Świat
okryła mgła. A wszystko przez tą jedną szarą istotę, która
stąpając po jedwabnej skale spływała nurtem łez w głąb nicości
naszych kolejnych pokoleń.
I tak narodziło się zło, wraz z
nim cierpienie i smutek.
I łzy spłynęły mu po policzkach
żegnając ostatnią nutę nadziei.
Rozdział I - Ja śmierciożerca
Severus Snape nie był zwykłym dzieckiem.
Nie był nawet zwykłym czarodziejem. Czy jego życie miało jakiś
sens? Ależ oczywiście. W końcu sens można znaleźć we wszystkim.
Nawet w takim bagnie jak to.
Po raz kolejny wracały wspomnienia
o wrzeszczącym ojcu i chorej matce. Coraz częściej słyszał w
myślach swój dziecięcy szloch. Wystarczyło zamknąć
oczy...
Teraz siedział w swoim skórzanym fotelu w Snape
Manor i spoglądał na zegar, który skończył swój
żywot dawno, dawno temu.
Godziny mimo wszystko wlokły się
nieubłaganie pokonując kolejne kroki ku apokalipsie własnych
myśli.
Severus Snape nie był zwykłym śmierciożercą. Nie był
nawet zwykłym szpiegiem. Był kimś, a jednocześnie niczym.
Schodzone buty i stare szaty w szafie nie znaczyły wcale, że był
ubogi, a wytworna porcelana i stary, zabytkowy dom wcale nie
oznaczał, że był bogaty.
Tak więc szła minuta po minucie,
czasem potykając się i zwalniając swój czas do minimum.
Cisza otaczała Snape Manor i wszystko zdawało się zamazywać pod
osłoną ciemności.
Dzień w dzień gdybał... Jakby to było
gdyby Hogwart wciąż stał dla niego otworem? Jakby to było, gdyby
Potter nie wygrał z Voldemortem, a on nie musiałby się ukrywać
przed resztą świata?
- Późno dziś przyszedłeś. -
powiedział spokojnie nie zaszczycając swojego gościa spojrzeniem.
- Lepiej późno niż wcale. - oświadczył blond włosy
mężczyzna podchodząc do Severusa i kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Narcyza ma ostatnio humory. Zaczyna coś podejrzewać, głupia
suka. - syknął.
- Nie przesadzasz trochę? - Spytał
czarnowłosy uśmiechając się ironicznie. - To tylko kobieta. Czego
ty od niej wymagasz?!
Lucjusz zaśmiał się cicho i złożył
delikatny pocałunek na policzku kochanka.
- Dziś nie będę
wyrozumiały, Severusie. - powiedział uwodzicielsko.
- Nie
liczyłem na to. - odparł beznamiętnie były Mistrz Eliksirów
podnosząc się z fotela. Mebel zaskrzypiał lekko, łamiąc ostatnią
nić ciszy.
Szklanka whisky rozbiła się na marmurowej posadce.
Severus stał przyciśnięty do ściany przez szarookiego
mężczyznę, który gwałtownie wbił się w jego usta
penetrując, znane mu już bardzo dobrze tereny. Lucjusz jednym
ruchem ręki odwrócił go twarzą do ściany i boleśnie
napierał na niego zdejmując swoje spodnie, które po chwili
opadły cicho na posadzkę.
Jęki, krzyki i nierówne
oddechy zbeszczeszczały budynek swoją bezczelnością i erotyzmem.
Stara posiadłość emanowała czystym seksem i ekstazą.
Nic już
nie było takie samo. Ani dom, ani chłopięcy szloch, ani nawet
wspomnienia, które z każdym pchnięciem rozmazywały mu się
przed oczami. Została tylko pustka.
Severus Snape nie lubił
brudu, nawet teraz, gdy każdy cal jego ciała był nim pokryty. Nie
lubił nawet Lucjusza, któremu zawdzięczał nie jedną
ciekawie spędzoną noc.
Chociaż sam nie był pewien czy mógłby
nazwać te noce interesującymi... Z pewnością było to inne niż
siedzenie po ciemku w salonie, jednak czy lepsze? Na to Severus nie
potrafił sobie odpowiedzieć.
Zamknął oczy i opróżnił
umysł wmawiając sobie, że to nie Lucjusz pieprzy go na ścianie i,
że to nie on stoi teraz wciśnięty w kamienny mur z łzami i tak
dawno już pustych, czarnych źrenicach...
Żyć
Kochać
Śmiać się
Te słowa wypływały z jego ust ginąc w
odmętach zużytej wyobraźni.
Nie ma już nadziei, nie ma
miłości. Istnieje tylko nienawiść i przemoc.
Z drzew spadać
zaczęły złote liście przynosząc jesień...
