Nie mam już nic. Gdyby ktoś miesiąc temu powiedziałby mi że tak to się skończy, kazałbym mu się mocno jebnąć w czoło. Wtedy wszystko było prostsze.
Teraz nie mam nic, jestem sam. Musiałem go stracić by zrozumieć że bez niego jestem nikim. Zwyczajnym śmieciem, który nie ma przyjaciół. Odizolowałem się.
Kurt nie był tylko moim chłopakiem. Był przyjacielem, powiernikiem, nauczycielem. Dzięki niemu nie wstydziłem się pokazywać prawdziwego oblicza, nie bałam się opinii innych. Liczył się tylko on.
Wyjechał do NY, dlaczego ? – Bo go przekonałem. Bo wiedziałem że ktoś taki jak on nie może zostać w miejscu takim jak to. Zrozumiał, wyjechał w pogoni za marzeniami. Znalazł pracę i to nie banalną. Rozwijał się. Ja tkwiłem tu tęskniąc, lecz on też tęsknił. Coraz mniej dzwoniliśmy, traciliśmy to co kiedyś mieliśmy pod dostatkiem. Czułem się samotny, opuszczony, byłem zły na niego.
Byłem po prostu głupi. I samolubny.
Umawiając się z Nickiem czułem ekscytacje, radość. I co mi pozostało ?
Leże sam w pokoju pełnym zdjęć mojego byłego chłopaka, w ręce ściskam koszulę którą zostawił przed wyjazdem z Limy. Gładzę jej delikatny materiał, robię to ostrożnie bo Kurt zabiłby mnie gdybym ją pogniótł. Tyle że on nie nadrze się, nie wyrwie jej z moich rąk prawiąc mi morały. Nie zrobi tego. Bo jego już nie ma. On już nie jest Mój.
Wstaję i podchodzę wolno do lustra. Patrzę w oczy obcego człowieka. To nie jest już dawny Blaine z idealnie ułożonymi włosami, bystrymi oczami i z tysiącami pomysłów w głowie.
Widzę jedynie niskiego chłopaka w podartych jeansach, czarnym, wyblakłym podkoszulku i skarpetach nie do pary. Patrzę w puste oczy, które już nie mają chociażby najmniejszego błysku. Przeczesuję palcami włosy. Skręcone, bez kilograma żelu. Ten widok za bardzo boli, odsuwam się od lustra i sięgam po album z naszymi zdjęciami.
Pierwsza kartka . Uśmiechnięty Kurt przytulony do Mercedes, która jeszcze bardziej niż jej przyjaciel szczerzy się do obiektywu.
Następna. Kurt na moich plecach, machający jedną ręką do Brittany robiącej zdjęcie.
Zaciskam powieki. Łzy nieustannie spływają po moich policzkach lądując na kartach albumu. Nie zwracam na to uwagi, ciskam album na podłogę i idę pod prysznic, oczekując że zimna woda będzie dla mnie zbawieniem.
Gówno prawda. Jest jeszcze gorzej o ile to możliwe. Przed oczami mam śmiejącego się Kurta, kasztanowy kolor włosów, których nikomu – prócz mnie – nie pozwalał dotykać, zaróżowione policzki na mrozie.
Wiem że dalej tak nie wytrzymam. Bez niego jestem Nikim.
