Zaczęłam pisać to opowiadanie już kilka miesięcy temu i miałam zamiar opublikować je 19 sierpnia, czyli w urodziny Ianto, jednak musiałam wcześniej wprowadzić kilka poprawek i przeczytać wszystko na spokojnie, dlatego pojawia się ono dopiero teraz.

Myślę, że każdy fan Torchwood, który zajmuje się pisaniem fanfiction musi napisać przynajmniej trzy opowiadania do tego fandomu – Post Cyberwoman, Post Countryside i Fix-It. Dwa pierwsze pisałam niejednokrotnie, lecz po raz pierwszy tykam się tego ostatniego.

Akcja opowiadania rozgrywa się prawie rok po wydarzeniach z odcinka "Dzień Piąty", kiedy to Jack opuścił Ziemię. Uwzględnione są też wydarzenia ze słuchowiska The House of the Dead, które nawiasem mówiąc polecam każdemu, kto jeszcze go nie słyszał. Jeśli COE złamało mi serce, to nie wiem, co zrobiło z nim to słuchowisko. Mogą pojawiać się również odniesienia do słuchowiska Broken (kolejna niesamowita produkcja Big Finish).

Długość rozdziałów będzie bardzo różna. Niektóre będą krótkie, niektóre dłuższe. Jednocześnie pracuję też nad kilkoma innymi opowiadaniami, a od poniedziałku zaczynam szkołę, więc nie będą się one pojawiać zbyt często.

Opis: Wystarczyła chwila, by życie Jacka Hakrnessa rozpadło się w drobne kawałki. Musi minąć wiele miesięcy, nim jest w stanie wrócić na Ziemię, a i ten czas nie wystarcza, by wyleczyć stare rany. Wszystko zmienia się, kiedy pewnego dnia Jack znajduje na swoim biurku osobliwą karteczkę z krótkim: „Znajdź mnie!". Mógłby ją łatwo zignorować i szybko zapomnieć o całej sprawie, gdyby nie do bólu znajome pismo, które bez trudu był w stanie rozpoznać. Problem jednak leży w tym, że Ianto Jones jest od dawna martwy.


Prolog

„You never really know what it is, not until it goes. And if it comes again it's a miracle" — Vertical Horizon (Miracle)

To była taka gra. Jack nie był do końca pewien, od czego się właściwie zaczęła ani który z nich zostawił pierwszą notatkę, lecz w pewnym momencie krótkie wiadomości napisane niechlujnym pismem na kolorowych, samoprzylepnych karteczkach przeszły do w normy w ich rytuale.

Czasami były to najzwyklejsze wiadomości związane z codziennym życiem lub pracą, lecz znacznie częściej Jack lubił myśleć o nich jako pewnej formie gry wstępnej. Na jego twarzy zawsze pojawiał się uśmiech, gdy po wejściu do gabinetu dostrzegał żółtą karteczkę przylepioną do blatu drewnianego biurka. Pieczołowicie zbierał każdą z nich, nawet jeśli było to najprostsze pytanie typu: „Kolacja u mnie?". Wiedział bowiem, że pewnego dnia będą one jedynym, co zostanie mu po Ianto.

Nie mógł jeszcze wiedzieć, że ta trywialna gra pewnego dnia całkowicie odmieni jego życie.