Ten dzień miał być dla Naruto najważniejszym dniem jego życia.
Czekał bardzo długo, jednak opłacało się: Sakura w końcu miała zostać jego żoną. Nie sądził, że kiedykolwiek się to wydarzy, gdyż dziewczyna była tak bardzo zapatrzona w Sasuke, że go nie zauważała przez wiele lat. Sytuacja odmieniła się trzy lata wcześniej, kiedy całkowitą kontrolę przejął nad nim Kurama.
Wspomnienie
Nie wiedział, gdzie jest. Nie pamiętał, co się stało. Czuł jednak, że właśnie Kurama przejął jego ciało i ukazał się w pełni okazałości.
Rozejrzał się, próbując znaleźć wyjście, nawet najmniejsze. Nic. To nie on władał swoim ciałem, tylko lis.
Naruto wściekł się.
-Kurama, zabiję cię!- krzyknął w przestrzeń, wiedząc, że bestia go obserwuje.
-Naprawdę, mój drogi? Przecież już nie żyjesz.
Chłopak zamarł, przypominając sobie o ogonach. Dziewiąty ogon był równoznacznikiem jego śmierci. Upadł na kolana.
-Nie...
-Cóż, mały, nie będę Ci przeszkadzał. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład twoją koleżankę... Jak ona się nazywała? Ach, tak. Sakura. W sumie śliczna z niej dziewczyna. Nie dziwię się, że ci się spodobała.
Młody Uzumaki przestał go słuchać. Wiedział, że już nie pomoże swoim przyjaciołom, swojej wiosce. Co powiedzą jego rodzice? Matka zapewne będzie go pocieszać, że to nie jego wina, a ojciec... nic nie powie, tylko będzie przeklinać dzień, w którym przebiegły lis został stworzony.
Chciał, aby wszystko się już skończyło. Chciał uciec od wszystkich problemów, których nie potrafił rozwiązać, a które właśnie w tej chwili wróciły ze zdwojoną siłą.
Lis postanowił "ulitować się" nad chłopakiem.
-Proszę bardzo, możesz iść do swojej rodziny. Widzisz ich? Czekają na ciebie.
Naruto zaczął zmierzać w stronę świetlnych drzwi, które z każdym krokiem stawały się coraz wyraźniejsze. Również ludzie stojący za nimi byli coraz lepiej widoczni: mógł rozpoznać blond czuprynę swojego ojca.
Już miał ich dotknąć, połączyć się ze światem cieni, gdy nagle w oddali usłyszał głos.
-Naruto?
Chłopak podniósł wzrok i rozejrzał się, jednak nikogo nie zobaczył. Podjął kolejną próbę przejścia w zaświaty.
Głos nie odpuścił.
-Naruto...
Ze zdziwieniem rozpoznał głos Sakury. Był bardzo słaby i cichy, a jednak go usłyszał.
-Dziewczyno, nie wystarczy ci już?
-Naruto, ja wiem że tam jesteś.
Jestem tu, pomyślał.
-On już nie żyje. Wszyscy to wiedzą!- roześmiał się lis.
-Nie- odparła Sakura- on żyje. Czuję to.
Naruto stał, zdezorientowany, przed drzwiami. Z oddali patrzyli na niego rodzice, zachęcali go do przyjścia.
-Naruto, wiem że mnie słyszysz.
Chłopak mimowolnie skupił się.
-Przepraszam cię. Za wszystko. Za to, że cię biłam (czasami należało ci się), że kazałam ci sprowadzić do Konohy Sasuke, oraz za to, że cię nie zauważałam.
Dziwne, pomyślał Naruto. O co jej chodzi?
-Dziękuję, że mnie ratowałeś z opresji, pomagałeś mi. Nigdy tego nie zapomnę.
O czym ona mówi?
-Dlatego też wyzywam Dziewięcioogoniastą bestię na pojedynek na śmierć i życie! Stawką jest życie Naruto Uzumakiego.
-Głupia!- wykrzyknął lis, śmiejąc się przeraźliwie.
To było dla młodego chłopaka za dużo. Nie mógł pozwolić, żeby życie tak ukochanej przez niego osoby zgasło jak płomień świecy przy potężnym podmuchu wiatru. Niestety Sakura była medykiem, nie wojownikiem. Nie miała z Kuramą żadnych szans.
Nie widział przebiegu walki, czuł jednak siłę ciosów, które zadawała bestia. Całą złość, całą swoją nienawiść do ludzi stworzenie wlewało w swoje ataki na Sakurę, która ośmieliła się przeciwstawić jego potędze.
Naruto nie wiedział, ile trwała walka. Nie chciał wiedzieć, kiedy się skończy; chciał, aby to był tylko zły sen, z którego się wybudzi.
Gdy usłyszał jej krzyk, pomyślał, że zginęła. Mylił się.
Stała dalej, gotowa by walczyć. Wiedziała już, że nie ma żadnych szans na przeżycie, dlatego uciekła się do jedynego znanego jej sposobu na uwolnienie Naruto.
Zapadła cisza. Kurama zaczął się już zastanawiać, czy nie zakończyć tej bezsensownej walki, którą i tak miał wygrać. Zamachnął wszystkimi swoimi ogonami i już miał zmieść dziewczynę z powierzchni ziemi, gdy ta zaczęła śpiewać. Najpierw cicho, potem coraz głośniej. Pieśń, którą śpiewała, mówiła o cyklu życia, jego sensie oraz śmierci, która tak naprawdę niczego nie kończyła.
Wszystkim zaparło dech w piersiach, gdy zobaczyli zieloną czakrę wędrującą w stronę lisa.
Powietrze przeszył potworny krzyk.
Naruto zwijał się z bólu, wywołanego przez właśnie zieloną czakrę. Czuł, jakby miliony płomieni pożerały jego ciało. Każda nowa fala leczniczej energii sprawiała, że jego ciało, bardzo powoli, wracało do dawnego stanu. "Powłoka", jaką tworzył lis zaczęła znikać, ujawniając na ułamek sekundy nagie kości, by po chwili wrócić do pierwotnej formy. Trwało to bardzo długo, nikt nie wiedział ile.
Natomiast Sakura nie przestawała śpiewać. Nie sądziła, że jej się uda, jednak nie miała innego wyjścia.
Czakra lisa była przez nią wchłaniana jak gąbka wchłania wodę. Dziewczyna zaczęła rozumieć, co musiał znosić Naruto przez tyle lat. Energia lisa zatruwała wszystko, co żyło.
-Nie, nie!- wrzeszczał lis w ostatnim akcie rozpaczy. Przez niebo przetoczył się potężny grzmot.
Chwilę później zniknął, a ciało Naruto zaczęło spadać na ziemię.
Sakura złapała je i ułożyła delikatnie na ziemi. I, chociaż nikt tego nie widział, przycisnęła swoje usta do zimnych warg chłopaka, które po chwili zaczęły się ogrzewać na skutek ponownego krążenia w nich krwi. Pocałowała go delikatnie, tak, aby nigdy się nie domyślił.
Niespodziewanie zniknęła, zostawiając wszystkich, łącznie z osłupionym i związanym Sasuke, który pluł sobie w twarz, że to nie on pokonał Kuramę, tylko słaba medyczka.
Naruto nie wiedział, ile czasu zajęło mu dojście do tego, gdzie się znajduje.
Poruszył się bez problemu, nie czując żadnego bólu. Zdziwiony rozejrzał się i spostrzegł, że leżał na łóżku w szpitalu prowadzonym przez Tsunade.
Potrzebował chwili, aby zrozumieć co mówią siedzące obok niego osoby.
-Znaleźliście ją?
-Nie...
-To gdzie ona może być?! Nie rozpłynęła się przecież w powietrzu!
-O kim mówicie?- zapytał niespodziewanie Naruto.
Wszyscy zaczęli klaskać bez opamiętania. Wzruszyło to chłopcem, który nie wiedział, co się dzieje.
-No, kolego, nareszcie wstałeś!- powiedział bardzo znany mu głos.
-Kakashi-sensei?- zapytał z niedowierzaniem.
-A niby kto, święty Mikołaj? No jasne, że ja! I nawet nie wiesz, jak cała wioska się ucieszy na twój widok!
Entuzjazm Naruto, wywołany przybyciem tylu osób szybko zgasł, kiedy przypomniał sobie o nurtującej go sprawie.
-Gdzie Sakura?
Wszyscy milczeli.
-Pytam : gdzie jest Sakura?
Kakashi odważył się odpowiedzieć.
-Od trzech dni jej szukamy, i ani śladu. To niemożliwe, żeby przepadła bez śladu! W dodatku w takim stanie...
Nikt nie sądził, że młody Uzumaki tak szybko stanie na nogi, spakuje się i wyjdzie.
Naruto biegł przed siebie, próbując wykryć obecność lisa. Nic. Nigdzie go nie było, jakby w ogóle nigdy nie istniał.
Jeśli to ma być żart, pomyślał, to udał się tej przeklętej bestii.
W takim razie musiał użyć innych sposobów.
Pomimo tego, że to Kurama pomagał mu w kontroli czakry, i bez jego obecności nieźle mu szło. Postanowił nie szukać lisa samego w sobie, lecz wyszukać ślady jego obecności, lub dostrzec jego moc. Czasami jego uwagę odwracało jakieś zwierzę, bądź inny ninja, jednak nikt nie zwracał na niego uwagi.
W pewnej chwili zobaczył płomień. Nie, złe określenie. Naruto zobaczył ogromne skupisko czakry w jednym miejscu. Mogło to oznaczać tylko jedno: znalazł lisa.
Zaczął się cicho skradać. Wątpił, że bestia go zobaczy, raczej usłyszy, jednak w tej chwili to chłopak miał przewagę zaskoczenia.
Wyjął z pochwy doskonale zaostrzoną katanę, należącą niegdyś do jego ojca. Metal bezdźwięcznie przecinał powietrze.
Już miał skoczyć, gdy zaczął na powrót widzieć normalnie.
To, co zobaczył, zdziwiło go tak jak żadna inna rzecz w jego życiu.
Bardzo niewielkich rozmiarów dziewięcioogoniasty lis pocierał łepkiem o rękę leżącej dziewczyny.
-Sakura!- krzyknął Naruto, podbiegając do niej.
Ku jego uldze, wciąż żyła. Naruto przyjrzał się jej uważnie: ubranie dziewczyny było całe zakrwawione, zaś temperatura ciała mocno przekraczała 40 stopni.
Wziął ją na ręce, starając się podejść do tego jak najdelikatniej; wiedział też, że miał mało czasu.
Zaczął biec, po chwili jednak stanął, kiedy mały lis wskoczył mu do plecaka.
-Sio!- wykrzyknął chłopak.- Kurama, odejdź! To przez ciebie to wszystko!
-Zostaw go- usłyszał.
Sakura patrzyła na niego swoimi zielonymi oczami, które, chyba pod wpływem gorączki, stały się jeszcze bardziej przenikliwe.
-Sakura, ale dlaczego...
-Po prostu go zostaw- powiedziała, usiłując powstrzymać jęk.
-Czy ty... czy ty zmagazynowałaś całą czakrę lisa i wyciągnęłaś go ze mnie?- zapytał Naruto, bojąc się odpowiedzi.
Dziewczyna pokiwała słabo głową.
-Jak mogłaś to zrobić?!- wybuchnął.- Mogłaś... możesz umrzeć!
-Nie mogłam cię stracić, nie znowu!- tym razem to ona krzyknęła, usiłując wyrwać się z ramion chłopaka. Szybko jednak osłabła, prawie upadając na ziemię i tracąc przytomność.
Naruto aż zatrzymał się.
-C-co ty powiedziałaś?
-Powiedziałam, że nie mogłam cię stracić po raz kolejny raz. Nie mogłam, nie chciałam- mówiła coraz ciszej.
-Dlaczego?- zapytał, nie rozumiejąc.
-Dlatego, bo cię... kocham- szepnęła, a łza spłynęła jej po policzku.
Nagle jej głowa opadła na pierś Naruto.
-Sakura?- spytał cicho, potem głośniej. Nie odpowiedziała.
W tamtej chwili Naruto poczuł niespodziewany przypływ siły. Biegł jak nigdy dotąd, pozwalając swojemu gniewowi ujść na zewnątrz. Wrodzona Natura Wiatru w ciągu minuty pomogła mu znaleźć się w Konosze.
Nie pamiętał reszty tamtego dnia, jednak gdy Sakura w końcu się obudziła, cieszył się jak nigdy w życiu.
Od tamtego dnia całe jego życie stało się jaśniejsze.
-Naruto, idziesz czy nie?- zapytał Kiba, wyglądając zza drzwi.- Chyba nie chcesz, aby panna młoda czekała?
Naruto nałożył odświętny płaszcz Siódmego Hokage i ruszył na spotkanie swego przeznaczenia.
Tylko nie daj ciała, usłyszał słowa miniaturowego lisa, który od tamtego dnia również zmienił się. Został uwolniony od swojej złowieszczej mocy i stał się pupilem wszystkich mieszkańców.
Cała altana stała pod drzewami wiśniowymi. Nikt nie potrafił tego wyjaśnić, jednak pod koniec roku, w którym Naruto i Sakura zaczęli się spotykać, tam, gdzie walczyli wyrosły drzewa wiśniowe o kwiatach niezwykłej barwy: z zewnątrz płatki były złotawe, lecz im bliżej wnętrza kwiat był bardziej różowy. Oczywiście starszyzna uznała to za dobry znak i postanowiła, że śluby będą odbywać się w tym miejscu. (Wszyscy jednak czekali, aż jako pierwsi wezmą tam ślub Sakura i Naruto).
Naruto stanął obok Jiraiyi. Wymienili krótkie uprzejmości, po czym zwrócili wzrok w stronę drogi.
Powoli, lecz spokojnie, szła nią Sakura. Jej włosy sięgające teraz ramion, spięte były w kok. Miała na sobie długą, białą suknię przystrojoną kwiatami róż i wiśni. Uśmiechała się nieśmiało.
Wyglądasz olśniewająco, pomyślał Naruto.
Przestraszył się jednak, że nie podoła swojemu przyszłemu zadaniu. Że nie będzie umiał chronić swojej ukochanej.
Jednak w chwili, kiedy ujęła jego dłoń i spojrzała mu w oczy, wszystko stało się jasne jak słońce.
Byli razem.
I mieli przed sobą wieczność.
Ceremonia zbliżała się ku końcowi. Złożyli przysięgi wierności, uczciwości i miłości, bycia ze sobą na dobre i na złe. Została już tylko jedna rzecz.
-Możesz pocałować pannę młodą- powiedział Jiraiya, tradycyjnie odwracając się.
Naruto pocałował Sakurę jak nigdy dotąd, a ona odwzajemniła pocałunek i po chwili całą wioska zaczęła wiwatować na ich cześć.
