Jurij Plisiecki z westchnieniem oparł się o ścianę w mało uczęszczanym korytarzyku niedaleko wejścia do męskiej łazienki. Nareszcie spokój... Co prawda wychodził na lód dopiero za godzinę - wtedy jego grupa rozgrzewkowa rozpoczynała trening - ale miał już powyżej uszu tego nieustannego szumu, który najwyraźniej towarzyszył seniorskiemu Grand Prix nawet poza zawodami. Media, pytania, wywiady, zdjęcia, fanki, piski... i tak dookoła Wojtek, aż do urzygu. A on tylko chciał się skoncentrować, do cholery! I w dodatku, jak na złość, nie wziął ze sobą słuchawek.
Przymknął oczy, z nadzieją, że może chociaż w ten sposób uda mu się wyciszyć, jednak ledwie to zrobił, jego uszu dobiegł odgłos kroków. Jurij postanowił go zignorować – bądź co bądź, to mógł być ktokolwiek, kto zmierzał do łazienki – ale jak się okazało, nie miał tyle szczęścia.
- Jura! Witaj! – rozległo się nagle tuż nad jego uchem. – Dawnośmy się nie widzieli, co?
Młody łyżwiarz uchylił powiekę i z niejakim obrzydzeniem stwierdził, że niestety, słuch go nie mylił. Tym, kto go zaczepił, rzeczywiście był Maksim Orłow, znany i skądinąd wcale ceniony rosyjski choreograf. Jurij miał wątpliwą przyjemność spotkać go już kilka razy i szczerze gościa nie trawił. Facet dobiegał czterdziestki, nosił się, jakby był co najmniej dziesięć lat młodszy, do tego nadużywał żelu do włosów oraz tanich perfum, no i, jak niosła wieść gminna, sypiał z każdym, kogo trenował. Dla Jurija było to aż nadto powodów, by trzymać się od typa możliwie jak najdalej - a ów jak gdyby nigdy nic właśnie beztrosko pakował się z buciorami w jego przestrzeń osobistą, noż kurwa mać!
- Jak już przestałeś zawracać mi głowę, to spadaj – mruknęła nadzieja rosyjskiego łyżwiarstwa figurowego, na powrót zamykając oko. – Nie mam czasu na pierdoły.
- Och, widzę, że uroczy jak zwykle! – Orłow najwyraźniej ani myślał sobie pójść. - Myślałem, że Żelazna Lilia trochę spiłuje ci pazurki, ale widzę, że nic się nie zmieniłeś…
- Hę?! - Jurij Plisiecki zmarszczył brew. Że niby miałby złagodnieć u tej podstarzałej jędzy? Niedoczekanie! Choć artystką była świetną, to musiał przyznać.
- A, czyli jednak mnie słuchasz, Jura! – uradował się choreograf cokolwiek teatralnie. – Tak się cieszę! Byłbym niezmiernie rozczarowany, gdybyś mnie ignorował!
Łyżwiarz zgrzytnął zębami, krzywiąc się niemiłosiernie. Tyle jeśli chodzi o uniknięcie konfrontacji, wielkie ci dzięki, o rzeczywistości. Z nieskrywaną niechęcią otworzył oczy.
- Nie rób min, Jura, bo przedwcześnie dostaniesz zmarszczek i żadna dziewczyna cię nie zechce – rzucił tymczasem Orłow niby to żartem, podczas gdy grymas Jurija jeszcze się pogłębił. Bożeż ty mój, gdzie ten zgred kupował takie obrzydliwe szaliki! – Nie wiesz, jak mówią? Złość piękności szkodzi!
- Noo, to ty się chyba musisz notorycznie wściekać – odparował Jurij gładko. – Albo zwyczajnie masz taką gębę…
- Jakiś ty zabawny, Juraczka… - Choreograf posłał mu spojrzenie, którym mógłby obdarzyć małe, nieznośne, tresowane zwierzątko; Jurij nie znosił, gdy go tak traktowano. - U Yakowa pewnie nie możesz sobie teraz na tyle pozwolić, co?
Spierdalaj, pajacu, pomyślał Jurij, niemniej nie wypowiedział tej myśli na głos. Orłow roześmiał się.
- Swoją drogą, długo jeszcze zamierzasz trzymać się tego zgreda? Przyznaję, może i jest świetny, gdy przychodzi do podstaw, ale jedną nogą wciąż tkwi w poprzedniej epoce. On już niczego cię nie nauczy, chyba o tym wiesz. Co, Jura?
Jurij zerknął koso na rozmówcę. Wiedział, a jakże. Sam był w stanie dostrzec różnicę między metodami treningowymi Yakowa, a dajmy na to, Viktora, nawet jeśli ten ostatni nie był może najlepszym przykładem. Mimo to…
- Jeśli ci się roi, że przeniosę się do tego twojego pipidówka w Stanach, to chyba upadłeś na głowę. Zapomnij.
- A czemuż to? – Choreograf pytająco przechylił głowę w bok. - To całkiem dogodny moment… zwłaszcza że Yakow chyba znalazł sobie nowego lidera. No i... na ile wiem, chyba nic już nie trzyma cię w Rosji?
Jurijowi na dobrą chwilę odebrało mowę: ten dupek Orłow równie dobrze mógłby dźgnąć go nożem między żebra. Nie zamierzał jednak dać czegokolwiek po sobie poznać; to już wolałby zdechnąć.
- Odpowiada mi obecny układ – odparł chłodno; szlag, gdyby miał te cholerne słuchawki, zwyczajnie by je włożył i byłoby po rozmowie. Tymczasem wciąż musiał znosił obecność tego męczącego dziada…
Rzeczony dziad otaksował go spojrzeniem, po czym uśmiechnął się półgębkiem.
- Cóż ty nie powiesz, Juraczka? Na podium Skate Canada jakoś nie sprawiałeś takiego wrażenia…
Jurij zaciął usta. Z jego punktu widzenia Skate Canada było pieprzoną katastrofą. Pojechał dwa piekielne trudne, bezbłędne programy – a mimo to wciąż przegrał z kretesem. Bezlitośnie pokazano mu jego miejsce w szeregu… i nijak nie potrafił i nie zamierzał się z tym pogodzić. Ale żeby z tego powodu dać satysfakcję temu tu skunksowi zalatującemu piwonią na spirytusie? Nigdy.
- Jedna porażka jeszcze niczego nie zmienia – burknął. – Wiem, co robię nie tak i sam to rozpracuję. Nie potrzeba mi niańki, zwłaszcza takiej natrętnej.
- Sam, sam, sam… - Choreograf puścił obelgę mimo uszu. – Wiesz, Jura, jest wiele rzeczy, które znacznie przyjemniej robi się w towarzystwie. Szczególnie moim…
- Dziękuję, postoję. - Łyżwiarz skrzywił się, zniesmaczony. Ledwo dowierzał własnym uszom. Owszem, może i znał krążące szeroko plotki o prowadzeniu się Orłowa, ale czy ten podtatusiały lowelas naprawdę miał czelność sugerować… O fuuuuuj!
- Ciekaw jestem, czy Nikiforowowi też byłbyś taki niechętny… - westchnął tymczasem tamten, przyglądając się własnym paznokciom niby to z namysłem. - Poleciałeś za nim do Japonii z wywieszonym językiem…
- Obiecał zrobić dla mnie program. – Jurij w jednej chwili cały się zjeżył. Tak, zgadza się, miał co nieco na pieńku z Viktorem, ale nie będzie go żadna menda niewyżyta mieszać tutaj z błotem. – Zwiał, więc musiałem dopilnować, żeby dotrzymał słowa. I tyle.
- Doprawdy? – Choreograf popatrzył na niego spod wysoko uniesionych brwi. – I… jesteś zadowolony?
Jurij wzruszył ramionami. Drwiący ton Orłowa nie podobał mu się ani trochę.
- Mam, czego chciałem.
- Skoro tak mówisz… Spodziewałem się, że będziesz przynajmniej trochę rozczarowany. W końcu wolał tę japońską łamagę od ciebie…
- Yuuri Katsuki nie jest żadną łamagą – wycedził Jurij Plisiecki przez zęby z zacięciem, które zaskoczyło nawet jego samego. – Uczciwie z nim przegrałem, czy mi się to podoba, czy nie.
Poza tym to ja sam ustaliłem wtedy warunki, więc nie mam prawa się żalić ani zżymać, przemknęło mu przez głowę, ale tego nie powiedział już głośno. Orłow pokiwał głową z udawanym uznaniem.
- Ho, ho, proszę, proszę, jakże honorowo, jakże dorośle! Nie poznaję cię, Juraczka… Naprawdę nie jesteś nawet odrobinkę zazdrosny? Nie wolałbyś aby być na jego miejscu? Chyba wiesz, co o nich mówią…
- Nie zaglądam im do łóżka – warknął Jurij gniewnie. To było obrzydliwe, całkiem jakby dostał w twarz; no i jak ten kurwipołeć śmiał obrażać Viktora?! - Jeśli są szczęśliwi, nie obchodzi mnie, co robią poza lodem. Zresztą… coś ty się tak do nich doczepił, Orłow? Czyżbyś też miał kiedyś jakieś nadzieje…?
Zaraz, zaraz. Jurij szeroko otworzył oczy w nagłym olśnieniu. Oczywiście, to było to! Słyszał o tym, ale już kilka lat temu, nic dziwnego, że umknęło mu z pamięci.
- Racja – rzekł przeciągle, uśmiechając się szeroko. – Próbowałeś kiedyś przekabacić Viktora, co? A on cię spławił. Teraz już łapię dlaczego. Aż dziw, że w ogóle ktoś jeszcze chce u ciebie trenować…
Twarz Orłowa w kilka chwil przybrała barwę dojrzałego pomidora. Jurij uśmiechnął się paskudnie: jeśli miał szansę pognębić drania, to zamierzał wykorzystać ją do końca. Zwłaszcza że nieprędko mogła się powtórzyć.
- Chociaż… w sumie nie masz się teraz za bardzo kim pochwalić, co? To dlatego polujesz na znane nazwiska? Bo notowania lecą? Żałosne…
- Tak ci się wydaje, Juraczka? – Ku jego rozczarowaniu choreograf, choć w dalszym ciągu czerwony na twarzy, nie dał bardziej się sprowokować. - Że możesz tak zwyczajnie mi odmówić?
- A niby czemu nie? – Jurij zrobił krok ku wyjściu z korytarzyka, wbijając pięści w kieszenie i dając tym samym do zrozumienia, że rozmowę uważa za zakończoną. - Miałbym dawać jakieś specjalne fory takiemu staremu oblechowi jak ty?
- Bacz na słowa, Jura. – Orłow złapał go za ramię. - Niegrzecznych chłopców... zwykle spotyka kara.
- Ach tak? – prychnął łyżwiarz pogardliwie. - Przełożysz mnie przez kolano i złoisz tyłek?
- Znam ciekawsze sposoby. – Palce na jego ramieniu zacisnęły się mocniej. Jurij popatrzył na rozmówcę wrogo.
- To poćwicz je sobie na kimś w Stanach. Ja stąd spa-…
Nie zdążył dokończyć, gdy Orłow brutalnie popchnął go na ścianę, przyciskając go do niej całym ciałem i boleśnie wykręcając mu ramię w tył. Jurij rozpaczliwie spróbował się wyrwać, ale napastnik był od niego znacznie silniejszy. Serce podeszło mu do gardła. Kurwa… Co teraz? Nie spodziewał się, że…
- Jak widzisz, Juraczka – wymruczał mu ten skurwysyn prosto w ucho – potrafię być bardzo przekonujący.
Chłopak raz jeszcze szarpnął się, chcąc się uwolnić, ale bez skutku. W odpowiedzi choreograf jeszcze mocniej przyszpilił go do ściany, kolanem rozsuwając mu nogi.
- Nie szarp się, Jura – wysyczał. – Bo przestanę być taki miły…
- Puszczaj! – Jurij Plisiecki ani myślał usłuchać. Nie wolno mu było okazać słabości, czuł to całym sobą. - Łapska przy sobie, pierdolony zboczeńcu!
- Cśśśś… - Orłow nawinął sobie na palec kosmyk jego włosów. – Ani mi się śni. Mam swoje… plany.
Jakby na potwierdzenie tych słów złapał Jurija za pośladek, by zaraz potem wsunąć mu dłoń między nogi. Łyżwiarz zagryzł wargi; marzył tylko o tym, by odepchnąć napastnika i uciec, wiedział jednak – i była to straszliwa świadomość – że nie ma na to szans. Szczególnie że, sądząc po sile, z jaką ten chory pojeb ściskał jego rękę, byłby pewnie gotowy nawet mu ją złamać…
Zacisnął powieki, starając się za wszelką cenę nie myśleć, gdzie dotyka go Orłow. Jezu… To się nie mogło dziać naprawdę, zwyczajnie nie mogło…
- Co tam, Jura? Zapomniałeś języka w gębie? – zadrwił choreograf. Jurij poczuł na szyi jego oddech; zdecydowanie za blisko. – Mam ci przypomnieć, jak się go używa…?
Jeśli… jeśli spróbuje mnie pocałować, pomyślał chłopak z poczuciem, że chyba zaraz zwymiotuje, to…
Nie zdążył dokończyć myśli, gdy ten parszywiec bezceremonialnie wepchnął mu język do ucha, by następnie przeciągnąć nim po jego szyi. Jurij niemal krzyknął z obrzydzenia, ale gardło miał tak ściśnięte, że z jego ust nie dobył się żaden dźwięk. Napastnikowi nie umknęła jednak jego reakcja.
- Proszę, proszę, Juraczka… Czyżby zaczynało ci się podobać? Bo wiesz, tak między nami… Coraz większą ochotę mam na ciebie…
Łyżwiarz poczuł, jak na dźwięk tych słów krew odpływa mu z twarzy, a serce jeszcze przyspiesza rytmu. Boże przenajświętszy… Ten skurwiel naprawdę zamierzał go…
Jurij zadrżał. Dlaczego…? Czemu akurat jego to spotykało…? Nigdy nawet nie miał dziewczyny, a teraz… teraz… I… przecież nie zrobił nic złego…!
- Powiedz, Jura, robiłeś to już z kimś? – zagadnął tymczasem Orłow tonem beztroskiej pogawędki. Jego dłoń, błądząca dotąd między udami Jurija, zmieniła rejon zainteresowania, na chwilę zatrzymując się na biodrze, po czym wdarła się pod koszulkę na brzuchu. – Swoją drogą, świetne miejsce sobie wybrałeś; marne szanse, że ktoś nas tu zobaczy…
To powiedziawszy, ponownie przesunął mu językiem po szczęce – obrzydliwe, przestań, jakim prawem?– po czym pewnym ruchem wepchnął rękę za pasek spodni Jurija.
Łyżwiarz targnął się w odruchu desperacji, nie zważając na ból w wykręconym ramieniu – nie mógł na to pozwolić, nie mógł! – ale w tej samej chwili choreograf naparł barkiem na jego plecy.
- Uważałbym, Juraczka – wycedził ostrzegawczo. – Jeszcze niechcący uszkodzisz sobie te kruche kosteczki i co wtedy poczniemy? Hmmm?
- Zostaw mnie… – zdołał wydusić Jurij. Bał się, panicznie się bał, a oczy piekły od łez – a mimo to nie zamierzał dać swojemu napastnikowi tej satysfakcji. Nie rozpłacze się, nie okaże otwarcie strachu przed tym zasranym kutafonem… – Zostaw mnie wreszcie, ty popieprzony skurwysynu!
Nacisk na jego łopatkę i ramię jeszcze się wzmógł; chłopak ledwie się powstrzymał, by nie krzyknąć z bólu
- Grzeczniej, Jura… - warknął Orłow. – Masz ci los… A już myślałem, że czegoś się nauczyłeś…
- Pierdol się… - tchnął Jurij ochryple w odpowiedzi. Przynajmniej tyle jeszcze mógł zdziałać. – Cokolwiek mi zrobisz… wszyscy się dowiedzą. Wszyscy, rozumiesz…? Więc…
- Ach, prawda – przerwał mu choreograf tonem, jakby doznał objawienia. – Całkiem wyleciało mi z głowy… Miło, że zechciałeś mi przypomnieć…
Młody łyżwiarz nie zdążył nijak zareagować, gdy mężczyzna gwałtownie szarpnął go za ramię, obracając twarzą ku sobie, a potem zachłannie wpił się w jego usta. Jurija w pierwszym odruchu aż zemdliło, po czym zrobił jedyne, co przyszło mu do głowy: ugryzł Orłowa w dolną wargę.
Choreograf odskoczył odeń jak oparzony, klnąc plugawie – następnie zaś odwinął się i z całych sił trzasnął go w twarz.
Jurij jęknął, uderzywszy potylicą o ścianę; na chwilę pociemniało mu w oczach. Następnym, co zarejestrował był błysk flesza – po czym nagle uświadomił sobie, że Orłow trzyma w ręku jego własną komórkę. W szamotaninie sprzed chwili nie poczuł nawet, jak wyciągnięto mu ją z kieszeni…
- Oddawaj! – zażądał wściekle. – Kto ci, kurwa, pozwolił?! I… co ty właściwie wyprawiasz, do ciężkiej cholery?
- Wspaniale wyszedłeś, Juraczka. – Jego prześladowca z niewzruszonym uśmieszkiem podniósł wzrok znad wyświetlacza. – Ten ślad na twarzy świetnie pasuje do całości, aż żałuję, że nie poszła ci krew z nosa… Myślisz, że powinniśmy pokazać to zdjęcie twoim znajomym w internecie?
Jurij Plisiecki poczuł, że blednie. Może brzmiało to dziwnie na tle wszystkiego, co już zaszło, ale miał cholernie niedobre przeczucia.
- C-co ty kombinujesz? – zapytał zduszonym głosem. Orłow uśmiechnął się szerzej.
- Przecież sam chciałeś, żeby wszyscy się dowiedzieli, nieprawdaż, Juraczka? Może wrzucimy fotkę na twój instagram, co? Oczywiście, ze stosownym podpisem, hmmmm… Co powiesz na „zobaczcie, co mi zrobił Viktor Nikiforow"?
Oczy Jurija rozszerzyły się w nagłym zrozumieniu, a żołądek zmienił się w bryłę lodu.
- Nie zrobisz tego… – wyszeptał. – Natychmiast oddawaj telefon, ty ścierwojebie!
- Hola, wolnego, wolnego! – Mężczyzna sprawnie usunął aparat z jego zasięgu. – Czyżbyś nagle zmienił zdanie? Doprawdy, całkiem nie rozumiem, o co ci chodzi…
Łyżwiarz zacisnął pięści. Orłow wciąż miał go w garści; teraz jednak na szali znalazło się znacznie więcej. Jeden fałszywy ruch – i życie Viktora mogło runąć jak domek z kart. Jurij nie mógł do tego dopuścić.
- Czemu…? Czemu go do tego mieszasz? Viktor nie ma z tym nic wspólnego…!
- Doprawdy? – Choreograf popatrzył na niego z nieskrywaną kpiną. – Tak ci się wydaje, Jura?
Jurij zmrużył oczy… po czym nagle dotarło do niego, o co chodzi Orłowowi.
- Chcesz się na nim zemścić… – stwierdził ze zgrozą. – Zniszczyć go, bo miał odwagę ci odmówić… a ze mną przy okazji zrobić to samo. O to ci chodzi. Zgadza się, ty kupo gnoju?
- No proszę, Juraczka, jeśli zechcesz, to potrafisz używać szarych komórek. – Tym razem ten podlec nawet nie zaszczycił go spojrzeniem, pozornie całą uwagę poświęcając telefonowi Jurija, który trzymał w dłoni. – Właśnie tak. Chcę, by ten smarkacz przekonał się na własnej skórze, jak to jest stracić coś, na czym ci zależy… Coś, co wypuściło się z rąk, chociaż należało o to walczyć…
- Ty serio jesteś chory! – Łyżwiarz zaśmiał się gorzko, niemal wbrew samemu sobie. – Nie, wróć… Tobie do reszty odjebało! Porównujesz jego i siebie? Poważnie? Swoją sytuację z tą, w którą chcesz go wpakować? Kogo ty chcesz oszukać, ty pieprznięty, stary pryku? Nigdy go nie straciłeś… bo, do cholery, nigdy go nie miałeś! Nigdy, dociera?! On sam ci odmówił… więc do ciężkiej kurwy nędzy przestań pozować na pieprzonego męczennika! A zresztą…
Urwał. O tym nie chciał mówić, nawet jeśli mogłoby znacząco podbudować jego argumenty. Nawet jeśli była to prawda i Viktora rzeczywiście ani trochę nie obchodziła osoba Jurija Plisieckiego…
Uciekł spojrzeniem – i wtedy Orłow pogłaskał go po policzku, gestem, który komuś postronnemu mógł wydać się pieszczotliwy, ale w Juriju budził wyłącznie odrazę.
- Ech, Jura, Jura… Myślisz, że przejmowałbym się takimi bzdurami? Wierz mi, to tylko przeszkadza w życiu, a ja jestem prosty człek i nie lubię zbędnych komplikacji. Wystarczy mi, żeby cierpiał, cierpiał za każdym razem, gdy na zawodach będzie cię widział koło mnie, ze świadomością, że przecież mógł cię ocalić…
Mniej więcej od połowy tej przemowy Jurij słuchał już tylko jednym uchem. Orłow tak się nakręcił, że bezwiednie opuścił nieco rękę z telefonem. Gdyby tylko sięgnąć dość szybko, to może…
- O nie, nie, nie, Jura. – Choreograf musiał dostrzec jego spojrzenie. – Jeśli spróbujesz mi go zabrać, natychmiast wyślę wiadomość… Chcesz aż tak ryzykować? Chyba zależy ci, by twój kochany Viktor zachował twarz, hmmm?
Chłopak tylko gniewnie szarpnął głową w bok; w efekcie ani się spostrzegł, gdy Orłow znalazł się tuż przy nim.
- Widzę więc, że mamy jasność. – Mężczyzna brutalnie ujął go pod brodę, po czym równie raptownie puścił. Jurij zadrżał, uświadamiając sobie z nową siłą, że zagrożenie bynajmniej nie minęło, a chwilowe poczucie bezpieczeństwa, w które prawie uwierzył, gdy Orłow przestał go obmacywać, okazało się złudne. – Jeśli tak, to po pierwsze, będziesz teraz cicho. Niezależnie od tego, co stanie się za chwilę. Po drugie, przejdziesz pod moją... opiekę. Bez obaw, jesteś tak zdolny, że o starty i premie martwić się nie musisz... o ile będziemy się dobrze dogadywać, jasne?
Jurij Plisiecki nie odpowiedział. Nie mógł się zgodzić na taki obleśny, uwłaczający układ, wszystko w nim aż krzyczało w niemym proteście. Jednak jeśli choć trochę zależało mu na Viktorze…
Nie zdołał podjąć jakiejkolwiek decyzji – czy to w ogóle było możliwe? – gdy Maksim Orłow ponownie pochylił się nad nim, z twarzą nieprzyjemnie blisko jego policzka.
- I co, Juraczka? To jak będzie?
