknęła oburzona dziewczynka i odeszła pozbierać rzeczy, które upuściła.
-Ależ nie szkodzi.- odpowiedział długowłosy.
-Chociaż, faktycznie jesteś do niego podobny.- zamyśliła się- Masz trochę za długie włosy, ale gdyby nie to, pewnie ciężko by mi było was odróżnić. Jestem Hikari.- Wyciągnęła w jego stronę rękę, a on uścisnął ją po chwili wahania.
-Hao.
Po tym czarnowłosa odeszła, żeby poszukać siostry i zapakować swoje rzeczy. Yoh widział tą scenę. Zastanawiał się nawet, czy nie podejść, żeby się przywitać. Ten chłopak bardzo go zaintrygował. Czuł się jakby patrzył na własne odbicie. Lecz zanim podjął decyzję do Hao dołączyły dwie blondynki, najwyraźniej siostry bliźniaczki i razem poszli spakować swoje rzeczy.
Autobus odjechał kilka minut później. Pasażerowie rozmawiali, przekrzykując się nawzajem. Część z nich się znała, inni nawiązywali nowe znajomości, a jeszcze inni siedzieli sami nie wiedząc co ze sobą zrobić. Anna czytała książkę, a Yoh szybko odciął się od rzeczywistości dzięki słuchawkom i MP3, a nawet zdrzemnął się pod koniec podróży. Długo sobie nie pospał, gdyż po piętnastu minutach obudziła go narzeczona, informując, że są na miejscu. Wszyscy wysiedli i z walizkami w rękach ruszyli do wejścia do obozowiska. Po drodze minęli dwa budynki. Jeden najwyraźniej był toaletą, a drugi… Cóż, to się okaże. Plac, na którym stały namioty był odgrodzony płotem od placu i reszty terenu. Płot kończył się ładnych siedem metrów przed lasem i tamtędy można było spokojnie dostać się na obozowisko. Na czterech belach o wysokości dwa i pół metra, umiejscowiony był prowizoryczny, drewniany domek o wymiarach trzy na dwa metry. O ile domkiem można nazwać konstrukcję o trzech ścianach i dachu. Jak się później okazało był to obiekt dla warty.
Poza nim był tam też stolik, przy którym obecnie siedziały dwie panie i przydzielały ludzi do namiotów.
-Dzień dobry.- uśmiechnął się na powitanie Yoh. Krótkowłosa szatynka zajmująca się męską częścią odwzajemniła jego gest.
-Dobry. Imię i nazwisko poproszę.
-Yoh Asakura.
Kobieta odnalazła go na liście i odhaczyła ptaszkiem jego przybycie. Po czym podoła numer namiotu. Szatyn podziękował i odsunął się na bok. Chciał poczekać na Annę i w razie czego pomóc jej z walizkami.
-YOH!
Odwrócił się w stronę głosu. Zobaczył Hikari, która niosła jedną, sporych rozmiarów torbę w dłoni i drugą trochę mniejszą przewieszoną na plecach oraz Akiko, skaczącą wokół niej i szczebioczącą o jakichś bzdetach. Trzymała dwa śpiwory.
-Już się bałam, że nie przyjedziesz.
-Powiedziała ta, która się spóźniła.- odparł.
-Marudzisz…- burknęła pod nosem.
-Nee-san, to jest ciężkie!- wtrąciła Akiko.
-„Ciężkie"?!- powtórzyła z sarkazmem jej starsza siostra, a jej brew zadrgała niebezpiecznie.- To ja tu muszę tachać twoją torbę. Jakim cudem ona jest prawie tak ciążka jak moja?!
-Eee…
-No, nie ważne.- westchnęła.- Który masz namiot?- zwróciła się do Asakury.
-Siedemnaście.
-Spoko. Wpadnę później, a teraz wybacz, ale idę zanieść torbę tej małej mendzie do baraku i obczaić koleżanki z namiotu. Mieszkam w szóstce, jakby co. Na razie!- rzuciła na pożegnanie i obie odeszły. Na obozie znajdowały się dzieci od siedmiu do szesnastu lat. Te najmłodsze dostawały pokoje w tak zwanych „barakach", czyli jednopiętrowych, podłużnych budynkach z blachy. Anna przyszła sekundę później i Yoh, jak prawdziwy dżentelmen odprowadził ją do jej namiotu, jak się okazało, numer sześć.
-Będziesz z Hikari w namiocie.- poinformował narzeczoną, na co ta skinęła głową z delikatnym uśmiechem. Akurat Anna jest osobą, która potrafi poradzić sobie z natrętnymi współlokatorkami, ale jednak dobrze jest mieć obok siebie przyjaciółki. Kiedy weszła do środka sześcioosobowego namiotu, nie zastała nikogo w środku. I całe szczęście! Może sobie wybrać łóżko zanim przyjdą pozostałe dziewczyny.
Yoh udał się do siebie. Jego lokum mieściło się za barakami, czyli jakby po drugiej stronie obozowiska, przeznaczonej dla chłopaków. W namiocie było już trzech chłopaków. Niebiesko-włosy chłopak z parkingu, jakiś czarnoskóry z afro oraz jego „Lustrzane Odbicie", jak nazwał chłopaka w myślach. Zajmował ostatnie łóżko po prawej i właśnie wiązał długie włosy gumką. Zdawał się wcale nie zwracać uwagi ani na nowego współlokatora, ani na dwóch poprzednich, którzy już zdążyli pokłócić się o coś pokłócić. Młody Asakura wziął głęboki oddech i poszedł się przywitać.
-Cześć, jestem…
-Z JAKIEJ RACJI NAZWAŁEŚ MNIE „ŚNIŻYNKĄ"?!- warknął niebiesko-włosy.
-BO MASZ NIEBIESKIE WŁOSY, TO MIAŁ BYĆ ŻART!- odparł chłopak z afro.
-JAKIŚ MAŁO ŚMIESZNY!
-Chłopaki, ogarnijcie się, bo zaraz opiekun przyleci i nam wszystkim się oberwie.
-ZAMKNIJ SIĘ, HAO!- wrzasnęli tym razem obaj pod adresem długowłosego. Ten tylko westchnął zażenowany i wyjął z plecaka butelkę z wodą. Yoh w tym czasie jakoś wyminął kłócącą się parkę i dotarł na tyły namiotu, po czym rzucił swoją torbę na ostatnie łóżko po lewej stronie.
-Co zamierzasz zrobić?- zapytał, widząc, że Hao wstaje i podchodzi do kolegów.
-Zaraz zobaczysz.- odparł i wylał całą zawartość butelki na głowy kłócących się. – Już wam lepiej?
-Tak.- mruknął niebiesko-włosy i cały przemoczony opuścił namiot. Zaraz za nim poszedł czarnoskóry, tyle że w przeciwną stronę.
-Ci dwaj to Chocolave McDaniel i Horo Horo Usui, ale większość mówi do niego Trey.- wyjaśnił długowłosy.- Chodzę z nimi do klasy.- To jedno zdanie powiedział, jakby było one największą karą od Stwórcy.
-Acha.- wydukał wciąż otępiały Yoh. Zaraz jednak się otrząsnął i przywołał na twarz uśmiech.- Jestem Yoh Asakura. Zgaduję, że masz na imię Hao.
-Aizawa.- Długowłosy położył się na materacu.
-Słucham?- Nie bardzo rozumiał o co mu chodzi.
-Hao Aizawa.- powtórzył rozbawiony.
-Aaa.- Młody Asakura uderzył otwartą dłonią w czoło.- To twoje nazwisko. Przepraszam, nie załapałem.
-Nie szkodzi.- zaśmiał się. Lecz zmarkotniał w następnej sekundzie. Przewrócił się na plecy i wbił wzrok w dach namiotu.- Teoretycznie masz rację.
Yoh domyślił się, że chodzi o to nazwisko.
-Ale dlaczego teoretycznie?
Hao wcale nie śpieszył się z odpowiedzią. Pustym wzrokiem wpatrywał się przed siebie i gdyby nie hałasy dochodzące z dworu, zapanowałaby kompletna cisza.
-Nie będę o tym rozmawiał z kimś kogo ledwie znam.- odparł w końcu.
-W takim razie poznajmy się lepiej.- zaproponował z uśmiechem szatyn. Ale Hao nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Długo rozważał coś myślach i Yoh miał wrażenie, że zaraz się wygada, kiedy nagle… do pokoju wszedł jakiś chłopak. Miał fioletowe włosy formujące się w czub oraz przenikliwe, złote oczy. Obrzucił przelotnym spojrzeniem długowłosego. Jego wzrok zatrzymał się na młodym Asakurze. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż w końcu złotooki przejechał dłonią po twarzy w geście zdołowania.
-Dlaczego zawsze trafiam na ciebie?- wymamrotał.
-Takie życie, Ren. Jak widać Los wie, że nie poradzisz sobie beze mnie.- odparł Yoh, uśmiechając się serdecznie.
-Ja ci dam Los…
-Ale o co chodzi, bo ja chyba nie w temacie?- wtrącił się Hao.
-Hao, przedstawiam ci Rena Tao, mojego kolegę z ławki.- wyszczerzył się.
-Taa, ławki. Trafiamy na siebie zawsze, wtedy, kiedy tego nie chcemy.- dodał fioletowo-włosy i rzucił torbę na pierwsze łóżko z brzegu, bo akurat miał je pod ręką. Jeszcze raz spojrzał na obu chłopaków.- Asakura, nie mówiłeś mi nigdy, że masz bliźniaka.
Tymczasem, w żeńskiej części obozowiska, pod namiotem numer sześć, Anna już rozstawiała wszystkich po kątach.
-Wszystkie torby odkładamy na regał z tyłu. Nie chcę, żeby wasze rzeczy walały mi się pod nogami.- Swoje słowa kierowała do czterech pozostałych współlokatorek, najwyraźniej uznała, że Hikari zna już te zasady.- Słuchasz mnie w ogóle?!- rzuciła w stronę blondynki leżącej na łóżku na plecach, która bezczelnie zaczytywała się w jakimś komiksie.
-Yhym.- mruknęła w odpowiedzi i przewróciła tom na następną stronę.
-Eto… a może najpierw się poznamy?- wtrąciła cichutko różowowłosa.
-Popieram.- zgodziła się Hikari.- Mam na imię Hikari. Nazwisko- Asakura. Liczę czternaście wiosen, niedługo piętnaście. Teraz ty.- wyszczerzyła się do Kyoyamy.
-Anna Kyoyama.- przedstawiła się, aczkolwiek z mniejszym zapałem niż jej poprzedniczka.
-Milla Wilson.- powiedziała dziewczyna, po czym spojrzała przelotnie na łóżko obok.- A to moja siostra Nancy.- Wyżej wymieniona zamknęła książkę, podniosła się do siadu i skinęła głową.
-Pirika Usui. Znamy się ze szkoły.- dodała niebieskowłosa, w stronę bliźniaczek.
-Hmm. A racja!- zawołała Nan.- Jesteś siostrą Trey'a. Tak coś mi się wydawało, że gdzieś już widziałam, te niebieskie włosy.
-A ty?- Hikari spojrzała na różowowłosą dziewczynę.
-Em. T-Tamao. Tamao Tamamura.
-Nie bój się nas.- uśmiechnęła się Milla.- Przecież cię nie skrzywdzimy.- dodała.
W tym momencie do namiotu wpadł (dosłownie, potknął się o linkę przytrzymującą namiot) pewien niebieskowłosy chłopak. Cud, że nie uderzył w łóżka, tylko upadł na podłogę, bo mógłby stracić coś więcej poza dumą.
-Braciszku, nic ci nie jest?!
-I jakim prawem wchodzisz do naszego namiotu bez pozwolenia?!- warknęła Anna.
-Hej, spokojnie.- wymamrotał chłopak powoli podnosząc się z ziemi. Rękę trzymał przy twarzy.- Wie któraś gdzie się mieści klinika? Chyba mam złamany nos.
-Gratulacje, Trey. Jeszcze nie było nawet oficjalnego rozpoczęcia, a ty już krwawisz.- Pirika pokręciła głową z politowaniem.
-Chodź, zaprowadzę cię, niezdaro.- zaoferowała Nancy. Razem z nimi postanowiła wybrać się również Milla i już po chwili przemierzali obóz w stronę baraków.- Dobra, nie licząc tych wszędobylskich dzieciaków, jesteśmy sami. Co chciałeś?- zapytała, próbując nie wpaść na jakąś dziesięciolatkę plączącą się jej pod nogami.
-Skąd pomysł, że coś od was chciałem? To już nie można sprawdzić co u siostry?- Bliźniaczki spojrzały na niego wzrokiem „Naucz się kłamać zanim się za to zabierzesz".- No, okej. Macie mnie. Widziałyście tego chłopaka co wygląda jak kopia Hao?
-Ja widziałam.- odezwała się Milla.- Asakura, tak?- Niebieskowłosy skinął głową.
-Jest z nami w namiocie.
-A my chyba mamy jego kuzynkę. Albo siostrę.- zamyśliła się Nancy.- W każdym razie muszą być jakoś spokrewnieni.- Wzruszyła ramionami.
-No właśnie!- zakrzyknął Horo. Trochę komicznie wyglądał z tą ręką przyciśniętą do nosa.- Czyli wychodzi na to, że to podobieństwo rodzinne, tak? To może Hao jest Asakurą!
-Po pierwsze, ciszej. Hao, prosił, żebyśmy się do tego nie mieszali, a tak się drzesz, że usłyszeć cię nietrudno.- zaczęła Nan.
-Po drugie, szukanie prawdziwej rodziny Hao powinniśmy zostawić dorosłym.- dokończyła jej siostra.
-Wiecie jak zgasić człowieka.- westchnął Trey.
Doktor okazał się blondwłosym mężczyzną o fioletowych, podkrążonych oczach i bladej cerze. Kiedy tylko Horo Horo go ujrzał, nos w magiczny sposób przestał krwawić i wszelka pomoc medyczna przestała być potrzebna. Cóż… nie można odmówić skuteczności. Jednak Faust i jego piękna asystentka Eliza, postanowili na wszelki wypadek go obejrzeć. W rezultacie bliźniaczki z czystym sumieniem zostawiły go pod opieką nekromanty i udały się do namiotu. Reszta dziewczyn już na nie czekała w towarzystwie wysokiej, zielonowłosej kobiety. Miała na sobie długą spódnicę z wizerunkiem smoka oraz czerwoną koszulkę, która stanowiła standardowe wyposażenie opiekunów na obozie. Na zawieszonym na szyi identyfikatorze widniało nazwisko Jun Tao. Miała zostać opiekunką ich namiotu. Anna i Hikari miały o tyle łatwiej, że znały ją już z widzenia.
Do końca dnia mieszkańcy obozu mieli za zadanie wspólnie z opiekunem wymyślić nazwę namiotu, a także zaznajomić się z grafikiem dyżurów. Pod wieczór wszyscy zebrali się na placu apelowym, gdzie oficjalnie rozpoczęto obóz oraz wyczytano zasady na nim panujące. Potem, wszyscy ruszyli do jednego z budynków, w którym mieściła się ogromna stołówka, aby zjeść kolację.
Następnego dnia, punktualnie o godzinie siódmej trzydzieści, z głośników wydobyło się głośne:
-Wstajemy, kochany~. Wstajemy, wstajemy~. Szkoda takiego dnia~. Pobudka, pobudka, kto rano wstaje temu co?! Wstawaj! No, wstawaj!- Potem była seria bliżej niezidentyfikowanych dźwięków przypominających wrzaski, a następnie król Julian rozpoczął swoją pieśń.-Wyginam śmiało ciało! Wyginam śmiało ciało! Dla mnie to MAŁO! Słuchajcie seksowne panienki…
A najgorsze było to, że gdy nagranie się skończyło, zostało puszczone jeszcze raz, tak, jakby ten, który się nad nimi pastwi przewidział, że jeden raz nie poskutkuje. Lecz większość żeńskiej części obozowiska, w tym namiot szósty, już dawno nie spała i kiedy tylko oficjalnie skończyła się cisza nocna, dziewczyny ruszyły do łazienki mieszczącej się w podłużnym, jednopiętrowym budynku. W żeńskiej części ściany były wyłożone mandarynkowymi kafelkami. Łącznie znajdowało się tam osiem zlewów z lustrami – na różnej wysokości, żeby mniejsze dzieci również mogły dosięgnąć – pięć kabin prysznicowych i cztery toaletowe. W męskiej było podobnie, z tą różnicą, że kafelki były jasnoniebieskie.
Półgodzin później do namiotów przyszli opiekunowie zaczęła się prawdziwa mordęga. Przynajmniej dla niektórych, bo część aniołów stróżów (to jeden z normalniejszych synonimów) była na tyle łaskawa, że nie kazała im robić porannej rozgrzewki, a jedynie uprzątnąć namiot.
-No, chłopaki, zbierać się, idziemy na plac.- zakomunikowała wysoka dziewczyna o niebieskich włosach. Miała na sobie czarne spodnie, glany i czerwoną koszulkę charakterystyczną dla opiekunów. Swoje słowa kierowała do Yoh, Hao, Rena, Horo, Choco oraz zielonowłosego chłopaka o imieniu Lyserg, który dołączył do grupy pod koniec wczorajszego dnia. Podczas wstępnym rozejrzeniu się po namiocie dostrzegła w nim jeszcze jedną nieznaną jej twarz.- A ty to kto?- rzuciła złowrogo do niskiego blondyna
-M-manta Oyamada, sir!- odparł i nawet zasalutował.
-Nie jesteś w mojej grupie, wracaj do siebie.- rozkazała. Manta rzucił na pożegnanie coś między „Cześć", a „Porozmawiamy później" i już go nie było.
-Pani Kanno, po co mamy iść na plac?- zaryzykował pytanie Lyserg.
-Na poranny apel, było o tym powiedziane wczoraj. Jeszcze jakieś pytania?
-Dlaczego kobieta jest naszą opiekunką, a nie jakiś facet?
-Nie pozwalaj sobie, Tao.- Zmroziła Rena wzrokiem.- Jestem bardziej męska niż połowa facetów na tym obozie. A teraz jazda na apel!
-Tak jest!
Już po kilku minutach wszyscy uczestnicy obozu zebrali się na placu, nie było jedynie kilku osób z grupy odpowiedzialnej za pomoc w przygotowaniu śniadania, ale to nikt ważny, więc nie zawracajmy sobie nimi głowy, niech rozkładają naczynia w spokoju.
Na scenę wskoczył czarnowłosy chłopak. Wyglądał na jakieś siedemnaście lat.
-Ludzie, a co wy tacy zaspani?- powiedział do mikrofonu.- Normalnie obóz zombie, swoją drogą obejrzałbym taki film.- Tutaj udał wielce zamyślonego.- Co wy na to? Nagrywamy? Panienki z tyłu nawet make up'u nie potrzebują. Tak, o was mówię dziewczyny.- potwierdził i pomachał ręką do rzeczonych dziewczyn. Każda z nich miała na sobie tonę makijażu, którą można było zobaczyć nawet z takiej odległości, i spódniczki mini, a jedna nawet wysokie obcasy. Młodsza część obozu natychmiast odwróciła się w ich stronę, a kilka osób zachichotało.- Przecież każde dziecko wie, że obcasy w lesie to rzecz konieczna. Sam sobie chyba ubiorę…- W tym momencie większość nie wytrzymała.
-O co chodzi z tym gościem?- zapytała półgłosem Pirika.
-Nie wiem, ale już go lubię.- odpowiedziała Hikari dusząc w sobie śmiech. Sama chciała zwrócić im uwagę, że nie są na pokazie mody, tylko obozie, ale powstrzymała się.
-Dobra, już dobra. Nie śmiejemy się, jesteśmy poważni.- Widząc, że uspokajanie nie skutkuje, spróbował innej metody, żeby zwrócić na siebie uwagę.- Cisza jak makiem za…
-…SIAŁ!
-No, bo zaraz przyjdzie ojciec dyrektor i będę miał przerą…
-Ja już tu jestem, Marshallu Lee.- wszedł mu w zdanie wysoki mężczyzna, ubrany w czarną koszulę i spodnie tegoż koloru. Zaraz stracił zainteresowanie chłopakiem i sam zajął miejsce przy mikrofonie.- Zadaniem dnia jest wykonanie dowolnego zwierzęcia z rzeczy znalezionych w lesie oraz plasteliny. Szczegóły omówicie z opiekunami. Tak, dla przypomnienia wyczytam jeszcze poszczególne dyżury oraz grupy za nie odpowiedzialne w dniu dzisiejszym.- Trwało to następne pięć minut, ponieważ mimo iż z pomocą przy posiłkach, sanitariatami i sprzątaniem obozu poszło sprawnie, tak wyczytywanie grup mających siedzieć na warcie całodobowej zdawało się trwać wieczność. Grupy miały się zmieniać co trzy godziny. Kiedy ojciec dyrektor skończył, wszyscy udali się na stołówkę.
Popołudnie nadeszło bardzo szybko.
-Pirika, podaj do mnie!- zawołała Nancy i przygotowała się na odebranie piłki posłanej w jej stronę przez niebieskowłosą. Dziewczyny całym namiotem grały w tak zwaną pyrę (zgnidka… pyrę… ogólnie chodzi o to, że ci zawodnicy, którzy nie odbiją piłki wchodząco środka koła, a pozostali mogą w nich bezkarnie celować… chyba nie ma osoby, która by tego nie znała… nie?). No, może prawie całym namiotem, bo Anna grzecznie odmówiła i usiadła sobie nieopodal na kocyku, żeby poczytać książkę. Do gry odłączyli potem także inni obozowicze i koło stale się powiększało. A najlepsze było to, że nikogo nie obchodził fakt, że większość z nich nawet nie znała swoich imion, liczyła się dobra zabawa.
-A słyszeliście ten kawał o siatkówce?- zapytał Choco i już miał rzucić sucharem, jednak zapomniał o pewnym dość istotnym fakcie- nadal siedział wewnątrz koła. Nim zdążył pochwalić się poczuciem humoru, na jego czole wylądowała piłka. Chłopak runął na kucającą obok osobę z nieprzytomnym wyrazem twarzy, a Ren i Horo przybili sobie piątki… Nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg, obecnie w postaci dennych żartów.
Drugi dzień obozu, jak zwykle, rozpoczęty został piosenką z Madagaskaru.
-Jeśli jeszcze raz usłyszę tą beznadziejną piosenkę, ktoś zginie.- zagroziła Anna mrożącym krew w żyłach głosem.
-Czyli mam przestać ją puszczać?
-Marshall?!- Wszystkie spojrzały zdziwione na chłopaka.
-C-co pan tutaj robi?- zapytała nieśmiało Tamao i natychmiast schowała głowę w śpiworze, żeby nie było widać jej rumieńców.
-Tylko nie pan. Jestem niewiele starszy od was.- odparł naburmuszony.- Właściwie przechodziłem i tak usłyszałem, że narzekacie na pobudkę.
-Owszem, jest głupia.- zgodziła się Anna.
-Wiesz… zawsze mogę ją zmienić na to.- Wygrzebał z kieszeni telefon i odtworzył jeden z plików. Po całym namiocie dziewczyn rozległa się piosenka rodem z Teletubisiów, śpiewana wysokim, dziecięcym głosem.
-Hej, miśki, czas wstać! Jak można, tak spać! Wasz sen już całe wieki trwa. No, wstawać mi! Raz, dwa! Hej, miśki…
-Wyłącz to, proszę.- zawołała Hikari, przyciskając ręce do uszu.
Tymczasem do namiotu weszła Jun.
-Zbierajcie się dziewczyny, mamy pomóc przy śniadaniu.- zakomunikowała. Chwilę później wszystkie były w drodze na stołówkę. Musiały się przecież wyrobić zanim tłum głodnych zacznie się dobijać do drzwi, jak to było przy wczorajszej kolacji. Miały na to czas do końca porannej zbiórki, więc powinny zdążyć, zwłaszcza, że było ona prowadzona przez tę gadatliwą kreaturę zwaną Marshallem Lee. Po kolei weszły do rozległej, obecnie pustej sali i skierowały się na tyły pomieszczenie, gdzie znajdowało się wejście do kuchni. Niespodziewanie przed tymże wejściem pojawił się wysoki mężczyzna ubrany w białe spodnie i bluzkę oraz fartuch. Jego fryzura była… jednym słowem ogromna i pewnie dlatego nie miał na głowie czapki kucharskiej.
-No, proszę! Kogóż my tu mamy?- Posłał w stronę obozowiczek szeroki uśmiech.- Jestem Ryunosuke Unemiya, a wy?
-Ryu-san, dyrektor zabronił podrywania uczestniczek obozu!- przypomniał uczynnie różowowłosy mężczyzna, który właśnie pojawił się w przejściu. Był ubrany podobnie, jak Unemiya.
-Sami faceci w tej kuchni?- zdziwiła się Milla.
-Serio, siostra?- Nancy spojrzała na nią załamana.- To cię najbardziej niepokoi?
Trochę to trwało, ale dzięki pracy zespołowej i sprawnym nadzorze Anny dziewczynom udało się wyrobić i zanim skończył się apel, talerze, szklanki, sztućce oraz różnego rodzaju składniki do kanapek stały na swoich miejscach. Obyło się bez ofiar, aczkolwiek jeden z widelców dotkliwie ucierpiał po zderzeniu ze ścianą… ściana też trochę ucierpiała…ale ciii! Tego nie wiecie! Potem musiały jeszcze porozwozić dzbanki z herbatą i ciepłym mlekiem (no ba xD) i same mogły w spokoju ducha zabrać się za jedzenie.
Po posiłku wszyscy zajęli się sobą. Jedni leżeli plackiem w namiotach i narzekali na upały, inny grupami udali się na zajęcia z psychologiem, które były stałym punktem w programie, a przynajmniej dla starszych… nie wiem dlaczego. Większość młodszych grup zajęła się zadaniem dnia, którym było stworzenie gąsienicy. Tak, gąsienicy. A co robili nasi bohaterowie?
-Yoh, tylko spróbuj mnie oblać, a zostaniesz kaleką do końca życia.- zagroziła Anna, widząc jak narzeczony podkrada się do niej z butelką pełną zimnej wody w ręce.
-Okej.- Uśmiechnął się rozbrajająco i z braku innych opcji wylał całą zawartość dwulitrowej butli na głowę stającego obok Hao. Ten oczywiście odwdzięczył się tym samym, a jakby tego było mało obok nich przebiegła Hikari, oczywiście nie z pustymi rękami.
Owszem. Jest dokładnie tak, jak myślicie. Reszta obozu (to jest, jakaś 1/10) biegała po całym obiekcie, chlapiąc się nawzajem wodą. Taki Choco, na przykład, musiał trzy razy zmieniać ciuchy, bo za każdym razem gdy się przebrał ponownie obrywał balonem z wodą. Nie, żeby Ren i Horo tego nie zaplanowali… Ostatnio bardzo dobrze się dogadywali, głównie dzięki młodemu McDanielowi, który wymyślił genialny w swej prostocie dowcip o tejże dwójce. Powiem tylko, że nie jedna yaoistka byłaby w niebie, ale samym chłopakom niezbyt przypadł do gustu.
Trzeciego dnia zdarzyło się coś, o czym obóz będzie jeszcze rozprawiał przez długi, długi czas… Ku rozpaczy młodego Tao.
Manta, niczym torpeda wparował do namiotu. Oczywiście zwrócił tym na siebie uwagę znajdujących się tam osób i Choco, Horo, Yoh oraz Hao, którzy zajęci byli graniem w makao, jak jeden mąż odwrócili głowy w jego stronę. Oyamada miał włosy w nieładzie, rumieńce i dyszał ciężko jakby właśnie zmuszono go do udziału w maratonie.
-Stary, a tobie co?
-Bo tam… w altanie… było…
-Na litość Boską, wysłów się, człowieku.- mruknął lekko zażenowany Horo.
-Aż mu mowę odjęło!- dorzucił Choco, jednak jego wypowiedź została kulturalnie olana. Ma szczęście, że tylko olana, bo gdyby ktoś postanowił zareagować pewnie nie skończyłoby się to dobrze.
-Ren i Pirika biorą ślub!
Zapanowała kompletna cisza. Twarz Trey'a przybrała białą barwę, żeby po sekundzie zmienić się w czerwień, kiedy niebiesko włosy dosłownie wyparował z namiotu.
-Nie wiedziałem, że ludzie są w stanie tak szybko się poruszać.- skomentował zdumiony Lyserg.
Chłopaki opuścili namiot i również pobiegli w miejsce, które wskazał i Manta. Gdy tam dotarli zobaczyli Pirikę, stojącą wewnątrz drewnianej altany, która uśmiechała się wesoło i trzymała za rękę lekko zażenowanego Rena. Dziewczyna miała na sobie białe, krótkie spodenki i szary podkoszulek z napisem „Princess", a w drugiej ręce trzymała mały, śliczny bukiecik z liści i polnych kwiatów. Młody Tao był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. Poza nimi (i przywiązanym do słupa Trey'em… jak znalazł się w takiej sytuacji pozostaje tajemnicą) było też kilku(nastu) innych ludzi z obozu, w tym dziewczyny z namiotu Piriki oraz dwójka opiekunów. Naprawdę nie przeszkadzało im to co się działo dookoła? W głębi altany stał Marshall w sutannie i uśmiechał się głupkowato, jakby właśnie przyłapali go na podkradaniu słodyczy.
Podczas gdy Lyserg i Choco stali na uboczu z otwartymi ustami, Manta, Yoh i Hao podeszli do stojącej niedaleko Hikari.
-O cześć, chłopaki.- przywitała się.
-K-kiedy oni…?- wydukał Yoh. Może niewiele wiedział o Pirice, w końcu jej brata poznał kilka dni temu, ale Rena znał nie od dziś i coś wybitnie mu tu nie pasowało.
-Nie wiem, ale jest śmiesznie.- odparła Asakura i przyłączyła się do tłumu, który właśnie z pełnym zapałem darł się wniebogłosy.
-Gorzko! Gorzko!
Po pocałunku z Piriką Len do końca dnia chodził jak na haju… i to takim porządnym haju, bo przytulał każdego kto podszedł, żeby mu pogratulować. Tak, zdecydowanie coś było tu nie tak. Nie obeszło się też bez rzutu bukietem pod koniec tego całego zbiegowiska. Umysł Hikari nawet nie zarejestrował tego momentu, w którym bukiet rzucony przez niebieskowłosą ciut za mocno wylądował w ręku Marshalla, a ten z czarującym uśmiechem przekazał go Asakurze, po czym po prostu się zmył.
Dzień czwarty był raczej spokojny. Nikt się nie żenił, nikt nikogo nie topił, Anna powstrzymała się przed zrobieniem krzywdy organizatorom i ogólnie było cacy. No, prawie…
-Yoooh!- wyjęczał Hao, łapiąc przyjaciela za nadgarstek i wywlekając go z koła. Można powiedzieć, że zrobił to w ostatniej chwili, bo sekundę później w miejsce młodego Asakury uderzyła piłka.- Spotkał nas zaszczyt sprzątania kibli. Chodź.
Taa… życie jest podłe, raz na wozie, raz pod wozem i te sprawy. Chłopcy szybko uporali się ze znalezieniem Choco, który postanowił wymigać się od dyżuru, notabene, okazało się, że lyserg jest całkiem niezły w znajdywaniu rzeczy, i zabrali się za sprzątanie. Trzeba przyznać, że zajęło im to sporo czasu.
-Brawo, panienki.- zironizowała Kanna.- Już myślałam, że nigdy nie skończycie.
-Mogła nam pani trochę pomóc.- odpowiedział z wyrzutem Horo. Od wczoraj był strasznie zirytowany. Chyba z wiadomego powodu.
-Moim obowiązkiem nie jest was wyręczać, tylko pilnować.- podkreśliła niebieskowłosa i sobie poszła.
Chłopcy rozeszli się w swoje strony. Lyserg i Choco wrócili do namiotu. Zielonowłosy zabrał się za czytanie Shrlocka Holmesa, McDaniel natomiast wyciągnął swój magiczny zeszyt z kawałami i pogrążył się w wymyślaniu następnych. Ren i Horo również poszli do namiotu, tyle, że nie swojego. Ren szedł zobaczyć się z Piriką, a w młodym Usui'm chyba obudził się zatroskany, starszy braciszek. To jasne, że teraz nie spuści fioletowowłosego z oka. Yoh i Hao chcieli udać Siudo altany, ale, jak się okazało, była zajęta przez jedną z dwóch pań pedagog i jej obecnych słuchaczy. Zaryzykowali, więc pożarcie, przez komary i wybrali się do lasu.
Kiedy dotarli do końca ścieżki, znaleźli się na skraju tegoż lasu. Dalej zaczynały się działki budowlane. Usiedli na trawie, a Yoh dodatkowo położył głowę na jednym z większych kamieni, wzbogacających tamten krajobraz. Było ciszej niż na obozowisku, jednak dochodzące z niego dźwięki wciąż były słyszalne.
-Wiesz… mam wrażenie, że znam cię od zawsze.- wyznał Yoh.
-Tak.- zgodził się długowłosy.
-To się nazywa znaleźć bratnią duszę.- skomentował Yoh i zaśmiał się krótko.
-Może nawet bardziej niż ci się wydaje…
-Co masz na myśli?- Nie patrzyli na siebie, tylko w niebo.
-Yoh… kiedy masz urodziny?- zapytał z lekkim wahaniem.
-Dwunastego maja.
-Ja też.
-A gdzie się urodziłeś?
-Podobno w domu.
-„Podobno"?
Hao westchnął i na chwilę zamknął oczy.
-Nie chciałem tu przyjeżdżać.- zaczął.- Też byś nie chciał, gdyby wyjazd miał charakter „Synu jesteś adoptowany, a tak w ogóle to zapisaliśmy cię na obóz".- dokończył czując, że Yoh zamierza o to zapytać. Jednak po tym wyznaniu zamilknął i znów zapanowała cisza. Siedzieli tak kilka minut, aż znowu zaczęli rozmawiać. Tym razem tematem były chmury, powoli sunące po błękitnym niebie i ich kosmiczne kształty.
-Hmm… O której godzinie się urodziłeś?- zapytał w pewnym momencie młody Asakura. Hao spojrzał na niego spode łba.
-Serio wymagasz ode mnie, żebym to wiedział?
-Tak się składa, że to ważne.
-Nie pamiętam. Au!- syknął, kiedy mała szyszka uderzyła go w tył głowy. Obaj spojrzeli za siebie, ale nikogo nie dostrzegli.- Chyba wiewiórki mnie nie lubią.
-No, nie wiem.- mruknął Yoh i chichocząc wyciągnął z włosów przyjaciela mały, papierowy samolocik.- Wyjątkowo inteligentne te wiewiórki.- Podał chłopakowi znalezisko. Hao rozprostował kartkę i… po chwili skręcał się ze śmiechu.
-Czytaj.
Na kartce A4 w kratkę widniało: „O 21:30, durniu! Temu drugiemu też mamy odświeżyć pamięć?" Yoh lekko zamurowało, aż jeszcze raz postanowił się rozejrzeć, czy aby na pewno są sami.
-Bardzo inteligentne wiewiórki.- wydusił, zanim oberwał szyszką, tak, jak chwilę wcześniej Hao.
-Wiewiórki się obraziły.- skomentował długowłosy i wstał otrzepując spodnie.- Powinniśmy wracać.
-Racja. Nie będę się pchał tam gdzie mnie nie chcą.- fuknął w kierunku drzew.- A tak przy okazji, ja urodziłem się o dwudziestej pierwszej dwadzieścia.- dodał, uśmiechając się. Długowłosy odwzajemnił jego uśmiech i ciepłe spojrzenie, po czym obaj ruszyli ścieżką do obozowiska.
Tymczasem trzy blondynki i jedna brunetka właśnie opuściły stanowisko obserwatorskie i również udały się do siebie.
-Wymyśliłam nazwę namiotu!
-Niech zgadnę…
-…wiewiórki?
-Nie ma mowy.
Nadszedł poranek dnia następnego. Większość uczestników była już na placu i czekali na rozpoczęcie apelu. Zaspana Hikari drzemała oparta o plecy Milli… na stojąco. Gdy jej podpórka nagle zniknęła, Asakura runęła na bruk… i dalej drzemała z wielkim guzem na głowie. Młodsza Wilson, podobnie jak jej siostra została odciągnięta na bok przez Hao. Długowłosy miał poważną minę.
-Dobry, Haoś.- wyszczerzyła się Milla.
-Skąd wiedziałyście, kiedy się urodziłem?- zapytał wprost.
-Eee… ona wiedziała, ja nie mam z tym nic wspólnego.- odparła Nancy i ulotniła się z powrotem do reszty dziewczyn. Hao przeniósł wzrok na drugą bliźniaczkę.
-Twoja mama mi powiedziała…- przyznała i spuściła głowę.- Przepraszam.- Ku jej zdumieniu długowłosy przyciągnął ją do siebie i przytulił.
-Nie masz za co. Właściwie, chciałem podziękować.- powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
Stali tak jeszcze chwilkę, po czym Hao wrócił do siebie zostawiając dziewczynę samą, w stanie totalnego osłupienia i z małym rumieńcem twarzy. Jęknęła głośno.
-Aizawa, ty dziadzie!
Tego wieczoru miała się odbyć dyskoteka. Los chciał, że właśnie w tym czasie namiot siedemnasty miał siedzieć w domku i pełnić wartę.
-Podzielcie się na trzy grupy. Każda grupa ma odbębnić dwie godziny siedzenia. Zaczynacie o ósmej, kończycie o drugiej w nocy, jasne?- rzuciła Kanna i po prostu sobie poszła.
-Jak słonko!- zawołał za nią Choco, lecz wątpliwym jest czy usłyszała.
-O ósmej zaczyna się dyskoteka, tak?- zapytał Lyserg.- W takim razie ja mogę być w pierwszej grupie. Mi tam nie zależy na tańcach.
-My z Yoh możemy wziąć tę ostatnią.- zaproponował Hao.
-Tak, to dobry pomysł.- zgodził się Yoh. Chciał spędzić trochę czasu z Anną. Kyoyama nie lubi imprez i pewnie nie będzie chciała w ogóle tam iść. Niestety, pójście było przymusowe. Totalna abstrakcja, ale co poradzić…
Choco chciał być na warcie z Lysergiem. Wymyślił sobie, że pójdzie na dyskotekę, kiedy młodsza część obozu już ją opuści, żeby trochę poszanować poczuciem humoru. Pewnie mu nie wyjdzie, ale szczegół. Ostatecznie, Renowi i Horo nie pozostało nic innego, jak żyć z perspektywą, że będą musieli znosić swoją obecność przez całe dwie godziny.
Wieczór minął wszystkim w wyjątkowo przyjemnej atmosferze. Po skończonej warcie Lyserg postanowił jednak zajrzeć na tą całą dyskotekę, ale nie zabawił tam długo. Głośna muzyka i kolorowe światła dobrze, że sobą współgrały, lecz w pomieszczeniu panował taki zaduch, że długo nie wytrzymał. Wrócił na wartę kiedy, został poproszony przez opiekunkę. Podobno Usui i Tao o mało się nie pobili już na wstępie i potrzebny był ktoś kto nie był idiotą i mógł ich przypilnować. Do chłopaków dołączył też Manta, któremu również brakowało świeżego powietrza. Im więcej tym lepiej, zwłaszcza jeśli trzeba powstrzymywać tych dwóch przed zabiciem się nawzajem.
Zegary wybiły godzinę pierwszą w nocy. Wszędzie było ciemno, jak w tyłku, a siedzący na warcie Yoh i Hao zastanawiali się po co komu taka warta nocna, skoro i tak wszędzie kręcą się opiekunowie wyposażeni w latarki. Przeważnie tak nie jest, ale dzisiejsza noc wymagał takich zabezpieczeń. Otóż po zakończeniu dyskoteki, nie wszyscy uczestnicy obozu poszli grzecznie do łóżek. Ci, którym udało się zachować swoją pastę do zębów lub jakiś inny żel, co było nie lada wyczynem zwłaszcza, że opiekunowie wszystko konfiskowali, przemykali w cieniu, od namiotu do namiotu w wiadomym celu. Nie ma to jak w przedostatni dzień obozu zrobić kawał kolegom. Chłopcy już dawno dali sobie spokój z upominaniem i kablowaniem na tychże delikwentów i teraz znudzeni patrzyli, jak jakiś niezidentyfikowany cień wślizguje się do namiotu szóstego. Tak, szóstego.
-Miejmy nadzieję, że nie był aż tak głupi lub głupia, żeby wymazać Annę.- szepnął Yoh.- To skończyłoby się kalectwem, jak nie śmiercią.
-Skąd ja to znam.- westchnął długowłosy, kontynuując zaplatanie warkoczyka. Chyba bardzo mu się nudziło.- Wypastowanie Piriki skończyłoby się podobnie.
-Cóż… przynajmniej wiemy, że to nie ja.- wyszczerzyła się Hikari.
-Skąd ty się tu wzię…?!
-Nie wrzeszcz!- syknęła, zabierając rękę z twarzy kuzyna.- Jest środek nocy, jak przyłapie mnie opiekun będę miała przerąbane.
-Też bawisz się pastą?- zainteresował się Hao.
-Nie. Ale nie mogę zasnąć, a zaraz po was mam wartę z Anną. Pomyślałam, że przyjdę szybciej. Wyprzedzę twoje następne pytanie: Anna śpi, ma nastawiony budzik, czy coś takiego.
-Spoko. W końcu każdy głupi wie, że wyspana Anna, to mniej sadystyczna Anna.
-Czy coś w tym stylu…- dodała brunetka.- Hao, mogę się pobawić twoimi włosami?
-Masz chyba swoje.- zauważył, co było chyba szczytem spostrzegawczości.
-Ale sobie się źle zaplata warkoczyki, a ty już to robisz.- powiedziała. Hao mruknął w odpowiedz coś, co z założeniu miało być zgodą i zaraz pożałował swojej decyzji.- Super, bo tak się składa, że przyniosłam gumki.- uśmiechnęła się szeroko i pomachała w powietrzu opakowaniem recepturek. Szykuje się długa godzina… Długo godzina podczas, której brunetka co chwilę musiała się chować, gdy obok warty przechodził jakiś opiekun. Nie wiadomo jak, ale udało jej się pozostać niezauważoną.
Nawet po przyjściu Kyoyamy Yoh i Hao zostali z dziewczynami w domku, tak przyjemnie im się rozmawiało. Przynajmniej dopóki Kanna nie wygoniła ich do namiotu. O dziwo, wszyscy jej podopieczni spali smacznie w łóżeczkach, albo tylko udawali, że śpią, o było bardziej prawdopodobne, gdyż Choco miał na twarzy pięknego wąsa z miętowej pasy do zębów. Tak, czy tak, postanowiła wykazać się odpowiedzialnością i została w ich namiocie, aż do rana.
A kiedy owy ranek nadszedł, na wielu ludzi czekała niemiła niespodzianka.
Przedostatni dzień obozu spokojnie możemy określić jako wojnę domową. Każdy chciał zemścić się za hańbę jakiej doświadczył w drodze do łazienki z twarzą i włosami pokrytymi pastą, jednak nikt tejże zemsty nie dokonał tak sprawnie jak Anna. Nie, nie ona padła ofiarą, tylko Tamao. A ponieważ różowowłosa sama oddać nie umie, ktoś musiał zrobić to za nią. Na chłopaków też czekała mała niespodzianka i nie mówię tu o wymazanym Choco.
-Kto związał nam buty?!
Oficjalne pożegnanie odbyło się po śniadaniu, ale dopiero, kiedy dyrektor skończył swoją przemowę i wszyscy zaczęli się rozjeżdżać, rozpoczęło się prawdziwe pożegnanie. Trzeba było rozstać się z nowymi przyjaciółmi. Niektórzy mieli łatwiej, inni gorzej, ale zawsze kończyło się na obietnicy odwiedzin.
Yoh wsiadł do autobusu i zajął miejsce obok Hikari. Dziewczyna wpatrywała się tęsknym wzrokiem w obiekt za oknem. Tym obiektem okazał się nikt inny, jak Marshall, który właśnie opuszczał obiekt na czarnym motorze. Gdy już całkiem zniknął jej z oczu, odwrócił wzrok w stronę kuzyna.
-Yoh? Po co ci ciemne okulary?- zapytała lekko zbita z tropu.
-Hao jedzie gdzieś z rodzicami. A ja nie lubię pożegnań.
-Rozumiem.- wtrąciła Nancy. Bliźniaczki siedziały przed nimi i odwrócenie się do tyłu nie było żadnym problemem.- Makijaż ci się rozmazał.- zachichotała.
Milla spojrzała karcącą na siostrę, po czym zwróciła się do młodego Asakury.
-Ale dlaczego? Chodzimy do innych szkół, ale to wciąż to samo miasto, nie?- zapytała.
-W sumie racja.- zgodził się.
-O~. Nie martw się, stary.- Hikari dała mu kuksańca w ramię.- Tak łatwo nie zgubisz w tłumie brata bliźniaka. Poza tym, chyba musimy pogadać z twoimi rodzicami, jak wrócimy.
-Sam jestem ciekawy.
-Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży.
Autobus ruszył chwilę później. Yoh zamierzał właśnie założyć słuchawki i odciąć się od świata, lecz nim to zrobił kuzynka ponownie trąciła go w ramię i pokazała palcem na czarny samochód stojący na parkingu. Brązowowłosy mężczyzna wkładał walizkę do bagażnika. Obok niego stała wysoka kobieta o włosach koloru blond oraz… Hao. Lekko uśmiechnięty rozmawiał z kobietą, która pewnie musiała być jego przyszywaną matką. Nagle odwrócił się dostrzegł odjeżdżający pojazd. Uśmiechnął się i pomachał Yoh na pożegnanie.
